Firletko - Ale naprawdę chcesz aby odszedł? Czy tak tylko piszesz...
Moim zdaniem - to nie jest problem, że został.
Jak pisałem już nie jeden raz... lepiej chyba jak Twoje dzieci mają chociaż 10-20% ojca... niż jak będą mieć 0% taty, kiedy on jednak pójdzie żyć z kowalską.
Dzieci we dwoje jednak wychowuje się DUŻO łatwiej.
Logistycznie jest też prościej - ja np. dzięki temu, że żona była jednak generalnie (nie zawsze, ale była) w domu, mogłem chodzić regularnie np. na siatkówkę wieczorami (nie zostawiłbym dwójki małych dzieci samych...) - czy pojechać do klienta o nietypowej porze... - podobnie ona, mogła śmiało wyjeżdżać na swoje treningi, biegi i maratony - wiedząc, że dzieci są pod moją opieką. Nie wspominając o sytuacji, kiedy jedno z dzieci jest chore itd. Razem jest po prostu łatwiej... a dzieci potrzebują i męskiej i żeńskiej energii (opieki) - nawet jeśli ta męska czy żeńska jest "niedojrzała/zaburzona" itd. itp.
A już JAK będziecie żyć - na to masz trochę wpływu.
Co do - "nie odzywać się do mnie" - jak zamieszka z kowalską, to tym bardziej "nie będzie się odzywać".
Ja rozumiem, że masz potrzebę rozmowy (ja też miałam i mam często tę potrzebnę niezaspokojoną) - ale trudno, nie zawsze mamy to co chcemy, co potrzebujemy.
"Będzie robić co chciał" ... na to też wpływ masz ograniczony, co robi drugi dorosły człowiek, ale podejrzewam, że mieszkając z Wami i zajmując się jednak czasem dziećmi (choć trochę) - to jednak to "robienie co chce" będzie miał bardziej ograniczone, niż gdyby w 100% przeniósł swoje życie do kowalskiej.
Może inaczej - raczej - nie - "nigdy taki nie był" - ale - Ty nigdy go takim nie widziałaś.
Ale to ma swoje plusy - można poznać w końcu męża/żonę - w takim trudnym czasie - urealnić jego obraz.
Czy da się żyć? Oczywiście że się da żyć - nawet lepiej niż wcześniej.
Bez uwieszenia na ukochanym (ukochanej) będzie Ci lżej, choć na początku jest bardzo trudno się przestawić... to trochę jak z innymi nałogami - wychodzenie z nałogu zazwyczaj jest bolesne, ale uważam, że to słuszny kierunek.