Niewierzący maż chce rozwodu

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Niewierzący maż chce rozwodu

Post autor: Nino »

Nino pisze: 02 sty 2020, 13:27 Dostrzegam jakie to jest dla Ciebie ważne, żebyś czuła się uszanowana, bezpieczna, czuła troskę o to, żeby Cię nie urazić oraz nieskrępowanie móc wyrażać swoje emocje i myśli.
Tata999, dziękuję Ci. Nikt najważniejszy dla mnie, nigdy tak do mnie nie powiedział. Te słowa poruszyły mnie tak mocno, że płyną mi łzy... Poruszyły we mnie to zranienie i to pragnienie, które Ty tak celnie zwerbalizowałeś. Nazwałeś ten brak, który tak uwiera. Że zostaje dostrzeżone to CO DLA MNIE WAŻNE. Że zostaje dostrzeżone to, czego pragnie moje niespokojne serce: poczucia uszanowania, bezpieczeństwa i troski. Że nie chcę być raniona więcej. ŻE PRAGNĘ NIESKRĘPOWANIE MÓC WYRAŻAĆ SWOJE EMOCJE.
Jedno zdanie, "obcego człowieka" z forum Sychar spowodowało ogromne poruszenie w moim wnętrzu. Trafiłeś w punkt. I płaczę, ale to są łzy ulgi. Dziękuję Ci, Tata999....Dziękuję Bogu za to wspaniałe forum i za Was...

Co do reszty, pozwolisz, że przekopiuję Twoją wypowiedź w mój wątek i chętnie się odniosę ( trudno mi uwierzyć, że naprawdę to Cię interesuje ), ponieważ to jest wątek MaryM.
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Niewierzący maż chce rozwodu

Post autor: tata999 »

Nino pisze: 02 sty 2020, 19:51
Nino pisze: 02 sty 2020, 13:27 Dostrzegam jakie to jest dla Ciebie ważne, żebyś czuła się uszanowana, bezpieczna, czuła troskę o to, żeby Cię nie urazić oraz nieskrępowanie móc wyrażać swoje emocje i myśli.
Tata999, dziękuję Ci. Nikt najważniejszy dla mnie, nigdy tak do mnie nie powiedział. Te słowa poruszyły mnie tak mocno, że płyną mi łzy... Poruszyły we mnie to zranienie i to pragnienie, które Ty tak celnie zwerbalizowałeś. Nazwałeś ten brak, który tak uwiera. Że zostaje dostrzeżone to CO DLA MNIE WAŻNE. Że zostaje dostrzeżone to, czego pragnie moje niespokojne serce: poczucia uszanowania, bezpieczeństwa i troski. Że nie chcę być raniona więcej. ŻE PRAGNĘ NIESKRĘPOWANIE MÓC WYRAŻAĆ SWOJE EMOCJE.
Jedno zdanie, "obcego człowieka" z forum Sychar spowodowało ogromne poruszenie w moim wnętrzu. Trafiłeś w punkt. I płaczę, ale to są łzy ulgi. Dziękuję Ci, Tata999....Dziękuję Bogu za to wspaniałe forum i za Was...
Zaskakujące, że jeszcze w poprzednim poście od razu zarzuciłaś w emocjach, że podobnie, jak mąż boję się reakcji, odrzucam, gnoję celem utrzymania prawa do własnego zdania, pragnę pozostać przy swoim mimo widzianego cierpienia, co jest "wielką porażką w podejściu mężczyzny". I jeszcze brak odwagi, żeby powiedzieć, "jak to wszystko widzę" (bez ranienia). A na marginesie jeszcze "dziadu" - jakby mieli się przytulać z babą zamiast dżentelmen i dama, dzieci bożych.
Nino pisze: 02 sty 2020, 13:27 Myślę, że mój mąż myśli podobnie jak ty; czyli po prostu boi się moich reakcji. A skoro się ich boi, to je odrzuca, a nawet je gnoi, pod przykrywką sławetnego: bo ja mam swoje zdanie.

