Kilka pytań o separację

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

elena
Posty: 427
Rejestracja: 14 kwie 2020, 19:09
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: elena »

Super Ruto, to dobra wiadomość. Zwróciło moją uwagę jak pięknie potrafisz docenić to, co masz- piszesz, ze małe mieszkanie, ze syn nie będzie mieć własnego pokoju, ale zaraz dodajesz, ze jest ładna okolica, ze blisko do parafii. Wdzięczność- to uderza w tym poście. Otulam w modlitwie!
„Kocha się nie za cokolwiek, ale pomimo wszystko, kocha się za nic”. Ks. Jan Twardowski
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Piszę mały, ale tak, teraz to już młody. Co zresztą już wyjaśniałam...
Ewidentnie jest wieku, gdy potrzebny jest mu osobny pokój. Ma swój pokój od trzeciego roku życia i ma dużą potrzebę niezależności. I pępowinę dawno odciętą. Taki typ, że sam odciął.
Natomiast w mojej obecnej sytuacji finansowej nie stać mnie na wynajem dwóch pokoi. I przez jakiś czas tak jeszcze pozostanie. I syn to rozumie. A gdzieś mieszkać trzeba.
Jesteśmy już po rozmowie. I młody jest z tym okej. Cieszy się, że nie będzie zmieniał szkoły. Bo o przeprowadzce rozmawiamy od jakiegoś czasu i to było dla niego ważne. Przyjął wieści spokojnie. To rozsądny chłopak. Mieszkanie jest ładne, ładnie urządzone i w miłej okolicy, dla osób lubiących sporty i aktywność fizyczną, czyli dla nas, okolica jest super. Nawet lepiej niż mamy teraz. A do szkoły dojazd zajmuje 10 minut.
Dla mnie wynajem nawet tak małego mieszkania będzie dużym obciążeniem finansowym na razie. Po perturbacjach rodzinno-finansowych z moją rodziną pochodzenia zostałam bez mieszkania, za to z kredytem za nie swoje mieszkanie. I zanim się ta sytuacja wyprostuje trochę czasu minie. Więc wynajem jest teraz dla mnie jedyną opcją, bo mam zablokowaną zdolność kredytową. I jej odzyskanie i wyprostowanie tej sytuacji z kredytem zajmie trochę czasu. To co zainwestowałam przez wiele lat, zapewne przepadnie. Trudno. Gdy w te wszystkie zależności wchodziłam, byłam młoda i naiwna, więc pozwoliłam się wykorzystać. Odbiło się to teraz rykoszetem. Rozpaczanie nad tym za wiele mi nie da. Czasem lepiej zostawić coś za sobą, pogodzić się ze stratami i ruszyć do przodu.

Bardzo się cieszę, że będę u siebie, poza wszystkimi trudnymi układami. To czasem o wiele więcej niż inne rzeczy. Jestem pewna że damy radę. Lubimy ze sobą przebywać i wspólnie spędzać czas, mamy podobne temperamenty, więc będzie dobrze. Choć zapewne brak własnej osobnej przestrzeni do której oboje jesteśmy przyzwyczajeni nie będzie łatwy. Zawsze też u nas jest pełna chata, mnóstwo dzieciaków, teraz pewnie nie będzie z tym łatwo. Zobaczymy :)
Sarah
Posty: 372
Rejestracja: 01 maja 2020, 13:46
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Sarah »

A może to jest czas na to, żeby wreszcie przestać pobłażać i przycisnąć ojca Twojego dziecka, który, jak wielokrotnie pisałaś, wywiązuje się z alimentacji tylko w niewielkim stopniu?
"Zamiast ciągle na coś czekać, zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później niż ci się wydaje". Ks. Jan Kaczkowski
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Sarah pisze: 12 wrz 2021, 23:23 A może to jest czas na to, żeby wreszcie przestać pobłażać i przycisnąć ojca Twojego dziecka, który, jak wielokrotnie pisałaś, wywiązuje się z alimentacji tylko w niewielkim stopniu?
Sprawa jest wciąż u komornika. Egzekucja jest bezskuteczna. Nie potrafię ścigać męża przez prokuraturę. Nie czuję, że będzie to dobre rozwiązanie dla kogokolwiek.

