Zostac? Odejść?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 2160
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Zostac? Odejść?

Post autor: Niepozorny »

Witaj Solaris!
Solaris pisze: 26 paź 2024, 14:08 Czym jest wybaczenie? Jesli tym, ze człowiek nie chce rzucac nożami za winowajcą, no to jestem etap dalej. Ale pokłady żalu i urazy są tak ogromne, ze nie umiem myślec o niczym innym, nie umiem powiedziec-dobra, było, minęło, konczymy temat, idziemy dalej. Jestem obecnie jednym wielkim żalem i smutkiem. I dziwne jest dla mnie to, ze dopiero po roku mam taki kryzys. Powinnam juz przejsc ten etap. A mnie sie wydaje, ze bylam w duzo lepszym stanie, potrafilam wtedy stawiac granice, wymagac. A teraz totalny dół i okazanie słabości.
Warto zapoznać się z viewtopic.php?p=161838#p161838.
Solaris pisze: 26 paź 2024, 14:08 I jest mi bardzo źle z tym, ze mąż kochanki mojego męża nic nie wie. Ja bylam oszukiwana, on ciągle jest oszukiwany. Wiem, czym to pachnie i juz mu wspolczuję. Moze przemawia przeze mnie chęć zemsty, możliwe. To niskie uczucie, ale co poradze. Moje rany są za głębokie na jakiekolwiek inne odczucia.
Ja uważałem, że żona kochanka mojej żony ma prawo wiedzieć. Próbowałem się z nią skontaktować, ale zostawałem bez odpowiedzi z jej strony. Podejrzewam, że ona wiedziała o wszystkim przede mną.
Solaris pisze: 25 paź 2024, 17:03 ja nie umiem się oddać Bogu, też mam żal, żyłam zawsze w zgodzie z przykazaniami, z naukami kościoła, choć nie jestem osobą jakoś monstrualnie zaangażowaną w wiarę i kościół. Ot, taki zwykły przeciętniak. I ten potworny żal - Boże - dlaczego mnie obarczyłeś takim doświadczeniem. Za co? co złego i komu zrobiłam? no takie ludzkie pytania, które codziennie zadaje sobie wielu ludzi, i na które nikt nie zna odpowiedzi. Odwróciłam się. Po prostu. Nie umiem się zbliżyć do Boga.
Może warto się zastanowić, czy rzeczywiście zawsze żyłaś w zgodzie z przykazaniami i naukami Kościoła. Dlaczego uważasz, że to Bóg obarczył Cię tym doświadczeniem? Czy Bóg chce, abyśmy byli zwykłymi przeciętniakami, co chodzą w każdą niedzielę na mszę św.? Zachęcam do odsłuchania https://www.youtube.com/watch?v=AzguB2WBFD4.
Z braku rodzi się lepsze!
Solaris
Posty: 16
Rejestracja: 22 paź 2024, 19:42
Płeć: Kobieta

Re: Zostac? Odejść?

Post autor: Solaris »

Czytałam te etapy przebaczenia, juz wiele razy, wczesniej, niz tu napisalam. Jesli jestem na etapie zaprzeczania, to początek. Ale mnie sie wydaje ze nie jestem na żadnym z nich.

Jedyne o czym marzę to żeby ten koszmar się już skonczył. Nie zniosę więcej, juz nie mogę😪

Co do wiary, tak, byłam takim zwykłym normalnym człowiekiem, żyjącym wg zasad mojej wiary. Nie moją bajką były formacje typu oazy rodzin czy cos w tym stylu, choć za młodu byłam w oazie i nawet pełniłam pewne funkcje w formacji. Chodzilam do spowiedzi często. Wychowywalam dzieci w wierze. Modliłam sie, chodzilam na nabożeństwa i staralam sie po prostu byc dobrym człowiekiem. Wiadomo-ideałem nie byłam, grzeszyłam, błądziłam. Na ile błądziłam i na ile byłam dobrym człowiekiem-to juz kiedys osądzi Stwórca. Na razie wiecej z siebie nie umiem dać. Nie odwróciłam sie od wiary. Jestem w okropnym kryzysie i tylko to zaprząta mi głowę.

I teraz grzeszę mocno, grzeszę strasznymi myślami... i jestem coraz dalej i dalej. Na spowiedź mnie nie stac. Przeciez nie przebaczylam tej zdrady, to z czym iść? Zresztą, nie wytrzymalabym teraz emocjonalnie przy konfesjonale.
Ruta
Posty: 3637
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Zostac? Odejść?

Post autor: Ruta »

Solaris pisze: 26 paź 2024, 15:56 I teraz grzeszę mocno, grzeszę strasznymi myślami... i jestem coraz dalej i dalej. Na spowiedź mnie nie stac. Przeciez nie przebaczyłam tej zdrady, to z czym iść? Zresztą, nie wytrzymalabym teraz emocjonalnie przy konfesjonale.
Rozumiem twoje rozterki.

