1,5 roku kryzysu

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: tata999 »

Triste pisze: 14 maja 2020, 16:43 Fannyprice ....
No ja nie wiem kim trzeba być żeby nie zainteresować się własnym dzieckiem, żoną w ciąży która być może jest w niebezpieczeństwie.
Skoro był on line i odczytał wiadomości i nie zareagował nawet - to chyba chyba poszedł spać...
Brak słów. Tak się nie zachowuje dojrzały, dorosły człowiek, przyszły ojciec.
On nie dorósł do tego. Uważam że cała sytuacja go przerosła, ma nieuporządkowane myśli i emocje.
Chyba lepiej dla Ciebie i dziecka będzie jeżeli póki co zostaniesz sama.
Twój mąż powinien się ogarnąć i stawić czoła najważniejszej roli w życiu.
Mam nadzieję że to kiedyś zrobi.
Bardzo mi przykro że akurat teraz, w tak niepowtarzalnych momentach nie masz w nim wsparcia :(
Sciskam :*
Po co takie utyskiwanie na tę osobę?
elena
Posty: 427
Rejestracja: 14 kwie 2020, 19:09
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: elena »

Ja też nie rozumiem tego zachowania! Widzisz nawet lekarz powiedział, co myśli o takim facecie. Zgadzam się z tą opinią, że teraz lepiej dla Ciebie i dziecka, żebyś była bez niego przynajmniej na chwilę obecną, to jest za duży stres. Może przestaw swoje myślenie, że teraz jesteś odpowiedzialna za zdrowie dziecka i musisz unikać wszystkich stresujących i negatywnych sytuacji, miejsc i osób. Mam nadzieję, że masz wsparcie w rodzinie, rodzicach, ktoś powinien być przy Tobie, opiekować, pomagać przy codziennych obowiązkach. Łączę się w modlitwie! Twoje maleństwo ma bardzo dzielną mamę i to się liczy :)
„Kocha się nie za cokolwiek, ale pomimo wszystko, kocha się za nic”. Ks. Jan Twardowski
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Triste »

tata999 pisze: 14 maja 2020, 23:09
Triste pisze: 14 maja 2020, 16:43 Fannyprice ....
No ja nie wiem kim trzeba być żeby nie zainteresować się własnym dzieckiem, żoną w ciąży która być może jest w niebezpieczeństwie.
Skoro był on line i odczytał wiadomości i nie zareagował nawet - to chyba chyba poszedł spać...
Brak słów. Tak się nie zachowuje dojrzały, dorosły człowiek, przyszły ojciec.
On nie dorósł do tego. Uważam że cała sytuacja go przerosła, ma nieuporządkowane myśli i emocje.
Chyba lepiej dla Ciebie i dziecka będzie jeżeli póki co zostaniesz sama.
Twój mąż powinien się ogarnąć i stawić czoła najważniejszej roli w życiu.
Mam nadzieję że to kiedyś zrobi.
Bardzo mi przykro że akurat teraz, w tak niepowtarzalnych momentach nie masz w nim wsparcia :(
Sciskam :*
Po co takie utyskiwanie na tę osobę?
Dlatego że nie mogę pojąć takiego zachowania. A nie zamierzam też tego w ogóle nie komentować i pozostawiać bez słowa.
Wyraziłam swoją opinię i chyba można ? Czy nie można ?
Dyskutujemy po prostu.
To nie jest utyskiwanie.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Bławatek »

Fannyprice

Jest mi smutno jak czytam Twoje posty, tak mi Cię żal.

