Idealne małżeństwo - i nadszedł ten dzień...

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Longines
Posty: 67
Rejestracja: 03 sty 2020, 11:01
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Idealne małżeństwo - i nadszedł ten dzień...

Post autor: Longines »

--->Bycie otwartym na powrót to jedno, a bezwarunkowe, bezkrytyczne, nieprzemyślane prowokowanie powrotów to drugie. Można odsłaniać się i narażać bezrefleksyjnie na zgubę. Moim zdaniem byłoby to jakimś niechlubnym pójściem na łatwiznę, poddaniem się, zaprzeczeniem siebie, wiary i rozumu ze szkodą dla wszystkich, nieodpowiedzialne. (…) Jak już nawiązujemy do Syna Marnotrawnego to jego ojciec nie uganiał się za nim, nie szukał go na mieście, nie dosyłał mu pieniędzy, ucztę wyprawił dla bliskich osób na cześć powrotu swojego syna (nie był to voucher spa dla syna w nagrodę).

Dokładnie.

---->Dokładnie tak jak piszesz - kluczowe jest "chce" drugiej osoby. Trzeba tylko swoim zachowaniem i postawą zadbać aby tej drugiej osobie się zachciało. Trzeba stać się człowiekiem którego kochała kiedyś, bez wad które rozwaliły związek.

Znów to samo. Wszystkie swoje działania i myśli budujesz w stronę żony, dla żony i z myślą o żonie. Ty sam dla siebie nie chcesz istnieć, nie pozwalasz sobie nawet na to. Nawet na dzieci patrzysz teraz tylko przez pryzmat żony i Waszych problemów.
Nie masz wpływu na to jakie ona decyzje podejmie i co jej się zachce. Dlatego pakujesz się w bardzo niebezpieczną sytuację.
Poza tym raz jeszcze. Piszesz, że Twoje wady rozwaliły związek. To tak nie działa. Kiedy ludzie się ze sobą wiążą, a po jakimś czasie opada zakochanie i zaczynamy widzieć tą drugą osobę taką jaką jest, a więc dostrzegamy też wady- wtedy decydujemy- tutaj spróbujemy kompromis wypracować, to mi przeszkadza, ale mogę z tym żyć. Albo "nie, nie da rady, nie dogadamy się" i wtedy papa- ale to na dłuuuuugo przed narzeczeństwem, ślubem i dziećmi.
Miłość to jest wybór. Nie zakochanie i hormony tylko właśnie wybór- tak, chcę z tą kobietą/tym facetem żyć i coś budować, mimo jej/jego wad, których mam świadomość. A jak się jakieś wady pogłębiają z biegiem lat, albo pojawiają się nowe (bo się zmieniamy), to się coś z tym robi, a nie czeka aż druga strona się domyśli. A jak się nie domyśla to się rozwala się rodzinę i planuje życie z kimś innym. Tak się nie da po prostu.

Niebezpieczeństwo w jakim jesteś polega na tym, że nadal masz wyidealizowany obraz żony, usilnie chcesz ufać jej bezgranicznie , wszystko usprawiedliwiasz, sam sobie dokopujesz i bierzesz wszystko na siebie - oddajesz pełną kontrolę nad swoim życiem, zasobami, dziećmi etc właśnie jej, zamiast samemu nad swoim życiem zapanować. Masz teraz bardzo wiele do stracenia i z takim myśleniem ze wszystkich możliwych scenariuszy jakie mogą się zrealizować, nie tylko nie zabezpieczasz siebie i rodziny przed tymi najgorszymi możliwościami, ale też ryzykujesz spapraniem tych pozytywnych możliwości.
Dlaczego tak uważam?
Powiedzmy, że zrealizuje się to czego bardzo chcesz i żona wraca. Tak po prostu. Z Twoim nastawieniem staniesz się jej kompletnie podległy. Będziesz się panicznie bał, że może znowu odejść i nie będziesz stawiać ani granic, ani wymagań. To nie jest rola dla Mężczyzny i nie tylko Ty poniesiesz tego konsekwencje. Wasze dzieci z tego modelu też mogą wiele przyswoić.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Idealne małżeństwo - i nadszedł ten dzień...

