Wątek Vertigo

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Wątek Vertigo

Post autor: vertigo »

Witajcie! Forum czytam od kilku miesięcy, ale dopiero dziś zebrałem, się, by zamieścić swój wątek.

Jesteśmy małżeństwem ponad 20 lat, mamy dwoje prawie dorosłych dzieci. Patrząc wstecz to dochodzę do wniosku, że obydwoje weszliśmy w ten związek niedojrzali oczekując, że dostaniemy od drugiej strony coś, czego nam zabrakło w domach rodzinnych. Jakoś to funkcjonowało, ale brakowało rozmów o nas, o radościach i smutkach, o swoich potrzebach i oczekiwaniach. Nie mieliśmy takich wzorców. Żyliśmy tak sobie z dnia na dzień: praca, zajmowanie się dziećmi, obowiązki domowe, każdy – jak teraz to widzę - coraz bardziej w swoim własnym świecie, choć nie mogę powiedzieć, że nie było radosnych i miłych chwil, bo były i to całkiem sporo (a przynajmiej ja to tak odbierałem). Ale zabrakło czegoś ważnego, głębszego. A przede wszystkim nie było regularnej osobistej i małżeńskiej relacji z Bogiem, życie sakramentalne stopniowo zamierało (poza udziałem w niedzielnych i świątecznych mszach). Po niewczasie wiem, jak zaniedbywałem potrzeby żony. Żeby jeszcze skomplikować sprawę, wciągnąłem się w bardzo niebezpiecznie uzależnienie, które zaczęło niszczyć mnie i po cichu nasz związek. Rozpoczął się powolny marsz ku katastrofie. Podejmowałem jakieś samotne próby wyrwania się z tego, ale oczywiście bezskuteczne. Żona w końcu zorientowała się, w czym rzecz. Poczuła się bardzo zraniona, wręcz odrzucona. Ale nie powiedziała mi o tym, nic z tym nie zrobiła, tylko dusiła w sobie. I z każdym dniem, krok po kroku wycofywała się emocjonalnie. Ja byłem zaślepiony na tę jej zmianę, bo wszystko funkcjonowało jak dotychczas. Czasem przychodziły chwile reflekcji, ale je zbywałem („Przecież wszystko jest w porządku”). Teraz widzę, że były to sygnały ostrzegawcze „z góry”.

W końcu przyszła ostatnia już chyba chwila otrzeźwienia i zapytałem, czy coś jest nie tak między nami. Odpowiedź mnie powaliła! TAK! Oraz że jej emocje od jakiegoś dłuższego czasu stopniowo odpływały ode mnie, aż odpłynęły. I jest ktoś jeszcze, kto ją bardzo dobrze rozumie i pociesza! Gdy po jakimś czasie oprzytomniałem, podjąłem natychmiastową decyzję: spowiedź, odnowienie i pogłębianie relacji z Bogiem oraz terapia. Potem zacząłem coś mamrotać do żony, że ją bardzo przepraszam, że zmienię się, żeby dała szansę, że zaczniemy od nowa, itp, itd. (jedynie nie błagałem, żeby nie odchodziła). Ale ona tylko słuchała z politowaniem. Co się ze mną działo w kolejnych dniach i bezsennych nocach już za bardzo nie pamiętam. Najważniejsze, że była wreszcie spowiedź po kilku latach przerwy i rozpoczęcie własnej terapii. Było też trochę rozmów z żoną, ale raczej niewiele z nich wynikało, ja się miotałem, ona praktycznie tylko słuchała, a jak już mówiła, to że nie wie, czy chce od nowa coś ze mną robić. Wykluczyła pójście na jakiekolwiek terapie. I potrzebuje czasu. Przystałem na to, bo nie wiedziałem za bardzo, co robić. Być może tu popełniłem błąd, że nie postawiłem sprawy z kowalskim jasno, ale naprawdę byłem ledwo żywy, oszołomiony, w stanie paniki. Naiwnie myślałem, że to samo się rozwiąże. Rozpamiętywałem swoje błędy, stracone szanse, krzywdy, jakie wyrządziłem żonie. Przy życiu trzymała mnie modlitwa i częsty udział w Eucharystii (i tak jest nadal). Któregoś dnia przypomniałem sobie o Wspólnocie Sychar (kiedyś opowiadał mi o niej znajomy). I tak trafiłem na to Forum. Czytałem i czytam. Podziwiam Was wszystkich: za mądrość, za świadectwo, za trwanie w często jakże dramatycznych sytuacjach. Dzięki Wam odzyskałem wiarę w siebie i nadzieję, że choć po ludzku wygląda na pozamiatane, może kiedyś przyjdzie taki czas, że zaczniemy z żoną budować naszą relację od nowa (bo odbudowywać nie ma czego). I że jedyna droga jaka do tego może doprowadzić, to relacja z Bogiem i systematyczna praca nad sobą. I powoli, powoli, zacząłem wychodzić na powierzchnię. Terapia też robi swoje. Co raz więcej rozumiem siebie. Mam też mądrego przyjaciela, który zawsze wysłucha i jeszcze powie coś wspierającego.