Możliwość uzyskania rozgrzeszenia utraciłam jeszcze zanim mój mąż nawiązał romans. Zgodziłam się na antykoncepcję w małżeństwie. Mój mąż unikał bliskości, mówił, że boi się kolejnej trudnej ciąży i tego, jak sobie poradzimy z większą ilością dzieci. W męża rodzinie dwójka dzieci na jedną parę to było maksimum. Ja nadal jednak pragnęłam mieć więcej dzieci, ale sama też zaczęłam coraz bardziej się bać następnej ciąży. Ale nie umiałam porozmawiać z mężem ani o jego obawach, ani o moich pragnieniach, ani o tym, jak duże obciążenie psychiczne i duchowe stanowi dla mnie antykoncepcja. Dla męża w tych sprawach rozstrzygał prymat sumienia. Dla mnie rozstrzygająca była Nauka Kościoła.
Jednak, mimo, że ją znałam i mimo różnych myśli i wątpliwości uznawałam, nie potrafiłam dostosować się do niej w swoim życiu.

Nie wiedziałam wtedy kilku ważnych rzeczy, które mogłyby mi wtedy pomóc. Po pierwsze, że Bóg nigdy nie przestanie mnie kochać i kocha mnie nawet, gdy błądzę. Po drugie, że mogę poszukać księdza lub siostry zakonnej, by móc raz na jakis czas porozmawiać, by przy wsparciu stopniowo uporządkować swoje życie i sprawy duchowe. Że to może być proces, że nie zostanę wyrzucona, oceniona, jeśli nie rozwiążę swojej sytuacji od razu. Czyli nie wiedziałam, że mam prawo do miłosierdzia. Myślałam o sobie jak o kimś potępionym, bardzo surowo siebie osądzałam, pojawił się we mnie lęk.

Czytając to, co napisałaś, pomyślałam, że może myślisz o sobie podobnie. Dlatego się z tobą dzielę, tym co przeżyłam. I chcę zachęcić cię do poszukania na początek zaufanej dojrzałej osoby duchownej do rozmowy o twojej sytuacji duchowej.

Co do przebaczenia, taki proces trwa czasem wiele lat. Zamknięcie tego procesu nie oznacza wcale, że nie będzie potem trudnych uczuć, nie tylko bólu, ale też gniewu. Warto też odróżnić świadome myśli od uczuć. Samym uczuciem zgrzeszyć się nie da.

Według mojej wiedzy i doświadczenia rozgrzeszenie można uzyskać już na samym początku procesu przebaczenia, gdy przebaczam aktem woli: chcę przebaczyć, ale na razie nie umiem, pomóż mi w tym Boże. Dobrze porozmawiać i o tym z zaufaną osobą duchowną. No i o tym, jak uporządkować nie tylko tą kwestię, ale i wszystkie pozostałe kwestie stojące na przeszkodzie do pełni życia sakramentalnego. Powrót dodaje sił, daje autentyczną głęboką radość.

Chcę ci też napisać, że teraz już wiem, że Bóg kocha każdego człowieka zawsze i bezwarunkowo. Kocha mnie i ciebie także wtedy, gdy grzeszymy i gdy błądzimy. Oddał siebie samego każdego z nas. Gdy wpadłam w kłopoty duchowe, w grzech, nie wiedziałam, że mogę nadal z Bogiem rozmawiać, prosić Go o pomoc, że nadal jestem przez Niego kochana. Tego nauczyłam się przy Maryi.

Wspieram Cię modlitwą.
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 2160
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Zostac? Odejść?

Post autor: Niepozorny »

Solaris pisze: 23 paź 2024, 19:09 Minął juz rok, terapia nie posunęła nas do przodu. Ja jestem w strasznym dole, a on po prostu sobie stoi obok. Psycholog mowi, ze jestesmy w 2 roznych miejscach, i bardzo daleko od siebie. Jednoczesnie mąż sie stara, interesuje sie mną, ale o tematach powaznych nie rozmawiamy. Ja rzeczywiscie nie inicjuję takich rozmów, bo sie boję jego reakcji.
Solaris pisze: 25 paź 2024, 13:25 Ten chłód emocjonalny jest okropny. on po prostu nie czuje niczego, nie współczuje, choć się troszczy, wie, że np. dzisiaj źle się czuję, dzwonił od raza już 3 razy. Ale jak obudzić w nim jakieś uczucia - nie mam pojęcia :( strasznie ciężko mi się z tym żyje, strasznie. On widzi moje łzy, wie, dlaczego płaczę, wie, że przez niego, ale nie potrafi plakać ze mną. To jest straszne.
Solaris pisze: 23 paź 2024, 19:09 Mąż deklaruje, ze mnie kocha, rozumie co zrobił i chce walczyc o małżeństwo. Ale on jakby nie miał uczuc. Nie pokazuje nic, jest letni. Ja mam nadzieję, ze to jednak choroba- ale z psychiatrą męża nie ma kontaktu. Psycholozka mowi, ze ja stosuję mechanizm zaprzeczenia tak, jakby ona juz wyrok wydała, ze nic z tego nie bedzie. A ja mam totalny mętlik w głowie😪
Mężczyźni to nie kobiety, więc działają inaczej. Jest małoprawdopodobne, że twój mąż będzie reagował tak, jak Ty byś tego chciała. Miłość to nie są uczucia. Jeśli deklaruje, że kocha i chce walczyć/naprawiać małżeństwo, to już jest nieźle. Do końca nie wiem, co znaczy, że mąż "rozumie co zrobił", bo może być tak, że przyjął do wiadomości, że dla Ciebie to była zdrada, ale na poziomie jego logiki jest inaczej. Jeśli tak jest, to nie może nie okazuje swojego żalu, a mam wrażenie, że tego oczekujesz od niego.