Post autor: Nino »

I przepraszam Cię, Niepokorny, że w Twoim wątku poleciałam ze swoim wynurzeniem, ale tak działa to forum, że przy okazji czyjegoś postu, coś się z człowieka mocno osobistego uleje.

Ty masz jeszcze dwoje małych dzieci. Mieszkacie z żoną tuż obok. Widzicie się codziennie. Totalnie inna sytuacja życiowa.

Dzięki Bogu, że nie ma zdrad!

Twoja żona zrobiła zwrot o 180 stopni i w tym jest podobna do mojego męża.

Jestem przekonana, że ona jest przekonana o swojej racji i raczej racjonalne argumenty do niej mogą nie trafić.

Też mężowi swego czasu perorowałam o wadze ojcostwa i jak ważna to relacja, i jak źle się dzieje, gdy on odwraca się od dzieci.

Ano, odwracał się. Ale to jego ojcostwo. Nie moje. Ja jestem matką i działam zgodnie ze swoim sumieniem matki. Zgodnie z tym, co podpowiada mi miłość. Nie sprawię, że mój mąż będzie tak, jak ja, kochać dzieci. On ma swoje ojcostwo, a to, że robi przed nim uniki, to inna bajka. I też nie moja odpowiedzialność.

Bądź nadal dobrym ojcem. Mądrze piszesz. Zmieniaj się, tak jak tu radzą, przede wszystkim: dla siebie.

Życzę Ci, aby "amok" żony w kierunku samodzielnego życia bez Ciebie u boku przeszedł jak najszybciej ;)
Ukasz

Re: Idealne małżeństwo - i nadszedł ten dzień...

Post autor: Ukasz »

SkonczonyNiepokorny pisze: 21 maja 2020, 8:47 Ukasz - wydaje się, że źle mnie trochę zrozumiałeś. Oczywiście masz rację, że dzieci nas potrzebują. Wyjścia nie miałem żeby się nie wyprowadzić - jeżeli ja bym tego nie zrobił to zrobiła by to żona.
Zrozumiałem, że pisałeś o sposobie informowania dzieci. Odnosiłem się jednak do samej decyzji i sposobu pisania o niej. Wyczułem tu zbyt łatwą zgodę na coś, co może być już bez odwrotu. Żona by się wyprowadziła - bo tak mówi? Skąd wiesz, co by było, gdyby... Wiele rzeczy może się zdarzyć po drodze. I to ona by się wyprowadziła a nie Ty, co ma znaczenie i dla dzieci, i dla sądu, i przede wszystkim dla Ciebie.
Chyba znam z tego forum i spoza niego więcej przykładów odbudowy małżeństwa po ciężkim kryzysie niż przypadków, kiedy czasowa wyprowadzka nie okazała się początkiem końca.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13316
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Idealne małżeństwo - i nadszedł ten dzień...

Post autor: Nirwanna »

Ukasz pisze: 21 maja 2020, 23:01 Chyba znam z tego forum i spoza niego więcej przykładów odbudowy małżeństwa po ciężkim kryzysie niż przypadków, kiedy czasowa wyprowadzka nie okazała się początkiem końca.
Mam podobne obserwacje statystyczne, jak Ukasz.
Co więcej prawdopodobnie dotyczy to też mnie.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Idealne małżeństwo - i nadszedł ten dzień...

Post autor: Nino »

Rowniez przestrzegam przed wyprowadzkami, a juz tzw wyprowadzeniem wspolmalzonka, bo nie dajemy rady psychicznie.

Nirwanno, pozwolisz, ze zapytam: jestes osoba w tej grupie statystycznej, ktora podniosla sie w malzenstwie, pomimo ciezkiego kryzysu, czy w tej, gdzie wyprowadzka stala sie poczatkiem konca?
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13316
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Idealne małżeństwo - i nadszedł ten dzień...

Post autor: Nirwanna »

Tej drugiej, gdzie wyprowadzka była początkiem końca.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
MaryM
Posty: 240
Rejestracja: 18 gru 2019, 17:21
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Idealne małżeństwo - i nadszedł ten dzień...

