Niepozorny pisze: ↑03 wrz 2024, 9:10
Ruta pisze: ↑03 wrz 2024, 0:52
Czy teraz się dowiem o co chodzi z tymi miesiącami? I z tym co płynie z tego, jakie relacje mnie obciążają, a jakie nie? Bo jak rozumiem, to ma wszystko jakieś znaczenie?
Głównie chodziło mi o sprawdzenie, kiedy twoim zdaniem byłaś obciążona swoimi relacjami, żeby móc to porównać do twojej aktywności na forum. Ilość postów, które dodajesz w miesiącu, co oczywiste jest zmienna. Są miesiące, w których dodajesz ich ok. 2 razy więcej niż w innych. Najwięcej ich dodałaś w styczniu tego roku, ale niewiele mniej było ich również w listopadzie i grudniu 2023, czyli ogólnie wtedy kiedy:
Było mi ciężko, do granic mojej wytrzymałości. Okupiłam to wszystko zdrowiem i utratą sił. Długo się zbierałam. To był grudzień i styczeń.
Z męża rodziną na ogół nie mam kontaktu. Ale jeśli przy jakiejś okazji kontakt mam, relacje są poprawne, a czasem serdeczne. Grudzień i styczeń były trudne, pewnie i luty.
Wśród miesięcy wyróżniających się dużą ilością postów są jeszcze: czerwiec 2024 i sierpień 2024. Tych miesięcy nie wymieniłaś jako ekstremalnych, ale biorąc pod uwagę to, co pisałaś w swoim wątku, to może łapią się one do:
Stale potrzebuję w relacji z mężem trzymać gardę. I być czujna, gdy syn lub obaj synowie są pod jego opieką. Kiedy na nowo rani dzieci, jestem wściekła i zarazem bezsilna. To jest obciążające.
Uwagę zwracają również godziny dodawania postów, bo właściwie tworzysz je o każdej porze dnia i nocy.
Tak myślałam, że miesiące mają znaczenie
Tak, piszę więcej, kiedy jest mi emocjonalnie trudno w relacji z mężem. To mi pomaga. Okres okołorozwodowy był bardzo trudny. Znalazłam się pod presją, wywieraną na mnie także poprzez dzieci. To był listopad, grudzień i styczeń. Aż do orzeczenia rozwodu.
W czerwcu młodszy syn był pod opieką męża. Zgodziłam się na jego długi pobyt u taty. W mojej ocenie mąż był w stanie sprostać dluższej opiece, bo wszedł na nowo w liniię trzeźwienia. I miał już za sobą fazę obsesji. Na to wskazywało wiele różnych pośrednich wskazówek. Mąż ze mną onswoich sprawach nie rozmawia. Pozostaje mi obserwcja. Jednak i tak obawiałam się błędu w ocenie.
Ile błąd trzeźwego rodzica kosztuje dziecko, wiedzą tylko te osoby, które jako dzieci były oddawane pod opiekę nietrzeźwych rodziców. Ja wiem o tym, dzięki osobom ze wspólnoty, także z forum, i z moich grup wsparcia, które podzieliły się ze mną swoimi doświadczeniami z pozostawania pod opieką czynnie uzależnionych rodziców. Nie zamierzam syna na takie przeżycia narażać.
Przy tym nietrzeźwy obejmuje wszystkie stany okołoalkoholowe, także stan niepicia na sucho. A także wszystkie stany zażywania substancji zastępczych. No i sytuacja może w każdej chwili się zmienić. Więc potrzebuję wtedy być czujna na wszelkie sygnały i ze strony syna i męża. Żeby w razie potrzeby sytuację przerwać. Syn, kiedy mąz odpada, czasem zaciska zęby, w nadziei że jutro będzie lepiej. Że może tata tylko się czymś zdenerwował. I bierze to na siebie.
To trzeba przerywać od razu, bo im dłużej dziecko jest pod opieką rodzica nietrzeźwego, tym bardziej postępuje we współuzależnieniu.
Ja sama też potrzebuję wtedy uważać, by nie wpaść we współuzależnienie, bo tym grozi koncentrowanie się na bliskim uzależnionym.
Dlatego właśnie specjaliści uzależnień zalecają albo izolację uzależnionych w czynnych nałogach, także od dzieci, albo nadzór kuratora nad kontaktami. By podnoszącym się rodzinom takich atrakcji nie fundować. Czynnym nałogowcom kontakty z dziećmi nie są potrzebne do niczego, poza podtrzymywaniem systemu iluzji. A dzieciom szkodzą. Nietrzeźwy rodzic nie jest w stanie zaspokoić potrzeb dziecka. Nawt jesli w nałogach funkcjonuje wysoko.
W naszym przypadku specjaliści OZSS też takie zalecenia wydali, albo zakaz kontaktów, albo terapia i nadzór kuratora nad kontaktami. Ale sądy kolejno uznały, że nie trzeba, bo mąż sądom nie wyglądał na uzależnionego... Uprosiłam tylko kuratora ogólnego, do rodziny. Nie do kontaktów. Mamy go dopiero od stycznia, ale na razie tylko na papierze. Tu też sąd nie widział powodów, bo dziecko ma dobre oceny, dobrze funkcjonuje, kontakty się odbywają. Jakim moim wysiłkiem się to dzieje, tego w sądzie nie widać...
