I co teraz?
Moderator: Moderatorzy
Re: I co teraz?
Smuteczku nie do Ciebie osobiście i nie pod Twoim adresem
Jeszcze jedno.
Czasem mam wrażenie, że jak z zona są problemy to dziewczyny mówicie: mężu rozum na bok więcej uczuć do zony a w sobie opanuj uczucia, emocje bo one cie gubią.Tracisz rozum, przestajesz kierując się nim działać. Emocje biorą gore, ale zona i tak odchodzi z majątkiem, dziećmi do kowalskiego. Facet leży i nie może się pozbierać, oskubany z majątku i dzieci. Jest nie tak? Odetnij kasę i walcz o dzieci.
Czasem mam wrażenie, ze jak z mężem coś się dzieje należałoby powiedzieć: uczucia na bok więcej rozumu. Bo uczucia twój atut są wtedy ja wiem zniekształcone i mogą cie okłamać. Potrzebujesz rozumu do ich uporządkowania. Zniekształcone uczucia zniekształcają prawdziwy i realny obraz rzeczywistości. Facet i tak odchodzi do kowalskiej. Kobieta porzucona, czasem bez środków do życia najczęściej z dziećmi. I zniszczonym, popękanym, odrzuconym podanym na kolanach w ręku sercem.
Jest nie tak? Odetnij serce i zawalcz o swój byt, i dla dzieci.
A Sakrament? Bóg?
No przecież On nie pozwala z siebie kpić, o ile go zdążyłem poznać i doświadczyć Jego Potęgi i Mocy.
Oszukać Boga, zakpić z niego? Upomni się w swoim miejscu i czasie.
Z człowieka można, można go oszukać, sprawiedliwość ludzka zawodzi.
Jeszcze jedno.
Czasem mam wrażenie, że jak z zona są problemy to dziewczyny mówicie: mężu rozum na bok więcej uczuć do zony a w sobie opanuj uczucia, emocje bo one cie gubią.Tracisz rozum, przestajesz kierując się nim działać. Emocje biorą gore, ale zona i tak odchodzi z majątkiem, dziećmi do kowalskiego. Facet leży i nie może się pozbierać, oskubany z majątku i dzieci. Jest nie tak? Odetnij kasę i walcz o dzieci.
Czasem mam wrażenie, ze jak z mężem coś się dzieje należałoby powiedzieć: uczucia na bok więcej rozumu. Bo uczucia twój atut są wtedy ja wiem zniekształcone i mogą cie okłamać. Potrzebujesz rozumu do ich uporządkowania. Zniekształcone uczucia zniekształcają prawdziwy i realny obraz rzeczywistości. Facet i tak odchodzi do kowalskiej. Kobieta porzucona, czasem bez środków do życia najczęściej z dziećmi. I zniszczonym, popękanym, odrzuconym podanym na kolanach w ręku sercem.
Jest nie tak? Odetnij serce i zawalcz o swój byt, i dla dzieci.
A Sakrament? Bóg?
No przecież On nie pozwala z siebie kpić, o ile go zdążyłem poznać i doświadczyć Jego Potęgi i Mocy.
Oszukać Boga, zakpić z niego? Upomni się w swoim miejscu i czasie.
Z człowieka można, można go oszukać, sprawiedliwość ludzka zawodzi.
Re: I co teraz?
Brawo, wazna i dojrzała decyzja.
Zainteresowało, czy zaczął się obawiać kosztów? Czyżby rozum powracał?
Cudnie.
Smuteczku, a przed Bogiem wrzasnęłaś i tupnęłaś nóżką żeby se w końcu syna wychował, to przecież Jego dziecko a Twój ma być mąż. Reklamacja, a co
Re: I co teraz?
3Has, to prawda, ja nawet nie chcę się przekonywać jak bardzo można się pogubić, oj nie. Wydaje mi się, że mam najgorzej na świecie a to nieprawda. Gdyby nie forum do dziś błagałabym go z rykiem całując jego buty żeby mnie kochał na zmianę z wywalaniem szmat przez balkon.
jarek70
Tak, jak chodzi o kasę to nagle rozsądek wraca, co też jest głupie w tym przypadku, bo nie mamy dzieci to raz, a dwa od początku podkreślałam mu, że nie potrzeba mi jego pieniędzy i tak jest naprawdę. Nie mam góry pieniędzy, ale z głodu nie umrę, więc może być spokojny.
jarek70
Tak, jak chodzi o kasę to nagle rozsądek wraca, co też jest głupie w tym przypadku, bo nie mamy dzieci to raz, a dwa od początku podkreślałam mu, że nie potrzeba mi jego pieniędzy i tak jest naprawdę. Nie mam góry pieniędzy, ale z głodu nie umrę, więc może być spokojny.
