tata999 pisze: ↑17 kwie 2020, 21:27
Monti pisze: ↑17 kwie 2020, 19:55
(...) zakochanie jest reakcją, zazwyczaj niezależną od naszej woli. Emocje, które towarzyszą temu stanowi, same w sobie są neutralne moralnie. Ocenie moralnej podlega dopiero czyn, czyli konieczna jest decyzja danego człowieka, co robi z emocjami, które mu towarzyszą.
Czy mógłbym prosić o źródło tych twierdzeń i ewentualnie jakieś argumenty na poparcie?
Na ten temat jest mnóstwo literatury- zarówno religijnej jak i medycznej, filozoficznej, psychologicznej. Bardzo ciekawa jest psychologia ewolucyjna.
Warto się zainteresować i warto gleboko się zastanowić nad tym czym jest zauroczenie, zakochania a czym jest miłość.
Bo to są zupełnie inne kwestie, które niebezpiecznie jest mylić. Tym bardziej, że od dziecka karmieni jesteśmy fałszywymi obrazami na ten temat.
Zakochanie jest niezależną od nas reakcją hormonalną na pojawienie się w otoczeniu kogoś. Natura w ten sposób pcha nas w kierunku rozmnażania. Tyle i tylko tyle.
Nie ma w tym magii, mistycyzmu ani niczego wzniosłego, choć emocje są niesamowite. Panuje powszechne przekonanie, że ten stan jest czymś pozytywnym, dobrym. Błąd.
To po prostu jest. Tak jak noż. Nóż nie jest ani zły ani dobry- zależy jak użyjesz.
Młodzi ludzie się zakochują, są naćpani hormonami. To ma potencjał na coś dobrego- rodzina, wspólna przyszłość. Ale taki sam potencjał ma do tragedii, jak w przypadku historii opisanej w tym wątku i niezliczonej ilości innych opowieści.
A jak zakochanie przytrafi się komuś, kogo to unieszczęśliwia? Ksiądz, mnich tez może się zakochać. Mąż, żona po latach małżeństwa też może się zakochać w kimś innym.
Natura tak działa. Natura i biologia chcą, żebyśmy się rozmnażali i co jakiś czas nas do tego popychają.
Problemem jest dla nas to, że model monogamiczny jaki obowiązuje i w jakim chcemy żyć, to jest stosunkowo nowy. To jest twór naszej cywilizacji. Nasi przodkowie tak nie żyli. Zanim ludzkość uznała ten model, przez setki tysiecy lat przetrwanie naszych przodków i gatunku ludzkiego możliwe było tylko dzieki instynktom jakim podlegali. Jaskiniowcy nie łączyli nawet świadomie aktu kopulacji z narodzinami dziecka, bo odstęp czasowy był za duży by byli w stanie to ogarnąć prymitywnym umysłem. Wtedy instynkt i hormony pchały mężczyzn do kopulacji z wieloma kobietami, im silniejszy był samiec tym miał wieksze "branie". Kobiety też nie były wierne i monogamiczne, bo obdarzani względami pierwotni mężczyźni zapewniali pokarm i większe szanse na przetrwanie jej i jej dzieci. Jeśli z polowania nie wrócił jeden, była szansa ze zaopiekuje się inny. Inaczej ludzkość by nie przetrwała czasów, kiedy daleko jej było do bezpiecznej pozycji w łańcuchu pokarmkwym.
My te czasy znamy tylko z książek, muzeów i historii. Ale to w nas siedzi, bo jest w ludzkości znacznie dłużej niż liczą sobie religie jakie znamy.
I natura tak działa. Jej celem nie jest nasze szczęście, tylko zrealizowanie biologicznego celu: rozmnożenie się.
I motywuje nas popędem seksualnym i stanami takimi jak zakochanie.
Teraz: tragedia dzisiejszych czasów polega na tym, że cała kultura karmi nas bzdurami na ten temat i wpaja w nas kłamstwa np o połówkach pomaranczy. Zauważcie ze bajki, książki, romanse zawsze kończą sie na momencie kiedy bardzo zakochani ludzie w końcu mogą być razem. Napisy końcowe.
I nikt nie przygotowuje na to, że potem musi być ciężka praca, że ten stan naćpania hormonami sie skonczy.
A musi się skończyć. Zakochanie nie ma prawa trwać w nieskończoność, bo byłoby dla organizmu wrecz wyniszczające, czlowiek nie może tak na dłuższą metę funkcjonować. Hormony zawsze opadają.
Wg naukowców do 2 lat. Co potem?
Ano właśnie. Potem zaczynamy widzieć tą drugą osobę bardziej taka jaka faktycznie jest, a nie taką jak nam pokazuje naćpany hormonami mózg. Widizmy wiec wady, to co nam nie pasuje. To co nas wkurza. I decydujemy. Nie, nie dogadamy się.
Albo: to jest wspaniała osoba, będzie trudno sie dogadać w tym i tym obszarze, tutaj bede musial zrezygnować z czegoś, ten jej nawyk mnie wkurza, ale jestem w stanie z tym żyć, a tutaj trzeba kompromis jakiś wypracować. Zależy mi, może być trudnk, ale chcę.
Czym jest więc miłość? Wyborem.
Dopiero to jest ten moment w którym można mówić o miłości.
I większość ludzi tego nie rozumie. Ludzie chcą wszytsko mieć łatwo i na gotowe. Nie rozumieją już nawet, że wszystko smakuje lepiej, kiedy kosztuje trochę wysiłku. Idziesz do sklepu, kupujesz chleb, robisz kanapkę, jesz i 15 minut później nie pamiętasz o tym. Ale zgłębiasz temat, kupujesz składniki, wypiekasz własny chleb, raz nie wyjdzie, drugie podejście lepsze. Masz frajdę z tworzenia. Nie zapomnisz smaku swojego chleba już nigdy.
Tak samo z miłością. Ludzie chcą idealnego dopasowania, wiecznego zakochania, ale kiedy trzrba coś od siebie dać, wysiłek jakiś podjąć? To już nie. A jak strzeli hormonami znów i pojawi się zakochanie do kogoś innego, to dla nich oznacza ze tamto poprzednie jest nieważne, bo widocznie tak mialo być. I gonią za emocjami.
Instynkty są bardzo silne. Ten imperatyw natury jest bardzo potężnym impulsem. I kompletnie nie zależy od naszej woli. Dlatego nie jest Twoją winą czy grzechem jak się zakochasz w złym momencie. Kwestia co z tym zrobisz.