fannyprice pisze: ↑01 lis 2020, 20:56
Trochę czasu minęło od mojego ostatniego posta. Zdążyłam w tym czasie urodzić piękną córeczkę, która jest ogromną radością w moim życiu. Niestety, moja relacja z mężem nie przetrwała, już praktycznie jej nie ma. Czas tuż przed porodem i sam poród był trudny, powoli kończę połóg i rekonwalescencję po nagłej operacji. Wsparcia męża niestety nie miałam zbyt wiele, byliśmy odseparowani. Dopiero gdy wróciłam do domu ze szpitala, pojawił się z chęcią "pomagania". Zgodziłam się. To było cudowne kilka dni... Naprawdę myślałam, że zdarzył się jakiś cud. Mąż nagle był taki jakim pamiętam go z narzeczeństwa - czuły, ofiarny, kochający, radosny, troskliwy. Wspólnie zajmowaliśmy się córeczką, rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Skończyło się to jednak po wizycie męża u swoich rodziców. Wrócił taki jak wcześniej... z mnóstwem wyrzutów wobec mnie i mojego złego zachowania. Nietrudno się domyślić jakie to było złe zachowanie - a to nie oddzwoniłam do teściów, a to nie zaprosiłam ich żeby zobaczyli wnuczkę tuż po porodzie, a to wysłałam/nie wysłałam zdjęcie wnuczki jakiego sobie życzyli, a to nie odpisałam natychmiast na smsa od nich itd. Mąż stwierdził, że nie wie jak my mamy być jeszcze razem skoro ja nie szanuję jego rodziców
Później było już tylko gorzej, mąż pozwalał sobie na coraz więcej przykrych słów, pojawiła się w tym agresja, nawet przy dziecku. To zabolało mnie strasznie i chciałam by się jednak wyprowadził i odseparował od nas. Przepraszał na kolanach, błagał o szansę, płakał, prosił by go nie skreślać, bo chce być ojcem, mężem, kocha i zrobi wszystko by o nas walczyć. Dwa dni później znów podniósł głos, puścił wszelkie hamulce. Nie wytrzymałam. Stanowczo zażądałam by się wyprowadził. I tak się stało, oczywiście na odchodne usłyszałam, że go wyrzuciłam, pozbawiam dziecko normalnej rodziny, zabrałam dziecku ojca, co ze mnie za matka, żona, że mam co chciałam itd.
Chwilę później odezwali się teściowie, z całą masą wyrzutów wobec mnie. Rozbiłam rodzinę, od początku chciałam być samotną matką i dopięłam swego itd. itd. Żałuję, że w ogóle z nimi rozmawiałam. Powiedzieli, że my już razem na pewno nie będziemy i trzeba "pozałatwiać dokumenty", ustalić widzenia z wnuczką i kontakty. Co na to mąż? Poparł w 100% rodziców. Stwierdził, że przez brak szacunku do nich skazałam nasze małżeństwo na porażkę, nie umiałam zaakceptować swojej nowej rodziny (czyli teściów), oni chcieli dobrze, a ja wymyślałam problemy. Dla mnie to jakiś obłęd, nie sądziłam, że mąż da się tak zmanipulować i zrezygnuje z nas, z córki, tak łatwo w imię lojalności wobec rodziców.
Niedługo po porodzie zmienialiśmy samochód na nowszy, bardziej "rodzinny". Mieliśmy wziąć go na raty. W przeddzień zakupu mąż był u teściów, dostał od nich sporą sumę na samochód. Ja o niczym nie wiedziałam, dopiero po czasie się dowiedziałam. Czułam się oszukana i pominięta. W końcu jesteśmy małżeństwem, myślałam, że nic o nas bez nas. Oczywiście mąż uznał że znów coś mi nie pasuje, znów jestem na nie, nie potrafię ucieszyć się tym, że teściowie nam pomogli.. I już głupieję, czy naprawdę to jest ok, że teściowie dają swojemu synowi duże pieniądze i wszystko odbywa się bez mojej wiedzy? Mimo, że byli wcześniej u nas, to dali te pieniądze dopiero wtedy gdy mąż pojechał do nich sam. Czy ja naprawdę wymyślam, że to nie w porządku?
Sytuacji przykrych było więcej, ale nie chcę tutaj wszystkiego opisywać. Na tę chwilę mąż nie kontaktuje się, nie interesuje kilkutygodniową córką, ja jakoś daję radę, choć fizycznie jest naprawdę trudno. Chodzę wyczerpana i bez sił. Jest mi przykro. I co gorsza, tęsknię mimo wszystko za mężem. Chyba przez to, że te kilka dni po porodzie był dla mnie naprawdę kochany, a bardzo dawno już tego nie doświadczyłam. Córeczka daje mi bardzo dużo radości, jej uśmiech wynagradza każdy trud. Mam na szczęście pomoc bliskich. Nie myślę o tym co dalej, jest we mnie dużo strachu jak to będzie, co powiem kiedyś córce... Znajomy ksiądz, który zna nas oboje powiedział mi, że ma duże wątpliwości czy ważnie zawarliśmy sakrament z uwagi na niedojrzałość męża i jego niezdrową więź z rodzicami. Ja boję się myśleć o tym, że nasze małżeństwo mogło nawet nie zaistnieć. Nie wiem czy to możliwe bym była wtedy tak ślepa i nie widziała tych przesłanek
Chwała Panu Funnyprice, za Twoją piękną córeczkę i za szczęśliwy poród. Cieszę się z Tobą całym sercem. Myślałam o Tobie i modliłam się w twojej intencji. Dobrze, że znalazłaś siły, by nie pozwolić na przemoc.
