Wierzę że się uda!

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Wierzę że się uda!

Post autor: s zona »

Dziewczyny ,
nie wiem ,czy wczoraj sluchalyscie p Jacka Pulikowskiego
http://www.radiomaryja.pl/multimedia/au ... szczescie/
AUDYCJA DLA MAŁŻONKÓW I RODZICÓW: TRWAŁOŚĆ MAŁŻEŃSTWA A SZCZĘŚCIE
19 września 2017 21:30/w Audio, Audycje dla małżonków i rodziców, Multimedia, Rozmowy niedokończone
dr Jacek Pulikowski
Polecam :)
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Wierzę że się uda!

Post autor: Pavel »

Jak zwykle dobra audycja :)
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Niezapominajka
Posty: 393
Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wierzę że się uda!

Post autor: Niezapominajka »

Udasiek - trochę słuchaliśmy, on go lubi, zresztą do kogo nie trafiałby Szustak. Ale najważniejsze to szczerze pogadaliśmy, o wszystkim, o zdradzie, o nas. Wypralam o wszystkie szczegóły, zrobiliśmy taka godzinę szczerości, powiedział że odpowie na wszystko. Wiele zrozumiałam. Powiem Ci że szczerość przede wszystkim. Tylko tak można coś budować. Na razie jest dobrze, wiele mnie to kosztowało ale schowałam wszelkie urazy koncentrując się na swoich błędach i zaniedbaniach, on niech robi sam już teraz porządki. Jest dobrze i zwyczajnie, zapominam o przeszłości koncentrując się tylko na tym co jest teraz. To jest ciężka droga, ale pierwszy punkt to wyjaśniamy na bieżąco wszelkie konflikty i niezgody, zmieniliśmy ton, więc jest spokojnie. Zobaczymy co z tego będzie. Nie ma słów o miłości, uczuciu, może samo przyjdzie z czasem, ciesze się z szansy i nie marnuje tego.
udasiek
Posty: 149
Rejestracja: 15 lip 2017, 9:59
Płeć: Kobieta

Re: Wierzę że się uda!

Post autor: udasiek »

lustro pisze: 04 paź 2017, 9:54
Od samego początku (powrotu) ustaliliśmy wspólnie "zasady" wspólnego funkcjonowania i ruszenia z miejsca.
Zasady w sumie banalne I całkiem oczywiste.
Ja nie zdradzam i dokładam wszelkich starań, żeby być dobrą zoną.
On obdarza zaufaniem i stara się być dobrym mężem.
I oboje siebie pewnie sprawdzalismy, ale nie dawali wzajemnie podstaw do zwątpienia w trzymanie się ustalonych zasad.