Dzięki Wam wrażam powoli program autonaprawy. Czytam polecane książki, słucham konferencji, rozważam. Staram się analizować swoje słabe strony, błędy i zaniedbania wobec żony. Nie zapominam o relacjach z dziećmi, próbuję lepiej wykorzystywać czas (nie zawsze udaje się). Pamiętam też o chwilach dla siebie i odpoczynku. Pracuję nad sobą, by wyzdrowieć z uzależnienia. Choć czasem jest mi bardzo ciężko. Jak sobie wtedy radzę? Modlitwa i płacz. Pomaga!

Żona jest jedynie fizycznie (przepraszam wszystkich, którzy i tego są pozbawieni). Nie ma naszych wspólnych wyjść, bliskości, oczywiście seksu także. Brakuje rozmów o nas. Żona już dawno powiedziała, że niczego ode mnie nie chce. Zacząć pracy nad naszym związkiem także nie. A wieczorami wychodzi na długo do klubu fitness i siłowni. Wiem, że to preteks do spotkań z kowalskim. I prawie nie rozstaje się z komórką. Jak za bardzo kręcę się po domu, to ucieka do łazienki.

Są też pozytywy: nadal mieszkamy razem, to ona na ogół rozpoczyna rozmowy „o niczym”, dba jak do tej pory o dom, wraca do domu o stałej porze, choć znacznie później, niż dotychczas. Ale widzę, że jest jest bardzo ciężko.

Dlatego postanowiłem, że będę trwać i okazywać miłość żonie poprzez to, co obecnie możliwe (w bardzo podobnych działaniach, jak to ktoś kiedyś opisał), choć może to zakrawa na jakiś masochizm i przyzwalanie na zło. Stosuję niektóre punkty z „listy Zerty”. Ale mam wrażenie, że działa to w odwrotym kierunku – czuję, że żona odbiera to jako moje wycofanie, brak inicjawy i zaangażowania (choć za bardzo nie ma przestrzeni, albo tak mi się jedynie wydaje) i być może jakąś akceptację tego, co się dzieje. Do tego jeszcze schudłem mocno, więc zmieniłem garderobę i wyglądam na kilkanaście lat mniej, czego nie da się nie zauważyć. Wszyscy znajomi są w szoku, że wyglądam super, pytają skąd ta zmiana i jak to zrobiłem :lol: , więc nie wykluczam, że żona podejrzewa, że kogoś mam. Sama mojej zmiany totalnie nie komentuje, ale pewnie to normalne w takich sytuacjach.

Nie wiem, ile dam tak radę i nie wiem za bardzo, co robić. Z jednej strony świadom jestem, że mam swój udział w tej sytuacji i piję koszmarnie gorzkie piwo, jakiego naważyłem. Z drugiej strony bardzo ciężko jest mi pogodzić się z tą sytuacją zdrady co najmniej emocjonalnej z jej strony. Raz chcę trwać w tej jakże trudnej pozytywnej postawie miłości w gestach i czynach, a znowu jej wyjścia powodują chęć postawienia wszystkiego na o ostrzu noża. Za bardzo nie wiem, jakie postawić wymagania i granice. I czy już stawiać. Przeczytałem kilka polecanych książek, ale na razie mam mętlik w głowie, a na pewno chcę uniknąć działania pod wpływem emocji. Do tej pory Bóg mnie ustrzegł, choć już kilka razy walkę stoczyłem ze sobą straszną.

Tyle na razie, raczej same ogólniki, ale będę pisał więcej. Potrzebuję Waszego spojrzenia z dystansu i porady, bo naprawdę nie wiem, co robić. Czy to gra na przetrzymanie, czy na konkretne działania? W ogóle sytuacja wygląda na dziwną i może jest w tym jakieś głębsze dno. Ale może to tylko moje złudzenie albo naiwność. Pytajcie śmiało, piszcie otwarcie, także na priva, ja też z pewnymi sprawami będę zwracał się do Was bezpośrednio.

