Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

vertigo pisze: 19 wrz 2021, 14:06
Caliope pisze: 19 wrz 2021, 13:29 Na dzisiaj, ostatnio psycholog podpowiedziała mi coś ciekawego, że prawdopodobne jest że mąż uciekał w pracę, nie pomagał, krytykował mnie, wprowadzał w poczucie winy z zazdrości o syna. Bo my zawsze przed ślubem byliśmy nierozłączni, wszędzie razem i czuliśmy się razem dobrze.
A czy Twój mąż chciał dziecka? Może nie chciał w danym momencie Waszego życia, a może w ogóle? Rozmawialiście o tym? Może on nie chciał, a Ty naciskałaś?
Caliope pisze: 19 wrz 2021, 13:29 To kompletnie inaczej od sytuacji opisywanych w Internecie, że matki nie dopuszczają ojców do dzieci i nie mają dla nich czasu. To sytuacja kompletnie dla mnie nowa, że tak też można być zazdrosnym i się wycinać.
Czy to znaczy, że Twój mąż nie dopuszcza Ciebie do syna i go zawłaszczył? Bo z tego, co piszesz, to tylko Ty nim się zajmujesz.
Vertigo, chciał dziecka, ale widać nie wiedział co go czeka, bo w jego rodzinie nasze było pierwsze.

Nie, to chodziło o zazdrość w kontekście, że ucieka i nie pomaga wcale, nie przewinie, nie pójdzie na spacer, po prostu zostawi.
Nawet nie pomyślałabym o tym by mu utrudniać, chętnie bym mu oddała wtedy gdyby zechciał, a nie tylko ja. Może stąd też tekst, chciałaś dziecko to masz i nikt Ci nie będzie pomagał.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Ja bym jednak zostawiła zastanawianie się czy mąż był zazdrosny o dziecko i dlatego uciekł w pracę. Załóżmy na chwilę, że tak było. Czy to cokolowiek zmienia na teraz? Takich scenariuszy można napisać całe mnóstwo, na przykład mąż uciekał w pracę, bo:
- życie z małym dzieckiem rodziło w nim niepewność,
- nie radził sobie z emocjami żony po porodzie, nikt go nie przygotował na to, jak wspierać kobietę oraz na to, że kobiety w okresie okołoporodowym mogą przeżywać różne trudne stany emocjonalne,
- widząc malutkie dziecko czuł się przestraszony i skrajnie niekompetentny, bał się je uszkodzić, więc wolał zająć się tym na czym się zna, by poczuć się pewniej,
- nie był w stanie znieść płaczu dziecka, budził w nim trudne emocje, ktorych nie umiał w sobie przyjąć, martwił się bo im bardziej z tym walczył, tym trudniejsze emocje się w nim pojawiały, aż do gniewu i agresji włącznie,
- czuł złość, irytację, i wyrzuty sumienia, że je czuje, nie sądził że takie emocje ma prawo odczuwać ojciec,
- chciał się wyspać i spokojnie jeść przyzwoite posilki, w pracy było to możliwe, miał częste delegacje, a odkąd pojawiło się dziecko, brał je jeszcze częściej.

Opisane wyżej motywacje ucieczek w pracę przy pierwszym dziecku są zaczerpnięte z autentycznych relacji mężczyzn. To samo zachowanie, różne powody.

Lubię analizować, ale powoli uczę się, że nie każda analiza ma sens. I nie wszędzie tą metodą da się dojść prawdy. Oraz, że nawet gdyby się dało, nie zawsze będzie to służyć relacji. Metodą analiz oraz wielu prób i jeszcze większej liczby błędów na dziś zakładam, że relacjom najlepiej robi skupienie się na tu i teraz. Bo realacje tylko w tu i teraz istnieją.
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: vertigo »

