Nigdy tego nie doświadczyłam, ani w domu rodzinnym, ani w małżeństwie. Nie znam aż tak nadskakujących mężczyzn. Natomiast zdarzało się, że złościłam się, gdy mąż pomagał nieproszony. Odbierałam to jako chęć poprawiania, udawadniania, że do prostych obowiązków się nie nadaje (kompleksy, spadek po apodykycznym ojcu). Mąż ździwiony tłumaczył się, że on po prostu lubi ze mną coś robić ( nieznany mi język miłości, ja z miłości wolałam samodzielnie się poświęcać), tak jak lubi jak mu coś przytrzymam, gdy przybija lub piłuje.krople rosy pisze: ↑15 cze 2018, 11:21 .....no i bywa, że może się chcieć wymiotować tymi ,,dobrodusznymi'' uczynkami ......bo robi się za słodko.
Ja większość obowiązków domowych wykonywałam, gdyż nie pracowałam zawodowo. Teraz, gdy pracujemy oboje, każdy robi to co w danej chwili jest do zrobienia.
Męskość nie polega na wykonywaniu głównie męskich prac, ale na bycie głową rodziny, i to taką, która nie nadużywa otrzymanej władzy. Przez 22 lata to się sprawdzoło w moim małżeństwie. Mąż podejmował decyzje, ale i brał na siebie ich konsekwencje. Ja czułam się wysłuchana, ale ostateczny głos miał on. Od trzech lat, w kryzysie, wszystko stanęło na głowie. Mąż przemocą wymagał realizacji swoich postanowień, okazywał pogardę, nie liczył się ze mną. To choroba, ale jako mężczyzna zdegradował się w moich oczach. Z opiekuna przeistoczył się we wroga.