Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope pisze: 04 wrz 2021, 12:33 No wlasnie, nawet psycholog nie jest w stanie mi pomóc w tym co czuję. Widząc mego syna jak umierał mi na rękach, nie jestem w stanie sobie wybaczyć ,choć nie miałam na to kompletnie wpływu, w szpitalu byłam sama, nikt mną się nie interesował. Nie mogłam decydować o sobie jak wypracowałam na terapii, brać za siebie odpowiedzialności, ta bezsilność, że nic nie zrobię, nigdzie sama nie wyjdę, nic nie zrobię ,bo nikt mi nie pomoże i nie wesprze,doprowadziło mnie do depresji. Błędy w małżeństwie wybaczyłam sobie i mężowi, ale za dziecko nie potrafię sobie wybaczyć. Muszę z tym żyć i codziennie mówić sobie dobre rzeczy, że jestem dobrym człowiekiem który tyle rzeczy robi dla syna by był zdrowy i jestem z tego dumna. Tylko i tak wszystko wraca. Często mam myśli, że nie powinnam mieć dziecka, wiązać się węzłem małżeńskim, a być sama w zgodzie ze sobą i nie myśleć, że przez to że bede miala rodzinę, matka mnie w końcu zauważy.
Caliope, jeszcze raz. Co ty chcesz sobie wybaczać? Tu nie ma nic do wybaczania. Co ci wraca? Trudne emocje z tamtego czasu? To dość zrozumiałe. To naprawdę bardzo trudne doświadczenia, przedwczesny poród, stala obawa o życie dziecka. Pierwsze miesiące prawie nie spałam, bo naczytałam się, że wcześniaki częściej mają w nocy bezdech. Miałam specjalny materac wykrywający bezdech. Ale mnie to w niczym nie uspokajało, wolałam pilnować oddechu dziecka sama. Mamy nie mają łatwo, a odpowiedzialność jaka spada na mamy wcześniaków jest znacznie większa. A znacznie trudniej o radość, tam gdzie jest stały lęk. Diagnozy, lekarze. I ogromna samotność, szczególnie gdy mąż nie dźwiga odpowiedzialności i ucieka w pracę, nie angażuje się w pomoc.

Dlaczego miałabyś nie mieć dziecka? Jesteś dobrą mamą. Twój synek bardzo cię kocha. Dlatego, że zakładając rodzinę myślałaś o mamie i o tym by coś jej udowodnić? Są jeszcze głupsze powody zakładania rodziny. Znam osoby, którym podobały się katalogi Ikei, albo sądziły, że będą podróżować z dzieckiem i mężem i kupować ekskluzywne ubranka, wózki i różne inne rzeczy i robić sobie zdjęcia a to z Paryża, a to z Wenecji, karmić piersią w jakiś modnych kawiarniach nad Tamizą, Sekwaną i gdzie tam jeszcze. No i nie czyni ich to gorszymi rodzicami. Ani małżonkami. Dziś tkwią po uszy w pieluchach, kryzysach małżeńskich, nadmiarze obowiązków i wszystkim co jest częścią życia rodzinnego. I także raz po raz myślą, że można by było prysnąć na Hawaje, nie miec rodziny, obowiązków, być ładniejszym, bo wyspanym i zadbanym. I bardziej w zgodzie ze sobą. To zupełnie naturalne. Nie trzeba się za to winić. Warto po prostu odpocząć.

Sama czasem mam ochote wywiać. Był czas, że się zastanawiałam, czy jak uzyskałabym zgodę męża na wstąpienie do klasztoru, to czy nie byłoby to lepsze. Mąż zajmowałby się dzieckiem, i po samotnym mierzeniu się z trudami macierzyństwa w końcu bym sobie odpoczęła, bo żaden trud życia zakonnego nie byłby tak trudny jak trud samotnego macierzyństwa. I nie miałabym na sobie tego stałego niepokoju o bieżące utrzymanie. To dla mnie wciąż ogromne źródło poczucia nadmiernego obciążenia. Nie jestem mężczyzną i źle mi z tym, że ciąży na mnie męska odpowiedzialność. Radzę sobie bo muszę, ale się do tego całkowicie nie nadaję. Ile mogę tyle w modlitwach upraszam, by ze mnie choć część tej finansowej odpowiedzialności zdjęto. Wyczerpuje mnie to.

