ANATOMIA UPADKU

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Nepsis
Posty: 97
Rejestracja: 27 paź 2022, 5:24
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

ANATOMIA UPADKU

Post autor: Nepsis »

Pokój Wam!

Jakiś czas temu pojawiłem się tu z wątkiem w którym opisałem "Anatomię Upadku" i kryzys w jakim się znalazło moje małżeństwo.
Minęło sporo czasu tj. kilka miesięcy od tego momentu. Sam wątek prosiłem administrację o zdjęcie, gdyż będąc totalnie rozwalonym psychicznie i przerażonym podałem byt wiele szczegółów. Dziękuję moderacji za wsparcie. Dziękuję każdemu kto poświęcił swój czas na rozmowę ze mną. To wiele dla mnie znaczyło i znaczy nadal - co więcej zdarzało mi się odsyłać ludzi spotkanych w internecie np na forach modlitewnych tutaj, a którzy właśnie przechodzili poważny kryzys.

U mnie... cóż.

Dla przypomnienia opiszę. Jesteśmy małżeństwem z prawie 20 letnim stażem, wielodzietnym - nastolatkowie i maluchy.
Oboje wierzący poznaliśmy się we wspólnocie Katolickiej. Oboje z deficytami wyniesionymi z domów rodzinnych, u mnie praktycznie dom nie istniał, u żony pijący tata.

Okresy kryzysów i kłótni pojawiły się z czasem, problemy w komunikacji, moje problemy z uciekaniem w pornografię z którą walczyłem otwarcie wszem i wobec szukając pomocy - czym także poraniłem żonę, do tego problemy finansowe,... łączyła nas wiara w to, że Bóg jest z nami. W tym wszystkim pomimo problemów i kłótni te okresy przeplatały się z okresami tak samo świetlistymi to taka sinusoida. Nie było zero - jedynkowo. Kryzys duchowy pojawił się w trakcie, szukaliśmy pomocy już nie we wspólnocie, a gabinetach terapeutycznych. Ja pod koniec rocznej terapii nawiązałem przelotny romans z moją pierwszą miłością z przed małżeństwa. Wycofałem się z tego - i pomimo, że nie doszło do współżycia to kontakt fizyczny był i do tego spotkania co tydzień - lub dwa, na których zgodnie ustaliliśmy, że to ogromna krzywda i się wycofujemy i zrywamy definitywnie kontakt. I tak nieudolnie zrywaliśmy, a ja czułem, że się pogubiłem. Poszedłem z tym do żony, powiedzieć jej... licząc, że nie mogę tego ukryć, że nie wyobrażam sobie wejść głębiej w relację ukrywając to. Nie wziąłem pod uwagę jednak, że jej struktura psychiczna, jej serce, jej już i tak spore poranienie i dystans do mnie (trzymała ją wiara)., że nastąpi krach całkowity. Wierzyłem w siłę rodziny...

Kompletnie nie wziąłem pod uwagę, że ją zmiażdżę tym.. nie podniosła się z tego. Rozsypała się, dostała depresji, do tego zakochała się w sposób urojony (tak na poziomie psychozy - realnych urojeń psychotyczych w kimś kto jest serio poza zasięgiem, ale znamy go oboje - medycznie to zjawisko ma swoją nazwę nawet). Nalegała bym wyprowadził się z domu. Byłem przerażony jak dotarło do mnie jak ogromną krzywdę wyrządziłem jej i dzieciom, a także sobie koniec końców. Błagałem ją o przebaczenie, zacząłem porządkować swoje życie, zawsze byłem zaangażowany w dom, gotowanie, sprzątanie etc. ale teraz przejąłem wszystko... żona po stanie depresji, będąc w stanie zakochania podjęła decyzję, że skoro ja zostaję w domu, to ona się wyprowadza. Tak z tygodnia na tydzień nasza więź zamroziła się, żona całkowicie przyjęła strategię blokady - ja nadal mam uczucie i więź w sobie żywą, ale żona nie ma ochoty na powrót, żadną miarą... całkowicie przewartościowała wszystko, chce zacząć życie od nowa, z kimś nowym... projektuje. Z naszej relacji pamięta tylko to co było raniące i to z dokładnością milisekundy. Nie ma równowagi w ocenie... moja osoba jest dewaluowana do poziomu toksycznego psychola... bardzo mnie to rani i analizuje, szukam co zrobiłem źle... wtedy zaczyna do mnie docierać, że to nie do końca tak. Odkrywam, że tak jak dewaluuje mnie, tak idealizuje obiekt zakochania. 0-1 0-1 0-1. Mam dni, że sam myślę o sobie taki najgorszy sposób, mam dni kiedy widzę, że to nie tak... że prawda leży inaczej rozłożona. Bez Chrystusa nie da się tego zważyć i zmierzyć.

Teologicznie małżonka całkowicie stworzyła nowe konstrukty nie mające za wiele wspólnego z nauką Kościoła i nie ma tu już pola do rozmowy, poznała także osobę która stwierdziła nieważność zawartego sakramentu małżeńskiego. Plus sama nawiązała kontakt z osobą z którą wspierają się w kwestiach rozwodowych. Zostałem sam z dziećmi, cały dom na głowie, żona przyjeżdżała co dwa dni, popołudniami i znikała wieczorem.