Jesteś w błogosławionym stanie, powinien być to dla Ciebie, dla Was Małżonków radosny czas oczekiwania, a niestety spotyka Cię na co dzień niezrozumienie męża, jego wrogość, oskarżanie Cię, a przecież każda kobieta w ciąży potrzebuje spokoju i wsparcia najbliższych - przede wszystkim męża. Tym bardziej, że wszystkie emocje teraz przez Ciebie przeżywane odbijają piętno na Twoim Dzieciątku. Ostatnio słuchałam audycji - nie pamiętam czy Ks. Dziewieckiego czy Ks. Pawlukiewicza i tam było wspomniane o niegrzecznych dzieciach - że to są wszystko winy rodziców, bo albo są niechciane i jest problem, albo w czasie prenatalnym od rodziców chłoną złe emocje i to się w dzieci wdrukowuje. Mój syn od urodzenia ma ciężki charakter, bywa zbyt głośny, kłótliwy, płaczący. I niestety słuchając tej konferencji pojawił mi się przed oczami cały czas mojej ciąży - niepewność w domu (bo mąż stracił pracę i szukał nowej), mój mąż przez różne kłopoty zamykał się w sobie i nie potrafił mnie wspierać tak jak tego oczekiwałam i się na niego złościłam, a do tego w pracy miałam wtedy nerwowy okres a ponieważ byłam na umowie czasowej to nie mogłam pójść na L-4, było kilka takich sytuacji gdy mocno się stresowałam, a nawet płakałam. I słuchając tej konferencji niestety musiałam przyznać rację. Gdybym mogła cofnąć czas o kilka lat to nie chciałabym tylu stresów i kłótni mieć w ciąży.

Mimo, że kochasz męża i chciałabyś z nim przez ciążę przejść razem, to w tym wypadku chyba najlepszym rozwiązaniem byłoby dla Ciebie zajęcie się sobą i dzieckiem. Szczególnie dla Waszej spokojnej przyszłości.

Widzę to też teraz w zachowaniu syna. Dla mnie odejście męża i traktowanie nas jakbyśmy przestali istnieć bardzo mnie boli. Tym bardziej, że nie mogę zrozumieć postępowania męża - przestał mnie kochać, ale porzucił też syna, którego tak pragnął. Cały swój wolny czas poświęcam teraz dziecku - gramy w planszówki, kopiemy piłkę, wygłupiamy się. I syn o dziwo nie reaguje złością na sytuację, w której się znaleźliśmy. A obawiałam się jego złośliwego charakteru, gniewu itd, a to właśnie moje dziecko jak mi było smutno i źle wyciągało mnie na spacer, do wspólnej zabawy.

Zadbaj o Siebie, Dzieciątko, o spokój a chociaż część problemów (np. zdrowotnych) Ci się może szybko rozwiąże.

Będę pamiętać o Tobie w modlitwie. Przytulam Cię mocno.
Ukasz

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Ukasz »

Tak się zastanawiam, czy nie powinnaś bardziej chronić Siebie i Waszego dziecka? Powiedzieć mężowi, że na razie to nie jest czas na wyrzucanie Ci czegokolwiek - to ewentualnie tylko na terapii i na tyle, ile zdecyduje terapeuta - a poza tym po prostu nic. I potem ucinać rozmowę natychmiast, kiedy on tak zaczyna? Przerywać połączenie?
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Nirwanna »

Triste pisze: 15 maja 2020, 6:59 Dyskutujemy po prostu.
Tak gwoli uściślenia - jesteśmy na forum pomocy, a nie na forum dyskusyjnym.
Więc jeśli dyskutujemy, to tylko przy okazji: pomocy, wsparcia, napisania świadectwa, itp., a nie dla samej dyskusji.
To pomocowość jest tu priorytetem.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

Bławatek pisze: 15 maja 2020, 8:43 Gdybym mogła cofnąć czas o kilka lat to nie chciałabym tylu stresów i kłótni mieć w ciąży.

