krzygo5 pisze: ↑24 cze 2021, 14:51
Dzieki Ruta. Po procesie cywilnym mam dosc prania brudow, dosc klamstw, dosc szarpania sobie nerwow...
Proces kanoniczny ma trochę inne cele, niż cywilny. Sąd rozeznaje tu, czy małżeństwo istnieje. Natomiast pójście na rozmowę, na takie wstępne rozeznanie, czy w przypadku twojego małżeństwa (do chwili stwierdzenia nieważności sakramentu każde małżeństwo sakramentalne uważamy za ważne) sakrament został zawarty w sposób ważny czy też nie, nie wiąze się z żadnym szarpaniem. Dowiesz się i jak wiele osób słusznie pisze - skończysz snuć domysły. Zaoszczędzisz sobie nerwów i szarpaniny.
Natomiast nawet w sytuacji w której okaże się, że sakrament nie został przez was zawarty ważnie, to i tak pozostaną do rozwiązania przez ciebie różne kwestie - na przykład dlaczego wszedłeś w tak trudną relację. Nawet zakładając, że zostałeś oszukany - dlaczego zatem dałeś się oszukać. I wiele innych spraw, które doprowadziły cię do punktu w którym jesteś... Nie przepracowane wyjdą w każdej innej relacji, nie tylko damsko-męskiej, ale każdej. Więc niezaleznie od wszystkiego i niezależnie od tego jak tam i co i kiedy będzie stwierdzone, to jedno jest pewne. Skoro doszło do kryzysu małżeńskiego - to masz sporo do przepracowania ze sobą. Nic wyjątkowego - każdy kryzysowicz tak ma. Ja też. Całe góry do poprzenoszenia mam
No to czemu miałbyś nie zacząć już teraz? Na co czekać.
Gdy czytam jak piszesz, to widzę, że masz skłonność do nakręcania sobie emocji. Jakaś tam myśl ci się pojawia, która je podbija, i wtedy się jej łapiesz i ją miętosisz, do ostatniej kropli wyciskasz, aż ci emocje zaczynają się kłębić jak chmura burzowa. Jak się czujesz ze sobą, gdy jest spokojnie? Nie musisz odpisywać - ale sobie na to pytanie odpowiedz. Czasem takie odpowiedzi pomagają zobaczyć, czy ja mam w tym obszarze coś do roboty...
Piszę o tym, bo ja tak się przyzwyczaiłam do stanu napięcia, jeszcze zanim poznałam męża, że gdy nie miałam napięcia, czułam panikę. Ja sobie trochę inaczej załatwiałam to napięcie, niż przez dokręcanie emocji, ale miałam swoje sposoby, by takie napięcie stale w życiu mieć. Czego kompletnie nie byłam świadoma. A gdy w moim życiu pojawił się mój mąż - no to już nic nie musiałam robić, wszystkie skoki i odpowiedni poziom tego, by "się działo", zapewniał mi mój mąż. Oczywiście zapytana wtedy mówiłabym, że szukam bezpieczeństwa, współpracy i odpowiedzialności, hehehe... Od niedawna uczę się dopiero, jak dobrym stanem jest spokój. I gdy jest spokój, to umiem się nim cieszyć i nie budzi już ten stan mojego niepokoju i paniki.
Czasem takie dokręcanie emocji pomaga też coś w sobie zagłuszać. Posłuchaj siebie, zobacz, czy coś tam wewnątrz ci nie krzyczy.
A jak stoisz z relacją z Bogiem? Gadacie sobie czasem? Jakieś osobiste kontakty ze Świętymi, z Matką Bożą? Polecam każda taką relację. Bardzo wspierające w pracy nad sobą. Nawet jak brzmi absurdalnie - to i tak jest to prawda. No i jak stoisz z modlitwą? Codziennie? Odklepana? Zaangażowana? Też nie odpisuj - tylko tak dla siebie zobacz, jak z tym u ciebie.
Jakbyś z tymi "świętymi" relacjami nie był zbyt zaawanasowany - to znajdź sobie na początek na przykład Świętego lub Świętą do rozmów, i jedną stałą modlitwę do codziennego odmawiania. Efekty zobaczysz szybciutko. I sam już nie będziesz chciał przestać. Jak lubisz emocje i duże wyzwania - to od razu zacznij Nowennę Pompejańską. Ale to jeśli nie masz słomianego zapału i jeśli masz wytrwałość i systematyczność wpisaną w obwody - bo to jednak 54 dni i codziennie cały różaniec. Za to emocji sporo, ale one się po drodze układają - i o to chodzi. No i nie ma szansy, by podczas tej Nowenny nie zawiązać bliższej relacji z Maryją. Gdy zapał, możliwości czasowe lub systematyka są mniejsze - to sobie dobierz coś stałego, ale krótszego do modlenia. W razie braku przekonania przyjmij zasadę "nie pomoże nie zaszkodzi". Ja zaczęłam Nowennę Pompejańską na próbę. Wcześniej się modliłam i bywało też, że sobie z Bogiem rozmawiałam, ale nie miałam nawyku stałej codziennej modlitwy. Teraz mam - bo zobaczyłam jak to owocuje i jaką jest dla mnie pomocą, ulgą i radością
Choć bywają dni, że jest ciężko się modlić - ale tym zniechęcać się nie trzeba. Czasem tak jest. takie okresy trzeba przetrwać. Ćwiczy to wytrwałość - czyli coś co w życiu pomaga i procentuje