Nadal mam w sobie przekonanie, że z czasem mąż poczuje w sobie męską i ojcowską odpowiedzialność. Bywa, że dochodzi do połowy kwoty zasądzonych alimentów. Zaczął też kupować różne rzeczy synowi, czego wcześniej nie robił. Wolę, by to taką drogą mąż odnalazł satysfakcję z bycia odpowiedzialnym ojcem. Sprawa karna w tym nie pomoże.
sajmon123
Posty: 871
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: sajmon123 »

Wiele rodzin chciałoby sypialnie oddzielną itd. Niestety życie jest jakie jest i musimy przyjmować to co nam daje. Oczywiście że syn potrzebuje swojego pokoju, ale gdy go nie będzie miał to też nic bardzo złego się nie stanie. Ja Cię Ruto mega podziwiam. Nie ważne jak byle do przodu. Super. Wyłączasz się z poza wszelkich ram. Dla mnie jesteś bohaterką.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Mieszkanie niestety jeszcze nie to. Szukam dalej. Jestem już trochę zmęczona tym. Ale nie tracę nadziei.
burza
Posty: 497
Rejestracja: 29 maja 2018, 22:23
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: burza »

Ruto, myślę że, dasz radę znaleźć mieszkanie z Bożą pomocą dla synka i siebie . Wiem to po sobie ze, jak o coś proszę Boga, nie zawsze tak jest jak ja chcę. Natomiast dostaję ta pomoc Bożą nie od razu ale w odpowiednim czasie. I zwykle jest to poprzez jakieś tam osoby które, spotkam na swojej drodze.
Z modlitwą ☺️
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Ale mam dziś dzień... trudny dzień. Tęsknię za mężem. Trochę płaczę. Zmęczona jestem...
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Caliope »

Ruta pisze: 15 wrz 2021, 11:52 Ale mam dziś dzień... trudny dzień. Tęsknię za mężem. Trochę płaczę. Zmęczona jestem...
Proponuję coś fajnego do zrobienia, może jakieś smaczne jedzonko, jakiś śmieszny film lub książka do poczytania, a też sen w razie potrzeby. Zaopiekuj się sobą dzisiaj z modlitwą. Przytulam.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Caliope pisze: 15 wrz 2021, 16:13
Ruta pisze: 15 wrz 2021, 11:52 Ale mam dziś dzień... trudny dzień. Tęsknię za mężem. Trochę płaczę. Zmęczona jestem...
Proponuję coś fajnego do zrobienia, może jakieś smaczne jedzonko, jakiś śmieszny film lub książka do poczytania, a też sen w razie potrzeby. Zaopiekuj się sobą dzisiaj z modlitwą. Przytulam.
Dziękuję :)
Wyszłam na spacer, byłam też na Mszy Świętej i u spowiedzi. Dostałam piękną naukę i jest mi trochę lepiej. Ale smutek wciąż czuję.

Chyba ostatnio znów zbyt mało dbam o swoje potrzeby. Od czasu choroby jeszcze się nie pozbierałam.
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: vertigo »