Mimo, że kochasz męża i chciałabyś z nim przez ciążę przejść razem, to w tym wypadku chyba najlepszym rozwiązaniem byłoby dla Ciebie zajęcie się sobą i dzieckiem. Szczególnie dla Waszej spokojnej przyszłości.
Dziękuję za dobre słowo i podzielenie się doświadczeniem. Rzeczywiście, bardzo się martwię jak te wszystkie stresy wpłyną na dziecko. Staram się jak najlepiej dbać o siebie, na yt jest teraz wysyp różnych szkół rodzenia, które oglądam, ćwiczeń dla ciężarnych, słucham muzyki, zdrowo gotuję, modlę się. Tylko tak trudno jest oderwać się od tego myślenia, że jestem też żoną i z niezrozumiałych dla mnie przyczyn zostałam sama z naszym dzieckiem, którego przecież oboje chcieliśmy. I sama z tymi wszystkimi rzeczami, które planowaliśmy robić wspólnie.
Ukasz pisze: 15 maja 2020, 9:15 Tak się zastanawiam, czy nie powinnaś bardziej chronić Siebie i Waszego dziecka? Powiedzieć mężowi, że na razie to nie jest czas na wyrzucanie Ci czegokolwiek - to ewentualnie tylko na terapii i na tyle, ile zdecyduje terapeuta - a poza tym po prostu nic. I potem ucinać rozmowę natychmiast, kiedy on tak zaczyna? Przerywać połączenie?
Dokładnie tak próbuję. Jednak gdy się np. rozłączę to są później wiadomości o tym, że zamykam drogę do pogodzenia się. Wiem, że to manipulacja... Teraz myślę, że spróbuję się po prostu powstrzymać od kontaktu do czasu spotkania z terapeutą. Ale wiem, że jest też opcja, że mąż się na nim nie pojawi bo "nie odzywałaś się".
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Bławatek »

Fannyprice,
mamy podobnie, ale w tym momencie u Ciebie jest gorzej bo od tego jak się czujesz w ciąży zależy rozwój Twojego dziecka, Twoje zdrowie. Choć jest to trudne spróbuj odciąć się od męża choć na jakiś czas. Może kubeł zimnej wody zmieni jego nastawienie.

Ładnie mi napisałaś "Staram się też myśleć według tego, co tutaj gdzieś na archiwalnym forum wyczytyłam na temat powrotu - jeśli mąż dojrzeje to wróci, a jak nie dojrzeje, to w sumie nawet gdy wróci i tak nie będzie dobrze i szczęśliwie. "

Ja w jakimś kazaniu usłyszałam: "Pozwól współmałżonkowi odejść - jeśli kocha to wróci, jeśli nie wróci - to nigdy nie kochał". Wielka prawda, która może zaboleć, jeśli rzeczywiście współmałżonek nie wróci nigdy. Bo by to oznaczało, że tylko jedna strona kochała. Ale czy całe życie można żyć w ułudzie?

Jak czytam Twój wątek to wracają wszystkie niemiłe zdarzenia i sprawy, złe traktowanie mnie przez męża. A jak czytam wątki innych osób to zauważam, że schemat kryzysów, działania odchodzących są podobne. Mi wiele osób z rodziny czy znajomych dopiero teraz mówi, że widzieli jak byłam traktowana lekceważąco przez męża, jaka byłam głupia, że postawiłam go na pierwszym miejscu, robiłam to co on uważał za stosowne. Moje trudne dni związane z okresem czy jakąś chorobą nie były ważne, natomiast katar u męża musiał być powodem rzucania przeze mnie wszystkiego i pielęgnowanie go - bo jest CHORY.

Być może twój mąż wystraszył się, że jak się zakochasz w dziecku to on pójdzie w odstawkę. A może Ty zaczęłaś kolejny etap związku czyli miłość a on dalej by chciał trwać w etapie zakochania - gdy dwie osoby są dla siebie, czułe tylko dla siebie, gdy są motyle w brzuchu. A gdy zaczyna się kolejny etap np. małżeństwo i pojawiają się inne sprawy, które zapełniają nasze myślenie (przeprowadzka, zmiana pracy) to ukochana osoba nieraz już nie jest zawsze najważniejsza i reaguje wtedy inaczej niż zawsze. Ja tak to postrzegam u nas. Mój mąż przed ślubem zasypywał mnie kwiatami , miłymi smsami, wspólnie spędzanym czasem a po ślubie wg niego już nie musiał - choć ja mu zwracałam uwagę, że mi tego brakuje. A po 9 latach słyszę, że on tego potrzebuje a ja mu tego nie daję.