Pewnie mój mąż miewa czasem chwile obawy.
Tak jak ja miewam chwile gorsze.
Nie dajemy sobie wzajemnie tego odczuć.
Lustro,
Chciałbym się odnieść do twojej wypowiedzi, powiedz czy zerwałaś całkowicie kontakt z kowalskim? czy Twój mąż wiedział o tym?
Mój mąż ciągle ma kontakt z kowalską (smsowy na pewno - tak mówi, nie wiem jaki jeszcze, nie wiem czy rozmawiają przez telefon czy nie), mówi też że "musi" z powodów zawodowych ją odwiedzić jeżeli go "zawoła" (tj jeżeli będzie miała problem natury zawodowej (nie chcę pisać więcej...)).
Mnie osobiście to zabija... powiedziałam mu to że mnie to rani i chcę żeby wszystkie te nitki pozrywał, powiedział że "po co?" "lubi ją" i czy zabraniam mu mieć znajomych wobec tego... Ja mam wobec takiego postawienia sprawy ogromne wyrzuty sumienia że rzeczywiści powinnam zaufać i wierzyć że jeżeli jest ze mną (chce) to ten kontakt - załóżmy koleżeński, nie powinien TAK na mnie wpływać. Z drugiej strony przecież to chyba naturalne że się boję bo przecież mnie oszukiwał i po prostu boję się powtórki - chyba naturalne (ale rozumiem że chore i tak żyć się nie da...).
Najgorsze że mąż mój jest introwertykiem, mało mówi o sobie. Wiem jednak że kowalskiej mówił b dużo - natomiast od powrotu do domu czuję że stara się być "dobrym mężem" ale jeżeli chodzi o tzw więź emocjonalną to jesteśmy gdzieś daleko w polu... staram się opowiadać o sobie, mając nadzieję że to go skłoni do otwarcia się, jednak ciągle mam wrażenie że ... jego "głębia" znajduje ujście w innej relacji, że ze mną nie jest tak do końca. Ale rzeczywiście "zakazywać" mu kontaktu z ludźmi to po 1 nie do sprawdzenia, po 2 na poziomie gimnazjum... Zaproponowałam wobec tego żeby ją zaprosił do domu bo ja sobie nie wyobrażam żeby utrzymywał znajomość która nas od siebie oddala i musi być "tajemnicą". Wyśmiał mnie oczywiście :roll:
Martwi mnie też to że mimo obiecywanej szczerości zdarza mi się łapać go na małych, może nieistotnych ale kłamstewkach w takich małych głupich sprawach - to uruchamia we mnie czerwoną żarówę wielkości latarni morskiej.

Na prawdę walczę ze sobą żeby nie uciec, nie spowodować jakiejś katastrofy, duszę się. I tu się pojawia następny dylemat - po przeczytaniu polecanej przez Ciebie Niezapominajko (dziękuję!!!)
Niezapominajka pisze: 27 lip 2017, 23:14 "Kobiety które kochają za bardzo"
myślę że to ja mam problem z normalnym życiem, bez dramatycznych sytuacji które lubię sobie sama fundować... A może to problem nasz obopólny - ja mam tendencję do uzależniania się a mąż ma swój problem z odpowiedzialnością za związek i życie w ogóle.
udasiek
Posty: 149
Rejestracja: 15 lip 2017, 9:59
Płeć: Kobieta

Re: Wierzę że się uda!

Post autor: udasiek »

Niezapominajka pisze: 21 wrz 2017, 19:41 ciesze się z szansy i nie marnuje tego.
Niezapominajko czy robicie coś "tylko dla siebie" - randki, kino, nie wiem - tak aby jakoś tą wieź małżeńską pogłębiać?
Lavenda
Posty: 285
Rejestracja: 05 wrz 2017, 14:14
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wierzę że się uda!

Post autor: Lavenda »

ja właśnie dowiedziałam się, że mój mąż napisał pozew rozwodowy, dał go do przeczytania naszej znajomej prawniczce, niech Bóg ma mnie teraz w swojej opiece, ciężkie chwile przede mną...mamy małe dzieci ich najbardziej mi szkoda.
Niezapominajka
Posty: 393
Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wierzę że się uda!

Post autor: Niezapominajka »

Udasiek - randki, kino...marzenia...
Jest zwyczajność i codzienność. Co najwyżej film wieczorem. Ja zduszona z tymi moimi pragnieniami a on "przeżywa". Ostatnio powiedział mi że jedyne czego pragnie to świętego spokoju a nie zalewu moich emocji. Że takie moje oczekiwania na ten moment budzą w nim złość i rodzą dystans. To co mam zrobić? Nic. Chyba? Buduje siebie i trwam w codzienności. Lekko nie jest, nie powiem...
udasiek
Posty: 149
Rejestracja: 15 lip 2017, 9:59
Płeć: Kobieta

Re: Wierzę że się uda!