Pokój i dobro.
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
jacek-sychar

Re: Wątek Vertigo

Post autor: jacek-sychar »

Witaj Vertigo na naszym forum.
vertigo pisze: 10 maja 2018, 15:16 piję koszmarnie gorzkie piwo, jakiego naważyłem.
Jedyny pozytyw tego jest taki, że to piwo jest bezalkoholowe. ;)

Jak czytałem Twój post, to przypomniała mi się moja sytuacja. Miejscami identyczna.
No, ale dość wspomnień.

czy znasz etapy przeżywania żałoby (przebaczenia)?
http://www.katolik.pl/przebaczenie-jako ... 16,cz.html
Ty teraz przeżywasz żałobę po swoim poprzednim etapie małżeństwa.
Dlatego pojawia się i zniechęcenie i oskarżanie się, i gniew, i niedowierzanie.
Standardowo straciłeś na wadze. Wyglądasz lepiej, choć w środku może czujesz się jak wrak człowieka. Ja zrzuciłem około 20 kg, więc raczej wyglądałem na chorego na raka. Niestety po dojściu do równowagi szybko te zrzucone kilogramy nadrobiłem. :(
Ale taki stan często nie jest pozytywny. Może on powodować późniejsze choroby. Teraz pewnie jedziesz jeszcze na adrenalinie. Ale tak się długo nie da. Staraj się dbać o siebie. Wręcz dogadzaj sobie. Warto, żeby żona zobaczyła Ciebie uśmiechniętego i zadowolonego.

Niestety zauroczenia kobiet są bardzo niemiłe. Tracą często całkowicie rozsądek.

Zapraszam oczywiście do naszych ognisk. Ich lista jest tutaj:
http://sychar.org/ogniska/

zapraszam również na ostatni nasz turnus wakacyjny, na którym są jeszcze ostatnie miejsca. Jeżeli nie dasz rady zaprosić (namawiać nie warto, zwykle działa odwrotnie) żony, to chociaż sam się wybierz. Więcej szczegółów masz tutaj:
viewtopic.php?f=73&p=55760#p36656
Oczywiście jak lubisz góry. :D
agaton
Posty: 35
Rejestracja: 30 lis 2017, 22:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Vertigo

Post autor: agaton »

Witaj Vertigo, ośmielam się odezwać, bo łączy nas długi staż małżeński. Nie odważę się na sugerowanie czegokolwiek, bo sama czuję się jak dziecko we mgle. Przestałam rozumieć Męża, zraniona jego obecnymi priorytetami, zmianą postępowania coraz bardziej wycofuję się z naszego małżeństwa. Oczywiście jestem obecna ciałem, na zewnętrz nawet wygląda to całkiem normalnie; ale w środku jestem wypalona, rozgoryczona i zrozpaczona. A może bardziej byłam, bo obecny stan to raczej pustka i obojętność( jakże bolesne). Nigdy w życiu nie przypuszczałam,że problemy w małżeństwie kiedykolwiek będą naszym udziałem, wszystko ale nie to.
Wiem, to przejaw pychy,ale tyle lat (wydawało się?) żyliśmy zgodnie, po kilkunastu latach czułam się nieustannie zakochana w swoim Mężu, wśród przyjaciół i znajomych uchodziliśmy za idealne małżeństwo, tym bardziej boleśnie odbieram to, co się teraz dzieje. Kryzys w związku o tak długim stażu jest szczególnie dotkliwy, bo dotyka człowieka w okresie,kiedy i tak jest bardziej podatny na zranienia, gdzie dołączają często troski związane z zaawansowanym wiekiem Rodziców, dzieci wychodzą z domu. Zawsze marzyłam, że będzie to wyjątkowo piękny czas dla nas- nareszcie znów we dwoje ze stabilną sytuacją zawodową i większą ilością wolnego czasu.
I po tylu latach trudno podjąć jakieś radykalne decyzje, może dlatego i u Ciebie i u mnie wygląda to trochę dziwnie, bo z jednej strony są momenty ,kiedy chciałoby się postawić wszystko na ostrzu noża, a z drugiej strony trwa się, wierząc, że to niemożliwe żeby tak miało zostać....nawet jeśli druga strona nic nie robi w kierunku naprawy związku.
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Vertigo

Post autor: vertigo »

Dzięki Jacku za powitanie. Co do etapów żałoby, to chyba jestem gdzieś w czwartym (oburzenie) z przebłyskami piątego (przetrwanie). Przed Świętami Wielkiej Nocy odzyskałem jakiś pokój wewnętrzny, staram się odciąć od negatywnych myśli (trudne) a wolny czas przeznaczać na pozytywne działania albo kontrolowane lenistwo. Domyślam się, że jadę na adrenalinie, więc porobiłem różne badania, na szczęście wszystko wyszło OK. Fizycznie czuję się bardzo dobrze, mam dużo energii, więc różne domowe obowiązki nie są uciążliwe, a wręcz czepię z nich przyjemność (nigdy nie wiadomo, czy się nie trzeba będzie wykonywać ich już tylko samemu). Dorzuciłem trochę sportu.