Będzie ci przykro jak wokół będziesz widziała szczęśliwe mamy trzymające za rękę mężów - ja tak miałam, byłam samotna lub czułam się w wielu momentach osamotniona i z zazdrością spoglądałam na innych. Nawet na mszy spoglądałam na małżonków, rodziny i cały czas myślałam, czemu mój mąż jest "taki obcy". I takim myśleniem ciągle raniłam siebie. Szkoda, że Sycharu nie znalazłam wcześniej.

Pomyśl o wyprawce dla dziecka - zajmiesz swoje myśli. I spędzaj dużo czasu z rodziną, znajomymi. Życie jest takie piękne i tylko jedno.

Wklejam Ci link do piosenki, którą niedawno znalazłam jak znów spadła na mnie fala przygnębienia sytuacją w której jestem. Może Tobie też pomoże. Gdy mi smutno i źle to sobie nucę lub włączam.

https://www.youtube.com/watch?v=8K3_F6-3GQQ

Nie jesteś sama. :)
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

Bławatek pisze: 16 maja 2020, 9:19 Ja w jakimś kazaniu usłyszałam: "Pozwól współmałżonkowi odejść - jeśli kocha to wróci, jeśli nie wróci - to nigdy nie kochał". Wielka prawda, która może zaboleć, jeśli rzeczywiście współmałżonek nie wróci nigdy. Bo by to oznaczało, że tylko jedna strona kochała. Ale czy całe życie można żyć w ułudzie?
Dziękuje Bławatku za dobre słowo.
Oj boli taka prawda. Na razie staram się takich myśli nie dopuszczać, że nigdy nie kochał... My z mężem tak naprawdę ledwie 3 lata się znamy. Ja ciągle jeszcze patrzę na niego z takim uczuciem zakochania, mimo wszystkich trudnych chwil. Bardzo go lubię i ciekawi mnie jako człowiek. Jak mieliśmy się niedawno spotkać to oprócz obaw i niepokoju jak przebiegnie ta nasza rozmowa, czułam się podekscytowana jak przed jakąś randką... Bardzo męża kocham i cierpię wewnętrznie widząc jak jest teraz zamknięty, zaślepiony, zawzięty w swoim żalu. Momentami tak mi go po ludzku szkoda. Wiem jednak, że muszę myśleć o sobie i dziecku, mąż sobie krzywdy nie da zrobić.

W dalszym ciągu dostaję od męża wiadomości pełne wyrzutów i ocen. Najbardziej mi przykro, że używa zwrotów swoich rodziców, takich klasycznych ich tekstów... kropka w kropkę. Musi być pod ogromnym ich wpływem. Mój kontakt z nimi jest już żaden. Gdy przestałam wychodzić z inicjatywą spotkań, oni w ogóle już tego nie zrobili. Nas nie odwiedzali po tym gdy poprosiłam aby dali znać gdy będą sie do nas wybierać. Teściowa uznała to za obrazę bo u nich nikt nie musi sie zapowiadać. Od wyprowadzki męża wymieniliśmy tylko życzenia na święta, teść napisał żebyśmy sami rozwiązali swoje problemy i "żyli normalnie". No i niby mieliśmy sami, jednak mąż przyznał że wszystko z nimi przeanalizował i omówił. Wywnioskowali oczywiście, że jestem nienormalna. Boli mnie też i dziwi taka ich znieczulica, nie umiem tego pojąć. Gdy w mojej dalszej rodzinie doszło do rozwodu i kobieta została sama z dwojgiem małych dzieci, to mimo iż była stroną niespokrewnioną, moja rodzina zaoferowała jej pomoc i wsparcie - po prostu, bo znalazła się w trudnej sytuacji. Mam wrażenie że dla rodziny ze strony męża, choć wiedzą o całej sprawie, stałam się niewidzialna i nawet teściowie nie zainteresowali się że jestem w ciąży i może czegoś potrzebuję gdy zostałam sama. A może po prostu wstydzą się za syna i dlatego nie podejmują żadnego kontaktu. Choć te ich przykre słowa i zarzuty, które po nich powtarza mi mąż, nie wskazują na to.