Post autor: udasiek »

Niezapominajka pisze: 13 paź 2017, 19:04 Ja zduszona z tymi moimi pragnieniami a on "przeżywa"
Co "przeżywa" Niezapominajko? Wyjaśnij proszę co masz na myśli? Bo mam wrażenie że jesteś od jakiegoś czasu zniechęcona, a może tylko swoje odczucia projektuję na Ciebie...
Niezapominajka pisze: 13 paź 2017, 19:04 To co mam zrobić? Nic. Chyba? Buduje siebie i trwam w codzienności
No właśnie - co tu robić? Ja jestem zniechęcona coraz bardziej, choć my na prawdę oboje się z całych sił staramy dać sobie więcej czasu razem, więcej rozmawiać, znajdywać wspólne rzeczy do zrobienia (staramy się grać w planszówki ;) ). Ale ja CZUJĘ wciąż niedosyt, wciąż mnie prześladuje myśl że nie dam rady, nie potrafię nad tym przejść, nie jestem zbyt dobra, nie potrafię żyć bez "kocham", ze to "nowe" które próbujemy budować jest tak chwiejne i ... powierzchowne że zaraz rozsypie się jak domek z kart...
Staram się czytać, słuchać konferencji, dla dodania sobie odwagi spisuję cenne uwagi z forum do mojego "kryzysowego zeszytu" ;) pracuję ciągle z psychologiem i kurcze... nic nie pomaga na moje poczucie krzywdy i wrażenia że ja się jednak nie nadaję, wciąż czuję paniczną chęć ucieczki. Nie wiem już jak się ratować, boję się że poczynię krok najgorszy i "wyleję" to na męża, a to by oznaczało duuuży krok w tył o ile nie ... koniec. A przecież nie po to walczyłam żeby wrócił...
Lavenda pisze: 09 paź 2017, 13:55 ciężkie chwile przede mną...
Lavendo - trzymaj się dzielnie...
margaritum pisze: 20 wrz 2017, 16:10 Nie musisz, ale to Ty możesz coś zrobić. Możesz odpuścić, albo zmienić to, na co masz wpływ. Masz wpływ tylko na siebie
Wiem Margaritum, staram się jak tylko umiem...
udasiek
Posty: 149
Rejestracja: 15 lip 2017, 9:59
Płeć: Kobieta

Re: Wierzę że się uda!

Post autor: udasiek »

Czuje się po prostu jk żebrak miłości... Ale z drugiej strony mój mąż pewnie tak się czul przed zdradą, próbuję zajrzeć jakoś do jego świata i zrozumieć, wytłumaczyć sobie. Tylko ze umysł swoje (rozumie) a w sercu wciąż pustka, dziura ziejąca.
Przykleję sobie jeszcze tu ważne dla mnie stwierdzenie Pavla
Pavel pisze: 17 paź 2017, 23:50
lustro pisze: 17 paź 2017, 21:44 Ja mam wrazenie, ze myślenie typu " ja nie zdradzilam/em" daje poczucie bycia lepszym.
Jak by nie bylo, w tej trudnej sytuacji porzuconego/zdradzonego, to bardzo cenne poczucie.
Trwa obrona bastionu "bycia lepszym".
Myślałem dziś o napisaniu tutaj między innymi czegoś podobnego. Bo i według mnie coś w tym jest - niedobór pokory, nasze ego.