W tym tygodniu kolejny raz jasno i konkretnie mówi, że to koniec, że nie jestem już jej mężem. Że zaczyna życie od nowa. Chce podzielić się opieką nad dziećmi po równo etc. Ja cały czas mówię, że nie będziemy się rozwodzić, ale tracę siły... nie mam na nią wpływu, mam wpływ tylko na moje decyzje i zawierzać to Bogu. Do tego no już wiem, że ma zaburzenia w postaci psychozy z urojeniami, ale to nie ma nic do rzeczy w przypadku kiedy ona żąda i dąży do rozwodu - dostanie go z chorobą także. Tylko dzieci w tym wszystkim - one czekają na nasze pojednanie.

Jestem w trakcie terapii, duchowo czuję, że się przebudziłem i odnawiam więź z Bogiem, powracam do pierwotnej miłości, a nawet dojrzewam w obszarach które były kompletnie połamane. Jednocześnie zżera mnie poczucie winy i czasami dopada lęk. Zrobiłem co mogłem. Przez kilka miesięcy pracowałem, gotowałem, sprzątałem i opiekowałem się dziećmi najlepiej jak potrafiłem, przekazywałem im wiarę. Teraz walczę o nas, ale widzę, że ona jest tak cięta... i nic tego nie zmieni. Kwestie duchowe poddaje pod wątpliwość, jakby wymyślała swoją teologię - gdzie jest po kilkunastoletniej formacji. Tłumaczę, że jest w tym też choroba... nie mam na to wpływu. Po ludzku czuję, że przegrałem naszą relację.

Ciekawe jest również to, że zarówno terapeutka jak i np spotkany Jezuita na informacje o kontakcie z "Sychar" robili kwaśną minę i odradzali mi ... tylko w sumie nie wiem czemu... taki sceptycyzm wynikający z radykalizmu tych grup, a przecież jestem po lekturach i nie odbieram tego tak.

To co mogę, to podjąć decyzję, że ja wierzę w sakrament naszego małżeństwa i podejmuje decyzję by trwać nadal bez względu na jej decyzje. Dzieciom pokazać wiarę i modlić się za nie. Jednocześnie czuję jak depresja zaczyna kroczyć za moją głową... tuż tuż. Zaczęły się dni kiedy po prostu nie miałem już siły na nic. Przede mną sąd, prawnicy, kompletnie nie chcę tego... boję się co będzie z opieką nad dziećmi. etc.

Z Bogiem
"Zło nie jest tak złe jak Dobrym JEST Dobro!" C.S. Lewis
Al la
Posty: 2761
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: ANATOMIA UPADKU

Post autor: Al la »

Witam ponownie, zgubiony.

Dobrze, że wróciłeś.
Dziękuję każdemu kto poświęcił swój czas na rozmowę ze mną. To wiele dla mnie znaczyło i znaczy nadal - co więcej zdarzało mi się odsyłać ludzi spotkanych w internecie np na forach modlitewnych tutaj, a którzy właśnie przechodzili poważny kryzys.
To ważne, co napisałeś.
Ciekawe jest również to, że zarówno terapeutka jak i np spotkany Jezuita na informacje o kontakcie z "Sychar" robili kwaśną minę i odradzali mi ... tylko w sumie nie wiem czemu... taki sceptycyzm wynikający z radykalizmu tych grup, a przecież jestem po lekturach i nie odbieram tego tak.
Ja też nie wiem czemu, i nie uważam, żeby stawanie w prawdzie wobec swojej wiary i wierności Bogu i przysiędze małżeńskiej było radykalizmem.
Tak jak mówi ks. Marek Dziewiecki- traktowanie serio Boga i tego, co nam przekazuje w Słowie Bożym.

Pozdrawiam i przypominam o uważności w podawaniu szczegółowych informacji.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
Dziewczynazzapalkami
Posty: 72
Rejestracja: 07 mar 2023, 0:03
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: ANATOMIA UPADKU

Post autor: Dziewczynazzapalkami »