Cieszę się jednak, że mogę liczyć na swoich rodziców i rodzeństwo, czuję sie przez nich zaopiekowana. Widzę, że też cierpią i tę sytuację mocno przeżywają, choć nie wtajemniczam ich w szczegóły. Przykry jest dla mnie też fakt, że mąż odciął się od kontaktu z nimi, mimo że na co dzień widywali się, rozmawiali. Na święta nie złożył nawet życzeń. Oni tego nie rozumieją, przez cały okres gdy zamieszkiwaliśmy wspólnie nie mieli z mężem żadnego konfliktu. Czasem nawet miałam wrażenie, że mąż dogaduje się z nimi lepiej niż ja..
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Bławatek »

Fannyprice,
Wiem, że masz teraz mętlik w głowie. Ja 3 m-ce temu usłyszałam od męża, że chce rozwodu, bo sobie chce życie ułożyć beze mnie. Na początku przy każdej okazji mówił o rozwodzie - nawet jak byliśmy razem z synem w przychodni to przy obcych ludziach zapytał jaki wniosek o rozwód ma składać - z czyjeś winy czy za porozumieniem stron. Ja mu odpowiadałam za każdym razem, że ja nie uznaje rozwodów i nie będę z nim na ten temat rozmawiać. A na moje pytanie czy jego rodzice wiedza co zamierza - odpowiedział, że jego rodzice go dobrze znają i wiedzą, że jak sobie coś postanowi to to realizuje i akceptują jego decyzję o rozwodzie. Czym mnie zranił dogłębnie. Byłam taka zraniona tymi słowami, że zadzwoniłam do Teściowej a od niej usłyszałam, że ona o tym nic nie wie i co oni mają zrobić, przecież my jesteśmy dorośli i sami mamy to rozwiązać. A mój mąż tak jak wiele osób tu wspomina był w jakimś dziwnym amoku - nie szło z nim rozmawiać. Najbardziej bolało mnie to, że Teściowa cały czas dzwoniła co parę dni pytać jak się czujemy i dajemy sobie radę podczas epidemii i nauki domowej, ale ani razu nie zagadywała o swojego syna (i w moim myśleniu cały czas się ugruntowywała myśl - Oni akceptują pomysł o rozwodzie). I gdy w święta w końcu Teść do mnie zadzwonił to po złożeniu życzeń zapytałam o tą całą sytuację, straszenie mnie przez ich syna rozwodem i usłyszałam, że on tego nie rozumie "co MY wyprawiamy" - więc od razu sprostowałam, że nie MY tylko ich syn. Teść powiedział, że chciałby z nami porozmawiać, ale teraz przez ten wirus nie ma jak. Jak dzwoni do syna to on nie ma czasu rozmawia, a jak się u nich pojawia to rozmawiają na klatce schodowej więc przy sąsiadach nie chcą takich tematów poruszać. I tak czas leci, a ja dalej nie wiem na czym stoję, bo boję się z mężem ten temat poruszać. I się zastanawiam - może Teść jest przeciwny rozwodowi, ale Teściowa jako matka będzie wspierać w tym syna... Może kiedyś dostanę odpowiedź na te moje zapytania, rozmyślania.

Może Twoi Teściowie nie wiedzą wszystkiego, albo tylko to co Twoj mąż im mówi. (niekoniecznie prawdę)

Przypomniało mi się ostatnio, że tak jak Wy gdy byliśmy 1,5 roku po ślubie mieliśmy mały kryzys i wtedy Teściowe interweniowali, że to są początki i mamy różne zdania w wielu kwestiach, ale mamy się dogadać, tym bardziej, że mamy małe dziecko. Wtedy mąż groził mi wyprowadzką, ale doszliśmy do porozumienia i dzięki kompromisom z mojej strony trwaliśmy mniej lub bardziej zgodnie do teraz. Więc tak mi się wydaje, że to w głównej mierze od charakteru ludzi zależy jak daną sytuację przeżywają i odbierają. Ja jestem osobą, która potrafi oddzielić grubą kreską przeszłość, sprawy wyjaśnione i żyć "od nowa" - natomiast mój mąż ciągle wszystko analizuje (szczególnie te złe sytuacje) i ciągle wraca do spraw sprzed miesięcy i lat o których ja już nawet zapomniałam. I też znałam się krótko z mężem przed ślubem bo 1,5 roku, ale wydawało mi sie, ze dobrze się poznaliśmy, a poza tym wyznawaliśmy ten sam system wartości. Byliśmy wierzący i myśleliśmy, ze takie coś jak rozwód nigdy nas dotyczyć nie będzie.

