W poszukiwaniu siebie!

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

e123
Posty: 10
Rejestracja: 15 mar 2020, 13:09
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

W poszukiwaniu siebie!

Post autor: e123 »

Dzień dobry,
na prośbę Nino tworzę nowy wątek, by opowiedzieć, w jaki sposób udało mi się zbudować siebie na nowo, żyjąc w separacji z mężem już 5 lat. Dołączcie do mnie proszę ze swoimi historiami, bo być może te historie będą wsparciem dla innych osób korzystających z tego forum, a obecnie bardzo cierpiących z powodu niezrozumienia, odrzucenia, czy brak miłości i zainteresowania ze strony swojego męża/żony.

Nie będę zbyt szczegółowo opisywać swojego kryzysu w małżeństwie, bo to już jest przeszłość. Było źle już po 4 latach po ślubie i ten kryzys tylko się nasilał pomimo kilku podjętych psychoterapii. Przyznam, że każdą z terapii traktowałam jak swoje 5 minut, albo wykorzystam i przepracuję siebie, albo stracę ten czas, pozostając nadal w roli ofiary. Mój mąż nie chciał pracować nad sobą, pomimo tego, że alkohol niszczył coraz bardziej nas i naszą rodzinę. Widząc brak współpracy, szłam sama do przodu. Na prośbę dzieci w końcu przeszedł swoją terapię dla uzależnionych, ale to nic nie zmieniło już w naszych relacjach a wręcz przeciwnie. Ja czułam nienawiść, żal, niezrozumienie i odrzucenie.

Ruszyłam w drogę do siebie sama. To był też czas mojego nawrócenia (2012 rok). Przeszłam Seminarium Wiary. Na modlitwie wstawienniczej poprosiłam o łaskę przebaczenia i ją otrzymałam. Jest ze mną do dzisiaj. Bóg codziennie daje mi znać, jak bardzo mnie kocha i tą miłością każe dzielić się z innymi, więc to robię i paradoksalnie nic nie tracę, ale zostaję napełniona jeszcze większą miłością. Należę do Wspólnoty (nigdy nie należałam do żadnej "organizacji"). Jeżdżę na różne rekolekcje wspólnotowe. W tym roku przeszłam Camino Primitivo (320 km) do Santiago de Compostela, spełniając swoje największe marzenie i robiąc sobie prezent na urodziny.

Na terapiach i poza nimi dowiedziałam się o sobie sporo. Poznałam swoje przekonania, które jak kotwice ciągnęły mnie w dół. Jednym z takich przekonań była separacja. Mocno wierzyłam w to, że jako katolik nie mam do niej prawa. Nie uwierzycie, ale wtedy kupiłam płytę (a raczej dwie w komplecie) ks. Marka Dziewieckiego Bóg vs cierpienie i przesłuchałam je 8 razy. Za każdym razem słyszałam coś innego ważnego, ale zawsze słyszałam swoją historię. To był bodziec do podjęcia decyzji o osobnym zamieszkaniu, bo na zło, które miało miejsce, nie miałam już zgody.

Doświadczyłam braku pieniędzy, długów, pogorszenia jakości mojego życia, ale jednocześnie nauczyłam się bezgranicznie ufać Jemu. I ta ufność daje mi pokój niezależnie od sytuacji, bo wiem, że nie jestem osamotniona pomimo tego, że jestem sama. Lubię siebie i lubię ze sobą przebywać. Odkryłam, że w życiu trzeba DAWAĆ a nie BRAĆ. Jeśli związek ma przetrwać, to obie strony powinny być nastawione na DAWANIE siebie drugiemu a nie na BRANIE, bo wtedy rodzą się rozczarowania i pretensje. Drugi człowiek nie jest po to, by spełniać nasze oczekiwania. Dlatego nie zgadzam się z tym, że do jedności potrzeba dwóch połówek pomarańczy. Do jedności potrzeba dwóch pełnych pomarańczy, bo będąc w pełni sobą możemy dać siebie innym bez oczekiwania czegoś w zamian.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: W poszukiwaniu siebie!

Post autor: Nirwanna »

Wita e123,na forum :-)
Rozgość się, dziel się swoim doświadczeniem, ufam, że również sporo skorzystasz z obecności tutaj :-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
e123
Posty: 10
Rejestracja: 15 mar 2020, 13:09
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: W poszukiwaniu siebie!

Post autor: e123 »

Już korzystam, dziękuję... :)
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: W poszukiwaniu siebie!