zgubiony pisze: 11 kwie 2023, 17:25
Jestem w trakcie terapii, duchowo czuję, że się przebudziłem i odnawiam więź z Bogiem, powracam do pierwotnej miłości, a nawet dojrzewam w obszarach które były kompletnie połamane. Jednocześnie zżera mnie poczucie winy i czasami dopada lęk. Zrobiłem co mogłem.
Pielęgnuj to. Radziłam wcześniej, tobie też poradzę - codziennie wieczorem wprowadź modlitwę dziękczynną za otrzymane w danym dniu łaski. I staraj się wymienić tyle ile się da. Nic tak nie buduje jak świadomość, że do Boga modlisz się nie tylko "po prośbie", ale zaczynasz sobie zdawać sprawę z tego, że Ten cały czas wokół ciebie działa i okazuje Miłosierdzie, którego my nie widzimy przez otaczające nas zło i smutki.
zgubiony pisze: 11 kwie 2023, 17:25 Przez kilka miesięcy pracowałem, gotowałem, sprzątałem i opiekowałem się dziećmi najlepiej jak potrafiłem, przekazywałem im wiarę.
Tu się wypowiem jako dziecko osoby, która w pewnym momencie życia się zagubiła. Nie mów: przekazywałem, ale przekazuj ją dalej. Najlepiej swoim własnym świadectwem. U mnie w domu był zwyczaj modlić się razem wieczorem. Polecam, bo mimo że jako dziecko niekoniecznie mi się chciało, to ostatecznie, jako dorosła sama nauczyłam swojego męża wspólnej modlitwy :)
Modlitwa za twoje dzieci jest bardzo dobra, ale wspólna modlitwa jeszcze was do siebie zbliży. Na prawdę warto.
zgubiony pisze: 11 kwie 2023, 17:25 Ciekawe jest również to, że zarówno terapeutka jak i np spotkany Jezuita na informacje o kontakcie z "Sychar" robili kwaśną minę i odradzali mi ... tylko w sumie nie wiem czemu... taki sceptycyzm wynikający z radykalizmu tych grup, a przecież jestem po lekturach i nie odbieram tego tak.
Ani za Jezuitę, ani za terapeutkę nie dam sobie ręki uciąć, ale zawsze bierz pod uwagę fakt, że człowiek może mieć złe doświadczenia związane z pojedynczymi członkami grupy i równocześnie przez to nastawić się negatywnie od razu do całego stowarzyszenia. Warto się pomodlić i gdy będzie się gotowym samemu podjąć decyzję o przystąpieniu do organizacji czy nie.

zgubiony pisze: 11 kwie 2023, 17:25 To co mogę, to podjąć decyzję, że ja wierzę w sakrament naszego małżeństwa i podejmuje decyzję by trwać nadal bez względu na jej decyzje. Dzieciom pokazać wiarę i modlić się za nie. Jednocześnie czuję jak depresja zaczyna kroczyć za moją głową... tuż tuż. Zaczęły się dni kiedy po prostu nie miałem już siły na nic. Przede mną sąd, prawnicy, kompletnie nie chcę tego... boję się co będzie z opieką nad dziećmi. etc.

Z Bogiem
Właściwie mogę jedynie powtórzyć: modlitwa dziękczynna, dzieci. Nie wiem, dlaczego ktokolwiek odradzał ci "sychar", ale warto byś znalazł wsparcie. A grupa ludzi z podobnymi poglądami i problemami to mógłby być dobry pomysł. Polecam zająć się tym jak najszybciej, tym bardziej że pisałeś o jakiś stanach depresyjnych. Skup się teraz na sobie i dzieciach.

A jeżeli chodzi o twoją żonę; nie podejmę się żadnej opinii, tym bardziej że pisałeś sam o tym, że ta ma załamanie i – co gorsza – otacza sie ludźmi, którzy jeszcze bardziej ją w jej przemyśleniach utwierdzają. Jedyne co mogę świadomie i z czystym sumieniem doradzić, to modlitwa w intencji, by ta spotkała jakąś osobę, która "da jej światło".
A i ja sama dołożę w waszej intencji cegiełkę i się pomodlę ;)
Trzymaj się,
z Bogiem wszystko będzie dobrze ;)
i powodzenia :)
Nepsis
Posty: 97
Rejestracja: 27 paź 2022, 5:24
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: ANATOMIA UPADKU

Post autor: Nepsis »

Tak dzisiaj myślę czytając wątki na Forum. Czytałem co pisała "Koszmar" o swojej niechęci do powrotu męża.
Zaczynam powoli rozumieć, że moja żona po prostu się wypaliła. Nie udźwignęła ciężaru jaki jej zwalałem latami na plecy swoimi wadami, grzechami... miała do tego swoje ograniczenia wynikające z historii. Jest delikatna i krucha.
Na pewno jej nie pomogłem.

Całe środowisko patrzy teraz na nią oceniając ją negatywnie, no bo ja staram się ratować rodzinę, pracuję nad sobą, przeżyłem na nowo przebudzenie duchowe i bardzo jej współczuję, traktuję serio ją i dzieci. Natomiast tu u niej dochodzą jeszcze zaburzenia i pojawiła się choroba psychiczna po załamaniu nerwowym, plus to zakochanie jakie ma (myślę, że to reakcja obronna mózgu)...

Sam się zastanawiam i mówię Boże, no to ja wywołałem u niej ten stan całym sobą. Moje deficyty, mój egoizm... dociera do mnie, że chcę chronić dzieci, ale nie przed nią, tylko przed tym co dzieje się między nami. Boję się sądu - niesprawiedliwych wyroków, dziwnych opinii pań psycholozek etc. Obecnie żona skleiła mój obraz jako jedną wielką dewaluację mojej osoby. Przy czym ja wiem, że to nie tak do końca było. Problem był w nas obojgu - nawet jeśli mój wkład był intensywniejszy to jej był rozłożony na raty i równie długi.