Życzę Ci spokoju. Niech Twoi teściowie staną po stronie prawdy, a jeśli są wierzący to też po stronie nauki Kościoła. Najgorzej jak ktoś namawia do zła.
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

Bławatek pisze: 18 maja 2020, 8:04 Może Twoi Teściowie nie wiedzą wszystkiego, albo tylko to co Twoj mąż im mówi. (niekoniecznie prawdę)
Na pewno wiedzą, że mąż się wyprowadził i że jestem w ciąży. Jednak jak widać to nie jest powód, żeby się kontaktować. Przypuszczam, że gdyby nie moja inicjatywa i życzenia na święta to nic by się nie odezwali. Tak jak piszesz, zależy wiele od charakteru. Jak zaczęłam się nad tym zastanawiać to w rodzinie męża teściowie mają i mieli bliskie osoby (np. rodzeństwo), z którymi nie utrzymywali kontaktu z powodu jakiegoś dawnego konfliktu, aż do tego stopnia by nie pojechać na pogrzeb tych osób. Dopiero teraz te puzzle mi się złączyły w całość. Więc nie liczę na żadną przychylność z ich strony, jedynie by nie buntowali do złego i zaciekłości. Choć obawiam się, czy tej zaciekłości mąż nie ma już w genach... ;) Teściowie oczywiście wierzący i zaangażowani w parafię ;)
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

Mieliśmy spotkanie z terapeutą... Dla mnie było ono cenne, ale i bolesne. Przekonałam się, że mąż wykazuje totalną niedojrzałość. Mówił, że wróciłby do mnie, ale tam gdzie mieszka też ma swoją rodzinę (rodziców), ale podjął się dorywczej pracy z kolegą i nie może go zawieść, ale dojazdy by mu się nie opłacały, ale on już tam sobie poukładał życie... itp. Terapeuta dobitnie zadawał mu pytania jak to się ma do założonej nowej rodziny, którą jak twierdzi bardzo ceni, jednak nie potrafił odpowiedzieć. Więc niby ja i dziecko jesteśmy dla niego ważni, ale jest mnóstwo "ale". On nie może tak "wszystkiego rzucić i do nas wrócić". Szkoda, że mógł w godzinę się spakować i nas zostawić zrywając na wiele dni kontakt :(

Teraz mąż chciałby relacji koleżeńskich, od czasu do czasu się spotkać, o ile będzie miał czas, i pozostać przy kontakcie telefonicznym. We mnie jest jednak bunt na taki stan rzeczy. O ile zainteresowanie się moim samopoczuciem i przebiegiem ciąży odbieram pozytywnie, to jednak pogawędki co tam u kogo słychać i jak komu minął dzień, są dla mnie czymś z czym nie umiem sobie poradzić. Nie chcę być koleżanką, a żoną. I to mężowi zakomunikowałam, że jeśli chce relacji ze mną (a nie tylko informacji o zdrowiu i ciąży), to możemy je mieć jedynie małżeńskie. Skutek jest taki, że przestał się w ogóle odzywać. Pewnie zobaczymy się na kolejnym spotkaniu z terapeutą, choć stwierdził, że "nie widzi sensu tych spotkań".