Jednak znam też rodziny z moich grup wsparcia, w których mamy nie nadzorują kontaktów dzieci z uzależnionymi czynnie ojcami. Po prostu realizują je zgodnie z rozpiską, niezależnie od stanu ojca. W tych rodzinach są jednak duże problemy z dziećmi, dzieci bardzo cierpią, okaleczają się, mają trudności szkolne, same sięgają po używki, są agresywne do matek. Więc te mamy też są obciążone, tylko inaczej.
Wolę obciążać siebie, niż syna. Więc u nas w rodznie w ogóle nie obowiązuje sądowy schemat kontaktów. Zamiast tego obowiązuje zasada, że mąż ma być trzeźwy i zdolny do pełnienia opieki.
***
Nie pomyliłam się, mąż wszedł w linię trzeźwienia. Podjęłam dobrą decyzję. Ale o tym na pewno wiem dopiero po czasie. No a młody, zadowolony z dobrego czasu z tatą, zdecydował, że część wakacji też chce spędzić z nim... I tak nadszedł sierpień.
...a tymczasem skończył się miodowy okres trzeźwienia. Przychodzi rzeczywistość. To jest trudny czas. Zawalone sprawy dają o sobie znać. Wyłażą zaniedbania zdrowotne. Pamięć zaczyna działać inaczej, wracają emocje. Pojawia się dużo gniewu.
Do tego trzeźwienie nie gwarantuje zdrowych postaw wychowawczych. Do trzeźwości daleko. Stąd dzikie kapieliska, motory. Mąż nie rozumie, że brak nadzoru obciąża dziecko. Nawet gdy w pierwszej chwili zachłystuje się swobodą. Nie rozumie też, że nastolatek nie ocenia właściwie zagrożeń. Bo ma w mózgu moduł nieśmiertelność. Tyle, że grawitacja działa nadal...
No ale mąż ma emocjonalnie tyle lat co syn. Nałóg zatrzymuje dojrzewanie. Więc też zagrożeń nie ocenia prawidłowo. Jak zresztą wielu niedojrzałych ojców, zatrzymanych w wieku nastoletnim...
***
Więc tak. Emocjonalnie i fizycznie jestem po tych wszystkich zmaganiach wyczerpana. Powierzanie młodego nastolatka opiece innego trzeźwiejącego niewspółpracującego w niczym nastolatka, przekonanego, że jest dorosły i ma we wszystkim rację, a żona się czepia i chce psuć zabawę i w ogóle jest wrogiem, jest trudne. Obciąża. I wymaga dużej uważności. I reagowania w porę.
Mam nadzieję, że tym razem mąż przejdzie całą terapię i zacznie trzeźwieć trwale. Podjęłam 40 dni Eucharystii w intencji męża, mnie, naszego małżeństwa i dzieci.
To już mój ostatni wysiłek. Nic już z siebie więcej nie wykrzesam. Wyczerpałam swoje zasoby. Nie mam już siły.
***
Co do dziwnych pór pisania. Piszę w przerwach w pracy, a sporo pracuję nocą. Bo całą pracę przypadającą ponad limit dniowy wykonuję w nocy. Część dnia potrzebuję poświęcić na zwykłe zajęcia, czas dla dziecka, Mszę Świętą, spacer, obowiązki.
Ale dodatkowe prace w nocy zaczynają mnie męczyć. Może to kwestia wieku. Jestem już mocne 40+. Pracuję za dwie osoby odkąd mąż porzucił rodzinę. A i wcześniej mąż często tracił prace, albo po prostu nie pracował, nie szukał pracy. I byliśmy wszyscy na moim utrzymaniu. To był duży wysiłek, szczególnie w okresach, gdy równocześnie ciążyły na mnie wszystkie obowiązki rodzinne i rodzicielskie. Czasem mąż, gdy nie pracował wspierał mnie w obowiązkach. Ale gdy zaczynał palić trawkę i pić weekendowo, przestawał stopniowo robić cokolwiek. I sam stawał się dodatkowym obciążeniem.
***
Zastanawiam się, czy to nie coś ze zdrowiem. Dotąd praca nocna nie była dla mnie problemem, jeśli pilnowałam odpowiedniej ilości snu. A pilnowałam.
Pracuję nad tym, by to zmienić. I nie pracować już więcej w nocy. Wpadłam na pomysł, jak mogę pracować mniej, a zarabiać podobnie jak teraz. Jeśli się wszystko uda, będę pracować tylko w dzień, mając nadal wystarczająco czasu i uwagi dla młodego i na obowiązki. I może nawet na chwilę dla siebie.
No i jak tylko ogarnę nowy rok szkolny, przejdę się do lekarza i zrobię badania. Bo mnie to nagłe wyczerpanie jednak niepokoi.