Czuję pokój w sercu, czuję, że Duch Święty jest obecny ze swoimi darami - widzę to, z drugiej strony tak bardzo chciałbym z tą wiedzą którą mam i tą przemianą jakiej doświadczam móc budować od nowa.

Mam sporo myśli, kurcze tak łatwo udziela się ślubu sakramentalnego teraz widzę, że jeśli chodzi o duszpasterstwo małżeństw, kazania to trzeba faktycznie szukać i profilować samemu sobie pokarm duchowy. To bardzo poważna sprawa. Wiem, że Tata Niebieski widzi to co się dzieje ze mną i nią. Z dziećmi... Wierzę, że przeprowadzi nas w tej kruchości, tylko ta kruchość wymaga zaufania mu... a wiem, że będą się działy trudne rzeczy. Już się dzieją.
"Zło nie jest tak złe jak Dobrym JEST Dobro!" C.S. Lewis
Nepsis
Posty: 97
Rejestracja: 27 paź 2022, 5:24
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: ANATOMIA UPADKU

Post autor: Nepsis »

Minęło trochę czasu. Wydarzyło się wiele. Dzieję się cały czas.
Czytałem wątki na Forum. Dociera do mnie rzeczywistość. Ona jest taka, a nie inna.
Moja małżonka chce mediacji i rozwodu. Złożyłem wniosek o zabezpieczenie miejsca pobytu dzieci, ale odebrała to jako atak i zapowiedziała odwet w takim razie z orzeczeniem o mojej winie. Więc mediacja wydaje się sensowniejsza ze względu na dobro dzieci. Nie zatrzymam jej, kocham ją i cierpię bardzo, wiem, że zawaliłem jako mąż, wiem, że ona też ma swoją historię... Mogę jedynie w tej sytuacji w jakiej jest pogorszyć wszystko próbując zgrywać teraz katolika który walczy o sakrament - który zresztą Ona zamierza poddać ocenie, czy był ważnie zawarty. Ok... pomyślałem, w sumie sam chciałbym to wiedzieć - jednak obecnie 7/10 małżeństw dostaje w PL stwierdzenie. To przykre.

Psychicznie jestem wyczerpany. Duchowo mam spore wątpliwości. Wszystko co mówi moja żona na temat małżeństwa i mnie to prawda - część prawdy. Tylko, że w tej prawdzie nie ma mnie, są tylko jej rany, jej marzenia, potrzeby... i ja to przyjmuję. Gdy próbuję powiedzieć o sobie, kończy się tym, że no widzisz nie dopasowaliśmy się to kolejny dowód na to, że nie powinniśmy być razem. Więc nie próbuję już nawet mówić, że coś mnie raniło i jakie były moje potrzeby. Zrozumiałem, że taki rodzaj rozmowy w sytuacji gdy ona z całych sił ucieka i chce się uwolnić nie ma sensu. Jest przekonana, że Bóg jej pomaga uwolnić się z małżeństwa ze mną. Sam czasami zaczynam w to wierzyć.

Ogólnie martwię się o dzieci. Żona twierdzi, że dzięki rozwodowi będą szczęśliwe, że pozna kogoś kto z kim zbuduje lepsze wzorce dla nich. Bardzo mnie to rani. Nie mam na to wpływu i rozumiem, że jest w poważnym kryzysie, że jej psychika się wysypała. Że po ludzku przez lata nie radziliśmy sobie w komunikacji licząc, że życie rodzinne nas scala.

Czekam na zawiązanie się grupy 12 krokowej. Finansowo toniemy już w długach, moja psychika wpłynęło mocno na pracę i funkcjonowanie, zacząłem wpadać w depresję i głębokie poczucie winy - wyjść z tego po ludzku, nie możliwe.

Zaczynam rozumieć, że moje życie, jej życie... nie jestem Bogiem. Nie mogę zrobić nic poza tym, by moje serce się przemieniało, uczyło się ufać i akceptować rzeczywistość. Moja żona jest albo w przeszłości - bo cały czas wywala z niej rany, żal, poczucie krzywdy, zmarnowania sobie życia ze mną, albo jest w przyszłości - planach, marzeniach na przeżycie romansu, prawdziwej lepszej miłości, spotkania kogoś kto będzie lepszy nawet dla naszych dzieci niż ja.

Ja staram się być tu i teraz. Robić swoje... i poznać samego siebie. Zaakceptować siebie, żonę... oddać to Bogu.
Ale moje serce krwawi.

Księga mądrości mówi, "każda rana, tylko nie rana serca".
"Zło nie jest tak złe jak Dobrym JEST Dobro!" C.S. Lewis
Nepsis
Posty: 97
Rejestracja: 27 paź 2022, 5:24
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: ANATOMIA UPADKU

Post autor: Nepsis »

Cześć wszystkim, mam się kiepsko.

