Od tygodnia zbieram się, aby tu napisać. Przedwczoraj byłem blisko - kilka zdań przed "wyślij" zawiesił mi się komputer, ostatkiem sił zrobiłem zdjęcie części swojej twórczości. Może tak było trzeba, by jeszcze dokładniej się pochylić?
Zacznę od samego początku, wątek bardzo aktywny (cały czas czytałem i korciło by coś pisać, ale chciałem to zrobić porządnie).
Ostrzegam, będzie długi post
Dotka pisze:Pobraliśmy się z wielkiej miłości. przynajmniej tak mi się wydawało. Mój mąż była bardzo we mnie zakochany.
Masz rację, wydawało Ci się. Nie wątpię, że Twój mąż był zakochany, ale z prawdziwą miłością niewiele to miało wspólnego.
Dotka pisze:
Mój mąż nigdy nie był skory do pomocy. Wychodził z założenia tradycyjnego podziału ról miedzy małżonkami i o ile na początku dawałam radę, to z czasem obowiązków domowych było coraz więcej. Z każdym kolejnym dzieckiem i z nowym dużym domem zaczynałam popadać z rozgoryczenie, żal, że nie chce mi pomóc, że woli chodzić na siłownię, na rower, na basen, na angielski. Ja mu nie mogłam towarzyszyć bo nie miałam na to czasu, ani nie mieliśmy z kim dzieci zostawić.
(...)
Narastało we mnie poczucie krzywdy doznawanej od mojego męża. Do tego mój mąż nie ma dobrego kontaktu z dziećmi, bo przecież zawsze wszystko ja. Cała opieka nad dziećmi skupiała się na mnie. Nieraz myślałam sobie że bez niego byłoby mi lepiej.
To nie jest tradycyjny i uczciwy podział ról w małżeństwie. Zwłaszcza gdy kobieta pracuje zawodowo.
To co Ci serwował mąż, co istotne i warte podkreślenia - za Twoim milczącym przyzwoleniem, to egocentryzm i niedojrzałość.
Po jakimś okresie takiego życia, nie dziwię się, że nie miałaś ochoty na zbliżenia.
Kobieta bowiem potrzebuje szeregu warunków, aby "mieć ochotę".
Warto poznać siebie jako kobietę, ale do tego jeszcze wrócę.
Dotka pisze:
Teraz są w stałym kontakcie sms, telefonicznym i przez skype. miłość mojego męża do tej kobiety nie ustaje.
To z miłością nie ma nic wspólnego. Zauroczenie, zakochanie -tak.
Dotka pisze:Jak twierdzi ona mu dała ciepło, uczucie, zainteresowanie, ona jest wyjątkowa, nic od niego nie chce, a daje cała siebie.
Łatwiej to wszystko dawać, gdy ma się czas i energię. Gdy nie ma wspólnych problemów dnia codziennego, gdy się randkuje. Głupio byłoby na takim etapie przekazywać negatywne emocje. Poza tym jakie uczucie skoro nawet w tym niewłaściwym pojmowaniu miłości nie potrafi mu powiedzieć kocham?
To, co pogrubiłem zaś - Nie chce do czasu
I do czasu daje całą siebie. Nie da się wiecznie funkcjonować na 120%
Dotka pisze:Nie zrezygnuje z tamtej kobiety bo ja na pewno wtedy straci na zawsze, a mnie i dzieci nie straci, bo zawsze będziemy.
Wbrew temu co się wydaje jemu i Tobie, nie do końca to tak działa. Teraz przyjęłabyś go na niemal każdych warunkach, oby tylko wrócił. Taki etap kryzysu, tak miałem ja i wielu innych opuszczonych. Z czasem jednak nadejdą inne etapy i będzie coraz trudniej. Rany, nasze ego i brak zaufania to szalenie trudni przeciwnicy. Pamiętaj o tym, warto możliwie szybko pochylić się nad tym problemem. Potrzeba morza empatii, świadomości grzesznej ludzkiej natury, wiedzy i bliskości Boga aby się z tym uporać.