Post autor: MaryM »

Nirwanna pisze: 22 maja 2020, 7:10
Ukasz pisze: 21 maja 2020, 23:01 Chyba znam z tego forum i spoza niego więcej przykładów odbudowy małżeństwa po ciężkim kryzysie niż przypadków, kiedy czasowa wyprowadzka nie okazała się początkiem końca.
Mam podobne obserwacje statystyczne, jak Ukasz.
Co więcej prawdopodobnie dotyczy to też mnie.
Przestrzegam przed wyprowadzką. Mój mąż wyprowadził się niedawno ale już widzę skutki - chociaż nie wyobrażałam sobie, że wyprowadzka może być gorsza niż obojetność to owszem- może. Ułatwia mu bardzo tkwienie w nowym zyciu
SkonczonyNiepokorny
Posty: 16
Rejestracja: 13 maja 2020, 8:28
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Idealne małżeństwo - i nadszedł ten dzień...

Post autor: SkonczonyNiepokorny »

Tak - macie racje, nie wiem co by było wtedy. Tak samo nie wiem co będzie teraz. Na to co się stało nie mam już wpływu. Była przygotowana do wyprowadzki - oglądała już inne mieszkania. Z tego zakładam, że z dużym prawdopodobieństwem by to zrobiła.
Niestety w tamtej chwili nie miałem takiej wiedzy jaką mam teraz ( i tak wydaje mi się, że niewielką mam) i robiłem to co uważałem za słuszne w danej chwili. Rozumiem, że może ktoś będzie czytał mój wątek i to ma go przestrzec przed takim działaniem.

Poza słowami wsparcia i otuchy. Radami które są dobre i staram się je stosować. Dużo jest w tutaj przekazu w stylu - "ona jest zła, ma ciebie gdzieś" albo " stary ale żeś wtopił, teraz to już będzie bardzo źle".
Cenie sobie szczerość ale osobom w ciężkiej sytuacji uczuciowej czy nawet psychicznej trzeba pomagać, radzić jak poradzić sobie w przyszłości a nie wytykać co zrobił źle.

Sami stwierdzacie, że się obarczam winą za wszystko. Widzę, że chcecie pomóc i radzicie abym zajął się sobą.
Przeszłości już nie zmienię.
Planuje przyszłość dobrą dla mnie i moich dzieci. Nie biorę w tym chwilowo pod uwagę powrotu żony.
Staram się być również ciekawym człowiekiem - nie poprzez rzeczy które jej zaimponują a poprzez to co mnie interesuje.
Patrzę może zbyt optymistycznie na to co będzie w przyszłości - wierzę, że wszystko się poukłada i żona wróci. Jednocześnie staram się dopuszczać myśli, że może wcale tak nie być i planować życie bez niej.
Znam siebie trochę lepiej i wiem, że na chwilę obecną ta nadzieja mi jest potrzebna, tym bardziej, że poza tym kryzysem dużo więcej w życiu mi się sypie. Na stopniową akceptacje przyjdzie czas - najważniejsze, że dopuszczam taką okoliczność.
A może w sumie najważniejsze w tym wszystkim, że poza opcjami "tak" i "nie" zacząłem zauważać także opcje "nie wiem". i wcale nie jest ona taka straszna.

Na chwilę obecną zamieniliśmy się osobowościami - ja się wyciszyłem bardzo, Ona stała się odważna i twardo stąpa po ziemi. To mogą być nasze reakcje obronne. Wiem, że ja taki spokojny wiecznie nie będę i zakładam, że ona też nie. Jak bardzo chcesz być inny i w końcu się "wyzwolisz" to na początku zaczynasz przeginać... Z biegiem czasu jednak się to cofa i przemiana zatrzymuje się po drodze. Potrzeba czasu - i chociaż wiem, że im dłużej tym będzie coraz trudniej to ja teraz nie decyduje o tym czy wrócimy do siebie. I wierzę, że więcej korzyści przyniesie mi postawa w której nie będę wałczył z żoną - zresztą Ona ze mną nie walczy też .
Staram się ją zrozumieć. Mogła trzymać to latami i mogło ją to rujnować - nie widzi teraz innego wyjścia. Oczywiście to trzymanie w sobie nie jest tutaj tylko moją winą ale po porostu tacy byliśmy. Może, za rok będziemy obydwoje inni i stwierdzi, że da rade spróbować. Nikt tego nie wie. Trzeba szykować się na najgorsze ale nie można tracić nadziei i przestawać myśleć pozytywnie. Niech nawet moje myślenie się zmienia ale powoli. Teraz radykalna zmiana poglądu byłaby dla mnie za duża.