Ruta pisze: 15 wrz 2021, 11:52 Ale mam dziś dzień... trudny dzień. Tęsknię za mężem. Trochę płaczę. Zmęczona jestem...
Napisałaś/zadzwoniłaś, by mu o tym powiedzieć?
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Caliope »

vertigo pisze: 16 wrz 2021, 9:27
Ruta pisze: 15 wrz 2021, 11:52 Ale mam dziś dzień... trudny dzień. Tęsknię za mężem. Trochę płaczę. Zmęczona jestem...
Napisałaś/zadzwoniłaś, by mu o tym powiedzieć?
Vertigo, ja bym nie dzwoniła, bo mąż uzależniony może być w tym czasie w ciągu i jeszcze mi dołożyć i sprawić przykrość.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

vertigo pisze: 16 wrz 2021, 9:27
Ruta pisze: 15 wrz 2021, 11:52 Ale mam dziś dzień... trudny dzień. Tęsknię za mężem. Trochę płaczę. Zmęczona jestem...
Napisałaś/zadzwoniłaś, by mu o tym powiedzieć?
Caliope pisze: 16 wrz 2021, 12:04 Vertigo, ja bym nie dzwoniła, bo mąż uzależniony może być w tym czasie w ciągu i jeszcze mi dołożyć i sprawić przykrość.
Vertigo, Caliope,

Mąż nie jest w ciągu. W zasadzie już całkiem długi czas daje radę bez ciągu. Jakiś czas temu powiedział mi, że nie pije. Wiem. Widzę. Alkohol działa na mojego męża bardzo destrukcyjnie, nawet gdy nie pije w ciągach. Jest wtedy bardzo nerwowy i wybuchowy. Bardzo trudno z nim wtedy przebywać. Wiem też (widzę), że mąż nadal nie jest wolny od innych używek. Natomiast tym się nie zajmuję. Przyjmuję swoją obserwację do wiadomości. Zajmuję się jedynie tym, co dotyczy mnie i dziecka - by mąż przychodził trzeźwy do syna i by był trzeźwy w czasie, gdy syn jest pod jego opieką. I tego mąż przestrzega sumiennie. Od paru miesięcy realizuje też systematycznie kontakty. Stąd wiem, że nie jest w ciągu.

Przyszłością się nie zajmuję. Będę reagować jak będzie taka potrzeba. Izolowaniem siebie i syna do czasu zakończenia ciągu. Ale także dyskretnym byciem obok, choć z dystansu, na wypadek, gdyby sprawy poszły źle, i ciąg się przedłużał. Bo na tym etapie choroby, któryś z ciągów może się okazać niemożliwy do przerwania. Taki ciąg jest wtedy ostatnim w życiu. Organizm nie wytrzymuje. Wtedy potrzebna jest pomoc. Wiem, że tak może być, wiem co wtedy zrobić, by podjąć próbę pomocy. Odkąd wiem, że potrafię reagować chrobiąc nas wszystkich i czuję się do tego przygotowana, czuję większy spokój.

Natomiast aktualnie, choć nie zajmuję się życiem męża poza czasem, który spędza z nami, jako żona wiem, że mój mąż nadal pozostaje w innej relacji. Nie muszę pytać. Nie rozmawiamy na ten temat. Nadal nie sprawdzam męża. Znajomi już wiedzą, że nie zamierzam słuchać żadnych rewelacji na ten temat. Nie mam żadnych mediów społecznościowych, więc jest mi łatwiej. Sama na nic się nie natykam i nikt mi nic nie podsyła.
Z tego też powodu nie ganiam za mężem. Staram się współpracować w sprawach rodzicielskich. Bywa różnie, ale oboje dążymy do zgody w tej materii. Gdy mój mąż jest bliżej stanu trzeźwego, idzie to zdecydowanie łatwiej. Oboje robimy też postępy komunikacyjne, napięcie z miesiąca na miesiąc spada, skłonność do agresji także. Obustronnie. Gdy mam ochotę meża zabić, umiem już zwentylować to bez udziału męża i do tego niezależnie od fazy cyklu. To naprawdę mój duży sukces.


Natomiast vertigo, zwróciłeś moją uwagę na ważny aspket.