Dotka pisze:Cały czas chcę zrozumieć dlaczego mój mąż nie chce dać nam szansy.
Ja przez pół roku chciałem to zrozumieć. Brak choćby jednej normalne rozmowy, wyjaśnień. Poza standardowymi: Nie kocham Cię/nigdy nie kochałam/mam prawo do szczęścia etc.
To amok, jest zakochany i odłączyło mu zasilanie w mózgu. Dlatego tak trudno to zrozumieć.
Dotka pisze:Czytam książkę "miłość potrzebuje stanowczości", ale chyba już jest za późno aby takie granice postawić, tzn. otworzyć furtkę, bo on wtedy na pewno z niej wyleci. To kwestia tylko jej przyjazdu do kraju.
Nie jest za późno, to jest pozycja którą chciałbym Ci polecić na pierwszym miejscu.
Rozumiem, że jesteś na etapie rozpaczy, strachu, paniki i wypierania rzeczywistości. Też tak miałem. Tyle tylko, że kiedyś się trzeba obudzić i przyjąć fakty takimi jakie są. A one są takie, że Twój mąż już jest mentalnie poza małżeństwem. Nie możesz stracić czegoś czego już nie masz. Możesz natomiast to odzyskać. Nie ma gwarancji, ale tylko mądrymi działaniami podpartymi odpowiednią wiedzą możesz zwiększyć Wasze szanse.
Pamiętaj, że każdy kryzys jest po coś. Wasze małżeństwo, tak jak i moje, miało niewłaściwe fundamenty. Możesz/możecie wyjść z tego kryzysu silniejsi, wszystko zależy od tego, jak ten kryzys się przepracuje. Oczywiście do tanga trzeba dwojga, więc potrzeba aby Twój mąż się opamiętał. Ale i na to jakiś wpływ możesz mieć swoją przemianą/postawą. Wpływ pośredni.
Dotka pisze:Obecnie mój mąż to sobie wyobraża tak, że on wynajmie mieszkanie (lub kupi) i zamieszka tam ze swoją Panią, a że będzie musiał się urządzić to może nie będzie mi na początku dawał pieniędzy, bo przecież ja pracuję, dostaję jeszcze 500+ na dzieci, więc musi mi starczyć. dodatkowo rodzina mi na pewno pomoże. A jak on już się odbije od dna finansowego to mi wtedy będzie dawał pieniądze na dzieci. I ja mam go zrozumieć w tym postępowaniu i mu pomóc.
"Fajnie" to sobie zaplanował. Egocentryzm poziom ekspert, wybaczcie ocenę.
Nie musisz, wg mnie nawet nie powinnaś się na to zgadzać. Wręcz przeciwnie - każda "kłoda pod nogi" może pomóc mu się otrząsnąć z amoku.
Dotka pisze:A jak mu powiedziałam ze ja tak nie chcę, że jeśli nas zostawia to zostawia mnie z całym tym domem na głowie i o pomoc będę prosiła innych nie jego, że on będzie mógł mi pomóc tylko przy dzieciach, to mi powiedział że on nie pozwoli abym z siebie zrobiła cierpiętnicę a z niego największego drania. Bo on nas nie porzuca, tylko wyprowadza się do innej kobiety, bo mnie nie kocha.
Ocena jego rozumowania jak powyżej.
Nie jest istotne na co mąż Ci w takiej sytuacji nie pozwoli. Istotne na co Ty pozwolisz jemu. Są różne legalne i uczciwe moralnie środki z których można skorzystać aby postawić go do pionu.
jacek-sychar pisze: ↑06 cze 2017, 16:24
Dotka
Stawianie granic nie polega na
nicnierobieniu, tylko na robieniu tego, co jest w danym momencie konieczne.
Jeżeli mąż oświadcza, że jest inna i chce do niej odejść, to od tego dnia:
- nie powinien spać z Tobą w jednym łóżku. Teraz zasługuje może na spanie psiaka.
