wątek Wafelki czyli rollercoster

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

zenia1780
Posty: 2170
Rejestracja: 18 sty 2017, 12:13
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: wątek Wafelki czyli rollercoster

Post autor: zenia1780 »

Wafelka pisze: 16 cze 2017, 10:08 Nie wiem jak teraz postępować. Czy mówić mężowi o moich warunkach? Czy oczekiwać od niego jakichś namacalnych dowodów zmiany? Czy w ogóle podejmować jakąś inicjatywę czy oddać ją mu zupełnie?
Może na początek określić własny obszar/zakres odpowiedzialności i samej po za niego nie wychodzić
lecz [Pan] mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali».
(2Kor 12,9)
Wafelka
Posty: 119
Rejestracja: 28 kwie 2017, 13:26
Płeć: Kobieta

Re: wątek Wafelki czyli rollercoster

Post autor: Wafelka »

zenia1780 pisze:
Może na początek określić własny obszar/zakres odpowiedzialności i samej po za niego nie wychodzić
Przepraszam ale nie rozumiem, serio. To dosc ogolne stwierdzeser odnośnie mojego pytania. Czy moglabym prosić o sprecyzowanie?
zenia1780
Posty: 2170
Rejestracja: 18 sty 2017, 12:13
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: wątek Wafelki czyli rollercoster

Post autor: zenia1780 »

Wafelka pisze: 10 cze 2017, 8:24 Tak jak piszesz, to bardzo trudne dla dziecka, nie zrozumie tego. Samo zauważa niesolidnosc taty i wie, że nie może być go pewnym, co tak naprawdę jest mega smutne. Bo ja na przykład wiem że kogo jak kogo ale rodziców moge być pewna zawsze na 100%, bo nigdy mnie nie zawiedli z powodu własnej niefrasobliwosci.
Tak naprawdę chciałabym te kwestie jakoś ustalić ale mąż żyje w innym świecie i póki co nie wykazuje chęci na radykalną zmianę. Niby cos robi ale to takie "chciałbym, ale...", odkladanie na "od jutra...". Z jednej strony staram się go w tym wspierać, ale z drugiej nie moge zgadzać sie na takie kompromisy.
Dzięki, Pavle.
Relacja Twojego męża z Waszym dzieckiem jest w jego a nie Twoim zakresie odpowiedzialności. To on ją buduje i on jest za nią odpowiedzialny. Jedyne co do Ciebie w tym może należeć, to nie tworzenie krzywego obrazu męża: ani usprawiedliwiając go zbytnio, ani wieszając na nim psy.
Skoro sama wiesz na mężu nie możesz polegać w kwestii wywiązywania się z umówionych terminów spotkań z synem, to sama nie bierz pod uwagę, że w tym czasie mąż się zjawi i nie planuj czasu bez dziecka, ale tak jakby miało pozostawać z Tobą i sama zaplanuj ten czas dla dziecka ( aby nie pozostawało "na lodzie"). Poinformuj męża, ze jeśli nie pojawi się punktualnie, tak jak się, umawiał, to po prostu nie zastanie Was w domu (tak jak proponowali Panowie). I bądź w tym konsekwentna. Jeśli mąż się wywiąże z terminów, to Ty zyskasz czas dla siebie.
Tak ja to widzę i taka jest moja propozycja. Ty jednak musisz sama ustalić granice własnej odpowiedzialności w tym i w każdym innym zakresie, bo aby móc stawiać granice drugiej osobie, trzeba najpierw wiedzieć za co ( do jakiego momentu) się samemu odpowiada, tak aby nie czuć się pokrzywdzonym i wykorzystanym przez innych.

Gorąco polecam zapoznać się w tym temacie z książka Granice w relacjach małżeńskich, tam jest to doskonale wytłumaczone.
lecz [Pan] mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali».
(2Kor 12,9)
Wafelka
Posty: 119
Rejestracja: 28 kwie 2017, 13:26
Płeć: Kobieta

Re: wątek Wafelki czyli rollercoster

Post autor: Wafelka »

