Samotność w małżeństwie

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

nałóg
Posty: 3321
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: nałóg »

Gaeo,
Gaea pisze: 19 lut 2020, 10:17 Nałóg rozumiem, że dla Ciebie jako niepijącego alkoholika prawie każdy, kto pije alkohol jest na dnie, z którego się nie podniesie a ja znam dużo ludzi, którzy czasem piją i mają i 30 i 60 lat i nigdy przez to nie mieli większych problemów.
nie każdy pijak jest alkoholikiem a każdy alkoholik jest pijakiem.
Ja nie jestem totalnym przeciwnikiem alkoholu. W naszym domu, przy okazji świąt czy spotkań towarzyskich czy rodzinnych bywa pity alkohol. To że ja jestem alko nie znaczy że wymagam od całego otoczenia abstynencji. Moja współmałżonka lubi wypić lampkę wina bo nie jest uzależniona a ja nie ma nic przeciw temu(choć czasami z lekkim żalem wypomina że nie ma z kim się napić lampki wina bo maż jest alko).
Gaeo, poza tym ja wiem że moja droga jest jedną z wielu i każdy ma swoją ......tak jak to że chodzi we własnych butach.
Mimo różnych dróg schematy uzależnieniowe są prawie tożsame dla wszystkich uzależnień: kompulsywne i nałogowe regulowanie uczuć i emocji
Gaea pisze: 19 lut 2020, 10:22 To, że niektórzy się uzależniają i muszą się leczyć by normalnie żyć, a co za tym idzie żyć w całkowitej abstynencji nie znaczy, że nie ma jednostek, które mają w sobie tyle siły, by samodzielnie sobie poradzić.

Tak ,znam takie jednostki....nawet jest to określane jako życie na "dupościsku".... Przyszły święty(mam nadzieję) b.Talbot przestał pić tylko przez modlitwę -co prawda wtedy nie było terapii i AA.
Gaea .... życzę Ci powodzenia i nie czuj się w żaden sposób naciskana przeze mnie . PD
nałóg
Posty: 3321
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: nałóg »

Gaeo, co u ciebie?
Gaea
Posty: 68
Rejestracja: 28 sty 2020, 9:17
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: Gaea »

Nałóg dziękuję, nosiłam się z zamiarem napisania ale jakoś trudno było mi sensownie opisać to, co się u mnie dzieje. Tutejsze forum, obserwowanie siebie i lektura stworzyły w mojej głowie realne zagrożenie choroba i dość skutecznie zniechęciły mnie do alkoholu, choć niezupełnie... Czuje się fizycznie źle, do tego dokłada się pewnie chroniczna bezsenność i zastanawianie się nad sensem życia. Często znów proszę Boga by zabrał mnie do siebie ale przecież muszę tu być, muszę wychować dzieci. Jako nastolatka pod wpływem alkoholu chciałam się zabić, pamiętam do dziś słowa obcej kobiety "dziewczyno coś ty chciała zrobić" a ja już wtedy nie chciałam żyć. Często mówiłam mężowi, że zniszczył mi życie a tak naprawdę to ja jemu je zniszczyłam i nie wiem czy jeszcze mam możliwość mu to wynagrodzić.
nałóg
Posty: 3321
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: nałóg »

Gaeo, stan jaki opisujesz:
Gaea pisze: 02 mar 2020, 0:15 Czuje się fizycznie źle, do tego dokłada się pewnie chroniczna bezsenność i zastanawianie się nad sensem życia.
np. u alkoholika po odstawieniu alkoholu powoduje powstawanie zespołu abstynencyjnego(odstawiennego) -nie pisze tu że Ty jesteś alkoholiczka ,a tylko odnoszę się do objawów jakie opisujesz
Gaea pisze: 02 mar 2020, 0:15 Jako nastolatka pod wpływem alkoholu chciałam się zabić, pamiętam do dziś słowa obcej kobiety "dziewczyno coś ty chciała zrobić" a ja już wtedy nie chciałam żyć.
Gaeo....... sugeruję postaranie się o wsparcie psychologiczne lub terapeutyczne bo to groźne
Gaea pisze: 02 mar 2020, 0:15 Często znów proszę Boga by zabrał mnie do siebie ale przecież muszę tu być, muszę wychować dzieci
Nawracające myśli samobójcze są groźne . Dziewczyno!!!!! nie bagatelizuj tego. Pisz tu na forum .......idź do psychiatry bo
Gaea pisze: 02 mar 2020, 0:15 Często mówiłam mężowi, że zniszczył mi życie a tak naprawdę to ja jemu je zniszczyłam i nie wiem czy jeszcze mam możliwość mu to wynagrodzić.

to są wytwory Twojej wyobraźni .Groźne wytwory. Pisz....PD
krople rosy

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: krople rosy »