A najważniejsze to zachowywać i pogłębiać relację z dziećmi. Ostanio syn przytulił się do mnie i powiedział, że jestem najwspanialszym tatą na świecie i bardzo mnie kocha. Rozczuliłem się po tym maksymalnie. Warto żyć dla takich chwil.

Najbardziej rozwalają mnie w sumie rzadkie sytuacje, gdy człowiekowi wydaje się, że ta druga strona sprawia przez swoje zachowanie czy gesty jakąś nadzieję, a za chwilę okazuje się, że to była tylko bańka mydlana - piękna, kolorowa, a jak pękła, to oczy szczypią.
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
jacek-sychar

Re: Wątek Vertigo

Post autor: jacek-sychar »

Vertigo
vertigo pisze: 10 maja 2018, 19:20 A najważniejsze to zachowywać i pogłębiać relację z dziećmi. Ostanio syn przytulił się do mnie i powiedział, że jestem najwspanialszym tatą na świecie i bardzo mnie kocha. Rozczuliłem się po tym maksymalnie. Warto żyć dla takich chwil.
Tak, to są piękne chwile.
Najmłodszy syn został po odejściu żony ze mną. Mieszkał ze mną 5 lat. Potem przeniósł się do mamy. Teraz znowu od kilku miesięcy mieszka ze mną. Cieszą takie relacje i mogą one być bardzo pożyteczne dla naszych dzieci.
vertigo pisze: 10 maja 2018, 19:20 Najbardziej rozwalają mnie w sumie rzadkie sytuacje, gdy człowiekowi wydaje się, że ta druga strona sprawia przez swoje zachowanie czy gesty jakąś nadzieję, a za chwilę okazuje się, że to była tylko bańka mydlana - piękna, kolorowa, a jak pękła, to oczy szczypią.
Tak, ja też naciąłem się na kilka takich baniek mydlanych.
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Vertigo

Post autor: vertigo »

Witajcie! Nie mogłem się zebrać, by coś napisać przez ostatnie dwa miesiące. Sporo korespondowałem na privie, za co dziękuję.
U nas sytuacja do wczoraj niewiele się zmieniła, żona albo unikała rozmów, albo głównie milczała. Jeśli coś mówiła, to to, że już jest za późno, że nie wierzy, że między nami coś się zmieni na lepsze, choć moje zmiany ocenia dobrze (regularnie chodzę na terapię indywidualną, nieco rzadziej na grupę wsparcia, sporo czytam i rozważam, zacząłem 12 kroków). Z każdym dniem stawała się co raz bardziej nieobecna, wycofana. Jak pisałem, spotkania i korespondencja komórkowa z kowalskim trwają sobie. Ja starałem się jakoś pozytywnie funkcjonować, choć pewnie kiepsko to wychodziło. Za to dużo radości przynosiły wspólne chwile z dziećmi, chwile dla siebie oraz ogarnianie obowiązków domowych :lol: .

W międzyczasie dopadły mnie problemy zdrowotne i wylądowałem w szpitalu. Pobyt tam i kilka dni po powrocie do domu były dla mnie bardzo trudne, ale wydaje mi się, że także pomocne. Zrozumiałem wreszcie, że wpływ mam tylko na siebie, że czas zaakceptować fakt, że na obecnym etapie żona praktycznie wyrzuciła mnie ze swojej "orbity". Czuję się jakby mocniejszy wewnętrznie, choć świadom jestem, że to może być złudzenie.

Sytuacja nabrała wczoraj wieczorem dużego przyspieszenia. W końcu porozmawialiśmy, ale rozmowa była trochę wymuszona, gdyż "nakryłem" żonę na spotkaniu z kowalskim. Ciekawa była ich reakcja, gdy mnie zobaczyli :lol: Powiedziałem dwa zdania do kowalskiego, po czym zabrałem żonę do domu, by wreszcie porozmawiać.

Rozmowa była dość chaotyczna. Żona jest teraz przede wszystkim "emocją", ja "racjonalnością", stąd trudno o wspólną płaszczyznę
porozumienia. Żona podkreślała, że w towarzystwie kowalskiego czuje się zrozumiana, doceniona, dowartościowana, że bardzo dobrze się z nim rozmawia. O mnie natomiast jako przeciwieństwo, czyli czego jej zabrakło z mojej strony.

Ja starałem się zwrócić jej uwagę na sztuczność świata, w jakim teraz żyje. I nie patrzeniu na wszystko przez pryzmat emocji. Oraz, że oddzielam ją jako osobę, którą nadal kocham i chcę budować naszą relację od nowa, jeśli także będzie gotowa, od postępowania.