Rozmawiałam w ten weekend z osobą, którą zawsze uważałam za mądrą. A na pewno bardzo doświadczoną życiowo. Okazało się, że jest żoną alkoholika, że całe życie kręciło się wokół picia. W co trudno mi było uwierzyć, bo przecież ich znam i nigdy nie widziałam, żeby on był pijany czy nadużywał. Więc to nie było takie na umór. Ale właśnie dyskretne, ukrywane, butelki pochowane i odnajdywane w różnych ciekawych miejscach. Pozór normalnego życia, wszystko niby grało. Teraz on jest ciężko chory, a ona się nim opiekuje. To starsi ludzie.
Spytałam się o to jak przetrwali z tym alkoholem w tle, bo wciąż są razem. No więc odpowiedź była: "ciężko". Ona nigdy nie postawiła wyraźnych granic, ale przejęła stery we wszystkim kiedy już było ewidentne, że jest problem. Zajęła się firmą, ogarnianiem codzienności, a on nigdy nie przestał pić, nie stał się abstynentem, ciągle popijał po łyczku to tu to tam, w ukryciu, choć "wpadał" co chwilę. Nigdy się nie rozstali. On lekkoduch i z dużą "tendencją do konfabulacji" i ona, która wszystko przejęła, stała się głową, mężem i żoną jednocześnie, matką i ojcem również. Ma smutek w oczach. Zawsze miała. Teraz wiem dlaczego.

Ja, od czasu gdy mieszkamy z mężem osobno i problemy i zmienne nastroje męża aż tak mnie nie dotyczą, jestem stabilna i uśmiechnięta. Mam wrazenie, że uśmiecham się dużo częściej niż wcześniej, ze jest mi po prostu dobrze, spokojnie tak. Nie chciałabym być smutna tak jak ona.
Ale zastanawiam się czy ona była współuzależniona, że nie postawiła granic? Czy to przejęcie sterów w sytuacji gdy mąż nie widzi nic złego w swoim postępowaniu, nie chce się leczyć, nie było takim ubezwłasnowolnieniem go..? Parę osób mi tak radziło: weź, zabierz mu karte płatniczą, zabroń czegoś, nie traktuj poważnie etc.. I to zawsze budziło mój sprzeciw. No bo jak to tak? Mam uznać, że takie moje prawo, że nie będę szanować jego odrębności i woli? Nie pasowało mi to. Ale ta osoba, o której piszę tak zrobiła. Przejęła stery całkowicie, w pewnym sensie ubezwłasnowolniła męża, decydowała za niego, mając wciąż w domu nieprzewidywalną osobę, Piotrusia Pana i kłamczucha. I jakoś trwali i trwają razem. Jakoś.

Myślę o tej rozmowie i o swojej sytuacji... ale nie chciałabym tak jak ona.
zenia1780
Posty: 2170
Rejestracja: 18 sty 2017, 12:13
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: wątek Wafelki czyli rollercoster

Post autor: zenia1780 »

Wafelka pisze: 18 cze 2017, 23:39 Parę osób mi tak radziło: weź, zabierz mu karte płatniczą, zabroń czegoś, nie traktuj poważnie etc.. I to zawsze budziło mój sprzeciw. No bo jak to tak? Mam uznać, że takie moje prawo, że nie będę szanować jego odrębności i woli?
I bardzo dobrze, że takie zachowanie budzi Twój sprzeciw, bo to nie jest wcale stawianiem granic.
Czemu to miałoby służyć?
Stawianie granic to miedzy innymi pozwolenie drugiej stronie na ponoszenie konsekwencji własnych decyzji.
lecz [Pan] mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali».
(2Kor 12,9)
Wafelka
Posty: 119
Rejestracja: 28 kwie 2017, 13:26
Płeć: Kobieta

Re: wątek Wafelki czyli rollercoster

Post autor: Wafelka »