Gaeo, co Cię najbardziej przytłacza? Może jakąś ulgą będzie opisanie tego , co się w Tobie dzieje ?
Wiem z własnego doswiadczenia że w momencie największego kryzysu i cierpienia człwoiek jest ze sobą najbardziej szczery.
Chyba po to są te trudne momenty by się ze sobą skonfrontować.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: Ruta »

Gaea pisze: 02 mar 2020, 0:15 Nałóg dziękuję, nosiłam się z zamiarem napisania ale jakoś trudno było mi sensownie opisać to, co się u mnie dzieje. Tutejsze forum, obserwowanie siebie i lektura stworzyły w mojej głowie realne zagrożenie choroba i dość skutecznie zniechęciły mnie do alkoholu, choć niezupełnie... Czuje się fizycznie źle, do tego dokłada się pewnie chroniczna bezsenność i zastanawianie się nad sensem życia. Często znów proszę Boga by zabrał mnie do siebie ale przecież muszę tu być, muszę wychować dzieci. Jako nastolatka pod wpływem alkoholu chciałam się zabić, pamiętam do dziś słowa obcej kobiety "dziewczyno coś ty chciała zrobić" a ja już wtedy nie chciałam żyć. Często mówiłam mężowi, że zniszczył mi życie a tak naprawdę to ja jemu je zniszczyłam i nie wiem czy jeszcze mam możliwość mu to wynagrodzić.
Gaeo,
Myślałaś o tym, żeby skorzystać z pomocy? Bezsenność, trudne myśli, obwinianie siebie, złe samopoczucie to ważne sygnały alarmowe. Mogą świadczyć o wielu różnych rzeczach, o pojawiającej się depresji, o przewlekłym stresie, z którym organizm przestaje sobie radzić, a nawet o niedoborach w organiźmie, które potrafią bardzo mocno wpływać na samopoczucie. Nie ma znaczenia w zasadzie co oznaczają, to potrafi zdiagnozwać specjalista, znaczenie ma to, że przy takich sygnałach warto poszukać pomocy.
Gdy w stresie przestałam regularnie spać, czułam że nie mam na nic siły, coraz trudniej było mi poradzić sobie z codziennymi obowiązkami, bardzo źle czułam się fizycznie, zgłosiłam się po pomoc do psychiatry. Było mi o tyle łatwo, że w ciągu ostatnich paru lat z takiej pomocy skorzystało parę znanych mi osób, z grona bliższych i dalszych znajomych, z pracy. To bardzo odczarowuje temat i każdej kolejnej osobie łatwiej jest z takiej pomocy skorzystać.
W moim przypadku okazało się, że nałożyło się na siebie kilka różnych rzeczy, stres związany z wyprowadzką męża, stres związany z poczuciem, że cała odpowiedzialność spoczywa na mnie, realna trudność w pogodzeniu wszystkich obowiązków, pracy, wychowania dziecka i jego rehabilitacji, obowiązków domowych, przepracowanie i poczucie, że sobie że wszystkim nie radzę i ciągle zawałami jedne rzeczy kosztem innych i na wszystko brakuje mi czasu. Oraz jak się okazało, także niedobory, w tym witaminy D3 i magnezu. Zapisanie się na wizytę wymagało ode mnie przełamania się, mimo sprzyjającego w sumie klimatu. Bałam się też, że otrzymam leki - a tego nie chciałam. Z perspektywy czasu uważam że sięgnięcie po pomoc było dobrą decyzją i nie znam dotąd nikogo kto żałował, że poszedł na wizytę do psychiatry. Znam kilka osób, które korzystały także z leków i to także nic złego, często wręcz przeciwnie, leki są w wielu stanach pomocne. Na pewno warto zadbać aby był to dobry lekarz i taki z którym poczujesz się dobrze. Ja np. wiedziałam, że łatwiej będzie mi rozmawiać z kobietą.
Pomyśl może o zapisaniu się na wizytę. Jeśli to dla ciebie duża bariera, może warto zapisać się na terapię, konsultację u psychologa, grupę wsparcia?

Wiem też że w trudnych okresach łatwo o rozdrapywanie ran, obwinianie siebie, ale jak pisze nałóg, to często tylko wytwory naszej wyobraźni.

Wiem za to, że jako kobiety często ogromną siłę czerpiemy z bycia mamą. Tak jak piszesz, "muszę tu być, muszę wychować dzieci". Mój synek także był dla mnie motywacją, by sięgnąć po pomoc. To dobra motywacja, bo oparta na miłości. Czasem, gdy myślimy o sobie źle, trudno zadbać o siebie, ale gdy czujemy się odpowiedzialne za innych, czujemy że jesteśmy potrzebne, staramy się wyjść z kryzysu właśnie dla innych, często dla naszych pięknych kochanych dzieci.
Gaea
Posty: 68
Rejestracja: 28 sty 2020, 9:17
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: Gaea »

