Ostatecznie - tylko rozwód.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Sama_mama
Posty: 80
Rejestracja: 04 kwie 2019, 11:49
Płeć: Kobieta

Re: Ostatecznie - tylko rozwód.

Post autor: Sama_mama »

ozeasz pisze: 12 cze 2020, 19:38
Sama_mama pisze: 12 cze 2020, 17:38 Ciężko jest wytłumaczyć 5latkowi gdzie jest tata, dlaczego nagle ma inne dzieci, przez ten czas, czyli rok, mąż za każdym razem mówił synkowi że nikogo nie ma i więcej dzieci nie będzie miał ( a ona w 8m). Kłamał w żywe oczy, nie uszanował własnego pierworodnego syna... Nie rozumiem tego. Nie rozumiem jak można być takim człowiekiem...
Zastanawia mnie to podkreślone zdanie, jak to z pięcio, czterolatkiem rozmawiać na takie tematy, przecież Ono się nie pozbiera z tego i będzie miało traumę, zastanawialiście się (oboje) nad tym co robicie dziecku wciągając Go w wasze rozmowy, problemy ? :shock: :(


Oczywiście że sobie zdaje sprawę dlatego od pewnego czasu temat taty jest zamknięty.. To ja do momentu pandemii jeździłam z dzieckiem do psychologa. Chciałabym podkreślić że ja nie mam w żaden sposób wpływu na to co i jak mówi mąż do syna, jak to powiedział mąż to jego dziecko i będzie mówił co chce.
Sama_mama
Posty: 80
Rejestracja: 04 kwie 2019, 11:49
Płeć: Kobieta

Re: Ostatecznie - tylko rozwód.

Post autor: Sama_mama »

Pavel mąż widuje syna 2 razy w miesiącu jest to sobota ok.godainy 15 do niedzieli ok. 14 . Generalnie to mnie bardzo ruszyło, biorąc pod uwagę częstotliwość widzen..
Chodziło mi o to, skoro nas zostawił i ma w nosie nasze życie to chociaż mógł się wysilić i na tą glupią metkę spojrzeć lub do mnie zadzwonić i zapytać jaki ma rozmiar bo chce kupić ubrania dla młodego. Boli mnie to że o swoim dziecku nic nie wie... Nic kompletnie. Wydaje mi się że chłopiec potrzebuje mężczyzny, wzoru... Jak sama nigdy nie będę wstanie mu tego pokazać i nauczyć jak postępuje mężczyzna, mąż i ojciec... Chyba sam to rozumiesz i wiesz.
U Ciebie jest kompletnie inna sytuacja bo Ty jak pisałeś jeździsz a on nie. Od robi paczki.. Także wybacz ale jakoś do mnie to nie przemawia...
Sama_mama
Posty: 80
Rejestracja: 04 kwie 2019, 11:49
Płeć: Kobieta

Re: Ostatecznie - tylko rozwód.

Post autor: Sama_mama »

Nirwanna pisze: 12 cze 2020, 19:59
Sama_mama pisze: 12 cze 2020, 17:38 Pavel, dziękuje , o to mi chodziło. Dla niego to była okropna wiadomość, biorąc pod uwagę że syn ciągle myślał że wrócimy do siebie( nie raz tłumaczyłam że na chwilę obecną jest to niemożliwe ale jak będzie tego nikt nie wie) może to był błąd z mojej strony mówiąc tak.. Nie wiem.. Ciężko jest wytłumaczyć 5latkowi gdzie jest tata, dlaczego nagle ma inne dzieci, przez ten czas, czyli rok, mąż za każdym razem mówił synkowi że nikogo nie ma i więcej dzieci nie będzie miał ( a ona w 8m). Kłamał w żywe oczy, nie uszanował własnego pierworodnego syna... Nie rozumiem tego. Nie rozumiem jak można być takim człowiekiem...
Mi samej jest się ciężko z tym pogodzić. To nie jest prosta i łatwa sprawa. Często zastanawiam się czy on zdaje sobie sprawę z tego co zrobił... Dla mnie jest to kompletnie nie do przyjęcia, nie do wybaczenia i zaakceptowania...

Jeśli chodzi o relacje ojciec - Syn to nie ma żadnej. Mąż nawet nie wie jaki rozmiar ubrań nosi syn.. Dla Was może to być błahostka, bzdura... A dla mnie... Przepraszam, ale świadczy tylko o tym ile wie o własnym dziecku i ile dla niego znaczy.
Nie zasłużył na miano taty/ojca , żaden normalny człowiek nie postępuje w ten sposób. Moje nastawienie nigdy się nie zmieni... I mam nadzieję że kiedyś mój syn to zrozumie.
Przez rok rwałam włosy z głowy. Obwiniałam się na każdym kroku a to była jego manipulacja... Dobrze grał skrzywdzonego. Dziękuje Bogu że prawda wyszła na jaw a on poniesie konsekwencje swojego zachowania... Jakże dorosłego i odpowiedzialnego. ..