Mamy rodziny, mamy małżeństwa, kryzysowe, ale jednak, mamy nasze dzieci. Mamy cały trud z tym związany. Nic nie wygląda jak z katalogu Ikei, ani z fajnego rodzicielskiego bloga. Ale jakby się przyjrzeć, to w tym znoju, trudach, zmęczeniu można się doszukać radości. W spokojnym oddechu śpiącego dziecka, w jego rysunku, w mężu, który siedzi ze skwaszoną miną. W stole, którego znów nikt nie domył i się cały lepi. Jak się przyjrzeć to nawet lepsze niż torcik wiedeński jedzony w Wiedniu. Mniej kalorii.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Nie mogę wybaczyć sobie bezsilności, w ten 3 dzień porodu modliłam się do Boga i jak odpływałam z bólu prosiłam o śmierć. A mój próg bólu jest bardzo wysoki. Zaczęłam, teraz analizować od początku ten związek, jak się zakochałam, jakim cudem.... Co było miłe, jakie miejsca dalej lubię, gdzie chodziliśmy na spacery, coś zjeść. Jak było miło się przytulić, zwierzyć, usłyszeć "dasz radę". Dziwne jest to, że mam w głowie pustkę nie pamiętam rzeczy dobrych i złych lub tylko przez mgłę.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope pisze: 04 wrz 2021, 17:05 Nie mogę wybaczyć sobie bezsilności, w ten 3 dzień porodu modliłam się do Boga i jak odpływałam z bólu prosiłam o śmierć. A mój próg bólu jest bardzo wysoki. Zaczęłam, teraz analizować od początku ten związek, jak się zakochałam, jakim cudem.... Co było miłe, jakie miejsca dalej lubię, gdzie chodziliśmy na spacery, coś zjeść. Jak było miło się przytulić, zwierzyć, usłyszeć "dasz radę". Dziwne jest to, że mam w głowie pustkę nie pamiętam rzeczy dobrych i złych lub tylko przez mgłę.
Caliope, w bólach porodowych jesteśmy bezsilne. I nie ma tu nic do wybaczania, nawet w Piśmie Świętym powtarza się porównanie, że coś przyjdzie na kogoś jak bóle na rodzącą kobietę i oznacza to zawsze ogromną bezsilność, coś czego nie jesteśmy w stanie kontrolować, zatrzymać. Przytulam cię mocno. Bardzo mi przykro, że miałaś taki długi, bolesny i trudny poród. I wiem, że takie trudne doświadczenie może zostawić w nas ślad na długo. Jeśli to do ciebie wraca, może po to, byś to już oddała, zostawiła. Ja teraz mam wspomnienia z bolesnych rzeczy, ale nie wywołują już bólu i silnych reakcji, gdy je sobie przypominam. Jesteś bardzo wrażliwa, to dobra cecha, ale też przysparza wiele cierpienia.

Czy ty się martwisz, że mogłaś w tych bólach, gdy miałaś już dość, coś złego pomyśleć o mężu lub o dziecku, albo o to, że prosiłaś o śmierć? Jeśli tak, to porozmawiaj o tym z jakimś kochającym ciepłym spowiednikiem, jestem pewna, że w takich okolicznościach to nic złego. Jeśli cię takie myśli obciążają, możesz poprosić księdza o modlitwę uwolnienia, by to zamknąć.

A wspomnienia jak wspomnienia. Pamięć działa dziwnie. Znam osoby, które nie pamiętają nic na przykład do 12 roku życia. Ja mam pamięć nielinearną, nie potrafię powiedzieć co się przed czym zdarzyło, za to pamiętam każde słowo z zasłyszanych rozmów, i są chwile, które pamiętam tak, że mogę je w sobie odtworzyć, przenieść się wręcz do nich. Ale jak chcę sobie niektóre rzeczy przypomnieć, zdarza się czarna dziura. Pamiętam też czasem jakieś zdarzenie, ale nie mogę go nijak umiejscowić. A zdarza się, że jakiegoś dnia czy pod wpływem jakiegoś impulsu mam nagle wysyp wspomnień z jakiegoś okresu.