Nie rozumiem w jakim punkcie życia jestem. Moja żona nalega na to bym się wyprowadził. Ja jestem z dziećmi i staram się ratować nasze finanse. Ona ma zacząć szukać pracy - jej motywacją jest rozwód. Osłabia mnie to, bo mamy masę potrzeb, chciałbym jej wsparcia, ale ona realizuje swój plan szczęścia polegający na rozwodzie i chęci zabrania dzieci. Jest przekonana, że dzieci powinny być przy matce.

Cały czas sobie tłumaczę, że ma emocje, że jest też zaburzona, ale w tych emocjach potrafi być tak okrutna względem mnie, mówi, że mógłbym umrzeć jest jej wszystko jedno, wyśmiewa każdą szczerą wypowiedź, przerywa mi, wygłasza jak z taśmy monologi, a moje wypowiedzi ucina po pierwszym zdaniu. Wpada w szał, czasami podbiega by mnie bić. Kiedy opowiada o jakichś historiach wszystko ma filtr jej wersji gdzie ja praktycznie jestem sprowadzony do roli potwora. Wszystko jest przemocą z mojej strony, już nawet to, że jestem w domu i zajmuje się wszystkim.

Rozgrywa to zawsze na wszystkim na czym mi zależy, na dzieciach, na rodzinie, ale także przede wszystkim na naszej relacji.
Niestety zdradziłem ją i są to konsekwencje i z perspektywy czasu przychodzą mi myśli, że jestem zerem. Nic nie wartym zerem. Zniszczyłem nas. Z drugiej strony pamiętam jak żona sabotowała latami wszystko co robiłem by jej udowodnić, że ją kocham. Kiedy żona mi mówi, że Bóg pomaga jej wydostać się z tego małżeństwa zaczynam w to wierzyć. Najchętniej uciekłbym gdzieś, ale wiem, że jako ojciec nie ruszam się z miejsca, dałem jej przestrzeń, wyprowadziła się, utrzymuje nas i naszą rodzinę, ale już brak mi sił idę do psychiatry dzisiaj.

Zona ma plan, chce się związać z kimś, chciała by urodzić jeszcze komuś dziecko - co dla mnie jest abstrakcją, bo mamy sporo dzieci tu i teraz które nas potrzebują. Robię co mogę najlepiej jak potrafię, ale i tak dowiaduję się, że jestem fatalnym ojcem. Żona zaczęła szukać wsparcia na zewnątrz, głównie koleżanek które wzięły rozwody i odeszły, są czasami z innymi partnerami... jest mocno nakręcona tą perspektywą. Nowe życie... od nowa.

W październiku zaczynam 12 kroków. Jestem rozbity i samotny, brakuje mi fizycznej bliskości bardzo, choćby dotyku dłoni. Umarłem wewnętrznie...

Duchowo mam się źle, amplituda jest różna. Przeczytałem patologię duchowości ks. Grzywocza i dotarło do mnie, że te wszystkie batalie religijne o małżeństwo mają charakter nerwicy. Próba wybłagania Boga o interwencję ma charakter nerwicy. Lęk o zbawienie małżonki, a jednocześnie sam nie potrafię zbudować żywej więzi z Bogiem.

Czasami nachodzą mnie myśli samobójcze. Ale nie zrobię tego dzieciom. Nie wyobrażam sobie jednak dalej życia w ten sposób. Z powiększającymi się długami, rozpadem domu w którym dzieci to wszystko przeżyją... mam dość.

Z Bogiem...
"Zło nie jest tak złe jak Dobrym JEST Dobro!" C.S. Lewis
Nepsis
Posty: 97
Rejestracja: 27 paź 2022, 5:24
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: ANATOMIA UPADKU

Post autor: Nepsis »

Żona mówi, że nasz sakrament nigdy nie zaistniał, że była ślepa, oboje byliśmy niedojrzali.
Sam zaczynam w to wierzyć... patrzę jak Kościół z łatwością znajomym udziela stwierdzeń nieważności. Statystyki pokazują że 7/10 małżeństw dostaje... w Lubelskim 10/10 jestem tym zgorszony, osłabiony... zaczynam wątpić, że faktycznie duchowo łączy nas więź.
Po co walczyć zatem? Modlić się o co? Jak nie ma sakramentu...
"Zło nie jest tak złe jak Dobrym JEST Dobro!" C.S. Lewis
niedoceniajacy
Posty: 98
Rejestracja: 03 kwie 2023, 8:27
Płeć: Mężczyzna

Re: ANATOMIA UPADKU

Post autor: niedoceniajacy »

hej zgubiony,

czy próbowałeś już rozwiązania, że zabierasz dzieci i znikasz na parę dni z domu, żeby żona została sama, poczuła samotność, zatęskniła?
Jeśli nie to warto spróbować. Może ocknie się z telenoweli, jaką sobie stworzyła w głowie.

Jeśli dobrze rozumiem, to żona nie ma realnego partnera - tylko kogoś kto nie jest w jej zasięgu i to co robi wygląda na chorobę? Czy może być jeszcze ktoś inny, o kim nie wiesz?