Ahhh zapomniałam dodać że mąż zaproponował mi abym została matką chrzestną... Ehh czy to nie hipokryzja? Oni chcą dzieci ochrzcić ale jak? Kto to zrobi skoro nie mamy rozwodu.
Sama_mama, mnie uderzyło to co wyboldowałam. Przede wszystkim sprawia wrażenie, że Twój mąż kompletnie nie rozumie choćby kwestii sakramentów w KK, to pomysł tak absurdalny, że dosłownie nie wiem jakich słów użyć. To raz.
Zauważ też, że akurat w tej kwestii rozwód nie ma nic do rzeczy. Czy przed rozwodem, czy w trakcie, czy po rozwodzie - jesteście sakramentalnym małżeństwem. Kropka.

A po drugie - granice! Twoje. Warto postawić granice, aby nie dać się ranić kolejnymi absurdalnymi słowami, pomysłami. Tę energię którą przeznaczasz teraz na żal,smutek i wylewanie bólu (ważny etap,tak jest ok), warto abyś wkrótce przekierowała na konkretne postawienie granic ranieniu, bo na ten moment Twój mąż nie umie być mężem i ojcem.
Nirwanno mój mąż ma ogromny żal do Boga że jest w takiej sytuacji i przy okazji mi się nie raz oberwało że to moja wina, bo jakbym była normalna to nie stałoby się to i on by nie odszedł od nas...
Ręce mi podają.
Dla niego jak widać sakrament się nie liczy i nigdy liczył się nie będzie. Moje tłumaczenia to jak grochem o ścianę.
Masz w 200% rację on nie umie być mężem i ojcem , wydaje mi się że ta kwestia nigdy się nie zmieni.
Najchętniej to bym uciekła razem z synem. Mam dość tej chorej sytuacji.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Ostatecznie - tylko rozwód.

Post autor: Nirwanna »

Sama_mamo, bardzo rozumiem Twój ból i chęć ucieczki. Sytuacja jest rzeczywiście chora, jednak Ty masz na nią wpływ, i to nie tylko uciekając z niej. Natomiast - stawiając granice. Sobie. Możesz zacząć to robić od razu, i - co jest absolutnie cudowną informacją w tym wszystkim - Pan Bóg w tym Cię będzie wspierał, jeśli tylko Go o to poprosisz i otworzysz się na Jego pomoc, bo stawianie granic sobie prowadzi do urealnionego spojrzenia na świat i ludzi. A to sprawia - że mniej boli. Dużo mniej. Po pewnym czasie pewne rzeczy przestają boleć w ogóle.

Zobacz:
Sama_mama pisze: 12 cze 2020, 22:38 mój mąż ma ogromny żal do Boga że jest w takiej sytuacji i przy okazji mi się nie raz oberwało że to moja wina, bo jakbym była normalna to nie stałoby się to i on by nie odszedł od nas...
Granica postawiona sobie mogłaby wyglądać tak:
Mój mąż ma żal do Boga, ale ja chcę być przy Bogu i chcę być mu wdzięczna, choćby za to że mam syna. Wiem, że jestem normalna, a mąż próbuje na mnie przerzucić odpowiedzialność za swoją relację z Bogiem. Tymczasem ja wiem, że to jego odpowiedzialność.
Boże, użycz mi Pogody Ducha...
Sama_mama pisze: 12 cze 2020, 22:38 Ręce mi podają.
Czuję się bezsilna. Ale mogę nie być bezradna. Boże, wesprzyj i pokieruj, pokaż co w tej sytuacji mogę zrobić.
Boże, użycz mi Pogody Ducha...
Sama_mama pisze: 12 cze 2020, 22:38 Dla niego jak widać sakrament się nie liczy i nigdy liczył się nie będzie.
Dla mojego męża teraz sakrament się nie liczy. Dla mnie sakrament się liczy i na tym chcę się skupić. Nie znam przyszłości. Jednak podejmuję maksymalnie dobrą decyzję co do mojej teraźniejszości, aby była jak najlepsza dziś, tu i teraz.
Boże, użycz mi Pogody Ducha...
Sama_mama pisze: 12 cze 2020, 22:38 Moje tłumaczenia to jak grochem o ścianę.
Moje tłumaczenia nie wywołują efektu, na jaki liczyłam. Przestaję tłumaczyć cokolwiek, bo to tylko powiększa mój ból i poczucie bezradności. W to miejsce i w tym czasie skupiam się na sobie i dziecku, aby budować dobrą teraźniejszość bez męża. Gdy będę gotowa zacznę się modlić, aby to Bóg mężowi tłumaczył.
Boże, użycz mi Pogody Ducha...
Sama_mama pisze: 12 cze 2020, 22:38 Masz w 200% rację on nie umie być mężem i ojcem , wydaje mi się że ta kwestia nigdy się nie zmieni.
Mam rację, czyli - wydaje mi się. Stawiam sobie "stop", stawiam "stop" takiemu myśleniu, bo tylko Bóg zna przyszłość. Jemu ją powierzam. Ja się skupiam na budowaniu dobrego dziś, tu i teraz, w tym zakresie który należy do mnie.
Boże, użycz mi Pogody Ducha...
Sama_mama pisze: 12 cze 2020, 22:38 Najchętniej to bym uciekła razem z synem. Mam dość tej chorej sytuacji.
Przyglądam się wszystkim ucieczkom mojego życia i konsekwencjom tych ucieczek. Przyglądam się faktowi, że ucieczka z sytuacji to często ucieczka od odpowiedzialności za własne życie. Modlę się o podjęcie zdrowej odpowiedzialności za siebie i powierzone mi dziecko, bez wchodzenia w nadodpowiedzialność lub nieodpowiedzialność. Przyglądam się sobie w świetle Pisma Świętego, słów rekolekcji, spotkań z ludźmi, którzy kierują się Bożym patrzeniem, mądrych książek, często korzystam z sakramentów (spowiedź, Komunia Św.), myślę o stałym spowiedniku, może o kierowniku duchowym...
Boże, użycz mi Pogody Ducha...