Solaris pisze: 23 paź 2024, 19:09 Mowie o uczuciach wylącznie ma terapii. Było juz lepiej, po spowiedzi męża, i nabrałam nadziei, ze bedzie juz lepiej. Ale kilka tygodni pózniej dostalam obuchem w łeb, jak sie zorientowalam, ze on ma kontakt z tą kobietą. Obawiam sie ze jest w domu tylko dlatego, ze mu tak wygodnie.
Kiedy wyszło na jaw, że mąż ma kontakt z tą kobietą i jak się to ma do (rocznej) terapii, na którą uczęszczaliście?

Solaris pisze: 23 paź 2024, 19:09 Nie mam sił odejść, nie mam juz sił by walczyc i zostac. Gdyby nie dzieci /mlodsza corka jest dzieckiem o specjalnych potrzebach, w spektrum/, juz by mnie chyba nie było. Jednoczesnie wiem, ze daję dzieciom fatalny przykład, i nigdy sobie nie daruję, ze tak długo tolerowałam zachowanie męża i pozwoliłam zrobic piekło w domu. Nie jestem w stanie zaufac. A co jest wart związek bez zaufania? Wszyscy wiemy, ze niewiele
O ile dobrze pamiętam, to o zaufaniu trochę było na rekolekcjach z ks. Łukaszem - https://www.youtube.com/watch?v=vR-z8pI ... zxHXcqII8b. Nie pamiętam, na której części. Warto przesłuchać całości :)

Solaris pisze: 26 paź 2024, 14:08 Kolezanka, tez psycholozka, ktora zna temat , ale z oczywistych powodów mi nie pomaga, mówi-mysl o sobie, nie zwracaj uwagi na innych. Ale ja nie wiem, co to znaczy myslec o sobie. Całe swoje życie żyłam dla innych. Nie potrafię myslec o sobie.
Na to przychodzi mi tylko jedno do głowy:
Mt 22,36-40 pisze:«Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?»* 37 On mu odpowiedział: «Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem*. 38 To jest największe i pierwsze przykazanie. 39 Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego*. 40 Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy».
Jeśli Pan Bóg nie był u Ciebie na pierwszym miejscu (a mam wrażenie, że to miejsce zajmował mąż), to kryzys był gwarantowany.
Skoro nie zadbałaś o siebie, to czy mogłaś w pełni kochać swoich bliźnich?

Solaris pisze: 26 paź 2024, 15:56 Czytałam te etapy przebaczenia, juz wiele razy, wczesniej, niz tu napisalam. Jesli jestem na etapie zaprzeczania, to początek. Ale mnie sie wydaje ze nie jestem na żadnym z nich.
A ja mam wrażenie, że po trochu jesteś na pierwszych trzech :)


Solaris pisze: 23 paź 2024, 19:09 Czytalam troche, straszne, ze jest tyle podobnych historii. Pomóżcie, bo ja nie wiem, czy karmic sie nadzieją, czy zdecydowac o samotnym życiu. Choc w sumie zadnej decyzji nie umiem podjąć. Nie mam pojęcia, co robic. Jedyne, co potrafię to tylko płakać... wołam o pomoc, jestem z tym wszystkim sama... dziękuję za wysłuchanie😘
Solaris pisze: 25 paź 2024, 13:25 .... jak sobie przychodzę do kościoła tak po prostu, w środku tygodnia, gdzie mało ludzi, to nie umiem zatrzymać łez. Modlić się już też przestałam. Wzdycham tylko do Boga, żeby dał mi siłę, żebym jeszcze umiała wytrzymać i znieść to cierpienie. ALe czy umiem się Jemu oddać? chyba nie :(
Solaris pisze: 26 paź 2024, 15:56 Jedyne o czym marzę to żeby ten koszmar się już skonczył. Nie zniosę więcej, juz nie mogę😪
(...)
I teraz grzeszę mocno, grzeszę strasznymi myślami... i jestem coraz dalej i dalej. Na spowiedź mnie nie stac. Przeciez nie przebaczylam tej zdrady, to z czym iść? Zresztą, nie wytrzymalabym teraz emocjonalnie przy konfesjonale.
Z twoich postów wnioskuję, że jesteś obecnie w kiepskim stanie psychicznym. Z tego powodu lepiej dać sobie czas na jakiekolwiek decyzje. Wydaje mi się, że po ludzku doszłaś do ściany i to odpowiedni moment, żeby zwrócić się do Boga. Osobiście polecam Adorowanie Najświętszego Sakramentu. Jeśli potrzebujesz się wypłakać, to się nie krępuj i wypłacz się Bogu. Dla Niego te łzy będą więcej warte niż jakiekolwiek słowa. Oczywiście możesz również "wypowiedzieć" swoje żale.
Spowiedź też może być oczyszczająca. Nie bój się tego, że "się rozkleisz".
Z braku rodzi się lepsze!
Bławatek
Posty: 1942
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Zostac? Odejść?