Caliope, jeszcze raz cię mocno przytulam. Trudne jest to z czym się mierzysz. Coś tam się w tobie przepracowuje, bardzo boleśnie. Pomodlę się w twojej intencji. Przytul się dzisiaj do Matki Bożej, dziś sobota, pierwsza sobota miesiąca, gdy możemy wynagradzać Niepokalanemu Sercu Naszej Mamy za cały ból. Może warto część swojego cierpienia ofiarować za Jej cierpienie. Nie wiem jak to działa, ale działa, takie ofiarowanie zmniejsza nasz ból.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

W trakcie porodu, czułam, że zbliżam się bardzo do Boga, jestem blisko by stracić przytomność. Myślałam o bardzo bliskiej osobie która półtora roku wcześniej zmarła na raka, a byłam do śmierci przy tej osobie. Poczułam jak ona, widziałam jak ta osoba odchodzi w agonii, to było bardzo mocne przeżycie. Bałam się wtedy o syna, ogromnie.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Byliśmy dziś na mszy z synem, poświęcić nasze przybory szkolne, by mu się dobrze uczyło z Bogiem. Dopiero w środku doszło do mnie, że patronem kościoła jest Św. Józef i tak miało być by jemu zawierzyć moją rodzinę jak pisała Ruta. Niesamowity dziś dzień, piękny i ciepły Chwała Panu :)
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope pisze: 05 wrz 2021, 14:25 Byliśmy dziś na mszy z synem, poświęcić nasze przybory szkolne, by mu się dobrze uczyło z Bogiem. Dopiero w środku doszło do mnie, że patronem kościoła jest Św. Józef i tak miało być by jemu zawierzyć moją rodzinę jak pisała Ruta. Niesamowity dziś dzień, piękny i ciepły Chwała Panu :)
Caliope, bardzo się cieszę, że po tych utrapieniach i trudach doświadczasz na powrót radości :) A Święty Józef na pewno będzie się wami dobrze opiekował, troskliwie i będziecie często czuć miłość i radość. Jak mi się nazbiera trosk, i gdy nazbiera się ich wokół mnie, u przyjaciół, znajomych, to często idę właśnie do świętego Józefa zanieść je wszystkie. I Święty Józef zawsze po ojcowsku to wszystko obejmuje. Aż czasem mówię, Święty Józefie, ja ci tyle tego przynoszę... Ale jest jak ojciec, który zawsze jest gotowy do pomocy dla swoich dzieci, i zawsze wie co robić. I jak każdy ojciec, dba też o wychowanie swoich dzieci. Dużo się od Świętego Józefa uczę.

Jak znajdziesz chwilę wolną, poczytaj o Świętym Józefie, o jego cudach i takim zwykłym codziennym wsparciu dla rodzin, dla dzieci, dla mężów, dla żon. Gdy odkryłam ile świętych go czciło, i wszyscy mówili to samo, oddajcie się w opiekę Józefowi, sami się przekonajcie, jak nie wierzycie, pokochacie go całym sercem. Mi było trudno zbliżyć się do Świętego Józefa, zaufać tak całkiem mężczyźnie, wejść w bliską ufną relację. Długo to trwalo.

Święty Józef ma też ogromne poczucie humoru, takie ciepłe i radosne, znajduje też zawsze sposób, by dać znać: troszczę się o ciebie, słucham, wspieram. Coś jakbym jako mała dziewczynka poszła do zapracowanego taty, powiedzieć mu, że zepsuł mi się mój rower. I rano rower byłby na progu domu, naprawiony, błyszczący jak nowy i jeszcze z taką ładną kokardą do włosów przywiązaną do kierownicy, o jakiej marzyłam i nikomu nie powiedziałam. Nie doświadczyłam jako dziewczynka zbyt wiele opieki i troski od mojego taty, mogę dokładnie wyliczyć i przypomnieć sobie chwile, gdy się mną zainteresował. Więc taka ojcowska opieka pomoga mi zdrowieć. Uczę się też doceniać męskość, jako bardzo pozytywną i potrzebną wartość. A to mi pomaga akceptować moją kobiecość. W końcu to przy kochających ojcach córki stają się pięknymi kobietami. Nawet się nie obejrzysz jak śliczna i radosna wyrośniesz pod najlepszą ojcowską troskliwą i czułą opieką.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Na dzisiaj..., nigdy nie zdawałam sobie sprawy, że może posypać się małżeństwo pomimo tego, że nie było zdrady, nieuczciwości, nielojalności. Że głównym problemem będą wygórowane oczekiwania, niedojrzałość, zmiany nie siebie, a wymuszanie ich na drugim pod groźbą rozwodu. Na naukach przedmałżeńskich powinien być nacisk na to, że miłość ma być wzorowana na miłości do Boga, nie po coś, za coś, a bezwarunkowa. Być może to jest, ale nikt nie słucha za bardzo co wykładowcy mają do powiedzenia.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Na dzisiaj, mąż sam z siebie odkurzył mieszkanie, ale z naciskiem na "codziennie można, bo to 10 minut". Nie pamięta nic z ostatnich 7 lat, jak ja codziennie sprzątałam. To samo z gotowaniem, od dwóch lat ja w końcu nie gotuję, jemu się zdarzyło pierwszy raz przygotować posiłek też dla mnie i z tekstem takim jakbym nigdy nic nie ugotowała. Kiedyś bym miała ogromne poczucie winy, teraz mi to rybka. Konkluzja taka, po co się wykańczać jak można sobie odpuścić, bo ta praca nie będzie ani doceniona, ani pamiętana.
Ewuryca