Nino - cieszę się nawet, że wyrzuciłaś to z siebie :) Tak jest czasami lżej. Dziękuję szczególnie za drugi post w którym podtrzymałaś we mnie nadzieję i słusznie zaznaczyłaś, że każda sytuacja jest inna.
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Idealne małżeństwo - i nadszedł ten dzień...

Post autor: Triste »

Ja także jestem w grupie gdzie wyprowadzka tylko przypieczętowała koniec.
Na wyprowadzkę upierał się mąż.
Dziś wiem że po prostu chciał mnie zostawić a rzekoma "chwilowa wyprowadzka" była tylko przykrywką.

Jak tutaj zaznaczacie - każdy przypadek jest inny dlatego warto dobrze rozważyć co kieruje osobą/osobami skorymi do wyprowadzki.
Jakie są faktyczne powody.
ale raczej ta odległość nie buduje i nie scala a właśnie przeciwnie - oddala.
Ewuryca

Re: Idealne małżeństwo - i nadszedł ten dzień...

Post autor: Ewuryca »

SkonczonyNiepokorny pisze: 22 maja 2020, 16:09 Tak - macie racje, nie wiem co by było wtedy. Tak samo nie wiem co będzie teraz. Na to co się stało nie mam już wpływu. Była przygotowana do wyprowadzki - oglądała już inne mieszkania. Z tego zakładam, że z dużym prawdopodobieństwem by to zrobiła.
Niestety w tamtej chwili nie miałem takiej wiedzy jaką mam teraz ( i tak wydaje mi się, że niewielką mam) i robiłem to co uważałem za słuszne w danej chwili. Rozumiem, że może ktoś będzie czytał mój wątek i to ma go przestrzec przed takim działaniem.

Poza słowami wsparcia i otuchy. Radami które są dobre i staram się je stosować. Dużo jest w tutaj przekazu w stylu - "ona jest zła, ma ciebie gdzieś" albo " stary ale żeś wtopił, teraz to już będzie bardzo źle".
Cenie sobie szczerość ale osobom w ciężkiej sytuacji uczuciowej czy nawet psychicznej trzeba pomagać, radzić jak poradzić sobie w przyszłości a nie wytykać co zrobił źle.

Sami stwierdzacie, że się obarczam winą za wszystko. Widzę, że chcecie pomóc i radzicie abym zajął się sobą.
Przeszłości już nie zmienię.
Planuje przyszłość dobrą dla mnie i moich dzieci. Nie biorę w tym chwilowo pod uwagę powrotu żony.
Staram się być również ciekawym człowiekiem - nie poprzez rzeczy które jej zaimponują a poprzez to co mnie interesuje.
Patrzę może zbyt optymistycznie na to co będzie w przyszłości - wierzę, że wszystko się poukłada i żona wróci. Jednocześnie staram się dopuszczać myśli, że może wcale tak nie być i planować życie bez niej.
Znam siebie trochę lepiej i wiem, że na chwilę obecną ta nadzieja mi jest potrzebna, tym bardziej, że poza tym kryzysem dużo więcej w życiu mi się sypie. Na stopniową akceptacje przyjdzie czas - najważniejsze, że dopuszczam taką okoliczność.
A może w sumie najważniejsze w tym wszystkim, że poza opcjami "tak" i "nie" zacząłem zauważać także opcje "nie wiem". i wcale nie jest ona taka straszna.