- nie powinien dostać nic do jedzenia. Zastanawiam się, czy jest godny próbować obierki i odpadki (ale już zmieszane
).
- nie powinien mieć nic upranego. Niech sam próbuje prać.
- nie powinien mieć nic uprasowanego. Zobaczy, jakie to jest przyjemne.
......
Czy mam dalej wymieniać?
Oczywiście ma dalej płacić na dom i dzieci. Jak nie będzie miał ochoty, to zakładasz sprawę o alimenty. Jak będzie miał mniej forsy a jeszcze przyniesie brudne pranie swojej kowalskiej, to zobaczymy, jak szybko przejdą jej amory.
Zgadzam się w 100%
Dotka pisze:Ja nawet złości do niego teraz nie czuję. Nie potrafie go odtrącić i powiedzieć rób sobie teraz wszystko sam.
Taki etap. Boisz się, znany Ci świat wali się na głowę. Poza tym wyraźnie widać po Twoich postach, że warto byłoby mocno popracować nad asertywnością.
Dotka pisze:Jacku chyba tak nie potrafię, tak z dnia na dzień powiedzieć mu że ma spać osobno, że ma sobie prać, gotować i dawac mi pieniądze. Jak miałaby np wyglądać niedziela? Teraz wygląda tak że jemy razem śniadanie, idziemy razem całą rodziną do kościoła,potem wspólny basen lub tylko mąz z dziećmi, potem ja gotuję obiad. Jemy wspólnie. Po obiedzie zazwyczaj zabieramy gdzieś dzieci na spacer, na lody. Potem wspólna kolacja. I dzieci ida spać. A my siedzimy pijemy herbatę i rozmawiamy na różne tematy. Sienka. Z jednym tylko wyjątkiem ta kobieta towarzyszy mojemu mężowi poprzez sms i wieczorem rozmawiają- raz dlużej a raz tylko 10min.
Dzieci, oprócz najstarszej córki która już wszystko wie, maja w miare szczęśliwą rodzinę. A jak odetne to wszystko to bede musiała tłumaczyć dlaczego tata śpu na dole, dlaczegonie może zjeść obiadu ktory przygotowałam itp.
Obawiam się że to by tylko powodowało jeszcze bardziej napiętą atmosferę i byśmy się kłócili.
Teraz serwujecie sobie iluzję, określiłbym to przedłużaniem agonii. Ty ze strachu, on z powodu wyrzutów sumienia (i sam siebie chce przekonać, że nie jest ostatnią szują. Tak, odchdzący starają się usprawiedliwić swoje odejście przed otoczeniem i sobą samym).
Jeśli odejdzie, i tak będziesz musiała poukładać świat na nowo zarówno sobie jak i dzieciom.
Niezapominajka pisze:Na nic teraz rozmowy, wyznania, płacz i błagania. To tylko odstrasza. Jak Inga powiedziała on nie myśli normalnie. W tej chwili jesteś przeszkodą, wyrzutem sumienia, który trzeba usunąć i zracjonalizować jego świnstwo zwaleniem winy na Ciebie.
Zgadzam się w 100%
Wafelka pisze:Wiesz co.. on ma rozdwojenie teraz. Próbuje Tobie, ale przede wszystkim sobie, pokazać, że nic wielkiego się nie dzieje. Wypiera dramatyzm tej sytuacji. I dlatego im szybciej pokażesz mu, że to jest dramat, tym lepiej. Jak popijasz z nim kawkę, pierzesz, śpisz z nim, to tak jakby stwarzasz mu komfort tego wyparcia. Rozumiesz? On teraz chce doprowadzić do sytuacji w której oboje dojdziecie do wniosku, że dalej razem to już nie bardzo i "rozejdziecie się w przyjaźni", bo oboje uznacie, że nie ma sensu trwać w tym małżeństwie.