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ewuryca »

Caliope pisze: 12 wrz 2021, 12:23 Na dzisiaj, mąż sam z siebie odkurzył mieszkanie, ale z naciskiem na "codziennie można, bo to 10 minut". Nie pamięta nic z ostatnich 7 lat, jak ja codziennie sprzątałam. To samo z gotowaniem, od dwóch lat ja w końcu nie gotuję, jemu się zdarzyło pierwszy raz przygotować posiłek też dla mnie i z tekstem takim jakbym nigdy nic nie ugotowała. Kiedyś bym miała ogromne poczucie winy, teraz mi to rybka. Konkluzja taka, po co się wykańczać jak można sobie odpuścić, bo ta praca nie będzie ani doceniona, ani pamiętana.
Caliope ja tu widzę dużo dobra, mąż posprzątał i ugotował także dla ciebie, idealny moment na docenienie, uśmiech, a i może odwdzięczenia się na następny dzień tym samym dla niego. Nawet jeżeli to dobro miałoby trać jeden czy dwa dni to dwa dni więcej niż zero. Może warto zwracać uwagę na takie szczegóły i szukać plusów. Ty piszesz ze nikt twojej pracy nie docenia,teraz ty nie doceniasz jego i tak się gonicie w kółko kto ma gorzej.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Ewuryca pisze: 12 wrz 2021, 17:24
Caliope pisze: 12 wrz 2021, 12:23 Na dzisiaj, mąż sam z siebie odkurzył mieszkanie, ale z naciskiem na "codziennie można, bo to 10 minut". Nie pamięta nic z ostatnich 7 lat, jak ja codziennie sprzątałam. To samo z gotowaniem, od dwóch lat ja w końcu nie gotuję, jemu się zdarzyło pierwszy raz przygotować posiłek też dla mnie i z tekstem takim jakbym nigdy nic nie ugotowała. Kiedyś bym miała ogromne poczucie winy, teraz mi to rybka. Konkluzja taka, po co się wykańczać jak można sobie odpuścić, bo ta praca nie będzie ani doceniona, ani pamiętana.
Caliope ja tu widzę dużo dobra, mąż posprzątał i ugotował także dla ciebie, idealny moment na docenienie, uśmiech, a i może odwdzięczenia się na następny dzień tym samym dla niego. Nawet jeżeli to dobro miałoby trać jeden czy dwa dni to dwa dni więcej niż zero. Może warto zwracać uwagę na takie szczegóły i szukać plusów. Ty piszesz ze nikt twojej pracy nie docenia,teraz ty nie doceniasz jego i tak się gonicie w kółko kto ma gorzej.
Doceniam, bo kroiłam składniki na obiad, doceniam bo mówię, że smaczne. Doceniam sprzątanie, bo ja myłam podłogę. Taka wymiana i nawet robienie czegoś razem co było dwa lata temu.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Ruta »

Caliope, ucieszyłam się, czytając że robiliście coś wspólnie. Super :)