Ja miałem podobną sytuację do Ciebie kilka miesięcy temu. Też się żona w kimś zakochała i planowała odejście. Jest w nim zakochana do teraz - jednak zrezygnowała ze zmian w życiu. Ja jestem o pół roku bardziej zniszczony w środku z perspektywy czasu uważam, że lepiej by było jakby odeszła wtedy -bo kisimy się w ciągłej szarpaninie emocjonalnej. Cierpi córeczka i tylko dla niej udaję, ale coraz mniej wierzę w normalną przyszłość.

Żony do miłości nie zmusisz - możesz tylko zająć się sobą i dziećmi. Wiem, że psychicznie jest Ci bardzo ciężko - mi pomogła z tym problemem tylko modlitwa.

Pytasz się "Po co walczyć zatem? Modlić się o co?" jak to o co? O uśmiech żony w Twoją stronę, o zdrowie dzieci - mnóstwo tego jest.
Jodłek
Posty: 1702
Rejestracja: 21 maja 2021, 7:16
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: ANATOMIA UPADKU

Post autor: Jodłek »

Dzięki że się podzieliłeś.

Nie masz łatwo.
Samo to, że jesteś i robisz co w Twojej mocy to już dużo.
Mam nadzieję, że gdy wejdziesz na drogę "kroków" nieco Ci ulży. Mnie to pomogło.

Już teraz życzę Ci pogody ducha :)
Nepsis
Posty: 97
Rejestracja: 27 paź 2022, 5:24
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: ANATOMIA UPADKU

Post autor: Nepsis »

@niedoceniający

Żona się wyprowadziła ja zostałem z dziećmi. Ona uważa to za głęboką niesprawiedliwość, że całe nasze małżeństwo to pomyłka. Że ona nie ma sobie nic do zarzucenia, no i fakt, że to ja wszedłem w zdradę. Ja jestem winny, a na koniec nie chcę się wynieść z domu tylko zgrywam tatuśka... ostatnio powiedziała, że moje życie nic dla niej nie znaczy i w sumie może jedynie wzruszyć ramionami nawet gdybym umarł. Z perspektywy czasu widzę, że owszem wina jest moja bez dyskusji... ale tak trudno mi powiedzieć, że czułem się sabotowany przez tyle lat. Tak jak bym tą zdradą podarował jej idealny powód, którego tak bardzo potrzebowała. Zawsze chciałem zasłużyć na jej miłość, na jej względy, żebrałem w sumie o jej uznanie... a teraz nadal czuję się niedość jak świnia - to mało powiedziane, to brakuje mi jej. Dotyku, choćby dłoni, po prostu spojrzenia, wspólnej kawy... a tu zapowiada się raczej długi Wietnam, bo mamy i nastolatków, ale też małe dzieci... nie da się pójść w swoją stronę.

Ja teraz walczę o dzieci, utrzymuję całą rodzinę sam, także małżonkę w drugim mieszkaniu - sugerowano mi odcięcie jej od finansów, ale boję się, że będzie to potraktowane jako przemoc ekonomiczna... czekam aż znajdzie pracę, ona tego też dla swojego zdrowia psychicznego potrzebuje, jednocześni to ją motywuje w kierunku rozwodu etc.

Nawet jej mama sugeruje, że to ja powinienem się wynieść etc. Jestem w ogromnej presji, bo honorowo jak kobieta nie kocha to facet się pakuje i idzie sobie, ale ja nie chcę opuszczać dzieci. Ona się wyprowadziła, bo już mnie nie kocha, ale to był jej wybór. Twierdzi, że została do tego zmuszona przez fakt zdrady z mojej strony i ok - tu ja sam z tym nie dyskutuje, rozumiem jak ją zraniłem, wiem, że choć błagałem o przebaczenie, posprzątałem to, robię ze sobą nadal porządek to nie mam prawa oczekiwać niczego, ale dzieci nie opuszczę. Argument, że to matka ma być z dziećmi, ok... już sam jestem pogubiony. Najchętniej bym odszedł, dał jej to czego chce, ale ja wiem, że tu nie chodzi wcale o dobro dzieci... tu chodzi o jej plan.

Co do modlitwy, wchodzę w kontemplację i modlitwę ciszy, bo wszelkie formy pobożności mnie obecnie frustrują... że za mało, że za słabo się modlę, etc.

@Jodłek

Tak wierzę w pracę na krokach. Miałem już do czynienia z pracą w SA na 12krk - poznałem je itd. ale tu te Sycharowskie chcę przepracować będąc w zupełnie innej sytuacji życiowej. No i praca w grupie... Dzięki za dobre słowa!

Ogólnie to dociera do mnie, że po prostu nasze małżeństwo przestało istnieć tj. relacja... pytam się czy ją kocham. Znajomy mi mówi, że raczej jestem współuzależniony. I to mnie rozwala, bo czuję się jak zakładnik sakramentu który dla żony nie ma znaczenia obecnie i nie istnieje - chce rozwodu, a później stwierdzenia nieważności.