Jak to jest z tym zestawianiem deklaracji z konkretnymi działaniami...? Otóż mój mistrz deklaracji, pięknych słówek i okręcania wokół palca wciąż myśli, że jeśli powie, że wciąż mnie kocha, to ja otworzę mu drzwi. Całkiem niedawno wyartykułowałam już naprawdę dobitnie, że do starych zasad nie wrócę, że nie interesuje mnie wejście w te same "buty" z kłamstwami, alkoholem, ukrywanymi długami i brakiem zaufania, bo to nie jest miłość. Mój mąż jakby tego nie rozumiał. Bo z jednej strony jest deklaracja, że chce wrócić do domu, a z drugiej nie ma żadnych czynów, które by mi pokazały, że warto mu zaufać. Tyle miesięcy już minęło, jakoś okrzepłam w tej nowej sytuacji. I wiem, że nie uwierzę na słowo. I mój mąż to wie. I nie robi nic, by zmienić swoją sytuację. Mam wrażenie, że brnie coraz dalej. Choć ciągle jeszcze gra wobec wszystkich dookoła, że wszystko jest ok.
I tak sobie myślę, że być może to jego ciągłe powtarzanie, że kocha to może jest rodzaj wmawiania sobie. Może trwa wciąż w jakimś zauroczeniu, albo chce sam siebie przekonać, ze kocha, bo przecież czyny mówią zupełnie co innego. Nie wiem jak reagować na takie słowa, chce mi się śmiać, ale jednocześnie jest mi go żal. Już też jestem zmęczona wyjaśnianiem i powtarzaniem w kółko, że deklaracje, za którymi nie idą czyny, mnie nie interesują, że są stratą czasu. Ale ile można...? Postawiłam wyraźne warunki co musi się stać byśmy myśleli o powrocie. Nic nie zostało spełnione. Ale jest wciąż gadanie, które mnie męczy i zaczyna irytować. A nie chcę stracić szacunku jaki mam wciąż wobec męża. Czy ktoś z Was miał taką sytuację? Np. alkoholika, który nie robi nic, by wyjść z nałogu, ale ciągle mówi, że kocha, że chce wrócić?
katalotka72
Posty: 155
Rejestracja: 16 mar 2017, 18:52
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: wątek Wafelki czyli rollercoster

Post autor: katalotka72 »

przypomniały mi się słowa mojej siostry o moim mężu, że on nie umie nas kochać, że jakby zapytać czy nas kocha to by było - noooooo oczywiście, że tak!! że on ma tak nie inaczej i koniec kropka -, to był czas kiedy jeszcze był z nami i zaniedbaniem, przemocą ranił nas bardzo, jasne, że nie można się na coś takiego zgadzać, ale ja wtedy nie umiałam inaczej i tą chorą "miłością" pozwalałam nas obdarowywać
nic dobrego z tego nie wyszło, bo jak wiadomo już 6 lat jak poszedł w siną dal.... obdarowywać kogoś innego tą "miłością", a my zostaliśmy pokrzywieni, poranieni i do dzisiaj dzieciaki nie mogą się pozbierać z tego co zafundował im ojciec za przyzwoleniem matki
Estera
Posty: 24
Rejestracja: 09 lut 2017, 20:51
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: wątek Wafelki czyli rollercoster

Post autor: Estera »

[ Czy ktoś z Was miał taką sytuację? Np. alkoholika, który nie robi nic, by wyjść z nałogu, ale ciągle mówi, że kocha, że chce wrócić?
Przejrzałam Twój wątek i mogę powiedzieć, ze moja sytuacja jest b. podobna do Twojej.

moderacja: poprawiono cytowanie
mare1966
Posty: 1579
Rejestracja: 04 lut 2017, 14:58
Płeć: Mężczyzna

Re: wątek Wafelki czyli rollercoster

Post autor: mare1966 »

Już też jestem zmęczona wyjaśnianiem i powtarzaniem w kółko, że deklaracje, za którymi nie idą czyny, mnie nie interesują, że są stratą czasu. Ale ile można...?
Jest takie powiedzenie "Chcieć to móc" .
Myślę , że to jednak zbyt proste ujecie tematu .
Można czegoś szczerze chcieć , ale NIE POTRAFIĆ tego wykonać .
To są dwie różne rzeczy .
Można nie potrafić z wielu przyczyn :
- nie wie się jak
- nie ma się siły
- brak wsparcia
- brak determinacji itd.

I taka osoba często SAMA Z SIEBIE praktycznie
nie jest w stanie tego dokonać bez pomocy z zewnątrz .

A już z pewnością nałogi są szczególnie trudne do przezwyciężenia .

Inna rzecz , że i sam zainteresowany , musi być niesłychanie zdeterminowany .
Faceci działają JAK JUŻ MUSZĄ , dojdą do dna , ściany itp.
Najlepszy motywator , jak jutro ostateczny termin i zostało 10 godzin .
Na mnie działało .
10 dni to za długo a 100 dni to abstrakcja . :lol:
Wafelka
Posty: 119
Rejestracja: 28 kwie 2017, 13:26
Płeć: Kobieta

Re: wątek Wafelki czyli rollercoster

Post autor: Wafelka »

mare1966 pisze: Można czegoś szczerze chcieć , ale NIE POTRAFIĆ tego wykonać .
To są dwie różne rzeczy .
Można nie potrafić z wielu przyczyn :
- nie wie się jak
- nie ma się siły
- brak wsparcia
- brak determinacji itd.