Widujemy się krótko. Mąż spędza czas z synem. Ja wychodzę na czas kontaktów, lub mąż wychodzi z małym. Wspólnie spędzamy tylko wyjątkowe dni, takie jak urodziny syna. Czasem rozmawiamy dłużej, gdy potrzebna jest dłuższa rozmowa, jakieś ustalenia. Zwykle mój mąż starannie unika osobistych relacji. Bywa, że stawia taki mur, że trudno mi się przebić nawet tam, gdzie potrzebuję tylko krótkiej decyzji w sprawie syna. Nie forsuję tego muru, raczej korzystam z Listy Zerty.

Ale są też dni, gdy mąż jest otwarty, rozmawia, mówi o sobie. Ja to wtedy przyjmuję. Ale do swojej granicy. Bo po jakimś czasie zaczynam odczuwać ból. Jest miło i przyjemnie, nie wiem jak to się dzieje, ale gdy tylko jesteśmy na siebie otwarci, wraca takie nasze wzajemne prozumienie, w jednej chwili jesteśmy na powrót my. I to boli. Bo pojawia się we mnie też świadomość, że to jest na chwilę. I potem mąż wróci do kowalskiej. Gdy dochodzę do granicy bólu, miło się żegnam i wychodzę. Więc ja też stawiam mur.

Po takich chwilach emocjonalnej bliskości mąż stara się mnie przez pare kolejnych spotkań zranić, zdystansowaną lub wręcz szorstką postawą wobec mnie, czasem uwagami, złośliwościami. Tak to odbieram. Nauczyłam się całkiem niedawno mówić mu o tym. Że mnie to dotyka. Zwykle słyszę wtedy że "znów coś nadinterpretowuję", ale mąż przestaje. Było to dla mnie trudne, by tak się odsłonić, zamiast się bronić. Taki sposób postępowania przyszedł do mnie w modlitwie. Nie byłam pewna, czy nadstawienie drugiego policzka zamiast obrony będzie dobre, ale okazało się w tym konkretnym przypadku dobre.

Nie wiem, czy jest we mnie gotowość do tego, by odsłonić się bardziej. Bo w zasadzie tylko mój mąż się otwiera. Ja nie. Raczej słucham. Czasem słucham także pretensji, głównie o przeszłość. Kiedyś reagowałabym zaprzeczaniem, wyjaśnianiem. Teraz reaguję inaczej. Po pierwsze szczerze cieszę się, że mąż o tym mi mówi i to spokojnie. Jest w tym czasem duży ładunek emocji, żalu, pretensji, ale nie ma agresji. Po drugie słucham i przyjmuję. Praca nad sobą pozwala mi już nie reagować od razu obroną. Nie komentuję. Nie bronię się. Nie zaczynam tłumaczyć, że było inaczej, ja miałam inne intencje i tak dalej. Na razie to tyle. Myślę o tym, jak wyrazić odpowiednio, że ja uznaję te trudne uczucia męża i cenię, że mi o nich mówi. Ale nie jestem jeszcze do tego gotowa.
Ale zdarza się też, że mąż dzieli się ze mną sobą. Mówi co w pracy, co go ucieszyło, co go zajmuje, albo opowiada mi coś zabawnego. To wszystko łatwo mi przyjąć, bo mój mąż świetnie opowiada, lubię też jego spojrzenie na świat. Boli tylko ten ból, który się pojawia.

Natomiast uświadomiłam sobie po twoim wpisie vertigo, że ja się nigdy nie otwieram. Pozostaję bardzo skryta poza przypadkami, gdy potrzebuję pomocy męża. Nauczyłam się prosić męża o pomoc i przyjmować zarówno jego odmowę jak i wsparcie. Zauważyłam też, że mój mąż często w pierwszej chwili reaguje niemiło i musi się wygadać, czy nawet nagadać na mnie, a nawet radykalnie i w niemiłej formie odmówić. I potem jak w ten sposób zrzuci napięcie, to przystępuje do pomocy.