Zdrada jest wynikiem słabości osoby zdradzającej, nie ma chyba co do tego wątpliwości. Ale kryzys rodzi się nie z siły przecież, to efekt słabości obojga małżonków.
Nie zdradziłem żony fizycznie ani mentalnie z inną kobietą (mężczyzną oczywiście również nie ). Ale zdradziłem w inny sposób (np. porno i masturbacja).
Na inne sposoby egoizmem, lenistwem, brakiem wiedzy, empatii i dojrzałości łamałem przysięgę małżeńską.
Przecież gdybym był taki cudowny, to przy całym swoim bagażu z domu rodzinnego nie chciała by ode mnie odchodzić.
A jej bagaż to pośrednio również moja odpowiedzialność - sam ją wybrałem na żonę, zdecydowanie to ja jestem odpowiedzialny za jakość "rozpoznania".
Osobiście nie widzę powodu, by pozostałe przykazania, oraz słowa przysięgi małżeńskiej "ważyły" mniej niż odpowiednio - "nie cudzołóż" i "wierność".
Nie widzę sensu ważenia, osądzania, potępiania. Nie moje to zadanie i nie moja odpowiedzialność. Bóg to zrobi w swoim czasie.
Jak mądrze napisał shadow:
shadow pisze: 17 paź 2017, 22:54 Tak samo jak On osądzi nas na ile my zawiniliśmy zaniedbując relacje małżeńskie które bezpośrednio wpłynęły na powstanie kryzysu małżeńskiego i pośrednio w zdradę współmałżonka.
Moim zdaniem warto to tylko uczciwie rozeznać w obszarze własnego sumienia, może się przecież wydarzyć, że nie będziemy się czuli w żadnym stopniu odpowiedzialni.

Shadow w swoim poście napisał coś co jest niesamowicie bliskie mojemu myśleniu i pojmowaniu odpowiedzialności własnej:
shadow pisze: 17 paź 2017, 22:54 Stając w dniu ślubu na ołtarzu . Prosimy Boga aby dał Nam tą drugą osobę którą sami wybraliśmy za Żonę/Męża. Od tego dnia jesteśmy już za tą osobę odpowiedzialni. Jesteśmy odpowiedzialni za jakość relacji małżeńskich z Tą osobą. Pośrednio odpowiedzialni również za to co ta osoba robi.
Ps. Mam przerwę w paleniu już 3 miesiące 😀
udasiek
Posty: 149
Rejestracja: 15 lip 2017, 9:59
Płeć: Kobieta

Re: Wierzę że się uda!

Post autor: udasiek »

I jeszcze sobie przepisze cos co znalazłam na starym forum, co napisała Lustro (dziekuje Lustro, b mi pomagają Twoje wpisy choc z wieloma się kłócę w sercu 😉)
"potem mój mąż nie chciał się poddać 4 lata a ja niezmiennie powtarzałam nie ma nas i nie będzie. A kiedy jednak cos mi przeskoczyło i uznałam ze moje miejsce jest przy mężu to wcale nie było romantycznie ani pięknie ani fajnie i trwało kolejne 3 lata.
Zostałam tu żeby powiedzieć także Tobie żebyś nie rezygnował tak łatwo.Ty masz sprzymierzeńca i On nie odpuszcza łatwo ale musisz Mu pomoc także nie odpuszczając"

Trudne sa powroty... Modle się żebym dała radę...
Boję się ze wpadamy w stare tory a koniecznie musimy zbudować cos po prostu nowego. Ale co i jak? Jeszcze nie wiem...
Niezapominajka
Posty: 393
Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wierzę że się uda!

Post autor: Niezapominajka »

Tak Udasku jest ciężko i jestem zniechęcona. Jakoś inaczej sobie to wyobrażałam, oczekiwałam po decyzji że wracamy do siebie jakich konkretnych działań. Spektakularnych? Nie wiem...może właśnie zwykła codzienność jest ta droga. Może taka zwyczajność.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Wierzę że się uda!

Post autor: Pavel »

Tak mi przeszło przez myśl, więc nie wykluczam, że coś omijam, że spektakularnie może być (ale i wtedy nie musi) w wypadku jakiegoś głębokiego nawrócenia odchodzącego małżonka, gdy oboje zrozumieli, że ich kryzys i całe nieszczęście to efekt głównie braku wiedzy i komunikacji.
Wtedy może się wytworzyć coś podobnego do zakochania - chęć odkrywania siebie razem z Bogiem.
„Zwykłe” przypadki? Zauważcie, że jakoś większość przynajmniej powrotów które kojarzę z forum, w tym mój, to decyzja i powolne dreptanie. To rezerwa, brak zaufania, przełamywanie się.