Re: I co teraz?
Oczywiście że nie. Przede wszystkim radzisz sobie lepiej niż wiele osób w teoretycznie lepszej sytuacji.Smutek pisze: 3Has, to prawda, ja nawet nie chcę się przekonywać jak bardzo można się pogubić, oj nie. Wydaje mi się, że mam najgorzej na świecie a to nieprawda.
Nie przez balkon, każ schodami - bo jeszcze jedna z drugą głowę rozbiją o beton, i pójdziesz siedzieć jak za człowieka:)Smutek pisze: Gdyby nie forum do dziś błagałabym go z rykiem całując jego buty żeby mnie kochał na zmianę z wywalaniem szmat przez balkon.
Re: I co teraz?
jacek, on mnie chyba mierzy swoją miarą.
A jak temu się przyglądam to to jest wszystko pomieszanie z poplątaniem - nic mi nie trzeba bo odchodzę z tego świata, sprzedaj sobie te moje rzeczy, albo wywal, albo oddaj komuś, a za 5 sekund liczy każdy grosz, który hipotetycznie mogę mu zabrać. Gdyby to nie było takie tragiczne to bym się z tego śmiała.
A jak temu się przyglądam to to jest wszystko pomieszanie z poplątaniem - nic mi nie trzeba bo odchodzę z tego świata, sprzedaj sobie te moje rzeczy, albo wywal, albo oddaj komuś, a za 5 sekund liczy każdy grosz, który hipotetycznie mogę mu zabrać. Gdyby to nie było takie tragiczne to bym się z tego śmiała.
Re: I co teraz?
Zaczęłam parę dni temu Nowennę Pompejańską i dziś się zaczęło
w takim razie bądź przygotowana na rózne sytuacje , posłuchaj
https://www.youtube.com/watch?v=LZRg68C7b6g
w takim razie bądź przygotowana na rózne sytuacje , posłuchaj
https://www.youtube.com/watch?v=LZRg68C7b6g
Re: I co teraz?
troche jak obijawy w chorobie dwubiegunowej.Smutek pisze: ↑03 kwie 2018, 15:12 jacek, on mnie chyba mierzy swoją miarą.
A jak temu się przyglądam to to jest wszystko pomieszanie z poplątaniem - nic mi nie trzeba bo odchodzę z tego świata, sprzedaj sobie te moje rzeczy, albo wywal, albo oddaj komuś, a za 5 sekund liczy każdy grosz, który hipotetycznie mogę mu zabrać. Gdyby to nie było takie tragiczne to bym się z tego śmiała.
Twój małżonek jest najprawdopodobniej poważnie zaburzony emocjonalnie.
I im szybciej sobie zdasz z tego sprawę, tym szybciej nauczysz się nie wkręcać sie w te jego jazdy emocjonalne. Wtedy powinno być Ci łatwiej znosić codzienność. Bo będziesz już rozumiała o co chodzi.
Re: I co teraz?
awe dzięki za ten link. Obejrzałam. Poruszające świadectwo. Kiedyś odmawiałam już Nowennę i to kilka razy, ale nigdy nie była to taka sytuacja jak teraz.
Utka ktoś mi już to zasugerował. Muszę dokładniej poczytać o tej chorobie, bo na razie przejrzałam pobieżnie. Czemu to dopiero teraz by się ujawniło...
Strasznie mi go żal jak patrzę na niego i nieraz mnie serce boli, bo widzę, że jest nieszczęśliwy, ale wiem, że nie mogę mu pomóc w "ludzki" sposób jeśli sam nie będzie tego chciał, nie zmuszę go do niczego. Skutek będzie odwrotny.
Utka ktoś mi już to zasugerował. Muszę dokładniej poczytać o tej chorobie, bo na razie przejrzałam pobieżnie. Czemu to dopiero teraz by się ujawniło...
Strasznie mi go żal jak patrzę na niego i nieraz mnie serce boli, bo widzę, że jest nieszczęśliwy, ale wiem, że nie mogę mu pomóc w "ludzki" sposób jeśli sam nie będzie tego chciał, nie zmuszę go do niczego. Skutek będzie odwrotny.
Re: I co teraz?
Co słychać Smutek ?
Re: I co teraz?
mare1966
Dziwnie jest... sama nie wiem czemu tak się czuję, jakbym zobojętniała. Zwalam to na karb paskudnego przeziębienia, które mnie dorwało i jakiś dołek się wkradł. Do tego problemy w pracy, które już trochę się ciągnęły, ale teraz wybuchły ze zdwojoną siłą. Oczywiście, czemu nie teraz...na pochyłe drzewo wszystkie kozy itp.