Leczyłam się psychiatrycznie, co zresztą było przedmiotem kpin mojego męża wobec mnie, musiałam przerwać leczenie ale myślę do niego wrócić, choć perspektywa uzależnienia się od leków mnie przeraża dlatego myślałam sobie nie raz, że zamiast faszerować się psychotropami to lepiej raz za czas się napiję i efekt będzie taki sam - wyzbędę się emocji, błędne myślenie niestety. Mój lekarz ze mną nie rozmawiał, wypisywał receptę na maksymalny czas i kazał przyjść po następną, zmieniłam lekarza, było podobnie.
nałóg pisze: 02 mar 2020, 9:17 np. u alkoholika po odstawieniu alkoholu powoduje powstawanie zespołu abstynencyjnego(odstawiennego) -nie pisze tu że Ty jesteś alkoholiczka ,a tylko odnoszę się do objawów jakie opisujesz
Ja takie stany mam czy piję czy nie, wracają okresy takiej rezygnacji, chęci by życie jak najszybciej minęło, by dzieci dorosły.
Jak rozmyślam nad moim życiem to mam wrażenie, że zaprzepaściłam sporą szansę na siebie, na swoje szczęście, z lenistwa, ze złych wyborów, a przede wszystkim z braku obecności Boga w moim życiu. Najpierw myślałam, że to mąż zły, później nie - mąż jest dobry ale myśmy się nie dopasowali, teraz myślę, że mąż jest dobry ale ja zła. Ale zauważyłam ostatnio jeszcze jedną bardzo ważną kwestię, że im więcej mam wolnego czasu tym bardziej skupiam się na nim, jak czytam forum o zrobieniu z męża bożka to właśnie chyba ten problem też mnie dotyczy. Do tego stopnia, że ostatnio kilka dni nosiłam się z zamiarem zapytania go o coś i nie miałam odwagi, bo wiedziałam, że nie spodoba mu się ten pomysł... chodziło o sprawę remontu domu, nic szczególnego ale sam fakt jego zapewne skrzywionej miny, wyrażenia niezadowolenia paraliżował mnie, dopiero kiedy wypiłam trochę alkoholu na popularną "odwagę" to poruszyłam temat.
krople rosy pisze: 02 mar 2020, 13:07 Gaeo, co Cię najbardziej przytłacza? Może jakąś ulgą będzie opisanie tego , co się w Tobie dzieje ?
Wiem z własnego doswiadczenia że w momencie największego kryzysu i cierpienia człwoiek jest ze sobą najbardziej szczery.
Chyba po to są te trudne momenty by się ze sobą skonfrontować.
Krople rosy... to co napisałam wyżej plus żal, że mąż się nie interesuje dziećmi, czasem myślę, że gdybyśmy nie mieszali razem i sądownie miałby przydzielone 2-3 godziny na tydzień to byłoby to i tak więcej niż poświęca im teraz, co nie znaczy, że ich nie kocha. Myślę, że kocha je bardzo. Tylko przykro patrzeć na to, że dzieci szukają z nim kontaktu a on nie da im siebie nawet przez 5 min... próbowałam z nim rozmawiać, delikatnie i nie, nie przyniosło to nigdy długotrwałego efektu.
Do tego choroba bliskiej mi osoby, o której pisałam wyżej.
Ruta pisze: 02 mar 2020, 22:07 Wiem też że w trudnych okresach łatwo o rozdrapywanie ran, obwinianie siebie, ale jak pisze nałóg, to często tylko wytwory naszej wyobraźni.
Tak, jestem na etapie obwiniania siebie, zastanawiania się czy mąż jeszcze kiedyś będzie chciał znów ze mną być. Nie do końca to wyobraźnia, mam świadomość, że męża skrzywdziłam do tego stopnia, że 90% winy biorę na siebie i się zadręczam.
krople rosy

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: krople rosy »

Gaea pisze: 04 mar 2020, 10:41 ostatnio kilka dni nosiłam się z zamiarem zapytania go o coś i nie miałam odwagi, bo wiedziałam, że nie spodoba mu się ten pomysł... chodziło o sprawę remontu domu, nic szczególnego ale sam fakt jego zapewne skrzywionej miny, wyrażenia niezadowolenia paraliżował mnie, dopiero kiedy wypiłam trochę alkoholu na popularną "odwagę" to poruszyłam temat.
I jak zareagował mąż?
Gaea pisze: 04 mar 2020, 10:41 że mąż się nie interesuje dziećmi, czasem myślę, że gdybyśmy nie mieszali razem i sądownie miałby przydzielone 2-3 godziny na tydzień to byłoby to i tak więcej niż poświęca im teraz, co nie znaczy, że ich nie kocha. Myślę, że kocha je bardzo. Tylko przykro patrzeć na to, że dzieci szukają z nim kontaktu a on nie da im siebie nawet przez 5 min...
To co robi w tym czasie Twój mąż gdy odpycha od siebie dzieci? Jak wyglada Wasz dzień/codzienność?
Może Twój mąż przezywa ten Wasz kryzys tak samo jak Ty i żyć mu się odechciewa? Stąd brak zaiteresowania czymkolwiek?
Chociaż.....ostatnio pisałaś że gdzieś z nimi wyjechał.....?
Jakkolwiek by nie było , nie patrz na męża tylko bądź mamą najlepszą jaką możesz być dla swoich dzieci. Rób swoje.
Gaea pisze: 04 mar 2020, 10:41 Tak, jestem na etapie obwiniania siebie, zastanawiania się czy mąż jeszcze kiedyś będzie chciał znów ze mną być. Nie do końca to wyobraźnia, mam świadomość, że męża skrzywdziłam do tego stopnia, że 90% winy biorę na siebie i się zadręczam.
Dlaczego aż 90% ?