Caliope pisze: 19 wrz 2021, 15:31 (1) chciał dziecka, ale widać nie wiedział co go czeka, bo w jego rodzinie nasze było pierwsze.
(..)
(2) Może stąd też tekst, chciałaś dziecko to masz i nikt Ci nie będzie pomagał.
Na podstawie tego, co właśnie napisałaś, można odnieść wrażenie, że to Ty bardziej chciałaś dziecko (może nawet naciskałaś), a Twój mąż albo nie chciał (pytanie, czy to jasno mówił, a jeśli tak, to co Ty z tym zrobiłaś) albo zgodził się "dla świętego spokoju".
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Ruta pisze: 19 wrz 2021, 19:15 Ja bym jednak zostawiła zastanawianie się czy mąż był zazdrosny o dziecko i dlatego uciekł w pracę. Załóżmy na chwilę, że tak było. Czy to cokolowiek zmienia na teraz? Takich scenariuszy można napisać całe mnóstwo, na przykład mąż uciekał w pracę, bo:
- życie z małym dzieckiem rodziło w nim niepewność,
- nie radził sobie z emocjami żony po porodzie, nikt go nie przygotował na to, jak wspierać kobietę oraz na to, że kobiety w okresie okołoporodowym mogą przeżywać różne trudne stany emocjonalne,
- widząc malutkie dziecko czuł się przestraszony i skrajnie niekompetentny, bał się je uszkodzić, więc wolał zająć się tym na czym się zna, by poczuć się pewniej,
- nie był w stanie znieść płaczu dziecka, budził w nim trudne emocje, ktorych nie umiał w sobie przyjąć, martwił się bo im bardziej z tym walczył, tym trudniejsze emocje się w nim pojawiały, aż do gniewu i agresji włącznie,
- czuł złość, irytację, i wyrzuty sumienia, że je czuje, nie sądził że takie emocje ma prawo odczuwać ojciec,
- chciał się wyspać i spokojnie jeść przyzwoite posilki, w pracy było to możliwe, miał częste delegacje, a odkąd pojawiło się dziecko, brał je jeszcze częściej.

Opisane wyżej motywacje ucieczek w pracę przy pierwszym dziecku są zaczerpnięte z autentycznych relacji mężczyzn. To samo zachowanie, różne powody.

Lubię analizować, ale powoli uczę się, że nie każda analiza ma sens. I nie wszędzie tą metodą da się dojść prawdy. Oraz, że nawet gdyby się dało, nie zawsze będzie to służyć relacji. Metodą analiz oraz wielu prób i jeszcze większej liczby błędów na dziś zakładam, że relacjom najlepiej robi skupienie się na tu i teraz. Bo realacje tylko w tu i teraz istnieją.
O tym to się naczytałam, ale nie wiedziałam, że z powodu dziecka, można żonie zrobić krzywdę w taki sposób. Bo przecież raczej nie było to robione by mnie specjalnie zniszczyć. Mój mąż funkcjonował jeszcze inaczej, bo krytykował mnie, co złe to ja, on tylko czasem zabawa z dzieckiem, dlatego nie wkładam go z internetowymi meżami do jednego worka. Czasem lubię coś odkryć nowego, ale nie analizuję, bo nic prawie nie pamiętam przez chorobę, tylko pojedyncze wydarzenia. Pamiętam za to zmęczenie i smutek.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

