syntonia pisze: ↑15 wrz 2021, 13:14
Nie znacie mojego męża i nie wiem czy chcielibyście poznać. Może powierzchownie uznalibyście że to mily i rozmowny człowiek, ale osoby empatyczne z pewnością by przy pierwszym spotkaniu wyczuły niepokój.
Ja też go wyczuwałam, ale nie umialam mu się postawić i oprzeć.
Starałam sie zerwać z nim relacje dwukrotnie, ale zawsze do mnie wracał. On potrafi odpowiednio podejść kobietę. Skąd to umie, nie mam pojęcia. Może ktoś mi wyjaśni?
Czy to są wyuczone zachowania z domu, czy on po prostu studiuje takie rzeczy, by dobrze manipulować kobietami?
Skąd się biorą w ludziach takie straszne rzeczy?
Dla mnie to jest straszne.
Ciężko mi się wziąć za naprawę siebie, gdy przeżywam traumę. Jednak się staram i coś robię już w swoim kierunku. Chodzę chociażby do lekarza. Na terapię czekam.
Na razie, muszę się uporać z trauma.
Tak, to jest coś w rodzaju traumy.
Jeśli ktos, komu zaufamy i pokochamy, traktuje nas w taki sposób, na hustawce emocjonalnej, trudno nie mieć traumy. Wtedy wytwarza się toksyczna więź i z dwojga nas, mam wrażenie, że to ja bardziej cierpię niż mąż.
Mąż robi co chce, zawsze robił.
Zawsze zdanie należało do niego, a ja się miałam podporządkować.
Trudno nazwać coś takiego małżeństwem. Uwazam, że ono było po prostu nieważne.
Tym bardziej, jeśli oboje byliśmy niedojrzali emocjonalnie.
Trudno tutaj coś ratować, jedyne co mogę zrobić, to ratować siebie. Żeby stanąć na nogi, przestać rozpaczać, bo przede mną trudne zadanie - wychowywanie córki do dorosłości. Sama.
Wiem, że takich kobiet jest tysiące.
Jednak to, że pojawiają się obawy i lęk, jest chyba normalne.
Mąż nie był nami specjalnie zainteresowany podczas wspólnego zamieszkiwania, a teraz jest zainteresowany tylko córka. Mnie wyraźnie daje to odczuć i nawet mówi wprost czasem, że nie chce ze mną być.
Nie wiem, skąd takie zachowanie u niego i staram się to odkryć, dlatego m.in. Proszę o pomoc Was.
Dla mnie to jest szokująca i bezwzględna postawa, bo byliśmy razem koło 10 lat (od poznania się).
Myślę, że większość z nas nie ma łatwości odcinania się od osoby która się kochało i znalo taki okres czasu.
Dla mnie to zachowanie jest niezrozumiale.
Ja, choć mąż stosował przemoc, nie potrafię tak łatwo go wykreślić. Jak już wspomniałam, przemoc była emocjonalna, fizyczna i finansowa. Seksualna w pewien sposób też, co jest pewnie dyskusyjne, bo na pewne rzeczy się godziłam, ale chyba z uwagi na to, by mąż był zadowolony.
Czasem leciały mi lzy i zaczynałam się wtedy modlić do Maryi.
I czy to jest normalne zachowanie, w normalnej zdrowej relacji?
On w jakiś sposób robił mi krzywdę, bo wymuszał na mnie pewne zachowania i wywierał presję psychiczną, szantazowal mnie także (że jestem egoistyczna itd.). Mówię teraz o intymnych sprawach. Co to ma wspólnego z miłością?
Nie mam na myśli tego, że był brutalny i sadystyczny, bo nie był - dzięki Bogu.
Jednak mąż, ma obraz życia intymnego z pornografii, jak zatem może odnosić się do kobiety, jakiejkolwiek z szacunkiem? Jak może widzieć w niej w ogóle człowieka?
Wydaje mi się, że widzi maszynę.
To sa rany na całe życie, dlatego o nich piszę
Być może ktoś ma podobne doświadczenia.
Jest wiele niepokojących sygnałów, które alarmują, że należy UCIEKAĆ. Ja tego nie zrobilam, byłam za uległa, może za słaba, więc niejako sama sobie zgotowalam taki los.
I macie rację, na pewno miałam wiele zachowań, które utrudniały związek.
Tylko co to za związek, gdy jedna osoba panuje nad druga, a druga jest zniewolona?
Mąż nie bardzo chciał chodzić do Kościoła. Wiem, że mu nie zależało i robił to dla mnie. To manipulant i nawet to potrafi udawać, gdy mu na kimś zależy. To są moje obserwacje.
Do spowiedzi nie chodził, bo mówił że spowiada się przed Bogiem.
Do komunii chodził zawsze, gdy był na mszy, a był rzadko i tylko właściwie jak go nakłoniłam.
Przy nim i ja upadłam moralnie i duchowo i ponieważ on nie miał motywacji, by na mszę niedzielną chodzić, to zaczęłam ją opuszczać razem z nim. Czasem sama z córką chodziłam. Teraz chodzę sama. Gdyby nie ja, córka by o Jezusie nie uslyszala. Mąż nie jest zainteresowany duchowością, mówi że modli się np. Poprzez pracę.
Dalej uważacie, że to człowiek z prawidłowo ukształtowanym sumieniem?
Bo ja twierdzę, że on nawet nie robi sobie rachunku sumienia, tylko brnie w zlo coraz bardziej i bardziej. Stąd moja krzywda i pośrednio też dziecka. A może dziecka bardziej? Kto to zmierzy?