Post autor: Nino »

Dziękuję e123..., troszkę napisałaś, ale możesz zdradzić, jak wygląda obecnie Twoje małżeństwo? Czy sama wychowujesz dzieci? Czy mąż założył nową rodzinę, żyje z kochanką? Wybacz, jeśli jestem zbyt dociekliwa. Nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz i uszanuję to.

Po prostu niekiedy mam wrażenie, że ludzie popadają w swego rodzaju... egzaltację religijną, która staję się mechanizmem obronnym na krzywdę, której doznali bądź nadal doznają w nieudanym małżeństwie.

Podziwiam wszystkich, którzy podjęli wyzwanie walki o samego siebie i zrozumieli, że to realny obszar ich wpływu, działania. W całkowitym zawierzeniu Panu Bogu. Intuicyjnie czuję, że to dobry kierunek i podążam nim.

Jednak jestem kobietą z krwi i kości. Potrzebuję mojego mężczyzny. Mężczyzny z krwi i kości. Potrzebuję bliskości, czułości, seksu. Nie zmuszę Pana Jezusa, aby dał mi seks.

Mój mąż, dzięki Bogu, żyje. I chyba ma się dobrze, bo widzieliśmy się ostatnio.

Ale to jest mężczyzna, który mnie opuścił. Opuścił własną żonę, swoje dzieci i matkę swoich dzieci. I zrobił to w pełni świadomie. Taka jest jego decyzja, a jej konsekwencje są bolesne. Jednak tak właśnie postąpił i z czasem rozumiem to coraz bardziej: że nie ma sensu z tym polemizować, zaprzeczać, rozpaczać... Czas się pogodzić. Dla własnego dobra i... pozwolić sobie na dalsze życie.

Gdy wracałam dziś z bardzo długiego spaceru, gdy zapadał zmierzch, otulała mnie wieczorna cisza, poprzetykana odgłosami wsi, zapachem dymu z ogniska, jakąś smugą zimnej mgły unoszącej się nad polem i pomarańczową wstęgą zachodzącego słońca: pomyślałam sobie, poczułam to w sobie, że ja nie chcę dłużej cierpieć z powodu mojej nieudanej małżeńskiej miłości. Nie chcę cierpieć i tęsknić za mężczyzną, który mnie nie chce. Że to jest nienormalne.

Ale też nie chcę przeżyć reszty życia bez doświadczenia bliskości, intymności, miłości nie tylko tej duchowej, ale też tej płynącej z ciała. Że taką mnie stworzył Bóg. Zmysłową, czułą, otwartą na dawanie i przyjmowanie tego piękna, które płynie z faktu, że jesteśmy tu, na ziemi i że możemy oraz mamy prawo przeżywać szczęście również w sferze naszej cielesności, biologii i materii.
Ukasz

Re: W poszukiwaniu siebie!

Post autor: Ukasz »

Nino pisze: 17 mar 2020, 20:26 Po prostu niekiedy mam wrażenie, że ludzie popadają w swego rodzaju... egzaltację religijną, która staję się mechanizmem obronnym na krzywdę, której doznali bądź nadal doznają w nieudanym małżeństwie.
Też mam takie wrażenie - i nie tylko na zewnątrz. W jakimś stopniu dotyczyło to mnie w najtrudniejszym czasie po wyprowadzce. Po prostu dużo emocji w relacji z Bogiem. Myślę, że w tamtym czasie to było dobre, pomocne, że to było od Niego. Jednak tylko jako pewien etap.
Nino pisze: 17 mar 2020, 20:26 Jednak jestem kobietą z krwi i kości. Potrzebuję mojego mężczyzny. Mężczyzny z krwi i kości. Potrzebuję bliskości, czułości, seksu. Nie zmuszę Pana Jezusa, aby dał mi seks.
Odczuwam to dokładnie tak samo. Też na pierwszym miejscu bliskość osób, na drugim czułość, na trzecim seks, a wszystko ma swoją wagę i to są moje potrzeby, których Bóg nie zaspokoi. Pomaga mi żyć w tym braku, daje inne dary, ale tego nie wypełnia.
Nino pisze: 17 mar 2020, 20:26 ja nie chcę dłużej cierpieć z powodu mojej nieudanej małżeńskiej miłości. Nie chcę cierpieć i tęsknić za mężczyzną, który mnie nie chce. Że to jest nienormalne.
Ja też nie chcę cierpieć, ale nie chcę też przed bólem uciekać, bo zgubię coś cennego po drodze. Chcę tęsknić, kochać - także pełnią uczuć - moją żonę, choć ona wybrała życie beze mnie i mnie nie chce.
To nie jest normalne, że mąż i żona nie są razem, ale to jest. To są realia, które wyznaczają granice mojego wyboru. Mógłbym poszukać sobie innej kobiety i cudzołożyć. Nie chcę. To mój wybór, moja wolność. Mógłbym zapomnieć o mojej żonie, wyrzucić ją z mojego wewnętrznego świata i tego też nie chcę. To także mój wybór, moja droga. Droga w poszukiwaniu siebie i takiego szczęścia, jakie jest mi dostępne.
Nie mogę teraz mieć miłości spełnionej, której pragnę i bardzo potrzebuję. Nie mogę mieć całości. Pozostaje mi wybór: czy chcę tę połowę, która jest w moim zasięgu, czyli kochać nie będąc kochanym, czy wolę już nic, żeby nie cierpieć, nie męczyć się, nie tęsknić. Wolę mieć tę połowę. Jeżeli zrezygnowałbym z niej, to nie wiem, czy chciałbym trwać w wierności. Rezygnując z miłości i tak bym łamał moją przysięgę małżeńską, a jeszcze bym się męczył w samotności, tylko może trochę mniej.
e123
Posty: 10
Rejestracja: 15 mar 2020, 13:09
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: W poszukiwaniu siebie!

Post autor: e123 »

Nino pisze: 17 mar 2020, 20:26 z czasem rozumiem to coraz bardziej: że nie ma sensu z tym polemizować, zaprzeczać, rozpaczać... Czas się pogodzić. Dla własnego dobra i... pozwolić sobie na dalsze życie. (...) pomyślałam sobie, poczułam to w sobie, że ja nie chcę dłużej cierpieć z powodu mojej nieudanej małżeńskiej miłości. Nie chcę cierpieć i tęsknić za mężczyzną, który mnie nie chce. Że to jest nienormalne.
Nino Kochana, cieszę się, że to czytam... naprawdę... bo aby pójść do przodu, trzeba uporać się z przeszłością. Nikt z nas nie zrobi ZDROWEGO kroku do przodu, jeśli nie zaakceptuje rzeczywistości, taką, jaką ona jest. Można walczyć, krzyczeć i się nie zgadzać i ja to rozumiem, bo to samo przeszłam. Trzeba dać sobie na to czas, ale po tym czasie należy bezwzględnie powiedzieć STOP.... i określić dokładnie termin, od kiedy zaczynam inwestować w siebie, by znowu wrócić do siebie, poczuć się piękną i wartościową ale najpierw SAMA ZE SOBĄ!!!, poczuć ten pokój wewnętrzny bez mężczyzny. Takie szarpanie się w stylu "ja chcę" lub "ja nie chcę" do niczego nie prowadzi, zmęczy Cię tylko.

Odpowiem na Twoje pytania. One mnie już nie bolą, więc spokojnie mogę pisać.
Mieszkamy osobno od 5 lat. Dzieci mam dorosłe, więc problem opieki nad nimi odpada. Zakładałam, że separacja będzie czasem, kiedy mój mąż przemyśli sprawę mojego odejścia (to ja się wyprowadziłam, kupiłam mieszkanie) i będzie chciał mojego powrotu. Myliłam się jednak. Znalazł sobie szybko inną kobietę, której nie znam. Przyprowadził ją do naszego poprzednio wspólnego mieszkania. Bolało mnie chwilę, ale pogodziłam się z tym. Uszanowałam jego wolność, chociaż nadal wiem, że jesteśmy połączeni węzłem małżeńskim, a sakramenty św. są dla mnie bardzo ważne w życiu. Modlę się za męża, przyjmuję w jego intencji Komunię św., a resztę zostawiam Bogu. To On ma działać, nie ja. Ja zajęłam się w tym czasie sobą! Poznaję siebie bardziej, szkolę się, doczytuję ciekawe książki, rozmawiam z innymi kobietami i mężczyznami, nie chowam się, nie narzekam, ale żyję, modlę się!!! i odzyskuję pokój, ale staram się przepracowywać każdy obszar mojego życia. Nie wchodzę w romanse, bo to do niczego nie prowadzi, a może zniszczyć mnie. Dbam o siebie. Trzymam się Słowa. Oczywiście miewam kryzysy, jak każda z nas, ale już wiem, jak sobie z nimi radzić.

Nie jestem jakąś egzaltowaną katoliczką, ale prawdą jest, że odkąd zaufałam Bogu, moje życie nabrało sensu... to tak, jakbym zbudowała pod nowe życie nowy trwały fundament. On pozwala mi już spokojnie patrzeć wstecz. Pewnego dnia w filmie Droga życia usłyszałam słowa, że cyt. życia się nie wybiera, życie się przeżywa! I tak mnie te słowa dotknęły, że zapragnęłam nie zmarnować już żadnego kolejnego dnia ani chwili i przeżyć swoje życie najlepiej, jak tylko potrafię, w zgodzie ze sobą w służbie innym. Zmieniłam perspektywę patrzenia i ... czuję się szczęśliwa.

Obecnie, po sugestii jednego z księży, jestem w trakcie składania wniosku o zbadanie ważności zawarcia naszego małżeństwa.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: W poszukiwaniu siebie!

Post autor: Nirwanna »

e123 pisze: 17 mar 2020, 23:49 Obecnie, po sugestii jednego z księży, jestem w trakcie składania wniosku o zbadanie ważności zawarcia naszego małżeństwa.
e123, dobrze się Ciebie czyta, co do tego zdania mam jednak uwagę.
Do sądu biskupiego nie idzie się po "zbadanie ważności". Idzie się ze skargą powodową. Będziesz musiała określić tytuł, dlaczego wg Ciebie to małżeństwo nie jest ważne, będziesz musiała podać na tę okoliczność dowody i świadków. Będziesz udowadniać, że wg Ciebie Twoje małżeństwo nie jest ważne.
Lojalnie uprzedzam, bo bywało, że ludzie czuli się głęboko zranieni i zawiedzeni, wchodząc w tę procedurę, sądzili, że to będzie wyglądało "lajtowo", delikatnie, ot, takie "badanie".
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: W poszukiwaniu siebie!

Post autor: tata999 »

Nino pisze: 17 mar 2020, 20:26
Jednak jestem kobietą z krwi i kości. Potrzebuję mojego mężczyzny. Mężczyzny z krwi i kości. Potrzebuję bliskości, czułości, seksu. Nie zmuszę Pana Jezusa, aby dał mi seks.
(...)
Ale też nie chcę przeżyć reszty życia bez doświadczenia bliskości, intymności, miłości nie tylko tej duchowej, ale też tej płynącej z ciała. Że taką mnie stworzył Bóg. Zmysłową, czułą, otwartą na dawanie i przyjmowanie tego piękna, które płynie z faktu, że jesteśmy tu, na ziemi i że możemy oraz mamy prawo przeżywać szczęście również w sferze naszej cielesności, biologii i materii.
Myślę, że wiele osób ma podobnie niezaspokojoną strefę seksualną. (Zarówno tych porzuconych, jak i czasami w związkach). Sam nie wiem, co poradzić. Może są jakieś poradniki lub opracowania na ten temat?
e123
Posty: 10
Rejestracja: 15 mar 2020, 13:09
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: W poszukiwaniu siebie!

Post autor: e123 »

Nirwanna pisze: 18 mar 2020, 6:29 Do sądu biskupiego nie idzie się po "zbadanie ważności". Idzie się ze skargą powodową. Będziesz musiała określić tytuł, dlaczego wg Ciebie to małżeństwo nie jest ważne, będziesz musiała podać na tę okoliczność dowody i świadków. Będziesz udowadniać, że wg Ciebie Twoje małżeństwo nie jest ważne. Lojalnie uprzedzam, bo bywało, że ludzie czuli się głęboko zranieni i zawiedzeni, wchodząc w tę procedurę, sądzili, że to będzie wyglądało "lajtowo", delikatnie, ot, takie "badanie".
Tak wiem, dlatego ta decyzja "kosztowała" mnie sporo. Przede wszystkim ciężko było mi zmienić własne przekonania, w których żyłam. Sugestię, by to zrobić miałam od 4 księży, ale za każdym razem to ignorowałam. Nie mieściło mi się w głowie, że mogę występować przeciw sakramentowi małżeństwa, w którym jestem. Dopiero, kiedy ten ostatni powiedział "zbadać", to to słowo dotarło do mnie w taki sposób, że równie dobrze wyrok może być za tym, że małżeństwo było zawarte ważnie. Przyjęłam to i zgodziłam się na to. Tak naprawdę Sąd może orzec wszystko, ale to moje sumienie będzie głównie obciążone odpowiedzialnością. To w sumieniu przed sobą samą muszę być uczciwa. Przynajmniej ja tak do tego podchodzę. Świadków mam, to osoby będące blisko Boga, bo zależało mi na tym, by tylko takie świadczyły. Pozew napisałam. Słowa same mi przychodziły do głowy, ja je tylko spisywałam. Dowody, jak się okazało, też mam. Resztę, jak w każdym przypadku, pozostawiam Bogu.

Kieruję się w życiu zasadą, że to co ja wiem i widzę, to tylko jeden mały puzelek większego obrazu, zaś cały obraz zna Bóg! Może dlatego jest mi łatwiej godzić się ze wszystkim, czego doświadczam :).
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: W poszukiwaniu siebie!

Post autor: vertigo »

tata999 pisze: 18 mar 2020, 9:11 Myślę, że wiele osób ma podobnie niezaspokojoną strefę seksualną. (Zarówno tych porzuconych, jak i czasami w związkach). Sam nie wiem, co poradzić. Może są jakieś poradniki lub opracowania na ten temat?
Obawiam się, że katolickich opracowań w tym temacie dla porzuconych nie znajdziesz.. Chyba, że chodzi Ci o to, jak skutecznie skonwertować te pragnienia na inne obszary i aktywności.
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: W poszukiwaniu siebie!

Post autor: tata999 »

vertigo pisze: 18 mar 2020, 9:59
tata999 pisze: 18 mar 2020, 9:11 Myślę, że wiele osób ma podobnie niezaspokojoną strefę seksualną. (Zarówno tych porzuconych, jak i czasami w związkach). Sam nie wiem, co poradzić. Może są jakieś poradniki lub opracowania na ten temat?
Obawiam się, że katolickich opracowań w tym temacie dla porzuconych nie znajdziesz.. Chyba, że chodzi Ci o to, jak skutecznie skonwertować te pragnienia na inne obszary i aktywności.
Jakbyś mógł podesłać, jeśli natrafiłeś na takie. Będę wdzięczny.
somnium
Posty: 127
Rejestracja: 12 lip 2019, 19:40
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: W poszukiwaniu siebie!

Post autor: somnium »

Choćbym nie wiadomo jak wypieral z głowy boli i to bardzo ta pustka. Ten brak bliskości drugiej osoby. Zwykłego przytulania a co dopiero innych rzeczy.

Mysle ze niewielki wręcz promilowy odsetek ludzi jest w stanie iść świadomie tak przez resztę życia. Tym większy szacunek dla nich.

Osobiście nie wiem jak ze mną będzie. Jest to sinusoida o dużej amplitudzie. Są dobre momenty ale są i takie gdy bardzo, bardzo odczuwam ten brak . I nawet bez jakiejś pożądliwošci
somnium
Posty: 127
Rejestracja: 12 lip 2019, 19:40
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: W poszukiwaniu siebie!

Post autor: somnium »

.... zamiast edytuj wcisnąłem wyślij .... :o

Więc dokończę.
.... I nie chodzi o pożądanie ale o możliwość przytulenia, rozmowę o dniu codziennym o taka prawdziwą bliskość której w zasadzie nie zaznalem będąc nawet z żoną. Mało dawałem z siebie więc i mało otrzymałem . Tak bym chciał pokazać kochanej osobie że jestem coś wart....
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: W poszukiwaniu siebie!

Post autor: Monti »

somnium pisze: 18 mar 2020, 17:56 Tak bym chciał pokazać kochanej osobie że jestem coś wart....
Ale dlaczego chcesz jej coś udowadniać? Przecież Twoja wartość nie zależy od tego, co myślą inni.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
somnium
Posty: 127
Rejestracja: 12 lip 2019, 19:40
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: W poszukiwaniu siebie!

Post autor: somnium »

Monti pisze: 18 mar 2020, 19:02
somnium pisze: 18 mar 2020, 17:56 Tak bym chciał pokazać kochanej osobie że jestem coś wart....
Ale dlaczego chcesz jej coś udowadniać? Przecież Twoja wartość nie zależy od tego, co myślą inni.
W zasadzie masz rację ale dla kogoš z małym poczuciem wartości a w zasadzie jego brakiem bardzo ciężko przełamać swój schemat myślowy.

Ten akapit niech nie zaciemni jednak myśli która mi towarzyszyła pisząc post. Że brakuje i to bardzo współtowarzyszki życia. I póki co życie w samotności jest ciągłym zmaganiem się ze sobą, czasem wręcz walką.
I bardzo bardzo chciałbym aby to była żona. A jest to raczej niemożliwe.

I żeby nie było - chciałbym wytrwać w wierności przysiedze ale po ludzku nie wiem, po prostu nie wiem czy dam radę. Czas pokaże- staram się nie wybiegać za bardzo w przyszłość. Sporo słucham i czytam i nie szukam absolutnie usprawiedliwienia dla swojej drogi a wręcz odwrotnie poszukuję siły by trwać w wierności.
ODPOWIEDZ