Sory za tyle słów... i tak rzadko piszę, częściej czytam.
"Zło nie jest tak złe jak Dobrym JEST Dobro!" C.S. Lewis
Niesakramentalny3
Posty: 242
Rejestracja: 18 mar 2022, 23:38
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: ANATOMIA UPADKU

Post autor: Niesakramentalny3 »

zgubiony pisze: 03 sie 2023, 21:26 (...) ostatnio powiedziała, że moje życie nic dla niej nie znaczy i w sumie może jedynie wzruszyć ramionami nawet gdybym umarł. Z perspektywy czasu widzę, że owszem wina jest moja bez dyskusji...

(...) Najchętniej bym odszedł, dał jej to czego chce, ale ja wiem, że tu nie chodzi wcale o dobro dzieci... tu chodzi o jej plan. (...)
Z całym szacunkiem, ale jaki "jej plan"?
Mimo wszystko, ciężko mi sobie wyobrazić, aby Twoja żona zaplanowała Twoją zdradę... wszystko rozgrywała, a Ty wpadłeś jak śliwka w kompot.

Ale oczywiście, że po tych wydarzeniach (zdradzie, ale pewnie nie tylko tych ostatnich... bo na ciężki kryzys pracuje się latami) ... owa zdrada może być jej "na rękę" w sensie, że to dobry argument i w sądzie i przed rodziną itd. itp. ale planowaniem bym tego nie nazwał - po prostu dałeś jej do ręki takie karty... którymi będzie teraz grać, jej zbójeckie prawo.

Z wszystkim dziećmi się wyprowadziła? Bo że z małymi dzieciakami, to rozumiem, ale nastolatki są zwykle mocno kumate i dużo widzą... i jeśli przez ostatnie lata byłeś generalnie dobrym tatą, to nie ulegną nawet najsilniejszej ewentualnej manipulacji ze strony mamy... i mogą (o ile będą chciały) z Tobą zostać... np. moje zostały, jak się bcż wyprowadziła.
Nepsis
Posty: 97
Rejestracja: 27 paź 2022, 5:24
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: ANATOMIA UPADKU

Post autor: Nepsis »

Nie, kompletnie nie to miałem na myśli… Ja odpowiadam w pełni za swoje poczynania i decyzje. Owszem widzę, że przez lata żona sabotowała naszą relację… ale plan jaki ma teraz po tym wszystkim to ułożyć sobie zycie na nowo l, tylko żebym zniknął.

Ja zostałem ze wszystkimi dziećmi, nie chciałem się wyprowadzić to ona to zrobiła. Miała różne pomysły od tego by zabrać tylko młodsze, teraz chce być z dziećmi ale mam się wyprowadzić. Mam odejść. Sugeruje, że dzieci nie mogą mieć matki bo ja jestem w domu, a to ja jestem winny i to nie fair. Jest zraniona i zakochana w sposób chorobliwy w tym momencie jako reakcja na cały ten ból etc. Ja czuję, że robię rozkrok poczucie winy mowi mi odejdź, zdrowy rozsądek nakazuje mi zostać i robi swoje jako ojciec… natomiast co zrobi żona… to tajemnica wolności.

Wiem, ze jak opuszczę dom to już do niego nie wrócę nigdy… i przyłożę rękę do rozpadu rodziny. Nie stosuje żadnej presji, po prostu jestem i robię swoje. Po złożeniu wniosku o zabezpieczenie miejsca pobytu dzieci zaogniła tylko jej emocje. Ona nie widzi szansy na powrót do związku, ale chce być z dziećmi. Przychodzi co drugi dzień, czasami co dwa dni. Dzieci tęsknią… a ja się miotam pomiędzy honorowym odejściem i poczuciem winy, a wzięciem odpowiedzialności za rodzine, dom, finanse, duchowość etc.

Wiem, ze jest w potężnym kryzysie i chciałem dać jej przestrzeń. Odwiesilem się od niej, ale jestem teraz winny wszystkich jej nieszczęść wstecz i obecnych, a także przyszłych…
"Zło nie jest tak złe jak Dobrym JEST Dobro!" C.S. Lewis
Nepsis
Posty: 97
Rejestracja: 27 paź 2022, 5:24
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: ANATOMIA UPADKU

Post autor: Nepsis »

Żona mówi, że jeśli wróci to za pół roku jej nie będzie, że jeśli tylko kogoś spotka to od razu wyfrunie z domu. Że jeśli ma wracać tylko po to by odejść to bez sensu - więc z jej perspektywy nie ma ochoty na odbudowanie reakcji - a dzieci powinny być z nią dlatego mam opuścić mieszkanie inaczej ona poczeka aż zdobędzie warunki i bedzie walczyć o dzieci, ewentualnie usunie mnie sądownie… ja po prostu dalej robię swoje i liczę, że Pan to jakoś po swojemu poprowadzi. Chciałbym naprawić wszystko odejściem, rodzina i znajomi patrzą tez tak trochę, że po co sprawę o zabezpieczenie miejsca pobytu dzieci przy mnie złożyłem, ale ja nie chce rozdzielać rodzeństwa… Nie mamy tez warunków i finansów na to, tylko ja pracuje na ten moment. Drugie mieszkanie jest małe tyko dla dwóch osób. Mamy długi.. moje odejście tłoki pogłębi kryzys rodziny. Tak to widzę… do tego zona będąc w zaburzeniach i zakochaniu działa trochę nieracjonalnie i widzi tylko „swoje szczescie”. Dlatego napisałem, ze ma swój plan i w swojej wolności może go realizować, ale ja w poczuciu winy nie chce przykładać so tego ręki.
"Zło nie jest tak złe jak Dobrym JEST Dobro!" C.S. Lewis
Nepsis
Posty: 97
Rejestracja: 27 paź 2022, 5:24
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: ANATOMIA UPADKU