Nie przypominam sobie natomiast ani jednego razu, bym to ja opowiedziała mężowi coś osobistego. Boję się odrzucenia. Założyłam, że mąż skoro stawia mur, nie ma no to ochoty. Ale to moja projekcja. Nigdy nie spróbowałam. Może tak być, ale nie musi. Inna sprawa, że mi trudno przychodzi otwieranie się. Uczę się tego i poprzez pracę z emocjami, na terapii, ale też pisząc tu na forum.

Lęk przed odrzuceniem jest we mnie wciąż silny. I trudno mi z tego powodu otwierać się w relacjach. Mam też uwewnętrznioną potrzebę zasługiwania i bycia dobrą. Tam dobrą, najlepszą. Uczę się dopiero otwarcie przyznawać do porażek, niepowodzeń. Albo, że coś zawalam. I widzę, że wcale nie ma wtedy katastrofy i wcale nie jestem wtedy odrzucana. Nie było to u mnie świadome. Ale miałam potrzebę bycia najlepszą, nie po to, by czuć się lepiej od innych, ale by mieć poczucie, że jestem choć trochę czegoś warta. I budowałam na zewnątrz obraz silnej siebie. Nie umiałam ani prosić o pomoc, ani jej przyjmować.

Dla dziewczynki, która zawsze była najlepsza w klasie, wygrywała wszystkie możliwe konkursy, była super córką przez wiele lat, co potem przeszło w postawę pracownika roku i kobiety, która sobie zawsze radzi, która zawsze wie co zrobić to duża nowość. I ulga.

Mam trudny czas teraz w życiu, dużo na głowie, żyję na walizkach i zmagam się z różnymi trudnymi sytuacjami emocjonalnymi. Do tego jest wrzesień, gdy trzeba na nowo wejść w rytm szkoły, zajęć, zrobić wszystkie badania sportowe młodemu, ustawić grafiki, dogadać się z poradniami, zajęciami kompensacyjnymi. W tym zaganianiu zaczynam czasem się gubić, zapominam o czymś, nie daję rady, pewne rzeczy muszę odpuszczać. Ja, która zawsze tak pilnowałam, by być we wszystkim naj, ze wszystkiego się wywiązać. Duża lekcja pokory.

Dziś zapomniałam o spotkaniu. I otwarcie napisałam o tym, że zapomniałam, wyjaśniając. Z duszą na ramieniu. Nigdy nie zrobiłam czegoś takiego, ale takie otwarte przyznanie się wydało mi się najlepsze. Nie chcę kłamać. Okazało się, że zostało to miło przyjęte. I umówiłam się na godzinę później. Jakie to przyjemne, nie potrzebować mieć idealnej fasady i mieć prawo do błędu.

Pomyślę o tym by okazać mężowi trochę wzajemności w otwartości. I podzilić się tym, że czasem mi trudno. Może mój mąż także lubił mój świat? Wcale nie wiem, jak zareaguje, mam tylko swój scenariusz na ten temat. A jeśli spotkam się z odrzuceniem - no przecież nie pierwszy raz. I nic mi od tego się nie stanie. Odwagi :)

Dziękuję vetigo :)

Chcę też jeszcze wam powiedzieć, że wczoraj spowiednik powiedział mi, że Jezus chce uratować każde sakramantalne małżeństwo. I że nie tylko chce, ale też czeka na naszą współpracę. I żebym w modlitwie pytała Jezusa, co mogę zrobić, bo On wie lepiej niż ja. Że mogę też sobie wyobrażać, że Jezus przytula nas oboje, mnie i męża. I bardzo chce nas widzieć razem. I już działa, by nas razem zobaczyć. Bardzo potrzebowałam takich słów. Jest mi smutno jeszcze, ale inaczej.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Caliope »