Tak, wiem to, mare1966, wiem. Mój mąż wie jak, bo już wszystko "dostał na talerzu". To jest kwestia zrobienia pierwszego kroku i nie odpuszczenia sprawy. Ale nade wszystko zrozumienia, że samemu nic nie wychodzi, a nie okłamywania samego siebie, że się daje radę. Jeśli nie można niczego osiągnąć, niczego zmienić przez kilkanaście lat, to powinno to dać do myślenia, prawda? Ale nałogowi kłamcy okłamują też samych siebie niestety. I koło się zamyka.
Co do wsparcia - to tu też było ogromne ze strony mojej, mojej rodziny, przyjaciół. Jest brak siły i motywacji na zasadzie "chcę zmienić dlatego, że tak chcę, chcę być lepszy..".
mare1966 pisze: Inna rzecz , że i sam zainteresowany , musi być niesłychanie zdeterminowany .
Faceci działają JAK JUŻ MUSZĄ , dojdą do dna , ściany itp.
Najlepszy motywator , jak jutro ostateczny termin i zostało 10 godzin .
Na mnie działało .
10 dni to za długo a 100 dni to abstrakcja . :lol:
Tu nie działało do tej pory. Jest odkładanie na ostatnią chwilę i niestety nie ogarnięcie tematów nawet pod presją czasu i konsekwencji. Psychoterapeuta podejrzewał stany depresyjne i spoko, ok, chciałam i z tym się mierzyć, ale chory musi chcieć się leczyć, choćby podjąć próbę. Na siłę nic się nie zrobi..
Najgorsze jest to co piszesz, ze niektórzy faceci muszą dojść do dna, żeby coś zmienić. Dno mojego męża jest coraz głębiej. Rok temu wydawało mi się, że je osiągnął. Okazuje się, że jest niżej.. Dla mnie zupełnie nie do wyobrażenia, że tak można.
Estera
Posty: 24
Rejestracja: 09 lut 2017, 20:51
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: wątek Wafelki czyli rollercoster

Post autor: Estera »

Uzależnienie jest groźna, śmiertelną chorobą. Łatwo o tym zapomnieć kiedy się patrzy na człowieka, który pracuje, jest zadbany, mówi bardzo przekonująco - odnosi się wrażenie, że dobrze sobie radzi w życiu. Ale to są tylko pozory. Osobie uzależnionej bardzo zależy na tym, żeby dobrze wypaść w oczach innych. To pomaga mu w oszukiwaniu samego siebie, że nie ma żadnego problemu. Osoba uzależniona ma taką determinację, że nawet jak przedstawisz jej pewne dowody to i tak idzie w zaparte i będzie udowadniać, że nie masz racji. To jest perfidna choroba, bo chory zrobi wszystko, żeby utrzymać nałóg. Racjonalne argumenty nie trafiają, człowiek taki żyje w iluzji. Nam trudno pojąć, że inteligentny człowiek a nic do niego nie dociera. Nie moze dotrzec, bo wszystko, co zagraża utrzymaniu nałogu jest wypierane. Tu świetnie pasują slowa Jezusa - Poznajcie prawdę a prawda was wyzwoli. Jesli uzalezniony staje w prawdzie to juz połowa sukcesu. Ale to jest najtrudniejsze. Ja sie przekonuje, ze uzaleznienie jest rzeczywistoscia duchowa - to jest zniewolenie. Zły chce doprowadzic swoją ofiarę do śmierci. To Zły jest ojcem kłamstwa.
Chyba nie można zrozumieć człowieka uzaleznionego, on się kieruje zupełnie inną logiką (czytaj - brakiem logiki), buduje cały system iluzji i zaprzeczen aby trwać w nalogu - wszystko co robi jest temu podporządkowane.
Jakie wyjście?
Z pewnością modlitwa.
Pokazywanie, że nie wierzymy w jego kłamstwa.
Mądra miłość, konsekwencja i nie okradanie chorego z cierpienia jakiego doświadcza, bo cierpienie może być dla niego zbawienne - o tym mówi ks. Dziewiecki.
Wafelka
Posty: 119
Rejestracja: 28 kwie 2017, 13:26
Płeć: Kobieta