Nie ma takich krzywd których nie można naprawić . Potrzeba tylko otwarcia się z dwóch stron.
nałóg
Posty: 3321
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: nałóg »

Gaeo, stres i te przykre emocje z nim związane potrafią mocno "walić" nie tylko w psychikę lecz i w somatykę
Gaea pisze: 04 mar 2020, 10:41 Leczyłam się psychiatrycznie, co zresztą było przedmiotem kpin mojego męża wobec mnie,
psychiatra to też lekarz, a Bóg po to dał nam lekarzy abyśmy korzystali z ich wiedzy . Wiem i rozumiem...... podświadomy lęk przed zaszufladkowaniem przez otoczenie jako "psychola/kę" paraliżuje przed ujawnieniem samego faktu nie radzenia sobie ze swoimi emocjami....a w dodatku gdy bliska osoba wykorzystuje takie fakty by dokuczyć to jeszcze bardziej stresuje. Wiesz? ja np. nie poszedłem do poradni uzależnień bo "kusy" podsycał lęk przed wyimaginowanym potencjalnym spotkanie kogoś znajomego w poradni . Tak działa "kusy".
Jak piszesz uległaś w przeszłości temu lękowi i kpinom męża:
Gaea pisze: 04 mar 2020, 10:41 musiałam przerwać leczenie ale myślę do niego wrócić
Gaeo, stań tu w prawdzie...... czy ktoś Cię zmuszał ? czy to był taki wewnętrzny przymus?
Gaea pisze: 04 mar 2020, 10:41 choć perspektywa uzależnienia się od leków mnie przeraża dlatego myślałam sobie nie raz, że zamiast faszerować się psychotropami to lepiej raz za czas się napiję i efekt będzie taki sam - wyzbędę się emocji, błędne myślenie niestety.
no tak.....sama sobie poradzisz......a co do leków, to taki mit...... lęk przed potencjalnym uzależnieniem się od leków jest naprawdę nieuzasadniony. Leki bierzesz przez określny czas i pod kontrola lekarza. Alkohol.....już zapewne sama wiesz że to iluzja....... kac i poczucie winy po kilkudniowym piciu potęguje tylko stres i lęki. Nie rozwiązuje żadnych problemów.
Gaea pisze: 04 mar 2020, 10:41 Ja takie stany mam czy piję czy nie, wracają okresy takiej rezygnacji, chęci by życie jak najszybciej minęło, by dzieci dorosły.
Można przypuszczać że potrzebna Ci grupa wsparcia i ewentualnie terapia, lecz i szczera rozmowa z lekarzem bo takie są też objawy depresji.
Gaea pisze: 04 mar 2020, 10:41 Jak rozmyślam nad moim życiem to mam wrażenie, że zaprzepaściłam sporą szansę na siebie, na swoje szczęście, z lenistwa, ze złych wyborów, a przede wszystkim z braku obecności Boga w moim życiu
No tak , poczucie winy ,brak akceptacji siebie, brak akceptacji własnej przeszłości , obwinianie się to też schematy przy uzależnieniu od alkoholu lecz i niskim poczuciu własnej wartości co objawia się też lękiem przed innymi osobami ,lekiem przed relacją.
Gaea pisze: 04 mar 2020, 10:41 dopiero kiedy wypiłam trochę alkoholu na popularną "odwagę" to poruszyłam temat.
A jak wspominasz/masz swoją relację z ojcem?
Zapewne przydałoby się popracować nad sobą np. przy pomocy 12 Kroków .... tu na forum....może w realu.....a może poprzez uczestniczenie w mityngach AA (to tylko sugestia).

Gaeo, uwierz że warto wentylować swoje emocje, że warto mieć taka grupę osób ,które nie dają rad, nie podsuwają gotowców, które nie oceniają, nie szufladkują a dzielą się swoim doświadczeniem, swoimi przeżyciami ,swoją siłą i nadzieją . To forum w pewnym stopniu spełnia te warunki.
Wybór jest Twój
Gaea pisze: 04 mar 2020, 10:41 Nie do końca to wyobraźnia, mam świadomość, że męża skrzywdziłam do tego stopnia, że 90% winy biorę na siebie i się zadręczam.
Za kryzys w małżeństwie odpowiadają obie strony kryzysu i naprawdę trudno określić proporcje tej odpowiedzialności bo ten udział był/jest płynny w różnym czasie i okresie relacji jaka Was łączy. Natomiast za np. zdradę zawsze odpowiada ten co zdradził....