Jednocześnie zdecydowanie powiedziałem, że nie akceptuję dłużej życia w "trójkącie" i dałem jej 2 tygodnie na podjęcie decyzji, co chce z tym zrobić. Ona też stwierdziła, że ma już dosyć tej sytuacji. I na tym rozmowa się zakończyła.

Czekają więc mnie/ją/nas trudne dwa tygodnie. Za tydzień mieliśmy jechać na wakacje, ale teraz żona zdecydowanie odmówiła, więc pojadę sam z dziećmi. Sprawdzę, jak sobie wtedy poradzę. Czym to się zakończy, to serce mówi jedno, a rozum drugie. Każde rozwiązanie będzie trudne. Wewnętrznie przygotowuję się, że jednak rozum ma rację i żona zdecyduje się odejść.

Mam więc do Was prośbę, jeśli tak będzie, to podpowiedzcie - jakich błędów powinienem wtedy uniknąć?
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
Wiedźmin

Re: Wątek Vertigo

Post autor: Wiedźmin »

vertigo pisze: 08 lip 2018, 13:39 [...] Za tydzień mieliśmy jechać na wakacje, ale teraz żona zdecydowanie odmówiła, więc pojadę sam z dziećmi.
Super - bardzo dobrze - jedź sam na wakacje z dzieciakami - ja w zeszłym roku pojechałem też sam (pierwszy raz to były osobne "rodzinne" wakacje) - i było super - świetny kontakt z dziećmi... bardzo miło i SPOKOJNIE spędzony czas. Mi świetnie zrobiły tamte wakacje... a i żona będąc całkiem sama dłuższy czas (bez dzieci i bez męża) ... w pustym mieszkaniu - pewnie też miała czas, aby przemyśleć to i owo.
vertigo pisze: 08 lip 2018, 13:39 Czym to się zakończy, to serce mówi jedno, a rozum drugie. Każde rozwiązanie będzie trudne. Wewnętrznie przygotowuję się, że jednak rozum ma rację i żona zdecyduje się odejść.
A to moim zdaniem zupełnie niepotrzebnie. Nie przygotowuj się na nic. Nasze myśli, czy się to komuś podoba czy nie, czy ktoś w to wierzy czy nie - mają moc... więc lepiej myśleć pozytywnie - myślenie negatywne i projektowanie przyszłości w czarnych kolorach się po prostu nie opłaca.
vertigo pisze: 08 lip 2018, 13:39 Mam więc do Was prośbę, jeśli tak będzie, to podpowiedzcie - jakich błędów powinienem wtedy uniknąć?
Nie myśl negatywnie :).
Nic negatywnego - to jedna ze złotych myśli z tego forum :)

Czeka Cie super wakacyjny czas - skup się na dzieciakach i na sobie :)
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Vertigo

Post autor: vertigo »

Aleksander, dzięki za wsparcie i mądre słowa. Faktycznie, nie ma sensu samemu się dręczyć. Teraz czas na wakacyjny odpoczynek spędzony z dziećmi i lekturę dobrych książek. Zabieram ze sobą kilka pozycji z polecanej listy oraz wędkę. Mam zamiar posiedzieć w ciszy na wodą, może złapię jakąś złotą rybkę :lol:

A Jej Niedostępność niech sobie też odpocznie ode mnie i może coś przemyśli. Tylko ten kowalski.. :x Ech..
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Vertigo

Post autor: vertigo »

Zaraz wyruszamy na tygodniowe wakacje. Mam nadzieję, że to będzie dobry czas - dzieci, odpoczynek, książka, chcę też znaleźć chwile w ciszy sam na sam z Bogiem. Żona zostaje w domu. Co będzie po powrocie - zobaczymy.
Prośba o modlitwę za nas. Pamiętam o Was.
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
Czarek
Posty: 1384
Rejestracja: 30 sty 2017, 8:33
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Vertigo

Post autor: Czarek »

Vertigo życzę Tobie błogosławionego czasu z Bogiem, sobą samym i dziećmi.
Jestem z modlitwą.
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Vertigo

Post autor: vertigo »

Prawie pół roku nie pisałem. Od ostatniego wpisu postanowiłem dać żonie czas i przestrzeń na przemyślenie sytuacji (a równolegle zająć się przede wszystkim pracą nad sobą oraz polepszaniem relacji z dziećmi). Niewiele to zmieniło, poza tym, że żona stawała się coraz bardziej nieobecna zarówno emocjonalnie, jak i fizycznie. Jej relacja z kowalskim trwa nadal.