Post autor: Bławatek »

Solaris nie jest łatwo przebaczyć, nie jest łatwo zapomnieć, nie jest łatwo przestać się karmić "strachami" które się pojawiają. To ciężka i mozolna praca, to także łaska dana nam od Boga. Zawsze chciałam mieć dziewczynkę a mamy tylko syna więc dla mnie bardzo bolesna była informacja, że mąż ma dziecko z kowalską i to do tego córkę którą ja i on chcieliśmy. Co roku odmawiałam dziewięciomiesięczną modlitwę za dziecko zagrożone aborcją. Wtedy było mi trudni się takiej modlitwy podjąć, ale spróbowałam - z każdym miesiącem było łatwiej aż w końcu i dla tego dziecka męża i kowalskiej niechęć odeszła - zaakceptowałam jej życie. Było to tym trudniej bo w tym czasie w rodzinie urodziła się dziewczynka, więc naocznie widzę wzrost tej małej - na początku w głowie była "mała męża" - oj, bolało bardzo. I znów pomoc Boga jak i upływający czas pomogły mi się z tym wszystkim uporać.

Bóg nas kocha I chce dla nas tego co najlepsze - nie zawsze jest to tożsame z tym co my byśmy chcieli. Płacz, jeśli tego potrzebujesz - mnie to oczyszczało. A po czasie szlam do przodu.

A najlepszą modlitwą jest trwanie przy Bogu jak i rozmowa z Nim. Ja na początku zasypywalam go litanią moich żali - było mi to potrzebne, a On cierpliwie słuchał i trwał przy mnie. Po czasie modlitwą zmieniała się w inne formy. Więc nie katuj się, że nie dajesz rady modlić się. Na wszystko potrzebny jest czas.
Solaris
Posty: 16
Rejestracja: 22 paź 2024, 19:42
Płeć: Kobieta

Re: Zostac? Odejść?

Post autor: Solaris »

Mężczyźni to nie kobiety, więc działają inaczej. Jest małoprawdopodobne, że twój mąż będzie reagował tak, jak Ty byś tego chciała. Miłość to nie są uczucia. Jeśli deklaruje, że kocha i chce walczyć/naprawiać małżeństwo, to już jest nieźle. Do końca nie wiem, co znaczy, że mąż "rozumie co zrobił", bo może być tak, że przyjął do wiadomości, że dla Ciebie to była zdrada, ale na poziomie jego logiki jest inaczej. Jeśli tak jest, to nie może nie okazuje swojego żalu, a mam wrażenie, że tego oczekujesz od niego.
Cos w tym jest. Z męskiego punktu widzenia pewnie tak by to wyglądało. Stało sie, przeprosił, więc sprawa do archiwum. Ja tak nie umiem. Rzecz w tym, ze my z mężem przez te wszystkie lata rozumieliśmy sie w lot. Ja czułam jego, on mnie. Przyzwyczaiłam sie do tego. Może rana za duża. Zdrada to co innego niz jakies codzienne nieporozumienia. Ja nie umiem przejść nad tym do porządku codziennego. To złamanie przysięgi. Kaliber największy, i potwornie bolesny😪
Jeśli Pan Bóg nie był u Ciebie na pierwszym miejscu (a mam wrażenie, że to miejsce zajmował mąż), to kryzys był gwarantowany.
Skoro nie zadbałaś o siebie, to czy mogłaś w pełni kochać swoich bliźnich?
Powiedzialabym, ze rodzina, nie mąż. Dom i rodzina. A co do mnie? No niestety- sobą nie zajmowalam sie nigdy. Oczywiscie zajmuję się sobą w kwestii zadbania o siebie, rozwijania swoich kompetencji w pracy itd, ale jak cos sie dzieje, to rzucam wszystko i lecę na pomoc. Często kosztem siebie. Nie zadbałam o siebie w sensie psychologicznym i duchowym. Dlatego jestem teraz pusta w środku. Dla mnie nie było nic-żyłam cudzym życiem, nie mając swojego. Czasem myślę, ze poswięcilam sie rodzinie za bardzo... to tez moze miało wpływ na to ze sie zaczęlismy oddalac. Ale mając dwoje dzieci z niewielką różnicą wieku , w jedno w spektrum na ciągłej rehabilitacji i terapiach różnego rodzaju. trudno było nie poświęcac sie rodzinie. Najpierw byłam matką.
Z twoich postów wnioskuję, że jesteś obecnie w kiepskim stanie psychicznym. Z tego powodu lepiej dać sobie czas na jakiekolwiek decyzje. Wydaje mi się, że po ludzku doszłaś do ściany
Jestem w bardzo kiepskim stanie, od momentu, kiedy zorientowalam sie, ze mąż ma kontakt z tą kobietą, to jest jakies kilka tygodni.Do tego momentu i terapia, i moje podnoszenie sie z tego wszystkiego szły do przodu. Momentem załamania sie był ten moment...

