Ja również przyznaję się, że jakieś błędy popełniałam. Wszyscy popełniamy, no prawie wszyscy (żeby nie urazić kogoś,kto uważa się za anioła ) Popełniałam je pewnie cały czas naszego małżeństwa, czyli bagatela prawie 30 lat (!) ; mąż nie skarżył się , wyglądał na szczęśliwego i nagle,dosłownie w ciągu kilku tygodni , to co było do tej pory w porządku, zaczęło go denerwować, drażnić- jakby nabawił się alergii na mnie. I jest coraz więcej tych rzeczy, które go wyraźnie irytują; nie przejmował się kiedy zimą złapała mnie potworna grypa, nie pocieszył, kiedy odeszła moja mama...Jakucja pisze: ↑06 cze 2018, 22:48
Acha, i to nie jest tak, że całą winą za zaistniałą sytuację obarczam męża. Jestem definitywnie przeświadczona, że coś zrobiłam źle, nawet bardzo źle, tylko nie mam pojęcia, co to było, i czy mogłam temu jakoś zapobiec. Innymi słowy, czy w sytuacji, w której się znalazłam, byłabym w stanie zachować się inaczej, a jeśli tak, to w którym momencie.
Mam wrażenie,że mnie nie ma, że stałam się niewidoczna dla mojego męża. No chyba ,że akurat jak alergen działam
Rozmowa nic nie daje;więc po dwóch czy trzech próbach dałam za wygraną.
Jak opisujesz Jakucjo swoje z mężem rozmowy, to wyczuwam podobny klimat.
Dobrej Niedzieli