Na chwilę obecną zamieniliśmy się osobowościami - ja się wyciszyłem bardzo, Ona stała się odważna i twardo stąpa po ziemi. To mogą być nasze reakcje obronne. Wiem, że ja taki spokojny wiecznie nie będę i zakładam, że ona też nie. Jak bardzo chcesz być inny i w końcu się "wyzwolisz" to na początku zaczynasz przeginać... Z biegiem czasu jednak się to cofa i przemiana zatrzymuje się po drodze. Potrzeba czasu - i chociaż wiem, że im dłużej tym będzie coraz trudniej to ja teraz nie decyduje o tym czy wrócimy do siebie. I wierzę, że więcej korzyści przyniesie mi postawa w której nie będę wałczył z żoną - zresztą Ona ze mną nie walczy też .
Staram się ją zrozumieć. Mogła trzymać to latami i mogło ją to rujnować - nie widzi teraz innego wyjścia. Oczywiście to trzymanie w sobie nie jest tutaj tylko moją winą ale po porostu tacy byliśmy. Może, za rok będziemy obydwoje inni i stwierdzi, że da rade spróbować. Nikt tego nie wie. Trzeba szykować się na najgorsze ale nie można tracić nadziei i przestawać myśleć pozytywnie. Niech nawet moje myślenie się zmienia ale powoli. Teraz radykalna zmiana poglądu byłaby dla mnie za duża.


Nino - cieszę się nawet, że wyrzuciłaś to z siebie :) Tak jest czasami lżej. Dziękuję szczególnie za drugi post w którym podtrzymałaś we mnie nadzieję i słusznie zaznaczyłaś, że każda sytuacja jest inna.
SkonczonyNipokorny twoje wypowiedzi są według mnie bardzo trafne, Podoba mi się jak podchodzisz do swojego kryzysu i sytuacji w której się znalazłeś. Zresztą czytając twoj wątek miałam wrażenie że twoje wypowiedzi są roztropniejsze niż właśnie forumowiczów z dłuższym tutaj stażem. Kiedy przeczytałam twoj pierwszy post nie pomyślałam ze to twoja żona nawaliła ale jakoś umiałam sobie wyobrazić czemu „pękła” wiec duży plus ze umiałeś obiektywnie ocenić sytuacje zamiast zrzucić wszystko na nią. Warto teraz spojrzeć na siebie łaskawym okiem, skoro wiesz co było zle i jesteś gotowy pracować nad sobą aby być lepszą wersją siebie to narazie wszystko co możesz zrobić. Co do twojego pytania o czas dla żony i czekanie obok... starałam się przeanalizować siebie jako kobietę która również odeszła od męża, co takie deklaracje złożone wówczas przez męża wniosłyby do nas. I tak sobie myśle, że najlepsze co możesz zrobić to czekać. Ja odeszłam od męża i przez pierwsze 3 miesiące czułam się jakby mnie wypuszczono z więzienia, odreagowywałam wtedy również przez spotkania ze znajomymi, wyjścia na miasto itd. Mąż wtedy dał znać ze chce pracować nad małżeństwem i po 3 miesiącach podjęliśmy taką próbę. Po dwóch latach znowu się rozstaliśmy ponieważ mąż nic nie zmienił z rzeczy które mi obiecywał. Wtedy ja odeszłam po raz kolejny tym razem do kogoś innego. Wtedy mąż znowu zaczął prosić o powrot, szanse itd. Tym razem mu nie uwierzyłam ale po pol roku kiedy dalej składał deklaracje miłości i chęci zmiany ponownie się zgodziłam, on wówczas się wycofał i związał z inną partnerką. Chodzi mi o to że warto czekać na żonę, bo chyba tylko opcja czekania może uratować jakiekolwiek małżeństwo.
SkonczonyNiepokorny
Posty: 16
Rejestracja: 13 maja 2020, 8:28
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Idealne małżeństwo - i nadszedł ten dzień...