Re: wątek Wafelki czyli rollercoster

Post autor: Wafelka »

Estera pisze: 28 cze 2017, 21:45 Uzależnienie jest groźna, śmiertelną chorobą. Łatwo o tym zapomnieć kiedy się patrzy na człowieka, który pracuje, jest zadbany, mówi bardzo przekonująco - odnosi się wrażenie, że dobrze sobie radzi w życiu. Ale to są tylko pozory. Osobie uzależnionej bardzo zależy na tym, żeby dobrze wypaść w oczach innych. To pomaga mu w oszukiwaniu samego siebie, że nie ma żadnego problemu. Osoba uzależniona ma taką determinację, że nawet jak przedstawisz jej pewne dowody to i tak idzie w zaparte i będzie udowadniać, że nie masz racji. To jest perfidna choroba, bo chory zrobi wszystko, żeby utrzymać nałóg.


Dokładnie tak, Estero. Tak to wyglądało i wciąż w pewnym sensie wygląda. Zewnętrzność na dobrym poziomie, a na karcie dług na długu i popijanie każdego dnia po pracy, przed późnym powrotem do domu (późnym, bo tyle pracy niby, a tu czas był potrzebny na to by trochę wywietrzało, by żona się nie zorientowała). Wobec innych również pełna szarmancja i urok. No jaki on fajny, taki uczynny i towarzyski. Tylko nikt z tych osób nie wiedział, że w ostatnie wspólne wakacje nie spędziliśmy razem ani jednego wieczoru, bo mąż "uprawiał sport" wieczorem.. innymi słowy: pił. Ja już byłam na etapie orientacji co się dzieje i przedstawiania mu faktów pod nos. Pójście w zaparte i przeczenie im było niewiarygodne dla mnie. Nie mogłam pojąć jak można patrzeć na jabłko i mówić, że to śliwka.. To były absurdy..

Ale! Zastanawiam się na ile to jest choroba. Na ile świadomy wybór. Chory człowiek widzi swoją chorobę i dostrzega spustoszenie i próbuje się leczyć, nawet jak mu się to nie udaje. Jak alkoholik co mówi "dobra, wiem, znowu się napiłem, nie umiem sobie z tym poradzić, ciągnie mnie i już.." Ale jak ktoś mówi "Nic się nie dzieje, panuję nad tym, nie piję, nie nadużywam przecież, w ogóle w czym problem?!" i zaprzecza faktom to jakoś mi to nie pasuje do określenia choroba..

(...)
Estera pisze: 28 cze 2017, 21:45 To Zły jest ojcem kłamstwa.


Tak, podoba mi się również taka interpretacja, że w zasadzie całe działanie Złego opiera się na kłamstwie. Zaczął od kłamstwa, okłamał Adama i Ewę i wszystko się posypało. I być może dlatego tak bardzo się tym brzydzę, czuję wręcz odrazę, choć wiem, że to brzmi bardzo mocno i jest przykre dla mojego męża. Ale tak jest. Nic chyba mnie tak nie odstręcza jak kłamanie, zwłaszcza to celowe, podszyte chciwością czy pychą. Jakoś mogę zrozumieć kłamstwo ze strachu czy lawirowanie i unikanie powiedzenia prawdy, ale kłamanie takie "systemowe", żeby coś osiągnąć.. wiąże się z wykorzystaniem drugiej osoby, pogardą dla jej mądrości i brakiem jakiegokolwiek szacunku.