Wczoraj, po długim czasie uciekania przez żonę od rozmowy, udało się wreszcie otwarcie porozmawiać. Ze swojej strony zadeklarowałem gotowość do pracy nad naszym związkiem, moje pełne zaangażowanie, ale warunkiem jest zerwanie jakichkolwiek kontaktów z kowalskim. Na to usłyszałem, że zaangażowała się bardzo mocno w tę relację, nie jest w stanie z nim zerwać (nareszcie jest spełniona, zaopiekowana, itp.), nie widzi możliwości budowania od nowa ze mną (bo musiałaby się zmuszać). I jest już tym wszystkim bardzo zmęczona i chce odejść, tylko boi się o dzieci i reakcji rodziny. Ale dawała do zrozumienia, że jest świadoma konsekwencji i że może to być zły wybór.

Mam do Was pytanie, czy według Was jest już "pozamiatane", czy jest coś jeszcze do zrobienia z mojej strony? Na przykład rozmowa z kowalskim w cztery oczy. Miał ktoś takie doświadczenie?
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Vertigo

Post autor: ozeasz »

Vertigo pisze: Na to usłyszałem, że zaangażowała się bardzo mocno w tę relację, nie jest w stanie z nim zerwać (nareszcie jest spełniona, zaopiekowana, itp.), nie widzi możliwości budowania od nowa ze mną (bo musiałaby się zmuszać). I jest już tym wszystkim bardzo zmęczona i chce odejść, tylko boi się o dzieci i reakcji rodziny. Ale dawała do zrozumienia, że jest świadoma konsekwencji i że może to być zły wybór.

Mam do Was pytanie, czy według Was jest już "pozamiatane", czy jest coś jeszcze do zrobienia z mojej strony? Na przykład rozmowa z kowalskim w cztery oczy. Miał ktoś takie doświadczenie?
Z wolnością drugiej osoby za dużo nie zrobisz , jeśli chce i jest przekonana .
Musiałoby się coś zdarzyć co wytrąci ją z tego cud miód świata .
Ale to byłaby tylko część .bo oprócz tego musiała w sobie przejść przez granice , np. zbliżenia nie z mężem a z kowalskim, zniszczyć wartości którymi się prawdopodobnie kierowała , wyprzeć że coś dobrego może was jeszcze spotkać , że dzieci cierpią itd.

Rozmawiałem z jednym kowalskim ...mówił że kocha moją żonę ,na pytanie czy zdaje sobie sprawę z cierpienia dzieci stwierdził że to się poukłada , że będą do końca życia ,trwało to rok , po drugim zdradził tę którą miał kochać do końca życia.....

Nie szukaj logiki tam gdzie jej nie ma i planu tam gdzie dominują inne priorytety jak choćby pożądliwość ,emocje....

Mnie żona opowiadała też takie farmazony , że spełniona ,że wreszcie kocha było ich , z tego co wiem pięciu ,o ostatnim chwaliła się chrzestnej naszego syna (z jej aprobatą) że zrobiła z nim wszystko co tylko możliwe i że jest odlot....

Więc jeśli dobrze rozumiem "miłość" zeszła na plan dalszy pozostało zaspokojenie żądz …

Konsekwencja przekraczania następnych granic ...

Dziś została jej tylko pustka w sercu , nienawiść jeszcze większa niż wcześniej do mężczyzn ,poczucie wartości zdruzgotane i brak nadziei ….że gdzieś jest lepszy świat ,gdzie ludzie się naprawdę kochają ...


Ale to tylko moje doświadczenie ,każde jest inne ,ciągle jest nadzieja ,życie w kłamstwie nie trwa wiecznie ,są szczeliny w sercu żony ,bądź na nie otwarty , czujny ,szczeliny w tym "doskonałym świecie a la kowalski" .


W tym wszystkim dobrze naprawdę kochać żonę ,nie siebie tylko , dobrze jest Jej słuchać , nawet jeśłi tym co mówi wbija Ci nóż w serce , ale kobiety wydaje mi się tak komunikują ,więc słuchaj , między wierszami nie bluzgów i słów które mają na celu odebrać ci nadzieję (są wyrazem wątpliwości i sumienia w niej samej) i usunąć Cię z drogi do szczęścia ,słuchaj Jej serca ,tego co niego wypływa ,jeśli umiesz ,ja niestety za późno to odkryłem ...


Kochać naprawdę ,pomimo , to jedyna rzecz warta poświęceń i ofiar , kochać bo chcę ...


Kobieta nie słucha tylko słów ona słucha całą sobą ,usłyszy jeśli to nie będzie szczere ,ale jeśli tylko niedoskonałe to pomoże w tym wytrwałość i stałość ,bez względu na wszystko ,jeśli kochasz to na wieczność ,inaczej nie ma się co brać do tego ....