Zobacz. Jak masz przyjaciela i on Cię oszukuje to popijałabyś z nim herbatkę? Przyjaciel w dodatku robi to jawnie, deklaruje "tak, codziennie gadam na Ciebie innym złe rzeczy i nie jestem lojalny, ale pozwól, że zrobię Ci kawki, bo przecież mnie lubisz i ja w sumie też jakoś nie jestem zły na Ciebie, po prostu polubiłem kogoś innego i teraz będę sobie z nim spędzał czas, a Tobie od czasu do czasu w czymś pomogę.." Schiza co?
Pięknie Wafelka to ujęła.
List który przygotowałaś, to moim zdaniem dobry pomysł. jednocześnie podzielam obiekcje Wafelki i Jacka - wspólny czas, chodzenie do kościoła i wakacje to wg mnie hipokryzja i masochizm, serwowanie fikcji.
Do czasu, aż się nie ocknie.
Estera pisze:Kiedy Ty nadal gotujesz dla niego, sprzatasz i robisz pranie... itd, czyli zachowujesz się jak dotychczas to utwierdzasz męża w tym, ze nic strasznego się nie dzieje.
Myślę że mogłabyś wiele zrozumieć słuchając ks. Dziewieckiego. On wyjaśnia na czym polega mądra miłość do współmałżonka który jest w kryzysie. To co Ty robisz to jest miłość spontaniczna (pewnie z elementami współuzależnienia - tak piszę, bo się do tego sama przyznalas). Tak można kochać tylko ludzi dojrzałych, którzy też kochają. Ale w stosunku do osób w kryzysie jest to naiwność. Nie pomagasz mężowi w ten sposób w wyjsciu z kryzysu.
Po raz kolejny - zgadzam się w 100%
karolina12 pisze: ↑11 cze 2017, 19:21
Dorotko ja do Sycharu trafiłam 7 lat temu...pierwsze co usłyszałam tutaj na forum to "zacznij od siebie, zadbaj o siebie"...początkowo bardzo się buntowałam ja mam zacząć os siebie? przecież to mój mąż jest winien naszego kryzysu a "Oni" każą mi zacząć od siebie...
dziś wiem że nie ma innej drogi...jest takie powiedzenie "Ślepy, ślepego nie poprowadzi"...jeżeli Ty zaczniesz zmieniać siebie to jest szansa że zmieni się Twoje otoczenie i współmałżonek... tak właśnie było w moim przypadku...zaczęłam pracę nad sobą , jakie było moje zdziwienie kiedy się okazało że i ja miałam swój wkład w nasz kryzys...moja przemiana spowodowała że i mój mąż zapragnął zrobić "COŚ" ze sobą...proces wychodzenia z kryzysu trwał długo, nie da się naprawić w kilka dni czy miesięcy tego co psuło się latami...dla Boga jednak nie ma rzeczy niemożliwych...prawdą jest że nie da się nikogo do niczego zmusić, każdy musi sam dosięgnąć swojego "DNA" by móc się od niego odbić...nic na siłę , im bardziej będziesz męża do czegokolwiek zmuszać tym większy będzie jego opór i izolacja.
Kolejny post warty podkreślenia.
MareS pisze: ↑12 cze 2017, 17:03
Czy Ty wszystko w domu robisz samą i do tego pracujesz zawodowo.
Bo jeśli tak, to może wymaga "uzdrowienia" Twoja postawa.
Zgadzam się.
Dotka pisze:Ma rację nie rozwijałam się w tym związku, poświęcałam się cała rodzinie, moje potrzeby były na samym końcu...
I najwyższa pora to zmienić. Jak najszybciej.
Dotka pisze:Pobyt stały zapewni jej tylko malzenstwo lub dziecki z polakiem. Mój mąż mi to osobiście powiedział już na samym początku i o rozwodzie też szybko zaczął mówić.
