Ruta pisze: ↑02 sie 2021, 7:09
Janieja, nadal się zadręczasz, a wtedy łatwo zadręczyć i męża. I doprowadzić do sytuacji w której mąż nie wytrzyma nie tyle zdrady, co obecnej sytuacji.
Oczekiwanie, że mąż przestanie o tym myśleć, jest nierealne. Że zapomni również. To dość naiwny, ale zarazem przemocowy pomysł i oczekiwanie. Może przynieść wiele nowych ran. Wybaczenie tak nie działa. Wybaczenie to proces, poczytaj o tym.
Co robisz by wybaczyć sobie? Naprawy warto zaczynać od siebie. Zamiast więc siedzieć i myśleć kiedy i czy mąż mi wybaczy, warto popracować nad swoim własnym wybaczeniem.
Ja po swoich doświadczeniach widzę wybaczenie jako Łaskę. Więc proces wybaczenia warto rozpocząć od współpracy z Bogiem. Moje doświadczenie pokazuje, że wtedy Łaska przychodzi. Razem z niezbędną pomocą: lekturą, rozmowami w których dowiesz się tego, co ci potrzebne, Bóg może uzupełnić wszystko. To jest niesamowite, co może się zadziać, gdy się otworzymy na Boże Działanie w naszym życiu. I wtedy dochodzi do szczerego autentycznego wybaczenia. Takiego, za którym idzie także wyleczenie ran, wewnętrzny pokój. Pojednanie.
Proces pojednania z Bogiem mamy dość dobrze opisany, znany, mamy gotowe "scenariusze". Jednamy się z Nim w sakramencie pokuty. Owocem jest nawrócenie, przybliżenie do Boga. I znów, potrzebujemy tu działania Łaski.
Sami nie zawsze jesteśmy w stanie stanąć w prawdzie, dostrzec swoich grzechów, przyczyn naszych zachowań. Tu także możemy jak we wszystkim korzystać z Łaski.
W takich poszukiwaniach bardzo pomocna jest modlitwa do Ducha Świętego, który jest nauczycielem. W wielu książeczkach modlitewnych są zamieszczone modlitwy do Ducha Świętego o pomoc w rachunku sumienia, dostrzeżeniu swoich grzechów. Wybierz taką z którą czujesz się dobrze, w której się odnajdujesz. I podchodź sobie z tą modlitwą. Posłuchaj konferencji w których księża mówią o pokucie, pojednaniu. Także o krzyżach.
Spotkałam się z takim pojęciem "fałszywy krzyż", które dało mi dużo do myślenia. To taki moment w życiu, gdy postawiamy znosić coś bardzo trudnego w naszym życiu (na przykład męża alkoholika, trudną sytuację w relacji), byle tylko nie musieć wprowadzać zmian, nie spojrzeć w siebie, nie zderzyć się z jakąś prawdą o sobie, o swojej sytuacji. Przyszło mi to na myśl, gdy przeczytałam co napisałaś.
Mam też takie poczucie, że więcej w tej sytuacji wymagasz od męża niż od siebie. Ciągle piszesz żeby on dał radę. A ty? Co ty chcesz zrobić, poza cierpieniem i lamentowaniem nad przeszłością i nad tym, że już jej nie zmienisz? Przeszłości nie. Ale teraźniejszość przecież możesz zmienić. A zadośćuczynienie to ostatni etap tych zmian.
Widzisz, mam wrażenie, że chcesz póki co z całej sytuacji wyjść trzymając się powierzchni. Ty żałujesz, że się nie zatrzymałaś, oświadczasz, że zrozumiałaś swój błąd, mąż zapomina i żyjecie dalej jakby się nic nie stało. To etap zaprzeczania. Mimo, że może się wydawać inaczej. Jak widzisz, nie niesie to z sobą zmian.