Miotam się, czy idę w dobrą stronę, bo z jednej strony, deklarowałam otwartość na powrót męża i przy każdym kontakcie zapewniałam go, że mi na nim zależy, a teraz jak on wykazuje, że chce utrzymywać kontakt, to ja go nie chcę w charakterze koleżeństwa. Czuję, że jeśli zgodzę się na takie kontakty, to mąż w ogóle nie odczuje konsekwencji swoich zachowań - niby się wyprowadził i opuścił mnie, a jednak gawędzimy przez telefon, spotykamy się na kawę, gdzieś pojedziemy, a jednak mieszkamy osobno, nikt nie musi się nikomu tłumaczyć z tego robi, na co wydaje pieniądze, ma pełne informacje co tam u mnie, miło spędzamy czas, ale nie musi wcale na co dzień ze mną być i np. podejmować trudów pomocy mi w ciąży, obowiązków codziennego życia. Może jak urodzę to zdecyduje się wprowadzić, a może nie, bo okaże się, że wygodniej mu w tym układzie co jest teraz... Sama nie wiem jak mam się w tej sytuacji odnaleźć. Nie chcę wpakować się w taką atrapę małżeństwa i zamydlić sobie oczu, że tak jest w porządku i normalnie, bo coś tam jednak tego męża mam od czasu do czasu, na chwilę, i to wtedy, gdy nie ma żadnego trudu.
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Bławatek »

Widzę, że nasi mężowie naprawdę są podobni. Mój też traktuje mnie jak najlepszą koleżankę z którą chcę rozmawiać o życiu rodzinnym, zawodowym itd. Wpada do nas kiedy mu pasuje i na tyle na ile chce. Najczęściej siedzi, zamiast np bawić się z synem. Od pół roku mamy zaproszenie na ślub w jego rodzinie ( najbliższej) a ponieważ nie utrzymuje na własne życzenie z nimi kontaktu to mnie ciągle wypytuje czy ślub i wesele się odbędą. Też mam dość takiego traktowania i nie raz mu mówiłam, że ja jestem żoną a nie koleżanką. Też nie wiem jak go traktować, przeszukałem już chyba cały internet,ale żadnej rady nie znalazłam jak w takiej sytuacji postępować.

Bardzo Ci współczuję, bo ja już mam w miarę odchowanego
syna, który może już sam się sobą zająć s ty
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Bławatek »

Niechcący kliknelo mi się wyślij zanim skończyłam myśl.

Ty masz teraz trudniej bo jesteś na początku drogi, ale pewnie jak każda kobieta, matka dasz sobie radę. Masz o tyle dobrze, że twój mąż chodzi z Tobą na terapię, ja swojego raczej nie namówię. Mam nadzieję, że może espolnie z terapeutą wypracujecie dobre rozwiązanie w tej sytuacji. Pozdrawiam i wspomnę w modlitwie.
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

Dziękuje Bławatku za wsparcie i modlitwę.

U mnie sytuacja dynamiczna... Dzisiaj mąż niezapowiedzianie wpadł i stwierdził że chce wrócić i nawet dziś zostać. Przepraszał za to, że sie tak źle zachowywał, że mnie nie wspierał, że nazywał mnie nienormalną. Zaczęliśmy rozmawiać jak by to miało wyglądać, to życie po powrocie, no i cóż... Znowu się nasłuchałam jak to go wyrzuciłam i że na własne życzenie mam to co mam. Że on już nie jest taki głupi, ma swoje życie i będzie ze mną mieszkał ale jak będzie miał ochotę albo jak się pokłócimy to na 2-3 dni jedzie do swojego mieszkania i mi nic do tego. Powiedziałam że coś takiego jest dla mnie nie do przyjęcia. Wkurzył się bardzo, stwierdził że ja wcale nie chcę żeby on wracał skoro tak stawiam sprawy i że mam coś z głową. Po tych słowach powiedziałam żeby wyszedł, i w 3 sekundy go nie było. Krzyknął po drodze, że znowu wybrałam, że to moja decyzja i pojechał... Nie zdążyłam nawet dojść do drzwi wejściowych.

Nie mam już sił na takie zabawy, chyba tylko twarde ucięcie kontaktu i odizolowanie się od męża może przynieść mi spokój w tym stanie, w którym jestem. Tylko nie wiem czy jestem już gotowa na tak radykalny krok.
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
ODPOWIEDZ