Post autor: Nepsis »

Beze mnie świat będzie istniał dalej,
albo skończy się postać tego świata dla wszystkich jeszcze dziś.
Bez mojej rodziny i jej kształtu w jedności świat będzie istniał dalej,
albo skończy się postać tego świata dla wszystkich jeszcze dziś.
Beze mnie Bóg istniał i będzie istniał dalej.
Niebo istniało i będzie istnieć, istnieje i może mnie w nim nie być wcale,
moich bliskich może w nim nie być także.
Jest jedno ale...

Nie dałem sobie życia, nie dałem życia dzieciom, przekazałem je.
Moja żona nie jest moja, a ja nie jestem jej - chociaż mieliśmy być jednym ciałem.
Nasze dzieci, nie są nasze, powierzone, ale to nich spyta konkretnie Bóg.
Ty wiesz, że Cię kocham (lubię), Ty wiesz, że Cię kocham (pragnę), Ty wiesz wszystko Panie.

Paś baranki moje.

Miałem kochać bardziej niż oni, lepiej, nie tak jak moi przodkowie po rozwodach,
ja chełpiłem się, że mi się udało, już tyle lat, tyle dzieci, tyle wiary, tyle pychy.
Upadek, obnażył wszystko, zerwał zasłonę hipokryzji, lęku, egoizmu i cienia.
Światło poraziło mnie, aż spadłem z konia na którym gnałem w amoku z imieniem Boga na spienionych ustach.
Mówiłem, że kocham, myślałem, że kocham i aż z wyczerpania upadłem z hukiem o ziemię.
Czołgam się w prochu wspomnień pośród myśli pełnych zdrad, pośród kliknięć pełnych obłędu, pośród słów pełnych kłamstw.
Zasnąłem w kuchni na podłodze, budzę się i wali mi serce słyszę jej oddech
i płacz w naszej sypialni z której zostałem wygnany.
Jestem banitą, Kainem, Judaszem, no mogę być Piotrem.

Idę łowić ryby.

Dziś jestem jej wrogiem, w jej oczach jestem nikim, kimś kto był wszystkim niczym Bóg.
Ona była moim Bogiem, Izaakiem, obietnicą, niebem na ziemi, niespełnionym pragnieniem.
Tańczę z nią dziś taniec śmierci na polanie pełnej kwitnących narcyzów.
Jej amok odebrał jej rozum, ucieka i wraca by niszczyć, każde słowo jest jak kolec,
nawet kocham Cię powoduje w niej wymioty. Ludzie potrząsają głowami, pozwól jej odejść, nie musicie być razem
do końca życia, zdejmij obrączkę, po co ten cyrk. Gdy mówi rozwód to jakby doznawała ekstazy. Teraz jej czas.
Niszczyć, zniszczyć wszystko, korzystać z wolności do totalnego zniewolenia. Bóg nadal kocha - nic się nie zmienia.
Gdybym wiedział to co wiem wcześniej, gdybym mógł cofnąć czas.
Rodzi się nowy człowiek, pośród bólu... jako konsekwencja wyborów starego.

Jestem sam... z Nim, ale sam.
"Zło nie jest tak złe jak Dobrym JEST Dobro!" C.S. Lewis
renta11
Posty: 846
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: ANATOMIA UPADKU

Post autor: renta11 »

Zgubiony

Przede wszystkim zmień nick. Może na Feniks?

Bo ja widzę i czytam o fajnym człowieku. Mężu i ojcu, który walczy o utrzymanie swojej rodziny. Bardzo ładnie walczy: pracuje, zajmuje się dziećmi, dba o żonę.
Można napisać tylko jedno
TRWAJ. :D
Bądż w swoim domu najlepszą wersją siebie. Buduj najlepsze relacje z dziećmi. Na razie żonę zostaw - ona ma swoją walkę do stoczenia, głównie sama ze sobą. We wspólnym domu to trudne, ale dawaj jej dużo miejsca dla niej samej. Lista Zerty chyba dobra do przemyślenia.
Nie wiadomo, jak to się skończy, ale kroczysz dobrą drogą.
Przytulam Cię serdecznie i napiszę jeszcze raz
TRWAJ w swoim domu, na swoim miejscu jako ojciec i w odległości jako mąż. Jesteś fajnym człowiekiem. Zbliż się do Boga i TRWAJ przy swojej rodzinie.
Pomodlę się.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
ODPOWIEDZ