Gaeo..... a wiesz że małżeństwo to permanentny kryzys tylko o różnym natężeniu? To łatwo pisać na osiach współrzędnych gdzie w I ćwiartce same plusy(Twój i męża) i jest miło i fanie.....w drugiej ćwiartce masz np. "minus"a maż ma "plus" i iskrzy....w trzeciej ćwiartce oboje macie nastrój na minusie i wtedy zwarcie za zwarciem(dym i ogień w relacji),a w czwartej znowu Ty masz "plus" a mąż "minus" i iskrzy lecz idzie ku lepszemu.
Gdzie byś siebie umieściła? Taka mała analiza jak to się rozkładało u Was? jak jest teraz?

Pomyśl.....podziel się przemyśleniami ........ z wentyluj emocje jakie się pojawią .PD
Gaea
Posty: 68
Rejestracja: 28 sty 2020, 9:17
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: Gaea »

Krople rosy - mąż ucieka w pracę, w swoje zainteresowania, wychodzi, by ograniczyć z nami kontakt, ze mną przede wszystkim. Dziećmi nie umiał, nie chciał, się zajmować, może też uważał, że ja robię to lepiej. Z kolei czasem próbował dyscyplinować dzieci bym miała chwilę spokoju, by były choć odrobinę samodzielne (starsze) a ja od razu negowałam jego metody wychowawcze, ponieważ wychodziłam z założenia, że skoro na co dzień się nimi nie zajmuje to nie ma prawa nagle raz za ruski podnieść na nie głosu.

Dlatego napisałam, że 90% winy jest moje, orientacyjnie, bo ja na każdym kroku go negowałam, zaczynając od błahych spraw a kończąc na ważnych. Dodając do tego zdrady, alkohol, olewanie go, pokazywanie mu, że mam go za nic... A on powoli się odsuwał, a po ostatniej kłótni widocznie wszystko skreślił i problemem nie jest to, że ja nie rozumiem swojej winy czy dziwię się, że on się zamknął, nie... problemem jest to, że nie umiem z tego wyjść, a chciałabym jak najszybciej.
Czuję się jak nieudacznik życiowy, bo w każdym aspekcie mojego życia zawaliłam... chciałam być dobrym katolikiem, pracownikiem, matką, żoną a finalnie siedzę, rozmyślam, a jak mam dość to piję... na może i szczęście fizycznie czuję się już tak kiepsko, że niewielka ilość alkoholu powoduje u mnie spore dolegliwości, co skutecznie mnie zniechęca wieczorem do sięgnięcia po kolejną lampkę wina.
Staram się poświęcić czas dzieciom a jak zacznę chodzić do psychologa, psychiatry, na spotkania, na AA, terapię to chyba będę musiała wynająć opiekunkę... Mąż mi kiedyś zarzucił, że zamiast poświęcać czas dzieciom chcę robić karierę, zrezygnowałam więc z pracy by być dobrą matką, moje życie kręci się teraz wokół moich dzieci, a, że z każdym miesiącem jest łatwiej, bo dzieci rosną i jest przy nich mniej pracy to mam więcej czasu na zadręczanie się i zastanawianie czy może i mnie szybko zeżre jakiś rak i będę mieć to życie z głowy, które i tak już zmarnowałam.
nałóg pisze: 04 mar 2020, 16:47 Wiesz? ja np. nie poszedłem do poradni uzależnień bo "kusy" podsycał lęk przed wyimaginowanym potencjalnym spotkanie kogoś znajomego w poradni . Tak działa "kusy".
Akurat idąc do psychiatry o tym nie myslałam, może dlatego, że to duże miasto, że do psychiatry nie chodzą przecież sami psychole...
Do przerwanie leczenia skłoniła mnie ciąża, w prawdzie lekarz mowił wtedy, że jest jakiś lek dla kobiet w ciązy ale mimo wszystko wolałam nie ryzykować.

Ojciec to akurat jedyna osoba, która zawsze we mnie wierzyła, mimo,że czasu dla mnie nie miał a i wypić lubił. Pamiętam jak wychodziłam z domu gdy miałam jechać na egzamin maturalny i akurat sąsiad był przed domem, rozmawiał z moim ojcem i mój tata od razu do niego "ale mam piękną córkę prawda", głupio mi się zrobiło, pomyślałam wtedy, że zawsze musi mi wstydu narobić a teraz wracam do tych chwil, do takich wielu sytuacji.
nałóg pisze: 04 mar 2020, 16:47 Gaeo..... a wiesz że małżeństwo to permanentny kryzys tylko o różnym natężeniu? To łatwo pisać na osiach współrzędnych gdzie w I ćwiartce same plusy(Twój i męża) i jest miło i fanie.....w drugiej ćwiartce masz np. "minus"a maż ma "plus" i iskrzy....w trzeciej ćwiartce oboje macie nastrój na minusie i wtedy zwarcie za zwarciem(dym i ogień w relacji),a w czwartej znowu Ty masz "plus" a mąż "minus" i iskrzy lecz idzie ku lepszemu.
Gdzie byś siebie umieściła? Taka mała analiza jak to się rozkładało u Was? jak jest teraz?
Mam wrażenie, że u nas wszystko się posypało tak naprawdę odkąd są dzieci. Owszem, wcześniej się kłociliśmy zawsze ale tak naprawdę prawdziwy kryzys rozpoczął się gdy zostaliśmy rodzicami.
A nawiązując do tego co napisałeś, mąż żyje swoim życiem, nie sądzę by było mu tak dobrze ale ma święty spokój jest więc na minus, ja pogrążona w poczuciu winy też jestem na minus. Chociaż skłamałabym gdybym powiedziała, że jest zupełnie do niczego. Rozmawiamy, jestem ostrożna, gdy wchodzimy na drażliwy temat i wyczuwałam różnicę zdań to odpuszczam. Zawsze dużo rozmawialiśmy, mąz co prawda jest osobą zamkniętą ale na tematy dotyczące nas, na emocje natomiast o pracy, zainteresowaniach, itp. dużo rozmawialiśmy. Zawsze jak już dzieci położyłam spać to siadaliśmy razem i chociaż godzinę spędzaliśmy razem. Próbuję do tego wrócić i może małym sukcesem jest już to, że mąż nie patrzy wtedy w telefon tylko rozmawia.
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: s zona »

Gaea pisze: 06 mar 2020, 12:15 Krople rosy - mąż ucieka w pracę, w swoje zainteresowania, wychodzi, by ograniczyć z nami kontakt, ze mną przede wszystkim. Dziećmi nie umiał, nie chciał, się zajmować, może też uważał, że ja robię to lepiej. Z kolei czasem próbował dyscyplinować dzieci bym miała chwilę spokoju, by były choć odrobinę samodzielne (starsze) ...

Dlatego napisałam, że 90% winy jest moje, orientacyjnie, bo ja na każdym kroku go negowałam, zaczynając od błahych spraw a kończąc na ważnych. Dodając do tego zdrady, alkohol, olewanie go, pokazywanie mu, że mam go za nic... A on powoli się odsuwał, a po ostatniej kłótni widocznie wszystko skreślił i problemem nie jest to, że ja nie rozumiem swojej winy czy dziwię się, że on się zamknął, nie... problemem jest to, że nie umiem z tego wyjść, a chciałabym jak najszybciej.
Gaea,
za mna chodza juz od jakiegos czasu Rekolekcje o przebaczeniu .. Mezowi .. ale i Sobie ...
ewamik pisze: 01 mar 2020, 17:16 ZAPRASZAMY NA WARSZTATY
Informujemy, że w dniach 13-15 marca organizujemy w Skierniewicach warsztaty:
„Przebaczenie-droga do wolności”.
Rozpoczynamy Mszą św. o godz. 18:00.

Przyjmujemy zgłoszenia przez formularz Ogniska w Skierniewicach: www.skierniewice.sychar.org lub mailowo pod adresem: ogniskoskierniewice@gmail.com
Tą drogą również udzielamy informacji.
Serdecznie zapraszamy małżonków, którzy przeżywają ból z powodu skrzywdzenia, a pragną doświadczyć radości przebaczania!!!
Moze warto to przemyslec, Skierniewice leza niemal w centrum Polski, wiec wszedzie blisko .. o ile jeszcze sa miejsca ...

Wydaje mi sie,ze popelnilam podobne bledy .. za bardzo odsunelam meza od dzieci , wzielam za duzo obowiazkow na siebie..
I wazniejsze,ze nie docenialam wystarczajaco meza ..
A teraz juz wiem ,ze to jest Najwazniejsza z 3 Potrzeb Mezczyzny .

Wydawalo sie ,ze mamy zycie udane .. a to bylo udawane .. i nie moglo Panu Bogu sie podobac ...https://www.tolle.pl/pozycja/zycie-udane-czy-udawane
krople rosy

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: krople rosy »