Przypomnijmy sobie co byśmy za takie człapanie do przodu dali w początkach naszego kryzysu.

Może (wg mnie na pewno) zamiast marudzić, warto budując małymi krokami dzisiejszy dzień, kreować lepsze jutro?
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Niezapominajka
Posty: 393
Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wierzę że się uda!

Post autor: Niezapominajka »

I właśnie tak robię Pavle🙂
Wiedźmin

Re: Wierzę że się uda!

Post autor: Wiedźmin »

Niezapominajka... jasne jasne... ale dzwoniłaś i umówiłaś się na bezpłatną kosultację? ;) :D
Magnolia

Re: Wierzę że się uda!

Post autor: Magnolia »

Udaśku, Niezapominajko, a czy modlicie się z mężami?
Ja się zgodzę z Pawłem, że warto do takiego powrotu zaprosić Boga. Nie odmówi skoro wcześniej pobłogosławił wasz sakrament;-)
Jak się to robi? Najprościej: "Zapraszam Cię Boże do mojego dnia, życia, małżeństwa" - jedno zdanie, a wiele razy odczułam Jego moc. Ja często robię to także kiedy po prostu wzbierają emocje, może wybuchnąć awantura.

Pokażę na przykładzie: Od dwóch lat rozmawiamy z naszą starszą córką, nastoletnią, o wychodzeniu poza swój egoizm i zauważaniu potrzeb innych członków rodziny. Wprawdzie mam dobre dzieci, ale właśnie przez duży egoizm córki czasem trudno jest się porozumieć, jakieś napięcia są na porządku dziennym. przewałkowaliśmy oboje z Nią ten temat wszerz i wzdłuż, a Ona wciąż mówiła, że nie rozumie czego od Niej chcemy. Towarzyszyła nam bezradność i przysłowiowe „ręce nam opadały”. W lutym przypadały urodziny mojego taty, przypominałam córkom by zadzwoniły do dziadka z życzeniami. Starsza córka nie zadzwoniła, mimo 3 przypomnień. Następnego dnia byłam wściekła, chciałam zrobić Jej awanturę, żeby conajmniej ziemia zadrżała. Siedziałam w kuchni i planowałam Armagedon, ale przyszła do mnie myśl, że zrobiłabym Jej to samo co moja mama mi robiła. Więc pomodliłam się by Bóg zabrał moją wściekłość i zaprosiłam Go do naszej rozmowy. Faktycznie złość przeszła, nie było awantury, ale spokojna rozmowa. Przyszło do mnie takie porównanie, że jako rodzice jesteśmy jubilerami, którzy dostali rudę złota pod opiekę. Musimy ja przetopić, oczyścić, sformować w sztabkę złota. Potem sztabkę, choć cenną, to jednak jeszcze nie skończoną. Sztabkę musimy poćwiartować, rozwałkować i uformować w obrączkę. Potem znaleźć odpowiedni diament i dobrze go oszlifować, przymocować do obrączki. I dopiero takie skończone dzieło - pierścionek z diamentem- puścić do świata, bo jest gotowe by cieszyć oczy innych. W czasie tej rozmowy córkę dotknął Bóg, bo przez miesiąc zachowywała się bez zarzutu, nagle zrozumiała co i jak ma robić i jakie mamy oczekiwania (wcześniej dwa lata mówiła, że nie wie czego od Niej chcemy). Wprawdzie po miesiącu wróciły jakieś małe fochy i napięcia, ale widać że chce się poprawiać i bardzo się stara. Dla mnie to jest wyraźne działanie Boże, bo bez Bożych łask i uzdolnienia nie jest możliwa tak duża zmiana zachowania nawet u dorosłych, a co dopiero u nastolatki.

Przypomnę oczywistość, że aby Bóg działał w naszych sercach należy być w stanie łaski uświęcającej;-)
ODPOWIEDZ