vertigo pisze: 19 wrz 2021, 19:30
Caliope pisze: 19 wrz 2021, 15:31 (1) chciał dziecka, ale widać nie wiedział co go czeka, bo w jego rodzinie nasze było pierwsze.
(..)
(2) Może stąd też tekst, chciałaś dziecko to masz i nikt Ci nie będzie pomagał.
Na podstawie tego, co właśnie napisałaś, można odnieść wrażenie, że to Ty bardziej chciałaś dziecko (może nawet naciskałaś), a Twój mąż albo nie chciał (pytanie, czy to jasno mówił, a jeśli tak, to co Ty z tym zrobiłaś) albo zgodził się "dla świętego spokoju".
Przyznam, że staranie o dziecko 9 miesięcy, płacz razem że sie nie udało, to chyba nie nacisk. Poród był ciężki, depresja, nie byłam jak przed ślubem, a jeszcze dziecko niepełnosprawne potrzebowało dużo opieki, dziecko o wadze mniejszej niż dwie torebki cukru. Cieszył się całą ciążę, marzył, że bedzie gral z synem w piłkę, ale to go przerosło. Ja nie naciskałam, a nawet kupowaliśmy specjalne witaminy by zaskoczyć, cieszył się jak się udało.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope, ja tak jak i ty sądzę, że mężczyźni nie krzywdzą celowo kobiet i celowo się po urodzeniu dziecka nie wycofują. Myślę, że są zupełnie nieprzygotowani do bycia ojcem, nie tylko w sensie opieki nad maleńką istotką, ale też nad żoną. Bo ojciec to ktoś kto opiekuje się także żoną. Szczególnie w początkach życia dziecka. Wielu mężczyzn ma wizję, że "będzie grać z synem w piłkę".
Jak się dopytać o co z tą piłką chodzi, a pytam, słucham, czytam, to o nieobecność ojca. Mężczyźni chcą być obecni w relacji z synem. Tylko, że oni są jakby po stronie syna. W miejscu w którym brakowało im taty. I to tą dziurę chcą załatać. I z tej perspektywy trudno im dostrzec, że zanim dojdą do etapu gry w piłkę, to jest jeszcze mnóstwo innych zadań. I że w tej relacji jest jeszcze żona. Wielu z tych mężczyzn nie widziało relacji ojca z mamą, przytulającego mamę, wspierającego ją, zainteresowanego mamą. Raczej uciekającego, wycofanego. I choć bardzo nie chcą, często w bezradności zaczynają tego ojca naśladować. I się z nim identyfikować: "Już rozumiem, czemu ojciec chodził na ryby/pił/tyle pracował. W domu z kobietą nie da się wytrzymać".

Słuchałam ostatnio ponownie księdza Oko, co mówi na temat płci biologicznej oraz wpływu kultury na to jak postrzegamy płeć i rolę mężczyzny i kobiety. I powiedział jedną rzecz, która mi utkwiła w pamięci. Że kultura wpływa na to, jak postrzegamy płeć, to co uważamy za męskie, kobiece i że jest to zmienne. Że kultura wiele rzeczy nam wmawia. Nawet takich które zakłamują podstawową prawdę o nas. Na przykład taką, że będziemy rodzicami. Oraz co ta rola oznacza. Wkraczając w życie większość z nas nie ma o tym pojęcia. Podobnie jak o roli męża czy żony. Choć ja wolę słowo powołanie: do bycia rodzicem, małżonkiem. Gubimy się.

Myślę, że obecnie kultura nie przygotowuje nas do roli rodzica, małżonka. Nie tylko mężczyzn. Kobiet także. Natomiast jakoś tak to działa, że mężczyznom jest łatwiej się wycofać, żyć na zewnątrz rodziny, wcale jej nie opuszczając. Bo taka postawa spotyka się ze zrozumieniem. My jako kultura postawę nieobecnego wycofanego ojca i męża znamy od lat. Akceptujemy ją.
Za to kulturowo postać zaangazowanego taty opieramy na reklamach i filmach propagandowych, które mówią nam, że zaangażowany tata to druga mama. Nie mamy często na czym tego ojca zbudować.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Niestety lata 80-90 spowodowały bardzo duży odsetek rozwodów, bo ludzie pili bardzo dużo alkoholu i zachłystywali się w latach 90 wyjściem z komuny i my dzieci nie mamy dobrych wzorców. Oboje nie mieliśmy ojców i teraz ciężko jest właśnie budować relację małżeńską i mężowi dodatkowo relację z synem. Masz rację, że ta gra w piłkę to taki przeskok, a pomiędzy, to tak jakoś pusto.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope pisze: 20 wrz 2021, 18:53 Niestety lata 80-90 spowodowały bardzo duży odsetek rozwodów, bo ludzie pili bardzo dużo alkoholu i zachłystywali się w latach 90 wyjściem z komuny i my dzieci nie mamy dobrych wzorców. Oboje nie mieliśmy ojców i teraz ciężko jest właśnie budować relację małżeńską i mężowi dodatkowo relację z synem. Masz rację, że ta gra w piłkę to taki przeskok, a pomiędzy, to tak jakoś pusto.
No i jak tu budować to ojcostwo? Jak te dziury łatać? Myślę, że trzeba szukać wzorów. Mamy Świętego Józefa. Może też kogoś z rodziny, otoczenia? Ojciec poszukiwany :)