Czasem siedze w kosciele i po prostu płaczę. Patrzę na ołtarz, na Krzyż... i mam ten swój mały Wielki Piątek, tyle, ze bez przebaczenia. Na to mnie nie stać. Czasem pojade gdzies za miasto, gdzie cisza i spokój. Szukam tej ciszy i spokoju. Ale jestem mocno rozedrgana, bardzo mocno. Unikam ludzi jesli tylko mogę. Niedługo święta, nie wyobrażam sobie tego czasu...

Wczoraj rozmawiałam z baaaardzo mądrym księdzem, powierzając mu to wszystko. To była bardzo trudna i długa rozmowa. I tak opowiadając o tym, o tamtym, on wskazywał mi, gdzie w tym wszystkim jest Boży palec... ze to nie jest totalna beznadzieja, ze nie jestem sama. To wiem, sama nie jestem. Ale nie czuję Jego obecności yak, jakbym chciała i nie śmiem mówić, ze On jest we mnie. Jest, ale gdzies obok. Ja jestem obok. Jak sie otworzyc na Jego obecność i Jego łaskę- nie wiem. Zacznę od siedzenia w kościele, od próby uspokojenia siebie tam, gdzie On jest, i gdzie jest ta błoga cisza. Ja znam to uczucie, doświadczyłam obecności Boga. Teraz tego nie ma. Mam nadzieję, ze tylko jeszcze.

Ksiądz zwrócił mi jeszcze uwagę na wiele innych aspektów. To była mądra rozmowa, troche klapek mi sie otworzyło. Niemniej, jestem troche przestraszona... byliśmy oboje z mężem słabi, uderzyły demony, uderzyły dwa razy, ten drugi raz dużo mocniej. Klasyk ponoć. Drugi atak mocniejszy, dobijający. Jakos do tej pory nie myślałam o tym w ten sposób. Niestety, sami je wpuscilismy do naszego życia.

Za modlitwę dziękuję❤️ parę osób z mojego otoczenia modli sie za mnie, za nas, zamiast mnie. Ja tez spróbuję, moze mało udolnie, ale od czegos trzeba zacząć. Nie bez przyczyny ten ksiądz stanął na mojej drodze. Ktos go na niej postawił, ja głęboko wierzę, ze to nie był przypadek. I choć rozmowa była trudna i bolesna, przyniosła mi jakieś choć chwilowe ukojenie. Wiem, ze kiedy trzeba, będę mogła isc i pogadac. On sam powiedział, ze kiepsko ze mną, i potrzeba mi zrozumienia i czasu. Pokazał mi, ze w tym naszym poranionym związku tli sie jeszcze uczucie. Będziemy walczyc, aby mąż zdecydował się na wizytę u psychiatry, bo nie chce na razie iść, i aby nie przerwał terapii u psychologa, mimo, ze sie na nią zamknął. A potem przyjdzie czas na resztę. Jestem wdzięczna Bogu za to, ze mi postawił tego człowieka wczorajszego wieczora. Dużo chusteczek musiał mi ksiądz podać. Ale był przygotowany😉

A ja spróbuję nie tracic nadziei.

Bardzo dziękuję za każdy wpis. Czytam wszystko bardzo dokładnie, kilka razy. Wracam do tych wpisów, jest to dla mnie cenne bardzo. Myślę i analizuję, mam taki umysł do analizowania.

I tak sobie myślę, ze Ktoś mi w googlu tę stronę nie bez przyczyny pokazał...nic sie nie dzieje bez przyczyny. Dziękuję!🌹
JolantaElżbieta
Posty: 787
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Zostac? Odejść?

Post autor: JolantaElżbieta »

Ja się zastanawiałam czego mam się nauczyć w tym trudnym doświadczeniu. I Pan Bóg mi powiedział, że mam się nauczyć mądrze kochać siebie i brać dobroć od ludzi. To jest trudniejsze niż dawanie :-) Ale jak dobrze człowiek się czuje jak naprawi siebie - ho ho - bo tylko to można zrobić :-) Na nic innego naprawdę nie mamy wpływu. No i ja przyjęłam jedną postawę, choćby mi na głowę leciały kamienie, to będę trzymać się Pana Boga i Jego przykazań. A było tych kamieni niemało po drodze do siebie :-)
Solaris
Posty: 16
Rejestracja: 22 paź 2024, 19:42
Płeć: Kobieta

Re: Zostac? Odejść?