Estera pisze: 28 cze 2017, 21:45 Jakie wyjście?
Z pewnością modlitwa.
Pokazywanie, że nie wierzymy w jego kłamstwa.
Mądra miłość, konsekwencja i nie okradanie chorego z cierpienia jakiego doświadcza, bo cierpienie może być dla niego zbawienne - o tym mówi ks. Dziewiecki.
Tak, dla mnie modlitwa jest bardzo ważna. Zrozumienie tych słów o mądrej miłości było kluczowe, by wyjść z sytuacji destrukcyjnej. Nie wiem ile powinnam czekać, tzn. kiedy uznać, że można mężowi na powrót zaufać? I czy to w ogóle możliwe? Nie zaufam mu na podstawie złożonej deklaracji, to na pewno. Ale jak je weryfikować i w jakim stopniu? Czy oczekiwać wprost od niego jakichś konkretnych, namacalnych dowodów zmiany, o której tyle mówi? Myślę sobie, ze gdybym ja kogoś tak zawiodła to bym mu kurcze codziennie prawie "raportowała", że coś zrobiłam, coś naprawiłam, byłam tu, tam, żeby poprawić, zapisałam się, o proszę tu karteczka, że byłam.. etc.. no zależałoby mi, by znów zdobyć zaufanie. Ale nie wiem jak postępować będąc z drugiej strony...
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13320
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: wątek Wafelki czyli rollercoster

Post autor: Nirwanna »

Ale! Zastanawiam się na ile to jest choroba. Na ile świadomy wybór. Chory człowiek widzi swoją chorobę i dostrzega spustoszenie i próbuje się leczyć, nawet jak mu się to nie udaje. Jak alkoholik co mówi "dobra, wiem, znowu się napiłem, nie umiem sobie z tym poradzić, ciągnie mnie i już.." Ale jak ktoś mówi "Nic się nie dzieje, panuję nad tym, nie piję, nie nadużywam przecież, w ogóle w czym problem?!" i zaprzecza faktom to jakoś mi to nie pasuje do określenia choroba..
Kiedy człowiek choruje na mózg, czyli ten organ który odpowiada za weryfikację "jestem chory" i decyzję "chcę coś z tym zrobić" - to tak właśnie to wygląda. Dotyczy to nałogów, ale też i niektórych chorób psychicznych, wg chorego to świat zwariował, z nim jest wszystko ok, mimo twardych dowodów, że jest inaczej.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: wątek Wafelki czyli rollercoster

Post autor: Pavel »

Nie bez przyczyny mówi się, że pierwszym krokiem do wyjścia z nałogu jest uświadomienie sobie tego, że jest się uzależnionym.
Po tym można podjąć decyzję, że nie chcemy tak żyć, a następnie trudna walka z nałogiem.

Twój mąż nie postawił jeszcze pierwszego kroku.
Nie jestem nawet zaskoczony jego zachowaniem i określaniem czarnego białym.
Wypieranie to część tej choroby, zakładam, że on naprawdę wierzy w prawdziwość kreowanego przez siebie świata.
Zwłaszcza, że mężczyźni mają wyjątkową zdolność dopasowywania argumentów pod tezę a nawet ich kreowania.
Twoje podsuwanie dowodów na nic się nie zda, on sam musi sobie uświadomić fakt własnego uzależnienia, słabości, choroby.
Musi zderzać się z konsekwencjami swoich działań, osiągnąć swoje dno.
Czasem jest ono bardzo głęboko niestety.

Tobie pozostało chyba tylko chronić w tej sytuacji siebie. Niestety.
A jak, to chyba najlepiej poszukać w Al anon.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Jonasz

Re: wątek Wafelki czyli rollercoster

Post autor: Jonasz »

Jeżeli można to wtrącę na przykładzie swoim - palenia.
Kluczem do jego rzucenia będzie tak naprawdę dotarcie do faktu po co, z jakiego powodu, co mi to miało dać, czego mi brakowało - sięgnąłem po pierwszego papierosa.
O kreatywności myślenia męskiego o którym wspominał Pavel nawet nie wspomnę - tysiące powodów nie przekonywujących mimo ze mądrych i dobrych. Finanse, zdrowie, strach przed rakiem, zadyszka. Prośby zony, syna.
Dodatkowo jakiś lęk - nie mogę z tym walczyć bo coś mam w tym nałogu czym rekompensuje sobie jakąś stratę czyli jak rzucę to no właśnie co.
Myślę ze dotyczy to wszystkiego : nieczystości, rozpusty, hazardu,zakupoholizmu, narkomani - słowem wszystkiego, co ogranicza ludzką wolność.
Jestem przekonany o tym, ponieważ w tym kluczu, z pomocą Boska i ludzką pokonałem dwa inne nałogi, które zrujnowały mi pól życia.

Ale żeby z nich wyjść musiałem stoczyć walkę tak naprawdę nie z nimi. Musiałem stoczyć walkę o siebie , o swoją wolność. Musiałem zmienić myślenie. :D
ODPOWIEDZ