W mojej dawniejszej parafii, do której nadal często chodzę, mam proboszcza, ktory jest pięknym wzorem ojcostwa. Jest ojcem dla parafian, ale i dla księży których ma pod opieką. Od lat obserwuję i uczę się od niego. Pod jego ojcowskimi skrzydłami wyrastają wspaniali kapłani. Nasz proboszcz z każdego potrafi wydostać i wzmocnić to co w nim najlepsze, a wady zamienić w zalety. Każdego dać tam, gdzie sprawdzi się najlepiej. Każdego wesprzeć i każdemu dać się też trochę obić. Albo i poszaleć. Bo proboszcz wzmacnia w ludziach ich indywidualności, to co inni uważaliby za dziwne, nietypowe. Przy takim ojcu rozwijają się z ludzi wspaniałe niepowtarzalne osobowości.

Do tego wszystko zawsze dzieje się w rodzinnej atmosferze, takiej wspólnoty, radości. Dzieciaki kochają wszystkie po kolei wydarzenia w parafii, od dziecięcego różańca, bale, po roraty. Zawsze coś dla dzieci jest, zawsze jest uznanie, coś wyjątkowego. Nasz proboszcz-tata jest z parafianami. Tak prawdziwie i sercem. I jest obecny, wita wiernych, rozmawia, zawsze gotowy wesprzeć, doradzić. Tak sobie właśnie pomyślałam, że zapewne miał wspaniałego tatę. Muszę się kiedyś zapytać, jak to było. Ja sobie przy proboszczu też leczę swoje braki i uzupełniam niedostatki ojcostwa w moim życiu.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Ruta pisze: 20 wrz 2021, 23:25
Caliope pisze: 20 wrz 2021, 18:53 Niestety lata 80-90 spowodowały bardzo duży odsetek rozwodów, bo ludzie pili bardzo dużo alkoholu i zachłystywali się w latach 90 wyjściem z komuny i my dzieci nie mamy dobrych wzorców. Oboje nie mieliśmy ojców i teraz ciężko jest właśnie budować relację małżeńską i mężowi dodatkowo relację z synem. Masz rację, że ta gra w piłkę to taki przeskok, a pomiędzy, to tak jakoś pusto.
No i jak tu budować to ojcostwo? Jak te dziury łatać? Myślę, że trzeba szukać wzorów. Mamy Świętego Józefa. Może też kogoś z rodziny, otoczenia? Ojciec poszukiwany :)

W mojej dawniejszej parafii, do której nadal często chodzę, mam proboszcza, ktory jest pięknym wzorem ojcostwa. Jest ojcem dla parafian, ale i dla księży których ma pod opieką. Od lat obserwuję i uczę się od niego. Pod jego ojcowskimi skrzydłami wyrastają wspaniali kapłani. Nasz proboszcz z każdego potrafi wydostać i wzmocnić to co w nim najlepsze, a wady zamienić w zalety. Każdego dać tam, gdzie sprawdzi się najlepiej. Każdego wesprzeć i każdemu dać się też trochę obić. Albo i poszaleć. Bo proboszcz wzmacnia w ludziach ich indywidualności, to co inni uważaliby za dziwne, nietypowe. Przy takim ojcu rozwijają się z ludzi wspaniałe niepowtarzalne osobowości.