Post autor: Solaris »

Usłyszałam wczoraj takie zdanie, ze to , co sie dzieje moze byc początkiem -i najpewniej jest- czegoś nowego, czegoś pięknego. Z mężem, ale możliwe, ze bez niego.

To na razie ciężko mi pojąć, bo w mojej głowie jest koniec, a nie początek....

Jak poznac siebie- nie wiem. Jak siebie pokochać? Tym bardziej nie wiem. Przeciez ja nigdy siebie nie kochałam. Nawet siebie nie lubiłam, bo nigdy nie zajmowałam sie sobą. Kochac jak siebie samego... znam to przykazanie miłości od dziecka, i nigdy o tym nie myślałam w taki sposób. Zawsze mi sie wydawało, ze myślenie o sobie jest egoistyczne, ze mam żyć i byc dla innych. Jak siebie samego...

Jak nauczyc sie kochac siebie? Totalna abstrakcja...

Ksiądz mówi, ze ja kocham męża. Zaprzeczyłam. Nie potrafię wymówić tego słowa. Moje serce stwardniało i jest jak głaz. Zapytał, czy jak wrócę do domu to czy będę w stanie sie przytulic do męża. Nie, nie będę. Powiedziałam bez chwili zastanowienia.

We mnie jest obecnie tylko smutek, żal i łzy. Oby ten głaz pozwolił sie skruszyć. Bo ja nie chce tak żyć.
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 2160
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Zostac? Odejść?

Post autor: Niepozorny »

Solaris pisze: 29 paź 2024, 22:52 Usłyszałam wczoraj takie zdanie, ze to , co sie dzieje moze byc początkiem -i najpewniej jest- czegoś nowego, czegoś pięknego. Z mężem, ale możliwe, ze bez niego.

To na razie ciężko mi pojąć, bo w mojej głowie jest koniec, a nie początek....
Doświadczyłem rozpadu dotychczasowego życia na tysiące kawałków i mogę potwierdzić, że tamten koniec był początkiem nowego, pięknego życia.

Solaris pisze: 29 paź 2024, 22:52 Jak poznac siebie- nie wiem. Jak siebie pokochać? Tym bardziej nie wiem. Przeciez ja nigdy siebie nie kochałam. Nawet siebie nie lubiłam, bo nigdy nie zajmowałam sie sobą. Kochac jak siebie samego... znam to przykazanie miłości od dziecka, i nigdy o tym nie myślałam w taki sposób. Zawsze mi sie wydawało, ze myślenie o sobie jest egoistyczne, ze mam żyć i byc dla innych. Jak siebie samego...

Jak nauczyc sie kochac siebie? Totalna abstrakcja...
Jak zadbałabyś o małe dziecko i jak okazywałabyś mu miłość?

Solaris pisze: 29 paź 2024, 22:52 Ksiądz mówi, ze ja kocham męża. Zaprzeczyłam. Nie potrafię wymówić tego słowa. Moje serce stwardniało i jest jak głaz. Zapytał, czy jak wrócę do domu to czy będę w stanie sie przytulic do męża. Nie, nie będę. Powiedziałam bez chwili zastanowienia.
Mam wrażenie, że miłość utożsamiasz (podobnie jak ja kiedyś) z uczuciami. Mąż Cię skrzywdził, więc obecnie nie czujesz miłości do niego. Czy chciałabyś, aby Twój mąż został zbawiony?

Solaris pisze: 29 paź 2024, 22:52 We mnie jest obecnie tylko smutek, żal i łzy. Oby ten głaz pozwolił sie skruszyć. Bo ja nie chce tak żyć.
Polecam przeczytać viewtopic.php?t=233 oraz słuchać nagrań ks. K. Grzywocza, np.: https://www.youtube.com/watch?v=hs98FT1 ... ql6eRyMbJE
Z braku rodzi się lepsze!
Solaris
Posty: 16
Rejestracja: 22 paź 2024, 19:42
Płeć: Kobieta

Re: Zostac? Odejść?

Post autor: Solaris »

Doświadczyłem rozpadu dotychczasowego życia na tysiące kawałków i mogę potwierdzić, że tamten koniec był początkiem nowego, pięknego życia.
Zazdroszczę Ci, oczywiscie pozytywnie, że jestes na takim etapie. Ja, zraniona i połamana kobieta, niedługo z 5 z przodu kodu, nie widzę przed sobą nic. Tak, wiem, poddawanie sie rozpaczy to tez grzech... ale inaczej nie umiem. Chciałabym inaczej, ale nie umiem, nie wiem, jak w tym moim porąbanym życiu sie odnaleźć i stanąć na nogi.
Jak zadbałabyś o małe dziecko i jak okazywałabyś mu miłość?
Tak, jak dbałam. Poświęcałam czas i uwagę, tuliłam, troszczyłam sie, całowałam, słuchałam, potem rozmawiałam, przytulałam, ocierałam łzy i po prostu zawsze byłam. Niczego z tych rzeczy nie potrafię odnieść do siebie. Nie umiem sie o siebie troszczyć.
Mam wrażenie, że miłość utożsamiasz (podobnie jak ja kiedyś) z uczuciami. Mąż Cię skrzywdził, więc obecnie nie czujesz miłości do niego. Czy chciałabyś, aby Twój mąż został zbawiony
Bo tak jest. Miłość to dla mnie uczucie, choć prawdą jest, ze nie tylko. Ja rozumiem miłość takze jako pewnego rodzaju deklarację-kocham, więc chcę zebyś był szczęsliwy, żeby było ci dobrze. Tak kocham moje dzieci. Tak kocham moją dorosłą juz córkę, ktorej wybory nie zawsze mi sie podobają, ktora potrafi nieźle zranic-ale jedyne czego chcę to jej dobra i szczęścia. Co to miłość jako afekt, to rzeczywiscie zapomniałam.