Warto więc zebrać legalny meteriał dowodowy. Będziesz w takiej sytuacji mogła zablokować pozew rozwodowy męża jako winnego rozpadowi (zdrada). Też większa szansa, że kowalska się zniechęci. Wątpie jakoś, że będzie go chciała wziąć na dziecko. Zbyt ryzykowne, przecież trójkę właśnie chce porzucić. Ona nie jest chyba w takim amoku jak Twój mąż.
s zona pisze:Kiedys ,jeszcze na starym forum tez uslyszalam od madrej sycharki ,ze stwarzam mezowi konfort do grzechu i mam tez swoj wspoludzial zgadzajac sie na jego " zycie prywatne "...
Dotka ,a moze warto ,zebys zasiegnela opinii adwokata,jaka jest Twoja sytuacja prawna ,odnosnie domu ,alimentow ,zapoznaj go moze tez ze stanowiskiem meza
Popieram.
Utka2 pisze: ↑13 cze 2017, 21:09
uffffff, wreszcie kumasz
Tak jakby go olać. Ale bez pretensji, agresji, żalów, i demonstrowania niechęci.
Moze traktuj go jak obcego człowieka, od którego niczego nie oczekujesz, z którym komunikujesz sie tylko oficjalnie, ale życzliwie, skupiaj sie na sobie, swoich przyjemnosciach i dzieciach.
Co nie oznacza, ze zwalniasz go od odbowiązków w domu i przy dzieciach. Zostaw ich na popołudnie i idź na spacer, pobiegaj, spotkaj sie na kawie z koleżanką - jeśli z finansami cienko, lub zaszalej, jeśli z finansami lepiej, i idź do fryzjera, kosmetyczki albo jeszcze na masaż
Ale w tym wszystkim módl się o siłę dla siebie i o to, zebyś umiała zobaczyc siebie w dobrym świetle. Nie zakompleksionej, porzuconej i zmęczonej matki i żony, ale pięknej kobiety, doświadczonej, mądrej - słowem - idealnego Dziecka Bożego.
Zgadzam się. Dodałbym tylko, że to nie jest olewanie, a danie mu przestrzeni do refleksji. Gdy na nim wisisz emocjonalnie, nie ma takiej możliwości - stara się przede wszystkim od Ciebie uwolnić. Co innego, gdy następuje zmiana postawy. To intryguje i zastanawia.
---------------------------------------------------------------------------------------------
Na dzień dzisiejszy Twoje małżeństwo jest iluzją. Mąż jest mężem tylko z nazwy.
NA DZIEŃ DZISIEJSZY.
Nie wiesz, co będzie za miesiąc, sześć, rok, trzy lata.
Wiem, że to niesamowicie trudne, ale czym szybciej będziesz w stanie zamknąć etap rozpaczania, wstać z kolan, tym szybciej będziesz mogła odzyskać równowagę, poczucie wartości, przestać pozwalać się krzywdzić.
Czym szybciej odzyskasz równowagę, tym szybciej będziesz mogła próbować mądrze ratować małżeństwo.
Na początek musisz uratować i poukładać siebie.
Nieoceniona jest wiedza którą możesz czerpać z książek, konferencji, nowego i starego forum.
Warto mieć w tak trudnym czasie sprzymierzeńców - kogoś, kto wysłucha, wesprze. Masz oczywiście nas, warto jednak o realne wsparcie, dlatego gorąco zachęcam do odwiedzin ogniska "na żywo". Byłem z racji zamieszkania tylko raz, ale wiem, że jest tam moc
)
Najlepszym sprzymierzeńcem jest jednakże Bóg - może to teraz brzmieć absurdalnie, ale warto mu całkowicie powierzyć losy swego małżeństwa, przestać zadręczać się sprawami na które nie masz wpływu, a zająć tymi na które wpływ masz. Czyli pracy nad sobą.
Stworzyć przy bożej pomocy nową, lepszą siebie.
Wspomnę w modlitwie i będę pisał na bieżąco, żeby tu takich długich postów więcej nie pisać.
P.s. To do czego miałem wrócić, zawiera się w lekturach/konferencjach. Warto lepiej poznać siebie, poznać w jaki sposób funkcjonują także mężczyźni, dowiedzieć się jakie błędy popełnialiśmy i jak być powinno.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk