1,5 roku kryzysu

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

krople rosy pisze: 27 kwie 2020, 11:47 Fannyprice mi na pierwszy plan po przeczytaniu Twojego posta wusuwa się brak panowania nad sobą Twojego męża oraz Twoje częste złe samopoczucie. Tłumaczysz to hormonami ale może jest jakieś drugie dno Twojego powtarzającego się złego samopoczucia?
Widać, że oboje jesteście sobą wzajemnie zaskoczeni po slubie. Stan sprzed slubu opisujesz jako fantastyczny i bezproblemowy.
Jak długo byliście ze sobą przed małżeństwem? Bo skoro teraz jest tak źle to jakieś zwiastuny tego powinniście u siebie dostrzec wczesniej.
Jakie Twoje zachowania mężowi trudno przyjąć i zaakceptować?
Może warto przyjrzeć się też sytuacji z domu rodzinnego męża?
Widać, że sobie nie radzi z Twoim złym samopoczuciem. Wywołuje to w nim złość i agresję.
Ty chciałabyś powrotu odmienionego męża a mąż oczekuje odmienionej Ciebie. Oboje siebie w obecnym stanie nie akceptujecie.
Może twoje częste samopoczucie to nie tylko hormony i warto popracować nad sobą i uznać że jednak nie wszystko jest ok?
O ile możemy oczekiwać od drugiego człowieka akceptacji i zrozumienia tak uważam, że nie powinno się wystawiać go na próbę akceptując wszystkie swoje stany i zachowania usparwiedliwiając je powierzchowną diagnozą.
Jak wyglada Twój stan ze złym comiesiecznym samopoczuciem?
Być może aktualna Ty jest zupełnie inna niż ta przed slubem i mąż zderzył się z nową rzeczywistością, która stała się częścią jego życia?
I na odwrót: mąż przejawia zachowania o które byś go nie podejrzewała wczesniej i jesteś równie zaskoczona?
W małżeństwie nie chodzi o racje i walkę o nią ale o zdiagnozowanie problemu i pracę nad sobą z osobna każdego z małżonków.
Przed ślubem byliśmy też 1,5 roku. Nie było fantastycznie i bezproblemowo, ale widziałam męża jako osobę odpowiedzialną, które potrafi okazać wsparcie i troskę, i tak w istocie było. Nie mieszkaliśmy ze sobą, ale były np. wspólne wyjazdy, gdzie mąż był naprawdę kochany i dobry. Po ślubie zaszokowało mnie totalnie, że w chwili słabości, widzę człowieka zimnego i okrutnego, który krzyczy, że jestem nienormalna, gdzie na takie moje zachowania (złe samopoczucie przed okresem) reakcja przed ślubem była inna - troska i ciepło. Tak jakby po ślubie, a raczej z chwilą wspólnego zamieszkania, odblokowało się w nim coś złego. Początkowo myślałam, że rzeczywiście przesadzam, zbadałam hormony, wszystko ok, lekarz mówił, że mam zupełnie typowe objawy. Przez pół życia mam okres i za każdym razem wygląda to tak samo, obniżony nastrój, drażliwość, brak sił. Co miesiąc wałkowaliśmy ten temat na terapii, jednak mąż twierdził, że on tego nie rozumie, nie zrozumie i koniec, bo ja się nagle zaczynam zachowywać "nienormalnie" i tego wytłumaczyć się logicznie nie da jak to, że robię to specjalnie by go denerwować. Nic nie dały nawet warsztaty npr, gdzie był dokładnie opisywany cykl i zmiany hormonów w jego trakcie, ani to że mąż miał wgląd w moje karty obserwacji i dostawał ode mnie nawet wcześniej "ostrzeżenia" w stylu "Kochanie, zbliżają się te trudne dni, mogę być trochę słabsza i drażliwa". Na samym początku ciąży też słyszałam, że zachowuję się tak specjalnie jemu na złość. Wydaje mi się, że jemu po prostu trudno zaakceptować fakt, że jestem kobietą, która nie kryje się ze swoim słabszym stanem, prosi wtedy otwarcie o wsparcie i pomoc (np. przytul mnie). Zauważyłam, że w jego rodzinnym domu, matka była zimna i twarda, nawet gdy była chora to nic o tym nie wspomniała. Dopiero później, gdy jej się polepszyło, miała wyrzuty, że ona była tak chora, a nikt się nią nie zainteresował. No, ale tego nie komunikowała, więc trudno było cokolwiek się domyślić, a nawet na bezpośrednie pytania odpowiadała, że wszystko jest ok i sobie poradzi.

Chciałabym raczej powrotu męża, który widzi odpowiedzialność za swoje zachowania, a nie zrzuca jej ciągle na moją "nienormalność".
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
krople rosy

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: krople rosy »

fannyprice pisze: 27 kwie 2020, 12:16 Nic nie dały nawet warsztaty npr, gdzie był dokładnie opisywany cykl i zmiany hormonów w jego trakcie, ani to że mąż miał wgląd w moje karty obserwacji i dostawał ode mnie nawet wcześniej "ostrzeżenia" w stylu "Kochanie, zbliżają się te trudne dni, mogę być trochę słabsza i drażliwa". Na samym początku ciąży też słyszałam, że zachowuję się tak specjalnie jemu na złość.
A czy nie uważasz Fannprice że te Twoje hormonalne złe stany to też jest pole pracy dla Ciebie a nie tylko pole do zaakceptowania dla męża?
Bo to już dużo mieć świadomość tego, że ma się gorsze dni i że w związku z nimi człowiek zachowuje się nie tak jakby chciał ale uważam, że jest to też przestrzeń do umiejetności panowania nad sobą.
To, że mam co miesiąc okres czy jestem w ciąży wcale nie zwalnia mnie z odpowiedzialności za swoje zachowanie i swoją postawę.
Ktoś, kto mnie kocha może okazać mi zrozumienie i cierpliwość ale to wcale nie znaczy, że musi on znosić moje nastroje i humory.
Miłość wzajemn na tym własnie polega że ja daję z siebie dobro drugiemu a on mnie .
I że nie koncentruję się na sobie ale w trudnym czasie potrafię też dojrzeć potrzeby tej drugiej strony.
fannyprice pisze: 27 kwie 2020, 12:16 Chciałabym raczej powrotu męża, który widzi odpowiedzialność za swoje zachowania, a nie zrzuca jej ciągle na moją "nienormalność".
Może analogicznie Twój mąż chciałby powrotu zony która bierze odpwoiedzialność za swoje nastroje a nie zrzuca je na hormony co miesiąc.
Ogólnie mężczyźni nie mają cierpliwości do znoszenia łez, trudnych dni u kobiety i jej drazliwości a jesli to powtarza się czesto to mają zwyczajnie dość.
Jedyna chyba droga to: mąż pracuje nad swoją akceptacją i wyrozumiałością wobec Twoich gorszych dni a Ty starasz się tym złym samopoczuciem nie epatować i panujesz nad nim.
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

krople rosy pisze: 27 kwie 2020, 12:58
fannyprice pisze: 27 kwie 2020, 12:16 Nic nie dały nawet warsztaty npr, gdzie był dokładnie opisywany cykl i zmiany hormonów w jego trakcie, ani to że mąż miał wgląd w moje karty obserwacji i dostawał ode mnie nawet wcześniej "ostrzeżenia" w stylu "Kochanie, zbliżają się te trudne dni, mogę być trochę słabsza i drażliwa". Na samym początku ciąży też słyszałam, że zachowuję się tak specjalnie jemu na złość.
A czy nie uważasz Fannprice że te Twoje hormonalne złe stany to też jest pole pracy dla Ciebie a nie tylko pole do zaakceptowania dla męża?
Bo to już dużo mieć świadomość tego, że ma się gorsze dni i że w związku z nimi człowiek zachowuje się nie tak jakby chciał ale uważam, że jest to też przestrzeń do umiejetności panowania nad sobą.
To, że mam co miesiąc okres czy jestem w ciąży wcale nie zwalnia mnie z odpowiedzialności za swoje zachowanie i swoją postawę.
Ktoś, kto mnie kocha może okazać mi zrozumienie i cierpliwość ale to wcale nie znaczy, że musi on znosić moje nastroje i humory.
Miłość wzajemn na tym własnie polega że ja daję z siebie dobro drugiemu a on mnie .
I że nie koncentruję się na sobie ale w trudnym czasie potrafię też dojrzeć potrzeby tej drugiej strony.
fannyprice pisze: 27 kwie 2020, 12:16 Chciałabym raczej powrotu męża, który widzi odpowiedzialność za swoje zachowania, a nie zrzuca jej ciągle na moją "nienormalność".
Może analogicznie Twój mąż chciałby powrotu zony która bierze odpwoiedzialność za swoje nastroje a nie zrzuca je na hormony co miesiąc.
Ogólnie mężczyźni nie mają cierpliwości do znoszenia łez, trudnych dni u kobiety i jej drazliwości a jesli to powtarza się czesto to mają zwyczajnie dość.
Jedyna chyba droga to: mąż pracuje nad swoją akceptacją i wyrozumiałością wobec Twoich gorszych dni a Ty starasz się tym złym samopoczuciem nie epatować i panujesz nad nim.
Bardzo bym chciała poznać sposób zapanowania nad poziomem hormonów w swoim ciele. To byłoby dużą pomocą. Mam świadomość tego, że te 1-2 dni w miesiącu jestem mniej znośna, ale nie wynika to z tego, że sobie odpuszczam panowanie nad emocjami czy wzięcie odpowiedzialności za swoje zachowanie. Porównałabym to do działania leku. Nie wiem czy miałaś doświadczenie skutku ubocznego leku w postaci obniżonego nastroju. Kilka lat temu przez krótki okres musiałam brać lek przeciwbólowy, którego bardzo częstym skutkiem jest obniżenie nastroju i myśli depresyjne. Nie wierzyłam, że lek potrafi w taki sposób działać, przecież to ja panuję nad swoimi zachowaniami i reakcjami. Byłam przez około 2 tygodnie zupełnie rozbita psychicznie, miałam najczarniejsze myśli jakich nigdy w życiu wcześniej nie miałam. Starałam się żyć jak wcześniej, praca, znajomi, swoje pasje, to co sprawia mi radość. Ale to nie zmieniało tego, że byłam rozbita i było to widać na zewnątrz, mimo wszelkich "sposobów na smuteczki" itp. Po odstawieniu tego leku, to zniknęło jak ręką odjął. Po prostu, substancja przestała być dostarczana do organizmu i stabilność nastroju i psychiki wróciła. Terapeuta tłumaczył mi, że podobnie jest z okresem, jest nagromadzenie hormonów, które ma skutek w postaci np. drażliwości i płaczliwości, a za chwilę to mija, bo poziom hormonów się zmienia. Ja to u siebie naprawdę widzę. Od początku miesiączkowania mam cykl jak w zegarku i jestem nawet w stanie co do dnia powiedzieć kiedy będę po prostu słaba i drażliwa. Tyle, że taka informacja dla męża nic nie wnosi, kiedy uważa, że robię to specjalnie, a nie że dzieje się to po prostu w zgodzie z moją naturą i cyklem. Tu naprawdę nie chodzi o to, że na lewo i prawo obarczam cały świat swoim strasznie ciężkim samopoczuciem, po prostu mam gorszy nastrój. Mój mąż jak tylko to widzi, od razu przystępuje do wyjaśniania mi, że wydziwiam. Wystarczyłoby naprawdę odpuścić i na jeden dzień zająć się sobą, ale mój mąż tego nie potrafi. Skoro jestem drażliwa, to na pewno specjalnie mu na złość. Jedynym rozwiązaniem, które zafunkcjonowało było to, że wyjechałam np. na weekend w tym czasie i mąż nie miał ze mną styczności. Nie widział mojego słabszego dnia, więc nie mógł tego wyjaśniać, komentować i dociekać czemu "znów wydziwiam". Tylko że nie zawsze da się zniknąć z pola widzenia męża na ten dzień dwa, są obowiązki, praca. Poza tym, chciałabym też pobyć w domu, zwyczajnie poodpoczywać w słabszy dzień, a nie chować się przed mężem żeby przypadkiem nie zauważył, że to te dni. Z resztą, najbardziej absurdalne jest to, że przed ślubem naprawdę w takim czasie okazywał mi rzeczywistą troskę, ciepło i zrozumienie. Gdy zamieszkaliśmy razem, słabszy nastrój przed okresem zaczął być "nienormalnością".

Jak konkretnie popracować nad wpływem hormonów (czy to w czasie okresu, czy ciąży) na moje ciało? Chętnie bym się tego dowiedziała. Teraz np. czasem jest tak, że oglądam film i bardzo się wzruszam, nawet gdy scena obiektywnie nie jest jakaś wyciskająca łzy, to mi łzy lecą ciurkiem. Nie umiem tego wyjaśnić. Wiem, że gdybym oglądała z mężem to byłoby, że wydziwiam i znowu nienormalnie się zachowuję, nawet gdybym tłumaczyła że to po prostu wzruszenie. Jakie konkretne kroki mogłabym podjąć? Wyjść w trakcie filmu i popłakać w łazience żeby mąż nie widział? Jakoś zacisnąć zęby? Szybko przypomnieć sobie coś śmiesznego, żeby się śmiać, a nie płakać? Czy mówienie, że wzruszam się tak, bo buzują mi hormony jest zrzucaniem odpowiedzialności, bo nie umiem sobie poradzić z zapanowaniem nad emocjami?
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Caliope »

Nie da się zapanować nad hormonami bez odpowiednich leków, a tym bardziej w ciąży. Jeszcze dodatkowo nie ma badań obowiązkowych nad progesteronem i estrogenem,a te są przyczyną depresji poporodowej, warto je zbadać w pierwszej kolejności przed TSH. Ja męczylam się 6 lat z takimi stanami jak przed okresem i to cały czas,dopiero niedawno okazało się że to niedobór progesteronu. Piekło na ziemi i zero zrozumienia męża, że nie wiem co mi jest, próby leczenia u psychiatry, psychologa i próba zaakceptowania choroby, a po lekach przeszło.Tylko mąż nie rozumie i robi rzeczy ktorych nie powinien.Przytulam
krople rosy

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: krople rosy »

fannyprice pisze: 27 kwie 2020, 15:02 Mam świadomość tego, że te 1-2 dni w miesiącu jestem mniej znośna,
A co to znaczy , że jesteś mniej znośna? Pytałam już jakie Twoje zachowania i słowa tak wpływają na męża że sobie z nimi nie radzi ale nie odpowiedziałaś pisząc ogólnikowo że masz obniżony nastrój i jesteś drażliwa. Pytanie: jak się te zachowania objawiają w życiu z mężem?
Bo z tego, co piszesz albo Twój mąż jest nadwrażliwy i reaguje zbyt emocjonalnie i nieadekwatnie do sytuacji albo Ty przejawiasz takie stany, które rzucają cień na Wasz sposób funkcjonowania.
fannyprice pisze: 27 kwie 2020, 15:02 Mam świadomość tego, że te 1-2 dni w miesiącu jestem mniej znośna,
W pierwszym poście pisałaś tak, cytuję: ,,W małżeństwie jestem od 1,5 roku. Przed ślubem nie mieszkaliśmy razem, chodziliśmy na Msze, modliliśmy się, jeździliśmy na rekolekcje, pielgrzymki, dużo rozmawialiśmy i wydawało mi się, że poznaliśmy się całkiem nieźle. Lubiliśmy ze sobą spędzać czas, cieszyłam się, że mamy te same wartości, pogląd na świat, wiele lat modliłam się o dobrego męża. Widziałam w nim tego dobrego kandydata. Niestety, gdy zamieszkaliśmy razem po ślubie zaczęliśmy strasznie się kłócić. Kłótnie były niemal co tydzień.

Pytanie kolejne więc czy jesteś mniej znośna co tydzień czy 1-2 dni w miesiącu?
Ewuryca

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Ewuryca »

Ja wskazówki kropli rosy interpretowalabym tak: wiem kiedy mam te dni czyli jestem rozdrażniona itd. Po pierwsze nie przerzucam och na męża który ma mi je łagodzić, czyli np. nie chodzę do niego żeby mnie przytulał itd, oprócz tego próbuje panować nad tymi stanami nad którymi można. I jeżeli z drugiej strony mąż miałby podobne podejście to wtedy dochodzicie do tak zwanego kompromisu. Masz racje, że nie nad wszystkim da się panować ale napewno są jakieś możliwości. Gdyby np. Mężczyzna w domu cały czas robił coś co cię drażni np. Picie piwa wieczorem to powiedzenie „bo ja tak mam” pewnie niejednej z nas nie wystarczy tylko chcemy kompromisu więc działa to w dwie strony.
Lawendowa
Posty: 7691
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Lawendowa »

fannyprice pisze: 27 kwie 2020, 15:02 Jak konkretnie popracować nad wpływem hormonów (czy to w czasie okresu, czy ciąży) na moje ciało? Chętnie bym się tego dowiedziała.
Fannyprice, jeśli ktoś wymyśli jak pracą nad sobą zapanować np. nad ciążowymi mdłościami i wymiotami, zmianą środka ciężkości ciała i innymi czysto fizjologicznymi zmianami - to... Nobla dostanie :D
To, że Twój organizm w ciąży zachowuje się inaczej niż dotychczas, to świadczy tylko o tym, że natura działa dokładnie tak jak Bóg ją zaplanował.

Nie wiem czy już trafiłaś na nasz informator w pigułce dot korespondencji prywatnych:
viewtopic.php?f=10&t=2979
Warto się z nim zapoznać.
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

Caliope pisze: 27 kwie 2020, 16:48 Nie da się zapanować nad hormonami bez odpowiednich leków, a tym bardziej w ciąży. Jeszcze dodatkowo nie ma badań obowiązkowych nad progesteronem i estrogenem,a te są przyczyną depresji poporodowej, warto je zbadać w pierwszej kolejności przed TSH. Ja męczylam się 6 lat z takimi stanami jak przed okresem i to cały czas,dopiero niedawno okazało się że to niedobór progesteronu. Piekło na ziemi i zero zrozumienia męża, że nie wiem co mi jest, próby leczenia u psychiatry, psychologa i próba zaakceptowania choroby, a po lekach przeszło.Tylko mąż nie rozumie i robi rzeczy ktorych nie powinien.Przytulam
U mnie są w normie, lekarz powiedział że on mi na to leku nie wymyśli...
krople rosy pisze: 27 kwie 2020, 16:50
fannyprice pisze: 27 kwie 2020, 15:02 Mam świadomość tego, że te 1-2 dni w miesiącu jestem mniej znośna,
A co to znaczy , że jesteś mniej znośna? Pytałam już jakie Twoje zachowania i słowa tak wpływają na męża że sobie z nimi nie radzi ale nie odpowiedziałaś pisząc ogólnikowo że masz obniżony nastrój i jesteś drażliwa. Pytanie: jak się te zachowania objawiają w życiu z mężem?
Bo z tego, co piszesz albo Twój mąż jest nadwrażliwy i reaguje zbyt emocjonalnie i nieadekwatnie do sytuacji albo Ty przejawiasz takie stany, które rzucają cień na Wasz sposób funkcjonowania.
fannyprice pisze: 27 kwie 2020, 15:02 Mam świadomość tego, że te 1-2 dni w miesiącu jestem mniej znośna,
W pierwszym poście pisałaś tak, cytuję: ,,W małżeństwie jestem od 1,5 roku. Przed ślubem nie mieszkaliśmy razem, chodziliśmy na Msze, modliliśmy się, jeździliśmy na rekolekcje, pielgrzymki, dużo rozmawialiśmy i wydawało mi się, że poznaliśmy się całkiem nieźle. Lubiliśmy ze sobą spędzać czas, cieszyłam się, że mamy te same wartości, pogląd na świat, wiele lat modliłam się o dobrego męża. Widziałam w nim tego dobrego kandydata. Niestety, gdy zamieszkaliśmy razem po ślubie zaczęliśmy strasznie się kłócić. Kłótnie były niemal co tydzień.

Pytanie kolejne więc czy jesteś mniej znośna co tydzień czy 1-2 dni w miesiącu?
Ta drażliwość znaczy np.
- po powrocie wieczorem z pracy mam ochotę od razu pójść spać, a nie jeść, siedzieć, rozmawiać (jak na co dzień)
- drażni mnie grający cały dzień telewizor, chcę trochę ciszy (kiedy na co dzień mi to nie przeszkadza)
- mąż np. pokazuje mi na telefonie filmy z tragicznymi wypadkami - w taki dzień nie chcę tego oglądać i proszę by mi nie pokazywał (wtedy twierdzi, że nie interesuje mnie to co jego ciekawi)
- nie chcę w te dni iść do znajomych ani żeby przychodzili do nas, męczy mnie to (bo tylko czekam aż pójdą, albo wrócimy do domu)
a tymczasem mąż wpada na pomysł "zaprośmy xyz" - jak odmawiam uznaje że gaszę jego inicjatywy, jak się zgodzę - wierci mi później dziurę w brzuchu czemu nie zachowywałam się "normalnie"
- drażnią mnie i nie chcę w te dni rozmów na poważne tematy, np. dotyczących jakiegoś zakupu czy wyjazdu, zwłaszcza gdy mam podjąć wtedy jakąś decyzję (a mąż naciska)
- zrobię "gorszy" obiad, np. jakieś gotowe danie bo nie mam chęci ani siły na to by spędzić więcej czasu w kuchni

To tylko kilka przykładów dla rozpoznania sytuacji. Kiedy robię coś z tych rzeczy i argumentuję to tym, że gorzej się dzisiaj mam, to zaczyna się nieustanne wyjaśnianie i próba logicznego wywodu jak bezzasadne jest moje zachowanie (bo np. na co dzień lubię gotować, a wtedy nie chce mi się - wg męża to niedorzeczne)

Kłótnie mieliśmy tak jak napisałam, ale te dotyczące stricte mojej nienormalności (bo ten wątek jakoś bardziej wybrzmiał) regularnie raz w miesiącu...
Ewuryca pisze: 27 kwie 2020, 18:37 Ja wskazówki kropli rosy interpretowalabym tak: wiem kiedy mam te dni czyli jestem rozdrażniona itd. Po pierwsze nie przerzucam och na męża który ma mi je łagodzić, czyli np. nie chodzę do niego żeby mnie przytulał itd, oprócz tego próbuje panować nad tymi stanami nad którymi można. I jeżeli z drugiej strony mąż miałby podobne podejście to wtedy dochodzicie do tak zwanego kompromisu. Masz racje, że nie nad wszystkim da się panować ale napewno są jakieś możliwości. Gdyby np. Mężczyzna w domu cały czas robił coś co cię drażni np. Picie piwa wieczorem to powiedzenie „bo ja tak mam” pewnie niejednej z nas nie wystarczy tylko chcemy kompromisu więc działa to w dwie strony.
Ja bym chciała, żeby to mąż w te dni nie chodził za mną i nie tłumaczył mi, że to jak się zachowuję (czyli nieco inaczej niż na co dzień), nie jest nienormalnością, tylko po prostu, każdy ma czasem słabszy dzień. Chyba najbardziej takiego minimum empatii z jego strony mi brakuje. Czegoś, co przed ślubem było i wiem, że potrafi być wyrozumiały.
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
krople rosy

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: krople rosy »

fannyprice pisze: 27 kwie 2020, 21:54 Ta drażliwość znaczy np.
- po powrocie wieczorem z pracy mam ochotę od razu pójść spać, a nie jeść, siedzieć, rozmawiać (jak na co dzień)
- drażni mnie grający cały dzień telewizor, chcę trochę ciszy (kiedy na co dzień mi to nie przeszkadza)
- mąż np. pokazuje mi na telefonie filmy z tragicznymi wypadkami - w taki dzień nie chcę tego oglądać i proszę by mi nie pokazywał (wtedy twierdzi, że nie interesuje mnie to co jego ciekawi)
- nie chcę w te dni iść do znajomych ani żeby przychodzili do nas, męczy mnie to (bo tylko czekam aż pójdą, albo wrócimy do domu)
a tymczasem mąż wpada na pomysł "zaprośmy xyz" - jak odmawiam uznaje że gaszę jego inicjatywy, jak się zgodzę - wierci mi później dziurę w brzuchu czemu nie zachowywałam się "normalnie"
- drażnią mnie i nie chcę w te dni rozmów na poważne tematy, np. dotyczących jakiegoś zakupu czy wyjazdu, zwłaszcza gdy mam podjąć wtedy jakąś decyzję (a mąż naciska)
- zrobię "gorszy" obiad, np. jakieś gotowe danie bo nie mam chęci ani siły na to by spędzić więcej czasu w kuchni
Aż trudno uwierzyć że wobec takiego Twojego zachowania ( w normie bo przecież każdy miewa takie stany z róznych powodów) jeden raz czy dwa w miesiącu mąż reaguje w tak agresywny sposób (wzywa policję, grozi w aucie, że porozjeżdza ludzi) .
Wynika z tego, że ma ze sobą poważny problem.
No, chyba, że miewasz takie stany dość często czy permamentnie to zmienia postać rzeczy choć to i tak nie jest powód do tak nie kontrolowanych reakcji męża.
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

Mąż w końcu się odezwał z pytaniem jak się czuję. Odpisalam prosto, że dziękuję w porządku - zgodnie ze stanem faktycznym bo dolegliwości ciążowe bardzo złagodniały. Niestety, na to otrzymałam serie wiadomości obarczających mnie winą za sytuację jaka jest. Coś w stylu będziesz samotną matka na własne życzenie bo mnie wyrzuciłaś z domu, jak Ci z tym że pozbawiasz dziecko ojca itp. Nie skomentowalam... Kolejnego dnia podobnie - jak się czuję, czy wszystko ok i znów wiadomości o tym, że jestem wszystkiemu winna i jak mogłam go wyrzucić :( odezwałam się, że każdy sam jest odpowiedzialny za swoje zachowania i decyzje - i znów, sama do tego doprowadziłaś itp. Pominęłam milczeniem, teraz jest cisza.

Z jednej strony wiem, że to takie klasyczne zrzucanie winy, a z drugiej nie bardzo wiem jak na to reagować i czy w ogóle reagować. Czy powtarzanie w kółko że każdy odpowiada sam za to co robi ma sens, czy lepiej po prostu sie nie odezwać? Mogę tylko domyślać się, że takie zachowanie ze strony męża świadczy o tym, że coś tam sie w nim kotłuje i jakieś rozmyślania ma, no ale to jego rzecz, przecież ja mu nie pomogę w wyciągnięciu wniosków. Jak reagować na takie zaczepki?
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
krople rosy

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: krople rosy »

Ja bym powiedziała że sam z domu mąż wyszedł i sam może do niego wrócić. I omijalabym szerokim łukiem rozmowy mające na celu udowadnianie kto ma rację a kto się myli. Jednocześnie dawalabym sygnały świadczące o tym że kochasz męża i zależy Ci na nim.
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

krople rosy pisze: 29 kwie 2020, 18:26 Ja bym powiedziała że sam z domu mąż wyszedł i sam może do niego wrócić. I omijalabym szerokim łukiem rozmowy mające na celu udowadnianie kto ma rację a kto się myli. Jednocześnie dawalabym sygnały świadczące o tym że kochasz męża i zależy Ci na nim.
Zastanawiam się jak teraz te sygnały dawać, skoro razem nie mieszkamy a kontakt jest mocno ograniczony :roll: Może za szybko bym chciała żeby dla męża moja postawa była jasna i klarowna (choć to chyba dla mnie bardziej ważne niż dla niego), a on sie ze swoimi jakimiś rzeczami zmaga... Trudna jest sztuka cierpliwości.
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13352
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Nirwanna »

Fannyprice, myślę, że teraz jesteś w takim stanie, gdy bardzo warto zająć się właśnie sobą i tym stanem, na ile dasz radę - przekierować uwagę z męża na siebie i dziecko. Tego czasu nikt Ci nie zwróci w przyszłości.