W sensie postawy życiowej kocham męża. Nie życzę mu źle. Powiedziałam mu kiedys, ze jesli bedzie szczęśliwszy beze mnie, to niech tak będzie. W sensie uczuc- jedyne co do niego czuję to żal. Dlatego powiedzialam ksiedzu, ze go nie kocham.

Czytałam kiedyś ten wątek, który podrzucileś. Przeczytałam jeszcze raz teraz. Bardzo trudny tekst. Za trudny jak na mój obecny stan.

No mocno poplątana jestem i bardzo sie miotam. Wiem😪
Ostatnio zmieniony 30 paź 2024, 8:32 przez Niepozorny, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: poprawiono cytowanie
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 2160
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Zostac? Odejść?

Post autor: Niepozorny »

W twoich odpowiedział sporo oceny samej siebie. Nie bądź dla siebie taka surowa. Jesteś teraz na tym etapie, co jesteś, więc najlepiej to zaakceptować.
Solaris pisze: 30 paź 2024, 1:10 Tak, jak dbałam. Poświęcałam czas i uwagę, tuliłam, troszczyłam sie, całowałam, słuchałam, potem rozmawiałam, przytulałam, ocierałam łzy i po prostu zawsze byłam. Niczego z tych rzeczy nie potrafię odnieść do siebie. Nie umiem sie o siebie troszczyć.
Możesz spróbować tak samo zadbać o siebie:
  • poświęcaj czas sobie (np. rób to, co lubisz),
  • troszcz się o siebie (odpowiednia ilość odpoczynku, "zdrowe" jedzenie, jakaś aktywność ruchowa),
  • wsłuchuj się w siebie (w to, co czujesz, o czym marzysz, co lubisz i czego nie lubisz),
  • mów sobie komplementy (doceń siebie),
  • przytulaj się - dziwnie to wygląda, gdy człowiek próbuje siebie objąć (skrzyżować ręce na wysokości łokci i dotknąć palcami łopatek), ale tego kiedyś nauczono mnie na szkoleniu radzenia sobie ze stresem,
  • uśmiechaj się do siebie (to też ze szkolenia) - uśmiech może być wymuszony, gdyż tu tylko chodzi o napięcie odpowiednich mięśni twarzy.
Czy znasz 5 języków miłości? Jeśli tak, to który jest twoim dominującym?
Z braku rodzi się lepsze!
JolantaElżbieta
Posty: 787
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Zostac? Odejść?

Post autor: JolantaElżbieta »

Solaris, przez żałobę przechodzi się etapami, pozwól sobie na to. I nie oceniaj się, czy jesteś poplątana czy nie poplątana, a to że się miotasz, to też normalne. Nie patrz na siebie oczami innych, zwłaszcza swojego męża. Ja musiałam się z tego długo wyzwalać, bo to co widziałam zabijało mnie. Potem powiedziałam, ale to nieprawda. Ja wiedziałam jaka jestem, tylko przez te lata słuchania różnych rzeczy od męża wdrukowało mi się coś innego. Wiedziałam, że muszę wyciszać emocje, bo moje ciało migdałowate urosło i nie mogłam patrzeć na świat inaczej niż przez emocje. Pracowałam nad tym - aż któregoś dnia moja córka powiedziała - mamuś, jesteś taka jak dawniej, nareszcie:-) Ja nie wiem czy życzę mojemu mężowi dobrze, w potocznym tego słowa znaczeniu - czyli tak naprawdę czego dobrego mu życzę? Jednego, żeby się nawrócił, miał szansę odpokutować jeszcze na ziemi i został zbawiony. Reszta mnie nie obchodzi :-) Żeby się ratować w tym cierpieniu i bólu musiałam wyrobić sobie pewne zasady - jedną z nich była - jak nie wiesz co robić, nie rób nic, pomódl się i czekaj. Oj, to mnie uratowało przed zrobieniem wielu głupot. A życie po rozwodzie jest inne, ale człowiek się uśmiecha i cieszy nim - nie spodziewałam się tego :-)
Mimi
Posty: 131
Rejestracja: 31 sie 2023, 12:29
Płeć: Kobieta

Re: Zostac? Odejść?

Post autor: Mimi »

Solaris pisze: 29 paź 2024, 19:14 Rzecz w tym, ze my z mężem przez te wszystkie lata rozumieliśmy sie w lot. Ja czułam jego, on mnie. Przyzwyczaiłam sie do tego. Może rana za duża. Zdrada to co innego niz jakies codzienne nieporozumienia. Ja nie umiem przejść nad tym do porządku codziennego. To złamanie przysięgi. Kaliber największy, i potwornie bolesny
Solaris pisze: 26 paź 2024, 14:08 dziwne jest dla mnie to, ze dopiero po roku mam taki kryzys.
Solaris, u mnie bylo podobnie.

Nie rozumiałam kompletnie, do tej pory nie rozumiem, dlaczego M zostawił na boku to co cenne, to co nas łączy: wspólną przeszłość, wspomnienia, dzieci, wspólnych znajomych, rodzinę i co najważniejsze SAKRANENT. Wydawało mi sie to tak absurdalne, ze aż nierzeczywiste.

Chciałam szybko przejsc do porządku dziennego, tym bardziej, że M zapewniał, ze to koniec z kowalską, że zależy mu na mnie, itp.

Po roku zaczęłam miec objawy stresu pourazowego. Nie mogłam zrozumieć, co się ze mną dzieje i dlaczego. Trafłam na psychoterapię. M sie dziwił, bo przecież zawsze byłam siłaczką.

Okazało się, że nasze zamiatanie pod dywan nieprzepracowanego kryzysu zupelnie mnie rozbiło. Dodatkowo okazało sie, że M nadal biega za kowalską i kokietuje kobiety z otoczenia.

Na terapii poskładałam się do kupy.
Zaczęłam dbać o siebie, dążyć do tego, co ja chcę, realizować swoje pasje ( czasami kosztem wspólnego czasu z M), myśleć najpierw o sobie, o tym czego ja pragnę, a potem dopiero, co będzie dobre dla nas obojga.

Wcześniej wspomniane obejmowanie samego siebie działa. Wplywa kojaco na mózg, uspokaja, relaksuje. Sprobuj :D

My nadal nie przepracowalismy kryzysu, dlatego nie odbudowalam zaufania do M. Moje serce też stwardniało, stało sie jak glaz. Wiem, ze to reakcja obronna. Meczy mnie ta nowa małżeńska rzeczywistość. Ufam, ze z Bogiem uda mi się przez to przejść nie tracąc z oczu tego, co najwazniejsze.
Bławatek
Posty: 1942
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Zostac? Odejść?

Post autor: Bławatek »

Solaris a może chciałabyś się udać do Katowic na rekolekcje weekendowe w temacie potrzeb? Byłam z prowadzącą te rekolekcje na 2 tematach i byłam zadowolona. Sama się zastanawiam, ale na razie nic nie planuję bo jak coś planuję z wyprzedzeniem to mi się komplikuje. Będą w połowie grudnia. Wklejam link:
https://www.osrodek-brynow.pl/jak-leczy ... h-potrzeb/

Najgorzej zacząć myśleć o sobie szczególnie gdy całe życie inni byli na pierwszym miejscu. Często nie wiemy jak o siebie się zatroszczyć, zadbać o siebie. Ale małymi kroczkami warto próbować różnych rzeczy i sposobów.

A nasz wiek jest tylko cyfrą, o której nie warto za bardzo myśleć. Ważne jest by myśleć o dniu jutrzejszym i cieszyć się z drobnych rzeczy, które zdarzają się w teraźniejszości. Przeszłość już była. Do miej wracamy tylko czasami by błędów nie popełniać i wspominać dobre chwilę.
Solaris
Posty: 16
Rejestracja: 22 paź 2024, 19:42
Płeć: Kobieta

Re: Zostac? Odejść?

Post autor: Solaris »

Czy znasz 5 języków miłości? Jeśli tak, to który jest twoim dominującym?
Nie, poczytam o tym. Dziękuję🙂

No jestem surowa, zawsze byłam. Nie potrafię odpuścić. Minęło kilka dni, patrze troche spokojniej, z tym, ze u mnie to tak jest, od dołu do dołu, od góry do góry. Mało stabilizacji, a te huśtawki mnie wykańczają po prostu. Spróbuję sie jakos uspokoić.

W pracy tez bardzo trudny czas, szef z garunku ludzi trudnych, to tez nie pomaga. No tej choćby odrobiny stabilności w moim życiu nie ma. Moja córka ma chłopaka-ateistę, no tez to jest moją wielką troską. I tak, gdzie by ucha nie przyłożyć, to ciężko pozytyw znaleźć. Chwytam sie wiec myśli, ze wszystko jest po cos, i kiedys będzie lepszy czas, i nawet czasem w to wierzę😉Na razie jest trudno. No samo życie. Tylko ta kumulacja troche duża, i długo juz to trwa. Dlatego jestem juz zmeczona, tak po ludzku.
ODPOWIEDZ