Z pozytywów... hmm... Staram się tymi oznakami zbytnio nie podniecać, ale na razie nie było żadnej "jazdy", w chorobie dostałam herbatę i aspirynę od męża, no i zostałam podwieziona do psychologa, chociaż w planach miałam co innego.
Jeśli chodzi o psychologa to zastanawiałam się czy powiedzieć czy nie, ale w sumie od początku skłaniałam się raczej ku temu, żeby nie robić z tego tajemnicy. Ponadto utwierdziła mnie w tym rozmowa z teściową o telefonie, który wykonał do niej mąż i podczas, której padło hasło psycholog. Ale to było w tydzień po "jeździe" i był w kiepskim nastroju. Stwierdziłam, że powiem otwarcie, że mam wizytę, że dam sygnał (ale tylko sygnał), że ja, w jego mniemaniu silniejsza, też potrzebuję pomocy i nie wstydzę się jej szukać. Oczywiście nie wiem na ile to jego zainteresowanie wynika z obawy, że obciążę go kosztami leczenia w razie "w", a na ile kiełkującą myślą "to skoro ona może to ja też". Jak pisałam, nie podniecam się tym i nie nakręcam. Ogólnie jest raczej drętwo, milcząco i obojętnie.
Dużo się modlę, codziennie staram się uczestniczyć we mszy św., pogłębiać wiedzę kazaniami z Youtube i lekturą.
Generalnie trudno mi jest czekać "nie czekając". Jestem przyzwyczajona do działania, a tu zonk. To chyba też lekcja pokory dla mnie, dla tej mojej "wiedzy" i "zaradności".
Pamiętam jak na samym początku kryzysu, pod koniec stycznia, taka rycząca i smarkająca prosiłam Boga, żeby mi dał jakiś znak. Wiesz jakie czytanie było w ten dzień na mszy św.? Nie pamiętam całości ale to zdanie zapamiętałam, że plemię faryzeuszowe nie dostanie żadnych znaków Dał znak? Dał. Że słucha, że wie co się dzieje. A co więcej? Nie wiem. Trwam, chociaż to trudne.
Przyznam się jeszcze, że czasami czuję taką, wręcz niezdrową ciekawość, na zasadzie "i co mnie dzisiaj spotka, co takiego się wydarzy i jakie wnioski z tego będą dla mnie"
Dziwnie jest... sama nie wiem czemu tak się czuję, jakbym zobojętniała. Zwalam to na karb paskudnego przeziębienia, które mnie dorwało i jakiś dołek się wkradł. Do tego problemy w pracy, które już trochę się ciągnęły, ale teraz wybuchły ze zdwojoną siłą. Oczywiście, czemu nie teraz...na pochyłe drzewo wszystkie kozy itp.
Z pozytywów... hmm... Staram się tymi oznakami zbytnio nie podniecać, ale na razie nie było żadnej "jazdy", w chorobie dostałam herbatę i aspirynę od męża, no i zostałam podwieziona do psychologa, chociaż w planach miałam co innego.
Jeśli chodzi o psychologa to zastanawiałam się czy powiedzieć czy nie, ale w sumie od początku skłaniałam się raczej ku temu, żeby nie robić z tego tajemnicy. Ponadto utwierdziła mnie w tym rozmowa z teściową o telefonie, który wykonał do niej mąż i podczas, której padło hasło psycholog. Ale to było w tydzień po "jeździe" i był w kiepskim nastroju. Stwierdziłam, że powiem otwarcie, że mam wizytę, że dam sygnał (ale tylko sygnał), że ja, w jego mniemaniu silniejsza, też potrzebuję pomocy i nie wstydzę się jej szukać. Oczywiście nie wiem na ile to jego zainteresowanie wynika z obawy, że obciążę go kosztami leczenia w razie "w", a na ile kiełkującą myślą "to skoro ona może to ja też". Jak pisałam, nie podniecam się tym i nie nakręcam. Ogólnie jest raczej drętwo, milcząco i obojętnie.
Dużo się modlę, codziennie staram się uczestniczyć we mszy św., pogłębiać wiedzę kazaniami z Youtube i lekturą.
Generalnie trudno mi jest czekać "nie czekając". Jestem przyzwyczajona do działania, a tu zonk. To chyba też lekcja pokory dla mnie, dla tej mojej "wiedzy" i "zaradności".
