Camilaa pisze: ↑15 maja 2018, 19:35
Nirwana, Marylka, ja to chyba potrzebuje zarycia w piach bo inaczej niektórych rzeczy nie wiem czemu ale nie dostrzegam... będę wdzięczna za nawet malo delikatne opinie...
Kamilko - prawda jest taka, że........oki - brutalna prawda.
Wiesz czemu przegrywamy z kowalskimi?
To nie dlatego, że opatrzyłyśmy sie mężowi czy coś. Ha! Mamy mega przewage - byłyśmy na dobre i na złe z nim, często mamy z nim dzieci itd
Co nas wiec stawia na przegranej pozycji?
STRACH LĘK!
Zobaczcie...mąż nas oszukiwał, okłamywał - dlaczego???? Bo on się bał!!! Bał się, że nas straci, że go zostawimy, że się wyda!
I co?
Wydało się!
No niby żałuje..ale...żałuje? Jakoś się broni, że to też nasza wina....
I co??????
Oczom nie wierzy???
"To....ona nie odchodzi? No niby cierpi...ale.....nie stawia granic???? A to...to takie łatwe jest???? Jeszcze mnie kryje przed światem???? I uuuu jaka miła jest! No to chyba nie tak straszny jak go sobie malowałem....a ta kowalska....może se jeszcze raz wrócę? Raz mi się w końcu upiekło..."
A my?
Stajemy się miłe...nagle siebie obwiniamy...tak!!!! "Gdybym wtedy nie krzyknęła - nie zdradziłby mnie! Może gdyby mnie tak często głowa nie bolała....mogłam mu sama otwierać to piwo a nie gderać że alkoholikiem się robi.
Matko! Jak on sobie sam poradzi?
Chyba już schudł! A on gotować nie potrafi.
No tak...zrobił źle...pewnie paskudnie się z tym czuje....a jak postawie granice i on ODEJDZIE????"
Teraz my - wcześniej mąż a teraz MY - zaczynamy się BAĆ
Tracimy zdrowy rozsądek! Współodczuwanie jest dobre i potrzebne. Do niesienia pomocy skrzywdzonemu dziecku czy choremu mężowi/człowiekowi.
Natomiast stoi bardzo blisko WSPÓŁUZALEŻNIENIA, które jest dla nas zgubne. Taka postawa powoduje, że tracimy zdrowy osąd - gdzie jest odpowiedzialność nasza za NASZE winy a nie - DAJEMY wiarę, że to nasza wina, że on poszedł do innej
I teraz
BOMBA!!!
Kowalska NIE JEST współuzależniona. Ona jest na innym poziomie zżyta z mężem i do czego innego brnie. I nie jest uległa i jasno komunikuje naszemu mężowi czego oczekuje od niego.
Co robi mąż? Kogo wybiera? Dlaczego?
Może go takie zdecydowanie jednak bardziej pociąga niż takie ciepłe kluchy...
Kochane - i ja zaryłam glebę i są tu ludzie, którzy byli świadkami mojego upadku i grzebania się.
I dlatego chce powiedzieć z całą mocą - WSTAŃCOE Z KOLAN I PODNIEŚCIE GŁOWY WYSOKO! Czyż nie tego uczy nas Chrystus?
Nie bójcie się!
Co Wy????
Boicie się postawić warunki?
Te warunki to jest przypomnienie przysięgi małżeńskiej, nie czytam, że oczekujecie gory pieniędzy, czy pałacu marmurowego, czy niewiadomoczegojeszcze. Miłość, wierność, uczciwość małżeńską - TYLKO i AŻ tyle.
Dlaczego sie boicie?
Bo sie obrazi? Pogniewa? Odejdzie?
No tak
Ja się ogromnie bałam
"Boże ja sobie nie poradze sama!!! Ja MUSZE mieć go koło siebie! Bez niego MNIE NIE MA!"
I zadałam sobie kilka szczegółowych pytań
Mój wewnętrzny dialog:
"Nie poradze sobie to znaczy:
- nie bedzie posprzątane.....nie no..... posprzatać to ja umiem, nawet uwielbiam, kiedys miotełka na mnie mówili w domu jak byłam mała, bo cały czas sprzatałam
- nie bedzie ugotowane......nie no...przecież tylko ja gotuję - mąż nie potrafi - tylko wode zagotuje
- pieniedzy braknie........przecież pracuję a mąż na dzieci to pewnie się dołoży - to jego obowiazek
- a jak mi rura pęknie albo samochód wysiądzie ......mam braci szwagrów tatę....mam też neta i gazety, popytam na miejscowej giełdzie - nawet w kompletnych rodzinach facet nie zawsze potrafi koło wymienić i wie gdzie zadzwonić w razie awarii...