Skup się na razie na sobie i na córeczce, zaufaj Bogu, znajdź czas, by Mu podziękować. Wiem, że to może brzmieć dziwnie, ale powierz męża Bogu razem z jego rodzicami. Będą u Niego bezpieczni. Módl się za nich. I na razie daj sobie czas, by odpoczywać, by cieszyć się malutką, by spędzać z nią każdą chwilę. To jest wyjątkowy ulotny czas, który mija tak szybko - a niemal każdy dzień z małym dzieckiem przynosi coś nowego, to niesamowite. Nie warto psuć sobie tej radości
Małgosia Małgosia kiedyś mi napisała tutaj, gdy za bardzo się zamartwiałam, że my mamy tylko teraz. Przeszłości już nie ma, przyszłości jeszcze nie ma. I że jeśli za bardzo wchodzimy w przeszłość lub przyszłość - to od razu do Maryi, aby je zabrała. Rozglądam się po moim teraz - i widzę dach nad głową, mojego pięknego synka, to, że jesteśmy zdrowi, że mam bliskich, że mam przyjaciól - że mam Boga, że świat jest piękny. Teraz jest dobre. Choć oczywiście bywa trudne - gdy tęsknimy, martwimy się. Dlatego warto to co trudne oddawać Bogu. Oddałam męża - dziewczyny pisały żeby paczkę zrobić ładnie kokradką przewiązac i tak wysłać. Słabo mi szło - mąz szedł w kawałkach - na ale pomyslałam, że gdzie jak gdzie - tam na górze najlepiej go pozszywają. Jest jeszcze - "Jezu Ty się tym zajmij". Także pomocne.
Jeśli niepokoi Cię kwestia ważności małżeństwa - to się prędzej czy póżniej wyjaśni. Daj sobie czas by nacieszyć się malutką, zregenerować siły. Nie przejmuj się oskarżeniami teściów - po prostu nie odbieraj od nich telefonów. Nie masz takiego obowiązku, szkoda twoich nerwów. Doskonale wiedzą, że kobiety w połogu, karmiącej młodej mamy się nie nęka. Jako młoda mama masz prawo się chronić. Nabierzesz sił, nacieszysz się malutką - to się wszystkim po kolei zajmiesz. Wszystko w swoim czasie.
Piszesz, że jesteś przemęczona - część tego to mogą być emocje, burze hormonalne, niedospanie. Z czasem się to układa, gdy rytm maluszka i mamy się zgrywają, synchronizują. Po tylu małych dzieciaczkach, które miałam pod opieką dam ci jedną dobrą radę - taką praktyczną: śpij zawsze gdy mała śpi, odpoczywaj gdy jest spokojna. Pomału ucz się, że jeśli chcesz sobie np. poczytać, czy posłuchać muzki - to nie czekaj, aż ona zaśnie - ale rób to, gdy jest spokojniutka. Zaopatrz się w odpowiedni leżaczek - taki niemowlęcy leżący, wtedy możesz mieć małą zawsze ze sobą - np. gdy chcesz przygotować coś w kuchni, czy np. się wykąpać. Są też takie niewielkie jeżdzące kołyski, które da się za sobą ciągać po całym domu. Ja z maluchem byłam często sama, po bardzo ciężkiej cesarce, i te sprzęty ułatwiły mi życie - bo mogłam robić to, co trzeba (absolutne minimum) i to co było potrzebne mi - czyli choćby przeczytanie kwałaka ksiązki - w czasie gdy mój synek nie spał. Jak spał - spałam i ja. Sen jest bardzo potrzebny
Za jakiś czas pewnie będziesz chciała poświczyć - poszukaj w sieci ćwiczeń dla mam z maluchami - sa bardzo fajne, takie w których maluszek tez bierze udział - i jest to rozojowe także dla malucha (ale raczej szukaj nagrań fizjoterapeutów, niż trenerek fitnes - niektóre z nich proponują nieco zbyt ekstremalne jak na maluszki ćwiczenia, no i dziecko to nie ciężarek, jak niektóre z nich twierdzą).
To ustalenie wspólnego rytmu - to własnie włączenie dziecka w codzienny rytm życia, nauka jak zaspokojać swoje potrzeby, żyjąc wspólnie z maleństwem, z czego na jakiś czas zrezygnować - z uwzględnieniem tego co lubi maluszek i na co reaguje dobrze, na co żle. Niektóre dzieci lubią długie spacery, inne "pozwolą" mamie poćwiczyć, ugotować, wykąpać się czy coś ugotować tylko w określonych porach. Każde dziecko ma też godziny, gdy chce być blisko mamy - i nie chce by ona robiła coś innego - jedne dzieci potrzebują takiej bliskości np. raz na godzinę przez 15 minut, inne raz na trzy godziny przez godzinę. Są i takie malenstwa, które pierwsze miesiące życia potrzebują być na mamie cały czas. Z czasem będziesz wiedziec jak jest z twoją księżniczką - gdy dziecko ma zaspokojoną potrzebę bliskości - z czasem pozwala mamie coraz bardziej się oddzielać (choć z poczatku nie na długi czas i nie daleko - najlepiej tak żeby ją widzieć, słyszeć, czuć jej zapach), nie warto maluszka "szkolić", to dość naturalny proces.
Pomodlę się dziś w Waszej intencji do św. Józefa, niech się Wami dobrze opiekuje: takie dwie śliczne dziewczynki - na pewno otoczy Was całą swoją troską. Pomodlę się też w intencji Twojego męża i jego rodziców - nie mam pomysłu jakim Świętym ich powierzyć, ale dziś jakiś Święty się znajdzie na pewno, no bo kiedy jak nie dziś?
Mocno Cię przytulam
A to prezent dla Ciebie - pięknie śpiewana Litania Loretańska - z pięknymi obrazami macierzyństwa
https://www.youtube.com/watch?v=s4E7MBWFbvA