Post autor: SkonczonyNiepokorny »

Ewuryca - dziękuję za słowa otuchy :) właśnie o to chodzi. To ja stawiałem warunki i oczekiwałem w związku. Jeżeli teraz też bym tak zrobił to zapewne przyniosłoby to więcej szkody niż pożytku. Ja się zmieniam, i nie robie tego wbrew sobie. Przez te dwa miesiące starałem się być przykładnym mężem. Zacząłem bardzo angażować się w sprawy domowe - że tak powiem gary w zlewie nie stały ;). Robiłem w domu bardzo dużo. Po 2 tygodniach wymiękłem, wieczorem ledwo stałem. Wtedy właśnie doceniłem to co robi żona w domu. Dotychczas nie doceniałem tego bo było zawsze zrobione, nie prosiła mnie nigdy a ja sam nie wykazywałem inicjatywy. Ot czasami drobna pomoc i to jak Ona poprosiła. Co więcej - polubiłem pomagać żonie, doceniłem, że jest mniej zmęczona. Cieszyłem się jak wychodziła ze znajomymi na kręgle i, że mimo sytuacji jaka nas dopadła wracała uśmiechnięta bo dobrze się bawiła. Co najważniejsze przestałem Jej podejrzewać o wszystko... I skutek był zdumiewający. Na początku próbowała ograniczyć moją wiedzę z kim wychodzi. Z czasem mimochodem zaczęła mi się tłumaczyć - tak jakby nie chciała abym był zazdrosny aż tak. NIe robiłem sobie czarnych wizji tego co robi - zaakceptowałem, że scenariusz może być porostu taki jak mówi. Zauważyłem, że sam mam koleżanki z którymi mógłbym wyjść na kawę i nie skończy się to jakimś romansem - jej wcześniej to potrafiłem wypominać.

Ale najważniejsze - nie robię tego na siłę - odkryłem, że mnie samemu bez tych rzeczy jest o wiele łatwiej. Ostatni miesiąc z żoną spędziłem właśnie w ten sposób. I jestem w stanie zrozumieć, że można komuś po prostu nie ufać w danej chwili, że się zmieni.
udasiek
Posty: 149
Rejestracja: 15 lip 2017, 9:59
Płeć: Kobieta

Re: Idealne małżeństwo - i nadszedł ten dzień...

Post autor: udasiek »

Niepokorny,
tak się cieszę że zmieniasz podejście i tak dobrze Ci idzie w Twoich zmaganiach :D
Gdy czytam Twój wątek, trochę widzę siebie - jak czytałam o tych tabelkach którymi "uświadamiałeś" żonę to już zupełnie ja :lol: tak też chciałam męża uświadomić że "powinien" więcej zarabiać (ja też pracuję, żeby nie było że tylko męża chciałam "mobilizować"), nie wzięłam pod uwagę przebiegu jego życia gdy mnie jeszcze nie znał (podłoża z rodziny pierwotnej), jego podejścia do pieniędzy, tego że na prawdę się starał na swój sposób, nie myślałam że może odbierać o jako przemocowe - ja po prostu tak bardzo chciałam żeby było dobrze, żebyśmy mieli pieniądze na jakieś wakacje, wyjazdy itp wszystko to robiłam w b dobrej wierze! nie zdawałam sobie tylko sprawy że mój mąż ma inne priorytety - nie znałam własnego męża, ważne było tylko to co chcę ja, co ja widzę jako "najlepsze dla nas"... No i tak bardzo się bałam braku pieniędzy - nie wiem skąd się to we mnie wzięło ale b dużo moich zachowań z tego lęku wypływało. Później mąż odszedł, nie mieszkaliśmy razem 8 miesięcy, musiałam b "przerobić" siebie (swoje problemy) i poukładać sobie w głowie na nowo. Na pocieszenie dodam że mąż wrócił i stanowimy zupełnie nową jakość :D

Smuci mnie jednie to, że jak wspominam jak męża nie było przy nas, wyprowadził się, to był dla mnie na prawdę dramatyczny, straszny czas - ale - jak ja się wtedy do kina i na różne koncerty i różne warsztaty nachodziłam!! to rzeczywiście za tymi rzeczami tęsknię :oops: Pierwszy raz od czasu urodzenia dzieci, gdy mąż mieszkał gdzie indziej i BRAŁ dzieci na co drugi wikend, miałam czas dla siebie!! Nie wiem co to jest że nie robiłam tego wcześniej - taka chyba chora odpowiedzialność za rodzinę, szkoda na siebie pieniędzy mi było wydawać, zmęczenie, bo ciągle wokół dzieci (a mamy tylko 2 ;) ), gotowanie, prasowanie... tona rzeczy na których...mi najbardziej zależało. Piszę o tym żeby może Panów trochę uświadomić że kobitki - przynajmniej ja tak miałam (mam), też potrzebują czasu dla siebie, a nieraz ze swojej chorej jakiejś nadodpowiedzialności czy potrzeby bycia potrzebną, może nawet potrzeby kontroli, zapanowania nad wszystkim, rzadko pozwalają sobie na to. A może piszę to dlatego żeby sobie sama podpowiedzieć że trochę muszę o ten czas dla siebie też zawalczyć i sobie na niego pozwolić ;)
SkonczonyNiepokorny
Posty: 16
Rejestracja: 13 maja 2020, 8:28
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Idealne małżeństwo - i nadszedł ten dzień...

