
Ja też Tobie chcialam podziekowac...no ja to szczegolnie za....cierpliwosć do mnie

Kawał siebie tu zostawiłes
Dobra robota !
Spelniaj sie w życiu a tu...po prostu bądź z nami

Powodzenia i pozdrawiam

Moderator: Moderatorzy
Monti .... ja się dowiedziałam od matki mojego męża jak on to strasznie cierpi, że on na pewno by się ze mną pogodził i "spotykał" się dalej ze mną mną gdybym tylko dała mu znać.Monti pisze: ↑07 lis 2019, 11:13Wracając do mojej historii- jakiś czas temu z trzeciej albo i czwartej ręki dowiedziałem się, że moja żona rzekomo chciałaby się pogodzić (a przynajmniej takie wrażenie miała odnieść jej siostra). Dowiedziałem się też, że moja żona rzekomo miałaby cierpieć na depresję.
Osoba, od której pochodzą te rewelacje nie jest specjalnie wiarygodna, ale jednak te informacje mocno mną poruszyły. Wydaje mi się to o tyle dziwne, że żona nie daje tego w żaden sposób po sobie poznać. Wprawdzie, tak jak pisałem wyżej, od czasu do czasu okazuje mi swego rodzaju życzliwość, ale nie ma żadnego przełomu i zdaje się trwać w decyzji o oddzielnym życiu.
Może oczekuje, że ja wykonam jakiś krok? Nie wiem, ale po wielu zranieniach jakich doznałem, nie mam specjalnej ochoty wystawiać się na kolejne. Z drugiej strony, może jest to jakaś szansa...
Jakiś miesiąc temu z naszego domu wyprowadziła się po osiągnięciu pełnoletniości dziewczyna, której opiekunem prawnym była żona. Być może żona odczuła jakąś samotność. Być może książę na białym koniu przez ostatni rok nie przyjechał. Nie wiem...
Monti,Ewuryca pisze: ↑07 lis 2019, 11:48Monti mogę ci powiedzieć tylko, że kiedy przyjechałam na rozwód to nie chciałam go brać i chciałam się pogodzić z mężem ale w żaden sposób mu tego nie zakomunikowałam. Moja natura kobieca podpowiadała mi, że to on ma o mnie zawalczyć i pokazać, że mu zależy. Muszę dodać, że to było przed nawróceniem wiec w dużej mierze kierowałam się poczuciem skrzywdzenia zamiast stanąć w prawdzie co do moich uczuć. Czy twoja żona ma tak samo tego nie wiem, ale jest taka możliwość. Czasem to ze mówi do kogoś i wie ze się o tym dowiesz może już być takim sygnałem w twoją stronę.
Jeśli to z takich powodów chciałaby, żebyś się wprowadził z powrotem, to "powtórka z rozrywki" bardzo prawdopodobna po tym, jak załatasz te powody.Monti pisze: ↑08 lis 2019, 10:08Dzięki za miłe słowa. Przede mną ciągle jeszcze długa droga do odzyskania równowagi i wyzwolenia się z lęku.
Co do żony, to ciągle ją kocham i tęsknię. Niestety, od jakichś trzech lat różnice między nami zaczęły się pogłębiać na wielu płaszczyznach (m.in. jeśli chodzi o światopogląd i podejście do małżeństwa oraz wizję rodziny). Od roku nie mieszkamy razem i w pewnym sensie musielibyśmy się na nowo poznawać. Przede wszystkim, przed podjęciem jakichkolwiek wiążących decyzji, musielibyśmy solidnie przerobić problemy, które doprowadziły do rozstania. Żona ciągle podnosi wobec mnie te same zarzuty, dalej trwa w swoim zranieniu. Z drugiej strony, zaczęliśmy ostatnio rozmawiać o przyjęciu pierwszokomunijnym (to dopiero za półtora roku, ale duża część rodziców ma już zarezerwowane lokale, co wg mnie jest dość dziwne). Spodziewałem się, że żona nie będzie chciała widzieć kogokolwiek z mojej rodziny, ale - o dziwo - nie miała z tym problemu. Może naszła ją jakaś refleksja, bo w zasadzie na własne życzenie została sama, prawie 500 kilometrów od swojej rodziny pierwotnej (z którą też ma słaby kontakt) i przez połowę tygodnia bez dziecka. Może ma jakieś koleżanki, ale nie wiem, jak bliskie są to relacje. To nawet jak na introwertyka słaba perspektywa. Do tego pewnie ciężko jej samej utrzymać dom i jeszcze spłacać część kredytu.
Obawiam się właśnie "powtórki z rozrywki", ale mimo wszystko przez ten rok w dużej mierze się odbluszczyłem, wiem, że potrafię nawet całkiem dobrze funkcjonować bez żony, więc w razie potrzeby będę mógł się wycofać w odpowiednim momencie, przed ewentualnym kolejnym atakiem.
Mój wątek tak się rozrósł, że niedługo będę mógł konkurować z Ukaszem:D W każdym razie ciesze się, że może być on pomocny także innym. Dziękuję za miłe, choć chyba niezasłużone słowa, bo w niektórych obszarach ciągle stoję w miejscu i bardzo mnie to frustruje.Małgorzata Małgosia pisze: ↑09 lis 2019, 16:52Jednak się pomyliłam: jestem już na 30 stronie historii
Dopowiem jeszcze, że Twój wątek jest mi bliski z różnych powodów, jednym z nich jest adopcja dziecka. My przeszliśmy całą procedurę i ostatecznie nic z tego nie wyszło.
Ja mam wielki talent do wypierania uczuć i racjonalizacji tego co mnie boli. Dopiero teraz powoli dokopuję się do różnych rzeczy.
Jedną z takich rzeczy jest nieprzepracowana trauma niemożliwości posiadania dziecka. U mnie to polega na tym, że jak mnie ktoś pytał czy mam z tym problem to absolutnie nie i głęboko w to wierzyłam. Nie czuję dyskomfortu, uśmiecham się, w sumie to całkiem dobrze mi bez dzieci itp. itd. zawsze z przyklejonym uśmiechem.
U nas jest tak, że teoretycznie możemy mieć dzieci, nie ma biologicznych przeciwwskazań. Tzw. niepłodność idiopatyczna. Myślę, że kobiecie może jednak rozsadzić od środka psychikę, nieprzepracowanie na serio tego, że nie urodzi dziecka. Bo z tego co na razie przeczytałam Twoja żona od początku małżeństwa nie była taka niezrównoważona?
Taka refleksja mi się narzuciła, chociaż oczywiście nie chodzi o to, żeby dokonywać analizy żony lub szukać wytłumaczeń. Bo wiem już, że nie o to chodzi (ja niestety tak w moim związku funkcjonowałam).
Cudownie, że Wam się udało i macie syna. Ja mam w sobie ogromny żal w tym temacie, nawet adopcja nie doszła do skutku....
Niestety po zagłębieniu się w temat adopcji straciłam swoje idealistyczne podejście do osób zawodowo tym się zajmujących. Wbrew temu co sobie wyobrażałam, nie każdy pracujący tam psycholog czy pedagog jest "oddany sprawie", pracuje w ośrodku, bo ma powołanie. Jak wszędzie i tam zdarzają się osoby, które po prostu nie miały lepszej propozycji pracy. Takie życie.Zastanawiające jest też to, że w trakcie dość szczegółowych badań psychologicznych i licznych rozmów ze specjalistami w ramach procedury adopcyjnej nie wykryto u nas żadnych nieprawidłowości. Mimo to, niedługo potem wszystko się posypało.