Ty....no to czego ty sie boisz? Z CZYM KONKRETNIE sobie nie poradzisz?
Bede SAMA - bedę nieszczęśliwa......taaaa....jeszcze nie jesteś sama bo on ciagle tu jest a HELLO!!! - z radości to jakoś nie skaczesz!
No...ejjjj......jestem całkiem ogarnięta i zorganizowana...całkiem dobrze radze sobie w życiu."
DZIEWCZYNY!
WY wiecie jak to podnosi samoocenę????
Ja to często widze:
jesteś mądra - eeee tak ci sie wydaje-jestem bezbadziejna
ładny masz głos....to nie ja - to Pan Bóg
Ale te Twoje dzieci sie potrafią wypowiedzieć - mądre
....no...czasem im się uda...
Kurcze - dziewczyny - DOCEŃCIE SIEBIE!
Kiedys czytałam artykuł jak wyglada rekrutacja do pracy
Facet - siada pewnie twierdzi że zna angielski świetnie - mimo że parę słówek ogarnia. A jak to wyłapia to mówi, że sìe douczy, żaden problem
Dziewczyna - siada niepewnie na rogu krzesła ma studia i kilka fakultetów skończone i mówi, że myśli, że da radę...
Oczywiście to tylko schemat bo wyjątki są. Na szczęście coraz częstsze
Wracając - ja zrobiłam sobie BEZ ŚCIEMY podsumowanie siebie.
Wniosek miałam jeden. Jestem mądrą i fajną, lubiana przez otoczenie, szanowana pracownicą, kochającą matką i nieźle zorganizowaną kobietą.
A mąż? No cóż. Wybrał trawę kowalskiej. DLA NIEGO była bardziej zielona. Wybrał ją.
Wybrał? No to co tu robi? Przychodzi i mówi mi, że to przeze mnie z tą kowalską?
Kocham go.
Ale ten FAKT NIE DAJE MU PRAWA do krzywdzenia mnie i dzieci.
Może wróci...ale nie teraz. Bo teraz każdy jego widok mi rozdziera serce. A i on chyba powinien zrobić ze soba porządek. Bo lata spanikowany wokół siebie. Chyba grunt mu sie pali pod nogami. Kowalska nie okazała się taka idealna? A może jednak lepiej tutaj mu? Ale czy on to z miłości do mnie? Czy z braku laku? Ja mu w tym nie pomogę bo potrzebuje siebie na nowo posklejać. A czas pokaże czy jego determinacja to z miłości czy ze strachu.
Może wróci...kto wie..
Tylko najpierw niech naprawi wyrządzona mi i dzieciom i mojej rodzinie i swojej rodzinie krzywdę, czyli przeprosi, wyrazi żal nad swoja głupotą i wyrządzoną krzywdą i zadośćuczyni. On nie zdradził tylko MNIE. On zdradził całą rodzinę. I każdy teraz cierpi. Nawet jego matka, która go teraz wspiera - jak to matka. Ale cierpi też.
Ja nie jestem byle kim - jestem żoną jego i matka jego dzieci i ZASŁUGUJĘ na szacunek. Bo w MOIM domu szacunek sobie okazujemy, bo tego SZACUNKU chcę nauczyć dzieci swoje. A co im pokażę na własnym przykładzie?
Że po matce i po żonie można jeździć? NEVER!
I to też nie jest moje widzimisie
Wszyscy znamy warunki Spowiedzi
Mogę przypomnieć.
To jest moja historia - to jest moje życie. O godzinie 19:36 napisałam post, który jest na poprzedniej stronie. Tam opisałam początek mojej przemiany. Czy moja historia jest gdzieś Wasza?
Każda jest inna i niepowtarzalna. Bóg dla każdego z nas ma jedyny i unikatowy sposób na pomoc każdemu z nas.
Bo najpierw to było....Jezu - Ty sie tym zajmij.
Ściskam Was wszystkie skrzywdzone.
Jeżeli uważacie, że nie jesteście gotowe lub nie zgadzacie się - ok - ja to przyjmuje. Prosze Was o jedno - wychodźcie do ludzi! Nie zamykajcie sie w 4 ścianach. To jest początek złego żeby Was dopaść i powalić na łóżko, żeby zdiagnozować depresje i prochami zabić cierpienie. Jezusowi podawano ocet, żeby mniej bolało. Skosztował ale nie wziàł. Nie mówię - czasem trzeba iść po porade i po pigułki. I mi proponowano pigułki. Odmówiłam. Świat jest taki - żeby tylko nie bolało! A jak to sie ma, że zbawienie przychodzi przez krzyż? To już takie moje przemyślenia i może niekoniecznie w tym miejscu.
Pozdrawiam