Zdrowiejesz, mi psycholog tak powiedziała jak zadzwoniłam do ośrodka spytać kiedy mam spotkanie bo zapomniałam. To jest postęp zapomnieć o czymś, czymś się nie przejąć, przestać wszystko kontrolować. To jest fajne :)
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Byłam ostatnio bardzo przemęczona. Postanowiłam wobec tego, że tą niedzielę spędzę tylko i wyłącznie na odpoczynku. Jakiś czas temu zwróciłam uwagę na to, że źle oragnizuję swój czas i różne rzeczy mi zostają na niedzielę, choćby nawet jakieś drobne prace do wykonania w domu, oraz, że nie potrafię odmówić osobom, które proszą o jakąś pomoc w ostatniej chwili i najczęściej mają wolny weekend, co oznacza, że tak naprawdę często pracuję w niedzielę. Choć jest to praca nieodpłatna, ale jednak praca. Kiedyś dawno dawno temu znacznie bardziej szanowałam niedziele i naprawdę nie wykonywałam w ten dzień żadnych niekoniecznych prac. Tak miałam zanim poznałam męża i w sumie w naszym małżeństwie do czasu kryzysu też tak było. Ale potem te niedziele były coraz bardziej okrojone, i coraz więcej dokładało się do nich różnych pozornie koniecznych prac. A gdy zabrakło w domu mojego męża nie umiałam się przełamać, by sama zacząć z powrotem organizować takie świąteczne niedziele. Bo to taki rodzinny dzień dla mnie się stał, trochę się bałam, że nie będę umiała sama już takiej atmosfery stworzyć, może też, że będę tęsknić za mężem, jeśli nagle się zatrzymam, nie będę zajęta i serce mi pęknie. Stwierdziłam jednak, że już czas i chcę mieć na powrót świątczne niedziele. No i potrzebuję odpoczynku...

Przygotowanie sobie niedzieli w którą nie będę robić nic i wykonywać żadnej pracy wymagało więcej wysiłku wcześniej. Ale opłacało się. Gdy w sobotę napracowałam się na zapas, zasnęłam mocnym głębokim snem tuż po 22 i spałam do rana. Młody, który mi dzielnie asystował, też solidnie spał. I dziś rozkoszowałam się tym, że jest dzień odpoczynku, a ja nic nie muszę. Poszliśmy na Mszę Świętą o 11.30. Byliśmy na długim spacerze i na kajakach. Telefon zostawiłam w domu. Do domu wróciliśmy koło 17.00. Żadnego stania w garach, wszystko gotowe, tylko zagrzać. W domu miło i czysto. Wieczór spędziliśmy na planszówkach.
Miałam też w ciągu dnia sporo czasu, by poprzyglądać się światu, przyrodzie, pomyśleć, pomodlić się. Modliłam się i za męża, miło i z radością, mąz pojawił się też w naszych rozmowach z synem, także miło, jak sobie coś przypominaliśmy, albo mały coś opowiadał. Ale jakoś nie odczułam wcale dojmującej tęsknoty, czy braku. Same miłe i dobre uczucia. Niepotrzebnie się tego obawiałam.

Czuję się tak radośnie wypoczęta i tak miło nasycona tym dniem, tym, że miałam czas się zatrzymać i nie myśleć o tym co mam zrobić. Taki dzień w którym mogłam się po prostu nacieszyć wszystkim tym, co otrzymuję od Boga. I dostrzec jak niewiele potrzebuję, by poczuć radość, spokój, wyciszyć się. Poczułam też w pewnym momencie ogromną radość z przykazań i z tego ile dobra z nich płynie, przede wszystkim dla mnie, gdy tylko sumiennie je wypełniam. Kochać Boże przykazania i wypełniać je z miłością - jakie to ładne :) W taki sposób jeszcze o przykazaniach nie myślałam.

A mój syn opowiedział mi dowcip o bogaczu i ubogim bezdomnym, który nie do końca jest o tym, o czym napisałam, ale trochę jednak o tym. Bogaty chwali się biednemu: mieszkam w pięknej luksusowej willi, która kosztowała aż 3 miliony złotych. Na to biedny: a ja czasem nocuję pod mostem, który kosztował przeszło 27 milionów :)

Dzielę się tą niedzielą, bo była piękna.
ODPOWIEDZ