Sama_mamo, bardzo rozumiem Twój ból i chęć ucieczki. Sytuacja jest rzeczywiście chora, jednak Ty masz na nią wpływ, i to nie tylko uciekając z niej. Natomiast - stawiając granice.
Sobie. Możesz zacząć to robić od razu, i - co jest absolutnie cudowną informacją w tym wszystkim - Pan Bóg w tym Cię będzie wspierał, jeśli tylko Go o to poprosisz i otworzysz się na Jego pomoc, bo stawianie granic
sobie prowadzi do urealnionego spojrzenia na świat i ludzi. A to sprawia - że mniej boli. Dużo mniej. Po pewnym czasie pewne rzeczy przestają boleć w ogóle.
Zobacz:
Sama_mama pisze: ↑12 cze 2020, 22:38
mój mąż ma ogromny żal do Boga że jest w takiej sytuacji i przy okazji mi się nie raz oberwało że to moja wina, bo jakbym była normalna to nie stałoby się to i on by nie odszedł od nas...
Granica postawiona sobie mogłaby wyglądać tak:
Mój mąż ma żal do Boga, ale ja chcę być przy Bogu i chcę być mu wdzięczna, choćby za to że mam syna. Wiem, że jestem normalna, a mąż próbuje na mnie przerzucić odpowiedzialność za swoją relację z Bogiem. Tymczasem ja wiem, że to jego odpowiedzialność.
Boże, użycz mi Pogody Ducha...
Sama_mama pisze: ↑12 cze 2020, 22:38
Ręce mi podają.
Czuję się bezsilna. Ale mogę nie być bezradna. Boże, wesprzyj i pokieruj, pokaż co w tej sytuacji mogę zrobić.
Boże, użycz mi Pogody Ducha...
Sama_mama pisze: ↑12 cze 2020, 22:38
Dla niego jak widać sakrament się nie liczy i nigdy liczył się nie będzie.
Dla mojego męża teraz sakrament się nie liczy. Dla mnie sakrament się liczy i na tym chcę się skupić. Nie znam przyszłości. Jednak podejmuję maksymalnie dobrą decyzję co do mojej teraźniejszości, aby była jak najlepsza dziś, tu i teraz.
Boże, użycz mi Pogody Ducha...
Sama_mama pisze: ↑12 cze 2020, 22:38
Moje tłumaczenia to jak grochem o ścianę.
Moje tłumaczenia nie wywołują efektu, na jaki liczyłam. Przestaję tłumaczyć cokolwiek, bo to tylko powiększa mój ból i poczucie bezradności. W to miejsce i w tym czasie skupiam się na sobie i dziecku, aby budować dobrą teraźniejszość bez męża. Gdy będę gotowa zacznę się modlić, aby to Bóg mężowi tłumaczył.
Boże, użycz mi Pogody Ducha...
Sama_mama pisze: ↑12 cze 2020, 22:38
Masz w 200% rację on nie umie być mężem i ojcem , wydaje mi się że ta kwestia nigdy się nie zmieni.
Mam rację, czyli - wydaje mi się. Stawiam sobie "stop", stawiam "stop" takiemu myśleniu, bo tylko Bóg zna przyszłość. Jemu ją powierzam. Ja się skupiam na budowaniu dobrego dziś, tu i teraz, w tym zakresie który należy do mnie.
Boże, użycz mi Pogody Ducha...
Sama_mama pisze: ↑12 cze 2020, 22:38
Najchętniej to bym uciekła razem z synem. Mam dość tej chorej sytuacji.
Przyglądam się wszystkim ucieczkom mojego życia i konsekwencjom tych ucieczek. Przyglądam się faktowi, że ucieczka z sytuacji to często ucieczka od odpowiedzialności za własne życie. Modlę się o podjęcie zdrowej odpowiedzialności za siebie i powierzone mi dziecko, bez wchodzenia w nadodpowiedzialność lub nieodpowiedzialność. Przyglądam się sobie w świetle Pisma Świętego, słów rekolekcji, spotkań z ludźmi, którzy kierują się Bożym patrzeniem, mądrych książek, często korzystam z sakramentów (spowiedź, Komunia Św.), myślę o stałym spowiedniku, może o kierowniku duchowym...
Boże, użycz mi Pogody Ducha...
Uświadamiam sobie, że "najtrudniejsza praca w życiu, to praca nad samym sobą". I tej roboty jest po kokardki do końca życia. Decyduję się - wchodzę w to.
Boże, użycz mi Pogody Ducha...
Sama_mamo, wiem, że to co napisałam wyżej, dziś może Ci się wydawać abstrakcją. Jednak daj czasowi czas, i za jakiś czas - wróć do tego. Może już jutro?
Bożego dnia!