Uświadamiam sobie, że "najtrudniejsza praca w życiu, to praca nad samym sobą". I tej roboty jest po kokardki do końca życia. Decyduję się - wchodzę w to.
Boże, użycz mi Pogody Ducha...


Sama_mamo, wiem, że to co napisałam wyżej, dziś może Ci się wydawać abstrakcją. Jednak daj czasowi czas, i za jakiś czas - wróć do tego. Może już jutro? :-)
Bożego dnia!
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Sama_mama
Posty: 80
Rejestracja: 04 kwie 2019, 11:49
Płeć: Kobieta

Re: Ostatecznie - tylko rozwód.

Post autor: Sama_mama »

Nirwanno idealnie to opisałaś i nie jest to abstrakcją. Wiem jedno i będę o to prosić dzień w dzień Boga abym wytrwała w Sakramencie małżeństwa bo taki mam zamiar. Aby był przy nas i nas nie opuszczał.. O mądre decyzje o spokój, wiarę i nadzieję.

Tak jak napisałaś pora skupić się na tu i teraz , z przeszłości wyciągnąć wnioski a przyszłość zostawić Panu Bogu.

Dziękuje Ci.

Zatracam się w swoim gniewie, bólu, wstydzie i niemocy poraz to zmienić..
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Ostatecznie - tylko rozwód.

Post autor: Nirwanna »

Sama_mamo - tak trzymaj :-)
Pamiętając, że upadniesz nie raz. Po prostu - o jeden raz więcej wstajesz, niż upadasz :-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Avys
Posty: 220
Rejestracja: 21 cze 2020, 8:31
Płeć: Kobieta

Re: Ostatecznie - tylko rozwód.

Post autor: Avys »

Sama_mamo mam nadzieję, że jakoś się trzymasz bo ostatni Twój wpis był kilka dni temu. Nie potrafię sobie wyobrazić jak dajesz radę w tej sytuacji. Tylko chyba Bóg może sprawić, żeby przez to przejść. Ja w zeszłym roku miałam namiastkę jedną tysięczną Twojej sytuacji- usłużne sąsiadki doniosły, że kochanka Męża jest w ciąży a co więcej On wtedy był już z inną kochanką. Ma szczęście okazało się to nieprawdą, ale zwaliła mnie ta wiadomość z nóg. Tym bardziej, że naszych dzieci mamy 3 a Jemu jak mówił 2 już by spokojnie wystarczyła a małych dzieci to nie lubił za bardzo. W każdym razie z kolejną kowalską w grudniu to Mąż zaczął mówić, że jak będzie chciała dziecko to On się zgodzi. Pamiętam jakiego miałam doła po tej informacji, jak płakałam- sam swoje dzieci widział raz w miesiącu lub rzadziej!! a brał pod uwagę kolejne. To było szaleństwo. Dlatego myślę, że Ci jest bardzo ciężko. Może jednak z Bogiem jak to już jest wynikną z tego dobre rzeczy! Patrząc na to jak Twój Mąż się zachowuje- to może kowalska szybko przestanie być atrakcyjna, bliźniaki to chyba ciężka praca jak dla 1 osoby i On siłą rzeczy będzie musiał pomagać. Kowalska nie będzie romantyczna i pachnąca przez 24h i może życie zweryfikuje Mu trochę Jego wybory. Może Twój Mąż dzięki temu zwróci się też do Boga. To może/nie musi być ten szansa.
Po propozycji abyś została chrzestną domniemam, że u Niego nie tylko wartości religijne ale i współżycia społeczno-rodzinnego są całkowicie odwrócone do góry nogami. Chyba szatan w naszym świecie działa takimi ideologiami jak rodziny patchworkowe. Nie wiem co sądzisz/sądzicie?
ODPOWIEDZ