Pozdrawiam i życzę wytrwałości.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Vertigo

Post autor: vertigo »

Ozeaszu, dzięki za Twoje wszystkie słowa.
ozeasz pisze: 17 gru 2018, 16:57 Z wolnością drugiej osoby za dużo nie zrobisz , jeśli chce i jest przekonana.
Musiałoby się coś zdarzyć co wytrąci ją z tego cud miód świata.
Tylko, czy biernie czekać na to zdarzenie, czy jednak mądrze działać, żeby pomóc cudowi wydarzyć się?
„Bądźcie przebiegli jak węże, a łagodni jak gołębie”
ozeasz pisze: 17 gru 2018, 16:57 Rozmawiałem z jednym kowalskim ...mówił że kocha moją żonę ,na pytanie czy zdaje sobie sprawę z cierpienia dzieci stwierdził że to się poukłada , że będą do końca życia ,trwało to rok , po drugim zdradził tę którą miał kochać do końca życia.....
Mam wrażenie, że odwoływanie się do wartości moralnych raczej nie działa.
ozeasz pisze: 17 gru 2018, 16:57 Ale to tylko moje doświadczenie, każde jest inne, ciągle jest nadzieja, życie w kłamstwie nie trwa wiecznie, są szczeliny w sercu żony, bądź na nie otwarty, czujny, szczeliny w tym "doskonałym świecie a la kowalski".

W tym wszystkim dobrze naprawdę kochać żonę ,nie siebie tylko , dobrze jest Jej słuchać , nawet jeśłi tym co mówi wbija Ci nóż w serce , ale kobiety wydaje mi się tak komunikują ,więc słuchaj , między wierszami nie bluzgów i słów które mają na celu odebrać ci nadzieję (są wyrazem wątpliwości i sumienia w niej samej) i usunąć Cię z drogi do szczęścia ,słuchaj Jej serca ,tego co niego wypływa ,jeśli umiesz ,ja niestety za późno to odkryłem ...
Nie wiem, czy umiem usłyszeć, co ona naprawdę mówi, nie jest wykluczone, że komunikaty są w pomiędzy słowami, albo wręcz w milczeniu, ale od dawna mam wewnętrzny głos, że czeka na coś więcej z mojej strony, na coś czego jeszcze nie zrobiłem. I mam się tego domyślić, bo ona mi tego nie powie. Ale może to tylko naiwność i życie złudzeniami z mojej strony..

Pozdrawiam serdecznie.
Z modlitwą.
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Vertigo

Post autor: ozeasz »

Vertigo pisze:Nie wiem, czy umiem usłyszeć, co ona naprawdę mówi, nie jest wykluczone, że komunikaty są w pomiędzy słowami, albo wręcz w milczeniu, ale od dawna mam wewnętrzny głos, że czeka na coś więcej z mojej strony, na coś czego jeszcze nie zrobiłem. I mam się tego domyślić, bo ona mi tego nie powie. Ale może to tylko naiwność i życie złudzeniami z mojej strony..
Powiem tak ,z perspektywy czasu miałem parę sytuacji ,które mógłbym wykorzystać by zbliżyć się do żony wzmocnić więzi ,niestety myślę że byłem zbyt mocno skoncentrowany na bólu, tym co było , nie wypominałem , nie oskarżałem ,byłem jakby zamrożony.

Spotykaliśmy się na święta i inne okazje, ze mną 4 lata mieszkała córka z własnego wyboru ,i to dla niej żona też przyjeżdżała , teraz tak myślę że to była łaska Boża , że Bóg trochę zadziałał jak swatka :) niestety byłem zbyt obrażony? Zraniony? Nadwrażliwy na swój ból? Niedojrzały - nieprzepracowany ?

Nie uważam jednak że wszystko stracone , mam nadzieję i wierzę w moc Bożej miłości którą nas obdarzył w sakramencie małżeństwa.
A nawet jeśli mój gest ,postawa miłości miałaby być odrzucona ,to Bóg wierzę ,deponuje ją w odpowiednim banku ,aby wypłacić w stosownej chwili ,postawa miłości ,obdarzanie miłością paradoksalnie nie umniejsza a powiększa aktywa ,więc warto w tę miłość inwestować ,albowiem to skarb który można wykorzystać i w wieczności ,a na pewno wpływa ona i na bieżąco na nasze postrzeganie i serce .