Pamiętam jak na samym początku kryzysu, pod koniec stycznia, taka rycząca i smarkająca prosiłam Boga, żeby mi dał jakiś znak. Wiesz jakie czytanie było w ten dzień na mszy św.? Nie pamiętam całości ale to zdanie zapamiętałam, że plemię faryzeuszowe nie dostanie żadnych znaków Dał znak? Dał. Że słucha, że wie co się dzieje. A co więcej? Nie wiem. Trwam, chociaż to trudne.
Przyznam się jeszcze, że czasami czuję taką, wręcz niezdrową ciekawość, na zasadzie "i co mnie dzisiaj spotka, co takiego się wydarzy i jakie wnioski z tego będą dla mnie"
Re: I co teraz?
Zobojętnienie ,
to raczej normalność , na wysokich obrotach
nie da się długo kręcić ( tyle tylko , że jedni kręcą dwa tygodnie , inni kilka miesięcy ,
a jeszcze inni kilka lat ) .
Skoro się nie pogarsza , to już jest nieźle .
Chyba pytasz : " i co mi dzisiaj zrobisz Boże" ,
w sensie gdzie i jak mi dowalisz ?
to raczej normalność , na wysokich obrotach
nie da się długo kręcić ( tyle tylko , że jedni kręcą dwa tygodnie , inni kilka miesięcy ,
a jeszcze inni kilka lat ) .
Skoro się nie pogarsza , to już jest nieźle .
Chyba pytasz : " i co mi dzisiaj zrobisz Boże" ,
w sensie gdzie i jak mi dowalisz ?
Re: I co teraz?
mare1966
Z tym "dowaleniem" trochę racji, tylko nie chciałam być aż tak dosadna
Zazwyczaj po takim względnym spokoju coś się działo, a skoro takie wybuchy, według męża, na mnie średnio działają, to za każdym razem pojawia się jakiś element zaskoczenia. Teraz myślę, że teściowie mogą go przycisnąć do jakiejś decyzji, chociaż nie prosiłam o żadną interwencję. Rodzice się nie wtrącają, siostrze powiedziałam, że nie chcę z nią na ten temat rozmawiać, bo nakręcała się jak zegarek i te negatywne emocje lądowały u mnie.
Ale jak to mówią "człowiek nie sznurek wszystko wytrzyma"
Po ludzku boję się przyszłości, ale wiem, że życie toczy się dalej bez względu na to co się wydarzy.
Z tym "dowaleniem" trochę racji, tylko nie chciałam być aż tak dosadna
Zazwyczaj po takim względnym spokoju coś się działo, a skoro takie wybuchy, według męża, na mnie średnio działają, to za każdym razem pojawia się jakiś element zaskoczenia. Teraz myślę, że teściowie mogą go przycisnąć do jakiejś decyzji, chociaż nie prosiłam o żadną interwencję. Rodzice się nie wtrącają, siostrze powiedziałam, że nie chcę z nią na ten temat rozmawiać, bo nakręcała się jak zegarek i te negatywne emocje lądowały u mnie.
Ale jak to mówią "człowiek nie sznurek wszystko wytrzyma"
Po ludzku boję się przyszłości, ale wiem, że życie toczy się dalej bez względu na to co się wydarzy.
Re: I co teraz?
Przyszłość
ma to do siebie , że jest bardzo niepewna .
Zasadniczo - to może jej po prostu nie być ,
........... za godzinę , 5 dni , albo 3 lata .
Nie wiem nawet czy wersja za 30 lat jest bardziej optymistyczna .
Starość nie radość - jak obserwuję ..... u innych oczywiście .
Choć z drugiej strony i mając 70 lat można potomka wyglądać ,
z wybranką o pół młodszą , albo i lepiej .
Jak widać wiek to rzecz względna .
Siostra nie ma męża ?
....... siekiera musi jakaś
ma to do siebie , że jest bardzo niepewna .
Zasadniczo - to może jej po prostu nie być ,
........... za godzinę , 5 dni , albo 3 lata .
Nie wiem nawet czy wersja za 30 lat jest bardziej optymistyczna .
Starość nie radość - jak obserwuję ..... u innych oczywiście .
Choć z drugiej strony i mając 70 lat można potomka wyglądać ,
z wybranką o pół młodszą , albo i lepiej .
Jak widać wiek to rzecz względna .
Siostra nie ma męża ?
....... siekiera musi jakaś
Re: I co teraz?
Mare
Przeczytaj jeszcze raz proszę swój post.
Rozumiesz wszystko? Bo ja nie.
Przeczytaj jeszcze raz proszę swój post.
Rozumiesz wszystko? Bo ja nie.