Myślę też, że jeszcze jedną rzecz powinnaś mieć na uwadze zawsze, czy to czytając nasze forum, czy jakiekolwiek inne - internet nie powinien być wyrocznią w temacie, co jest u Ciebie normalne, a co nie. Piszesz, że korzystaliście z mężem z różnych terapii i warsztatów, fachowcy oglądali Was i Waszą relację w realu, i w takich właśnie przestrzeniach weryfikowałabym, co jest normalne a co nie, co realnie i potrzebnie do zmiany, a co jest absolutnie nie do przyjęcia i należy temu stawiać konkretne granice.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Ukasz

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: Ukasz »

Podoba mi się, jak odpowiedziałaś mężowi.
Chciałbym umieć być tak lakoniczny. Wyrazić to, co ważne, w kilku dobranych słowach. Przede wszystkim o sobie, może ogólnie, ale nie o drugiej stronie. Taki prosty przekaz ma szansę zostać i "pracować".
fannyprice
Posty: 255
Rejestracja: 16 kwie 2019, 10:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: 1,5 roku kryzysu

Post autor: fannyprice »

Nirwanna pisze: 29 kwie 2020, 21:47 Fannyprice, myślę, że teraz jesteś w takim stanie, gdy bardzo warto zająć się właśnie sobą i tym stanem, na ile dasz radę - przekierować uwagę z męża na siebie i dziecko. Tego czasu nikt Ci nie zwróci w przyszłości.

Myślę też, że jeszcze jedną rzecz powinnaś mieć na uwadze zawsze, czy to czytając nasze forum, czy jakiekolwiek inne - internet nie powinien być wyrocznią w temacie, co jest u Ciebie normalne, a co nie. Piszesz, że korzystaliście z mężem z różnych terapii i warsztatów, fachowcy oglądali Was i Waszą relację w realu, i w takich właśnie przestrzeniach weryfikowałabym, co jest normalne a co nie, co realnie i potrzebnie do zmiany, a co jest absolutnie nie do przyjęcia i należy temu stawiać konkretne granice.
Dziękuję. Zwróciłaś mi uwagę na coś, co nie do końca wcześniej chciałam widzieć - że gdzie nie pójdę po wsparcie, radę czy pomoc, to szukam potwierdzenia, że ja jestem normalna. Jakkolwiek dziwnie to brzmi. W czasie tej izolacji od męża zaczęłam inaczej na siebie patrzeć i zaskakiwać siebie samą, że robie fajne rzeczy, mam zajęcia które lubię i potrafię zadbać o siebie i swoje dobre samopoczucie. Wcześniej, w towarzystwie męża, myślałam o sobie dużo gorzej i pilnowałam czy to co powiem będzie uznane za normalne czy nie. Widzę, że czeka mnie jeszcze wiele pracy nad tym by nie patrzeć na siebie przez pryzmat tego, co mówi czy twierdzi o mnie mąż. Dałam sobie mocno wkręcić tę "nienormalność".
I masz w zupełności rację, że to, co słyszałam w realu u specjalistów i terapeutów to najcenniejsze informacje. Cieszę się jednak, że tu na forum mogę też trochę przegadać różne sytuacje z ludźmi o podobnym doświadczeniu.
Ukasz pisze: 29 kwie 2020, 23:10 Podoba mi się, jak odpowiedziałaś mężowi.
Chciałbym umieć być tak lakoniczny. Wyrazić to, co ważne, w kilku dobranych słowach. Przede wszystkim o sobie, może ogólnie, ale nie o drugiej stronie. Taki prosty przekaz ma szansę zostać i "pracować".
Forma pisana ma tę zaletę, że można dobrze przemyśleć co się napisze, w mowie idzie mi to dużo gorzej. Wątpię by mąż wracał do tego co napisałam, ale przynajmniej mam poczucie, że ten komunikat otrzymał i nie musi się domyślać. Ciągle mam tylko zgrzyt, czy za każdym razem zapewniać go że mi zależy na nim i małżeństwie, czy raczej od czasu do czasu żeby się jednak nie narzucać.
"można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem"
ODPOWIEDZ