W Wątku zawieszenie krople rosy napisała do Rosiczki
krople rosy pisze:nie stawiałabym oporu dobrym gestom z jego strony.
Bądź otwarta na dobro i jego inicjatywę a jednoczesnie nie dopytująca ,,co dalej''
To myślę dobra rada ,stawiaj stop złu , i z Twojej i żony strony ,przyjmuj ,pozwalaj dobru na to by działało ,było wypowiadane , ze swojej i żony strony ,bądź otwarty na to dobro , bo dobro rodzi dobro , nie oczekuj zbyt wiele ,a ciesz się "drobnostkami"
Vertigo pisze:Są też pozytywy: nadal mieszkamy razem, to ona na ogół rozpoczyna rozmowy „o niczym”, dba jak do tej pory o dom, wraca do domu o stałej porze, choć znacznie później, niż dotychczas. Ale widzę, że jest jest bardzo ciężko.
Wydaje mi się że to jest ogromny plus ,coś co jest wielkim potencjałem ,z powyższymi wskazówkami ,wytycz sobie cel miłość i dobro , niech żona zobaczy innego męża , bez szoku , bez fanfar ale konsekwentnie innego .

Niech poczuje się dobrze w Twojej obecności , może z czasem bardziej jej zapragnie , spróbuj zastanowić się nad jakąś cechą której jej w Tobie brakuje ,a nad którą mógłbyś popracować .

Żeby zrobić tysiąc kroków ,trzeba wykonać ten pierwszy ,ale i drugi ,trzeci i dziesiąty wydaje się niczym w stosunku do tysiąca .
jednak regularny i konsekwentny krok za krokiem będzie przybliżał Cię do celu .

Życzę wytrwałości i konsekwencji w obdarzaniu żony tym co nie przeminie ,pozdrawiam serdecznie.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Vertigo

Post autor: vertigo »

ozeasz pisze: 19 gru 2018, 18:02 Powiem tak ,z perspektywy czasu miałem parę sytuacji ,które mógłbym wykorzystać by zbliżyć się do żony wzmocnić więzi ,niestety myślę że byłem zbyt mocno skoncentrowany na bólu, tym co było , nie wypominałem , nie oskarżałem ,byłem jakby zamrożony.
U mnie tak raczej nie było, bo żona była/jest generalnie na NIE na praktycznie cokolwiek z mojej strony.
ozeasz pisze: 19 gru 2018, 18:02 W Wątku zawieszenie krople rosy napisała do Rosiczki
krople rosy pisze:nie stawiałabym oporu dobrym gestom z jego strony.
Bądź otwarta na dobro i jego inicjatywę a jednoczesnie nie dopytująca ,,co dalej''
To myślę dobra rada ,stawiaj stop złu , i z Twojej i żony strony ,przyjmuj ,pozwalaj dobru na to by działało ,było wypowiadane , ze swojej i żony strony ,bądź otwarty na to dobro , bo dobro rodzi dobro , nie oczekuj zbyt wiele ,a ciesz się "drobnostkami"
Próbowałem działać w tym duchu: jak żona inicjowała rozmowę, to całym sobą poświęcałem jej czas i uwagę. Dziękowałem za to, co dla mnie zrobiła. Ze swojej strony unikałem aluzji czy sarkazmu, choć korciło mnie niesamowicie - ciężka walka ze sobą (parę razy dałem się ponieść).
ozeasz pisze: 19 gru 2018, 18:02 Wydaje mi się że to jest ogromny plus ,coś co jest wielkim potencjałem ,z powyższymi wskazówkami ,wytycz sobie cel miłość i dobro , niech żona zobaczy innego męża , bez szoku , bez fanfar ale konsekwentnie innego.

Niech poczuje się dobrze w Twojej obecności , może z czasem bardziej jej zapragnie , spróbuj zastanowić się nad jakąś cechą której jej w Tobie brakuje ,a nad którą mógłbyś popracować.
Zgadzam się, próbuję działać w tym stylu. Ona raczej źle się czuje w mojej obecności od czasu, gdy jest kowalski - sama mi o tym już dawno powiedziała. Dlatego rzadko jest w domu.

Zauważyłem natomiast dziwną zmianę w jej zachowaniu od momentu, gdy po pierwsze postawiłem jej ostrą granicę (albo-albo) a po drugie zastosowałem prawie pełną listą Zerty. Otóż przez jakiś czas było jeszcze gorzej niż do tej pory, zaś od kilku dni, gdy termin decyzji zbliża się nieubłaganie, zaczęła mówić ludzkim głosem, jest całkiem miła i pyta, czy czegoś dla mnie nie zrobić (oczywiście bez przesady).

Czy ktoś z Was miał podobną sytuację? Bo ja mam ambiwalentne odczucia: z jednej strony chce pokazać się z jak najlepszej strony i trochę przygotować grunt na powrót (czy to nie naiwność z mojej strony?), zaś z drugiej wyczuwam jakiś podstęp i próbę zmiękczenia mnie, bym odpuścił i nie zmuszał jej do wyboru.
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
ODPOWIEDZ