Gaea pisze: 06 mar 2020, 12:15 Mam wrażenie, że u nas wszystko się posypało tak naprawdę odkąd są dzieci. Owszem, wcześniej się kłociliśmy zawsze ale tak naprawdę prawdziwy kryzys rozpoczął się gdy zostaliśmy rodzicami.
Bo może przestaliście być małżonkami? Tzn wyszliście z tej roli na rzecz roli rodziców?
A w roli małżonków pozostaje się do śmierci.
I z tej roli czerpią nasze dzieci.
Gaea pisze: 06 mar 2020, 12:15 mąż ucieka w pracę, w swoje zainteresowania, wychodzi, by ograniczyć z nami kontakt, ze mną przede wszystkim
Bo jesli jest między Wami byle jak to najlepiej tego nie ogladać i nie odczuwać, może stąd ta ucieczka.
Gdy między mną i moim mężem bywały spięcia to zawzse mąż wychodził z domu.
By wszystko wróciło do normy trzeba by znów sięgnąć do źródła : do Boga , do siebie samych i do Waszej więzi małżenskiej.
Na to potrzeba decyzji i czasu. I pokory, że nie wszystko od razu się ponaparwia.
Gaea pisze: 06 mar 2020, 12:15 Z kolei czasem próbował dyscyplinować dzieci bym miała chwilę spokoju, by były choć odrobinę samodzielne (starsze) a ja od razu negowałam jego metody wychowawcze, ponieważ wychodziłam z założenia, że skoro na co dzień się nimi nie zajmuje to nie ma prawa nagle raz za ruski podnieść na nie głosu.
Z racji tego, że nie było męża w domu i nie uczył się kontaktu z dziećmi , miał prawo do błędów. Po drugie męzczyźni trochę inaczej podchodzą do wychowywania dzieci niż kobiety. I to jest pole gdzie rola matki i ojca powinny się uzupełniać. Tam gdzie za dużo szorstkości w kontakcie, braku czułości, chęci wsłuchania się w młodego człowieka , cierpliwości tam wchodzi kobieta ze swoimi naturalnymi odruchami.
I uważam, że nie tyle nalezy ktytykować mężów naszych, co w umiejetny sposób naparwiać błędy i wypełniać braki , wtedy jest równowaga , bo w wychowaniu i dyscyplina potrzebna i czułość oraz wyrozumiałość.
Żeby nie generalizować dodam, że są i czuli i cierpiwi ojcowie a czasem kobiety wychowują surowo dzieci .
Gaea pisze: 06 mar 2020, 12:15 Czuję się jak nieudacznik życiowy, bo w każdym aspekcie mojego życia zawaliłam... chciałam być dobrym katolikiem, pracownikiem, matką, żoną a finalnie siedzę, rozmyślam, a jak mam dość to piję... na może i szczęście fizycznie czuję się już tak kiepsko, że niewielka ilość alkoholu powoduje u mnie spore dolegliwości, co skutecznie mnie zniechęca wieczorem do sięgnięcia po kolejną lampkę wina.
Nie jesteś żadnym nieudacznikiem i nie zawaliłaś życia. Człwoiek uczy się do smierci, jesli tylko chce, oczywiście. Nigdy na zmianę nie jest za późno. Wyrzuć wiec te bicze przez okno i przestań się maltretować. Sama sobie to robisz, widzisz?
Nie myli się ten, kto nic nie robi.
Nie ma rodzica, który powiedziałby, że nie popełnił sporo błędów w wychowaniu czy małżonka , że sporo nawalił.
Niech to bedzie dla Ciebie punkt wyjścia to pokorne przyznanie się, że wyszło inaczej niż w głebi serca pragnęłaś i ruszaj powoli naprzód.
Ufaj Bogu, w modlitwie odkrywaj przed Nim swoje serce i działaj z miłością. Bóg jest zawsze z tymi, którzy chcą się nawracać.
Gaea pisze: 06 mar 2020, 12:15 Mąż mi kiedyś zarzucił, że zamiast poświęcać czas dzieciom chcę robić karierę, zrezygnowałam więc z pracy by być dobrą matką, moje życie kręci się teraz wokół moich dzieci, a, że z każdym miesiącem jest łatwiej, bo dzieci rosną i jest przy nich mniej pracy to mam więcej czasu na zadręczanie się i zastanawianie czy może i mnie szybko zeżre jakiś rak i będę mieć to życie z głowy, które i tak już zmarnowałam.
Nie czekaj na raka i innego paskuda tylko zainteresuj się czymś, co może Ci pomóc w znalezieniu pracy, skoro dzieci coraz większe to nie ma pilnej konieczności by kobieta ciągle była w domu. Jest czas, że jest niebzedna w domu i sama siebie powinna za ten zcas docenić i przychodzi ten moment, że można puścić tę całą kontrolę i zająć się sobą.
nałóg
Posty: 3321
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: nałóg »

Gaea pisze: 06 mar 2020, 12:15 Staram się poświęcić czas dzieciom a jak zacznę chodzić do psychologa, psychiatry, na spotkania, na AA, terapię to chyba będę musiała wynająć opiekunkę... Mąż mi kiedyś zarzucił, że zamiast poświęcać czas dzieciom chcę robić karierę, zrezygnowałam więc z pracy by być dobrą matką, moje życie kręci się teraz wokół moich dzieci,
Gaeo........ oby nie lecz.....a co się stanie gdy nie pójdziesz do psychologa, na terapię, na mityng AA...... i wpadniesz w ciąg alkoholowy....... lub w deprechę ( a ta niemal zawsze towarzyszy uzależnieniu).... i położysz się do łóżka pod kocyk....i nie będziesz w stanie wstać..... to co będzie z dziećmi??
Gaea pisze: 06 mar 2020, 12:15 Czuję się jak nieudacznik życiowy, bo w każdym aspekcie mojego życia zawaliłam... chciałam być dobrym katolikiem, pracownikiem, matką, żoną a finalnie siedzę, rozmyślam, a jak mam dość to piję...

Wiesz jak wygląda ogórek? taki zielony....ładny...pachnący....smaczny..... lecz zostawiony np.na stole na kilka dni pomarszczy się, wyschnie i zgnije...... aby temu zapobiec można ten ogórek zakisić...... lubisz kiszone ogórki?
Czy z kiszonego ogórka da się zrobić zielonego ogórka? NIE ....a czy ten kiszony ogórek jest smaczny? jest pożywny? jest pożądany w diecie?
To tak i z Tobą....byłaś zielonym ogóreczkiem...... lecz nie zadbanym..... przed zgniciem , może w ostatnim momencie zostałaś zakiszona....... czy jesteś ogórkiem? Tym samym......lecz nie takim samym...... to od Ciebie zależy czy będziesz smacznym ,zakiszonym ogórkiem.......
PD
Ukasz

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: Ukasz »

Gaea pisze: 06 mar 2020, 12:15 może i mnie szybko zeżre jakiś rak i będę mieć to życie z głowy, które i tak już zmarnowałam.
Zachęcam Cię, żeby zajrzeć do dzisiejszych czytań, a szczególnie do pierwszego i do psalmu. A potem do Ewangelii, ale ze świadomością, że siebie samą masz kochać tak samo jak bliźniego. Pomyśl, jak traktujesz siebie, wyobraź sobie że tak piszesz i drugim człowieku.
Gaea pisze: 06 mar 2020, 12:15 Zawsze jak już dzieci położyłam spać to siadaliśmy razem i chociaż godzinę spędzaliśmy razem. Próbuję do tego wrócić i może małym sukcesem jest już to, że mąż nie patrzy wtedy w telefon tylko rozmawia.
Ja bym powiedział, że to jest wielki sukces. Doceń to, dbaj o ten skarb. Doceń męża, że to robi, podziękuj mu.
Gaea
Posty: 68
Rejestracja: 28 sty 2020, 9:17
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Samotność w małżeństwie

Post autor: Gaea »

s zona pisze: 06 mar 2020, 12:55 Moze warto to przemyslec, Skierniewice leza niemal w centrum Polski, wiec wszedzie blisko .. o ile jeszcze sa miejsca ...

Wydaje mi sie,ze popelnilam podobne bledy .. za bardzo odsunelam meza od dzieci , wzielam za duzo obowiazkow na siebie..
I wazniejsze,ze nie docenialam wystarczajaco meza ..
A teraz juz wiem ,ze to jest Najwazniejsza z 3 Potrzeb Mezczyzny .
Niestety nie mam możliwości wyjazdu, zresztą w tych dniach zapewne będę w szpitalu przy łóżku kogoś mi bliskiego...

Za dużo obowiązków wzięłaś, może ja też ale intencje miałyśmy dobre...
Nie wiem czy jak teraz nagle zacznę męża doceniać to nie potraktuje tego sztucznie dlatego jestem ostrożna w chwaleniu go, dziękowaniu. Nie widzę już wrogości w jego oczach ani lekceważenia tak zupełnie, rozmawia ze mną, pyta po pracy czy dzieci były grzeczne itp. to duża zmiana. Dziękuję za to Bogu.
krople rosy pisze: 06 mar 2020, 14:00 Bo może przestaliście być małżonkami? Tzn wyszliście z tej roli na rzecz roli rodziców?
A w roli małżonków pozostaje się do śmierci.
I z tej roli czerpią nasze dzieci.
Ja zdecydowanie tak. Dla mnie hierarchia zmieniła się odkąd zostałam matką, najpierw dzieci, później mąż. Jakież było moje zdziwienie gdy spowiednik powiedział mi, bym nie zapominała, że po Bogu mąż ma być dla mnie najważniejszy.
nałóg pisze: 06 mar 2020, 16:01 Gaeo........ oby nie lecz.....a co się stanie gdy nie pójdziesz do psychologa, na terapię, na mityng AA...... i wpadniesz w ciąg alkoholowy....... lub w deprechę ( a ta niemal zawsze towarzyszy uzależnieniu).... i położysz się do łóżka pod kocyk....i nie będziesz w stanie wstać..... to co będzie z dziećmi??
Takiego czarnego scenariuszu nie biorę w ogóle pod uwagę. Mimo wszystko jestem czujna, dlatego napisałam, że częste wypicie lampki wina, piwa jak dzieci śpią już są dla mnie oznaką, że coś idzie w złym kierunku.
Ukasz pisze: 06 mar 2020, 21:13 Pomyśl, jak traktujesz siebie, wyobraź sobie że tak piszesz i drugim człowieku.
Dziękuję, to cenna uwaga.
ODPOWIEDZ