Post autor: SkonczonyNiepokorny »

Witam,
Trochę się sytuacja pozmieniała… Żona chce składać papiery rozwodowe najlepiej „już”. Do tego dochodzi pewien rodzaju szantaż na zasadzie - albo sie dogadamy albo powiem wszystko jak było i udowodnię twoją winę. Twierdzi, że niby chce się podzielić winą ale zaraz dodaje, że nie chce jej się po sądach włączyć itd. To nie jest podział winy wg mnie. Boli mnie, że Ona nie chce dać sobie czasu na przemyślenie. Fakt - zrobiłem może sporo złego w tym związku ale nie mogę pogodzić się z tym, że Ona oskarża mnie wciąż o znęcanie się psychiczne, o dręczenie… To są bardzo mocne słowa. Mam też dużo argumentów na swoją obronę. Jednak dużo czyta się o sądach i ich stronniczości jeżeli chodzi o Matki. Boje się, że ucierpią dzieci, że zostanie mi ograniczony kontakt z nimi. Z drugiej strony nadzieja, sprawa jest na tyle świeża, że sąd może skierować nas na terapie, na mediacje. Może przy pomocy tych narzędzi Ona spojrzy na sprawę trochę inaczej.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13316
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Idealne małżeństwo - i nadszedł ten dzień...

Post autor: Nirwanna »

SkonczonyNiepokorny, mamy we wspólnocie sporo świadectw, które pokazują że gdy sycharek lub sycharka nie przestraszą się "prania brudów" w sądzie, tylko po prostu biorą odpowiedzialność za swój kawałek kryzysu, i czytelnie, konsekwentnie i naprawdę z miłością (nieagresywnie) deklarują miłość do współmałżonka - sądy oddalają pozwy.

Kluczowe jest to "pranie brudów" i co pod nim rozumiemy. Jeśli emocjonalne erupcje i oskarżanie bez przebierania w środkach, jaki to współmałżonek był zły - to żaden sąd tego nie lubi. Jeśli naprzeciw stanie współmałżonek mówiący spokojnie tylko o faktach i swoim stosunku do nich, w tym o wzięciu odpowiedzialności (postawa miłości) - sąd to lubi, bo jest to konstruktywne i ułatwia sądowi pracę.

Inaczej mówiąc - nawet gdy jedno z małżonków idzie prac brudy, drugie nie musi w to wchodzić, bo - przez analogię - nie da się kłócić w pojedynkę.
Twój lęk jest uzasadniony i normalny. Jednak zapraszając Boga w tę przestrzeń i robiąc swoje 100% zgodnie z Bożym zamysłem - robisz miejsce na cuda. Nie obiecuję, że będą. Ale są możliwe. W niektórych regionach kraju - coraz częściej.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Idealne małżeństwo - i nadszedł ten dzień...

Post autor: tata999 »

Nie raz mnie straszono praniem brudów, obsmarowywaniem świadków, którzy są bliskimi itd. To zwykły blef. Nikt się z nikim nie liczy, więc uciekają się do dowolnych zagrywek (również na mediacjach). Mogą robić świństwa, kłamać, sugerować okropieństwa, prowokować itd. To ich odpowiedzialność. Nie pogrąży to "ofiary", jeśli ona sama nie podejmie próby gry, ani nie przyjmie pozycji ofiary. Podzielam zdanie Nirwanny, że nie da się kłócić w pojedynkę.
ODPOWIEDZ