Co do interpretacji, że mąż nie pamięta, nie docenia, ostrożnie. to interpretacja. Może być mylna. Opowiem ci coś: syn ostatnio wybrał się o godzinę za wcześnie do szkoły i zawrócił już spod szkoły. Jak wszedł do domu powiedział, że "wszyscy po drodze na niego patrzyli, że rano idzie z plecakiem do domu zamiast do szkoły" ;)
Mamy skłonność do interpretowania zachowań, słów, a nawet milczenia innych osób przez pryzmat siebie. I to zaburza nasze relacje, utrudnia porozumienie.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Ruta pisze: 13 wrz 2021, 1:10 Caliope, ucieszyłam się, czytając że robiliście coś wspólnie. Super :)

Co do interpretacji, że mąż nie pamięta, nie docenia, ostrożnie. to interpretacja. Może być mylna. Opowiem ci coś: syn ostatnio wybrał się o godzinę za wcześnie do szkoły i zawrócił już spod szkoły. Jak wszedł do domu powiedział, że "wszyscy po drodze na niego patrzyli, że rano idzie z plecakiem do domu zamiast do szkoły" ;)
Mamy skłonność do interpretowania zachowań, słów, a nawet milczenia innych osób przez pryzmat siebie. I to zaburza nasze relacje, utrudnia porozumienie.
Mam wrazenie, że mogłabym w takiej interpretacji przyjść do męża i mu wyrzucić, że nie pamięta, bo taki i owaki, ale to nie nastąpi i nigdy tak nie robiłam. Ważne, że ja się nie zarzynam i nie oczekuję niczego, jestem w tym wolna, a w razie czego wiem co powiedzieć.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Caliope »

Na dzisiaj, ostatnio psycholog podpowiedziała mi coś ciekawego, że prawdopodobne jest że mąż uciekał w pracę, nie pomagał, krytykował mnie, wprowadzał w poczucie winy z zazdrości o syna. Bo my zawsze przed ślubem byliśmy nierozłączni, wszędzie razem i czuliśmy się razem dobrze. To kompletnie inaczej od sytuacji opisywanych w Internecie, że matki nie dopuszczają ojców do dzieci i nie mają dla nich czasu. To sytuacja kompletnie dla mnie nowa, że tak też można być zazdrosnym i się wycinać.
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: vertigo »

Caliope pisze: 19 wrz 2021, 13:29 Na dzisiaj, ostatnio psycholog podpowiedziała mi coś ciekawego, że prawdopodobne jest że mąż uciekał w pracę, nie pomagał, krytykował mnie, wprowadzał w poczucie winy z zazdrości o syna. Bo my zawsze przed ślubem byliśmy nierozłączni, wszędzie razem i czuliśmy się razem dobrze.
A czy Twój mąż chciał dziecka? Może nie chciał w danym momencie Waszego życia, a może w ogóle? Rozmawialiście o tym? Może on nie chciał, a Ty naciskałaś?
Caliope pisze: 19 wrz 2021, 13:29 To kompletnie inaczej od sytuacji opisywanych w Internecie, że matki nie dopuszczają ojców do dzieci i nie mają dla nich czasu. To sytuacja kompletnie dla mnie nowa, że tak też można być zazdrosnym i się wycinać.
Czy to znaczy, że Twój mąż nie dopuszcza Ciebie do syna i go zawłaszczył? Bo z tego, co piszesz, to tylko Ty nim się zajmujesz.
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
Sarah
Posty: 372
Rejestracja: 01 maja 2020, 13:46
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy warto mieć nadzieję? czy to koniec.

Post autor: Sarah »

Caliope, tworzysz sobie kolejny scenariusz, tym razem z pomocą psychologa. A tymczasem dalej jesteś w niezrozumiałej dla siebie sytuacji. A może jest tak, że te wszystkie postawione przez ciebie granice skutkują tym, że mąż czuje się w waszym domu jak singiel, robi co chce, chodzi gdzie chce, nie jest w żaden sposób "niepokojony" i po prostu mu tak wygodnie, nie ma potrzeby by cokolwiek zmienić. Ciągle twierdzisz, że nie ma trzeciej osoby, choć z tego co piszesz wynika, że niewiele wiesz o życiu męża. W pewnym stopniu rozumiem strach przed jakąś konfrontacją, "wywołaniem wilka z lasu", to ludzkie... A co do psychologa, to mi moja psycholożka nigdy słowem nie napomknęła, że mąż może mnie po prostu zdradzać...
"Zamiast ciągle na coś czekać, zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później niż ci się wydaje". Ks. Jan Kaczkowski
ODPOWIEDZ