Do tego wszystko zawsze dzieje się w rodzinnej atmosferze, takiej wspólnoty, radości. Dzieciaki kochają wszystkie po kolei wydarzenia w parafii, od dziecięcego różańca, bale, po roraty. Zawsze coś dla dzieci jest, zawsze jest uznanie, coś wyjątkowego. Nasz proboszcz-tata jest z parafianami. Tak prawdziwie i sercem. I jest obecny, wita wiernych, rozmawia, zawsze gotowy wesprzeć, doradzić. Tak sobie właśnie pomyślałam, że zapewne miał wspaniałego tatę. Muszę się kiedyś zapytać, jak to było. Ja sobie przy proboszczu też leczę swoje braki i uzupełniam niedostatki ojcostwa w moim życiu.
Może też przez to mój mąż mi ojcuje i wtedy czuję się jak mała dziewczynka. Mówię mu o tym, ale jak kulą w płot, a to rani mnie jako dorosłą osobę, która nie potrzebuje już ojca. Wzoru ja nie mam w rodzinie, więc zostaje mi Św. Józef, poczytam sobie. Wiem jak ważny jest ojciec, mojego nigdy nie było, a jak pamiętam to był wiecznie pod wpływem alkoholu, nie można było z nim rozmawiać, a zaufać to abstrakcja z pomocą włącznie.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Tak się dziś zastanawiam czy miłość między ludźmi istnieje jeśli zakochanie nie jest miłością. Sama nie wiem czy ja potrafię kochać, może mi się wszystko tylko wydaje. Czytam często jakieś sentencje na temat miłości i zastanawiam się do ilu lat to się tyczy, bo chyba nie po 10ciu.Mysle, że wszystko tyczy się zakochania, do tych magicznych 3 lat, a potem to już nie ma nic, jak jeszcze opadną klapki. Miłość od Boga jest czymś innym niż od ludzi, ludzie nie potrafią kochać jak by mogli. Najgorsze są niespełnione oczekiwania, zmienianie pod siebie, straszenie rozwodem, brak wsparcia i pomocy i uważanie, że wszystko co się nie podoba, to wina drugiej strony. Tylko Bóg wie, czy to jest do naprawienia, ale nie ma jakoś żadnego impulsu, wydarzenia które mogłoby zmienić ten stan. Mój mąż był zakochany, ale czy kiedykolwiek kochał naprawdę, to on sam może nie wie.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Bławatek »

Caliope, też mnie wczoraj naszło rozmyślanie o tym, czy mąż mnie przez ostatnie lata kochał, bo przed ślubem był "tak mocno zakochany", że żyć mi nie dawał okazywaniem miłości na różne sposoby. Czego niestety po ślubie zabrakło. Pewnie takie osoby mają deficyt miłości z dzieciństwa i gdy nie dostają tego czego pragną to uciekają - w swój świat, lub poza rodzinę. Moi rodzice nie potrafili okazywać mi miłości (sobie zresztą też) więc ja mężowi mówiłam, przed ślubem, że ja nie potrafię tak jak on okazywać miłość, być tak wylewna. Ale starałam się być najlepszą żoną. Najgorzej jak druga strona milczy a my działamy po omacku.
3letniaMężatka
Posty: 150
Rejestracja: 23 lut 2020, 22:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: 3letniaMężatka »

Gdyby jeszcze inni potrafili odróżnić dojrzałą miłość od stanu zakochania... Dla niektórych stan zakochania i miłość to to samo. Nie wiedzą, albo nie zostali nauczeni definicji miłości. Ciągle szukają "motylków w brzuchu" i stąd też rodzą się problemy rodzinne. Ale cóż, każdy ma inną definicje miłości. Tą swoją i nie powtarzalną.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

A ja lubię motylki... Te trzy lata to jest mit. Myślę, że tam gdzie małżonkowie się kochają, szanują, wspierają i robią wszystkie te rzeczy, które dyktuje miłość, to są też równocześnie szaleńczo w sobie zakochani. Myślę więc, że tęksnota za motylkami nie jest zła. Problemem jest szukanie tych motylków poza małżeństwem. Ale myślę też, że i drugi biegun: ty tu nie oczekuj żadnych motylków, nie jest zbyt okej.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Jeśli byłoby możliwe, że oboje ludzi kochałoby siebie tak samo i bez wygórowanych oczekiwań nie byłoby problemów. To bardzo rzadkie, a ja znam to tylko z teorii. Nie jestem w stanie po takim czasie nawet przypomnieć sobie tych motylków, może nie chcę, by nie bolało.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Nino »

A ja miewam motylki co do męża, i co? Jestem tak wkurzona, że trudno mi się przełamać. A tu czas leeeciii!
Mąż, że tak powiem, byłby na tak z miejsca, gdy jednak próbuję mu wytłumaczyć, czego potrzebuję, aby nabrać chęci, jemu nie chce się postarać. I tak koło się zamyka.
ODPOWIEDZ