Wiedźmin pisze: ↑04 maja 2020, 23:01
lustro pisze: ↑04 maja 2020, 21:01
Tak, wtedy uważałam go za słabego, żałosnego...tak wtedy było.
Rozumiem, że Ty widzisz inaczej, bo Ty jesteś po drugiej stronie. Ja pisze nie o "Tobie" ale o "twojej żonie" z jej punktu widzenia.
Możesz oczywiście nie uważać za stosowne to usłyszeć i przyjąć.
Ależ ja to przyjmuję jak najbardziej.
To o czym pisałem, to było bardziej zwrócenie uwagę na to, że to że "uważałam go za słabego/żałosnego" wcale nie oznacza, że takim był - zwłaszcza jak weźmiemy sobie do serca, że widzimy w innych to, czego nie chcemy dostrzec w sobie
Ja nie napisałam, że taki mój mąz był. Tylko, że tak wtedy go widziałam.
Ja myślę, że nawet gdyby przyjąć, że widziałam w nim to, czego nie chciałam dostrzec w sobie, to czy uważasz, że takie zachowanie męza dobrze działa w ratowaniu?
Cały czas przyjmowana tu jestem jako ktoś, kto szuka usprawiedliwień na swoje popapranie. Gdy tym czasem próbuję pokazać, że niezaleznie od popaprania wola i reakcje obu stron mają kluczowe znaczenie dla biegu ich historii. I moze warto unikać błedów, które juz ktos popełnił?
Wiedźmin pisze: ↑04 maja 2020, 23:01
lustro pisze: ↑04 maja 2020, 21:01
Ale...czy na ratowanie małżeństwa nie składają się dwie strony? Czyli dwa punkty widzenia ?
Oczywiście że tak. I bardzo Ci za Twoje punkty widzenia dziękuję.
Pomogły mi i pewnie nie tylko mi
Pełna zgoda - na ratowanie... składają się dwie strony ... Tylko i ile dobrze pamiętam sytuację u Ciebie... i potwierdza to 99% przypadków na forum - w momencie ostrej fazy kryzysu - "ratowanie małżeństwa" jest ostatnią rzeczą nad jaką odchodząca strona chce się pochylić.
Chyba nie mozesz pamiętać, bo wtedy chyba nie było Cie na forum.
A pózniej juz niewiele mozesz sie naprawde dowiedzieć, bo ja staram sie nie wracać do tego, co miałam do zarzucenia mojemu męzowi.
A kiedy jest ostra faza kryzysu?
Bo dla mojego męża była ona zupełnie w innym momencie niz dla mnie.
To, co działo się przez długi czas w naszym małżeństwie, a czego mój mąż nie chciał przyjąc do wiadomości ; moje prośby, próby rozmowy, propozycje, płacz i krzyk...i całe moje staranie o naprawę, były dla mnie ostrą fazą kryzysu. To, co zrobiłam potem było już tylko konsekwencją i "spadkiem napięcia".
Prosiłam męża o ratowanie naszego małżeństwa także na początku relacji z kowalskim. Olał mnie.
Ocknął się dopiero kiedy oświadczyłam, że kogoś mam i odchodzę.
Więc kiedy była ostra faza kryzysu tak naprawdę?
Wiedźmin pisze: ↑04 maja 2020, 23:01
lustro pisze: ↑04 maja 2020, 21:01
[...] A tak ...moje osobiste zadumanie...
Gdyby nie niedojrzałość, która tu jest taką wadą, to może ja-żona nie popełniła bym kilku błędów w relacji z kowalskim?
Gdybym miała większą świadomość siebie, swoich wewnętrznych niedoborów i problemów...to uniknęła bym kilku nieodwracalnych w skutkach zachowań i...była bym teraz szczęśliwą "kowalską"?
Nie przyszło to nikomu do głowy?
Ależ przyszło - brzmią Twoje słowa tak prawdziwie i wiarygodnie... wręcz jakby tęsknota za byciem szczęśliwą kowalską.
A Ty nie tęsknisz za szcześciem?
Za szczesliwymi latami swojego małżeństwa? Za czasem, kiedy miałes poczucie, że jesteś szczesliwy?
Ja jestem prawdziwa, a to, co napisałam powyżej, to poprostu takie rozważania nad tą "dojrzałością", która doprowadziała nad przepaść i niedojrzałością, która chce sie w przepaść rzucić...tylko w swej niedojrzałości nawet tego nie potrafi dobrze zrobić. I moze to też jest ratunek?
Ot, taki paradoks...
Wiedźmin pisze: ↑04 maja 2020, 23:01
lustro pisze: ↑04 maja 2020, 21:01
[...] I gdyby małżeństwo było jedyną drogą raz na zawsze, nieomylną i niepodważalną...to była by instytucja stwierdzenia niewazności sakramentu?
Ja tam heretyk jestem, ale mi w uszach obiło się wielokrotnie o uszy... "Co Bóg złączył, niech człowiek nie rozłącza"
[/quote]
Żaden ze mnie teolog i znawca Prawa Kanonicznego, ale...zwróciłes uwagę, że to jest
stwierdzenie nieważności sakramentu?
A
nie unieważnienie sakramentu.
To zasadnicza róznica.
Nie daje sie rozwodu i inueważnia sakramet, ale stwierdza, że sakrament nigdy tak naprawdę nie zaistniał.
Czyli - Bóg nigdy tego nie złaczył.