Mnie się wydaje, że jeśli w kłótniach małżeńskich celem staje się utrzymanie prawa do własnego zdania, to jesteśmy skazani na porażkę.

(...)

Tata999, dziękuję, że to napisałeś. Twoja wypowiedzi obrazuje cały tragizm owej fatalnej sytuacji komunikacyjnej, gdy ona nie potrafi przyjąć innego zdania swojego męża, cierpi, targają ją emocje, a on z kolei nic nie może poradzić na jej cierpienie i jedyne czego pragnie, to pozostać przy swoim. W takim podejściu nie ma szans na POROZUMIENIE.
Jestem w stanie zrozumieć, że nadmierne emocje wyrażane przez kobietę mogą stanowić dla mężczyzny problem. Jednak, mówienie, że on nic nie może poradzić na jej cierpienie, a jego jedynym celem w sytuacji konfliktu jest obrona własnego zdania, jest wielką porażką w podejściu mężczyzny.

Tata999 piszesz: "Miałbym zmienić swoje zdanie nie ze względu na rzeczowy argument lecz rozpacz (czasami teatr) drugiej strony?"

Wiesz, gdybyś uszanował jej rozpacz, pochylił się nad nią, to mogłoby się okazać, że ona wcale nie chce, abyś radykalnie zmieniał swoje zdanie.

Ja to widzę tak: Ona rozpacza, on mówi:

- Słuchaj, Lu, widzę, jak cierpisz i jest mi naprawdę przykro. Ja też jestem cholernie zdenerwowany, jednak czuję się przyparty przez ciebie do muru. Czuję złość. tak reaguję na łzy. Mam swoje zdanie na ten temat i proszę Cię, spróbuj mnie zrozumieć. Jak możemy uspokoić tę sytuację?

Ona ( cichutko, zaryczana, roztrzęsiona ): Przytul mnie...

I przytul ją, dziadu jeden. Przytul swoją kobietę. Schowaj na razie swoje zdanie do kieszeni i - jeśli ją naprawdę dojrzale kochasz - pomóż jej otrzeć łzy, które tak Cię wkurzają. A potem miej odwagę powiedzieć jej. jak ty to wszystko widzisz. Bez ranienia.
Może w innych sytuacjach też zdarza Ci się pobieżnie, zbyt szybko, zbyt pewnie oceniać ("rozumieć", "domyślać się) innych postępowanie, postawy, myśli, umiejętności, intencje? Na przykład męża i swoje?
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Niewierzący maż chce rozwodu

Post autor: Nino »

Na pewno tak się zdarza. To słuszne spostrzeżenie... Jednak zimno mi się zrobiło, jak przeczytałam, co powyżej napisałeś.
MaryM
Posty: 240
Rejestracja: 18 gru 2019, 17:21
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Niewierzący maż chce rozwodu

Post autor: MaryM »

Jestem załamana... mój mąż podjął działania zmierzające do tego aby przejąć mieszkanie. Jego zarobki pozwolą mnie spłacić i kontynuować kredyt- moje niestety nie. Rozmawia z młodszym synem obiecując mu różne rzeczy, roztacza przed nim wizję, że zostaną razem w mieszkaniu, że będą robić męskie wypady, uprawiać sport. Czego nie robił kilkanaście lat. Przygotowuje grunt bo młody kocha swoje osiedle, tu ma przyjaciół i komfortowe warunki. Jakby tych nastu lat mojej samodzielnej pracy nie było... młody jest jak zaczarowany, ma obecnie pierwszy raz w życiu uwagę ojca, przebąkuje, że chciałby tu dalej mieszkać- wcześniej z mąż planowal sprzedaż i rozejście się w swoich kierunkach. Serce mi pęka. Może to małostkowość, może powinnam znaleźć swoje miejsce w życiu? Tylko jak odliczyć się od dziecka, które ma dopiero 12 lat?
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Niewierzący maż chce rozwodu

Post autor: Nino »

Widzę, że nastąpił jakiś nieoczekiwany zwrot akcji. Z tego co pamiętam, mąż miał się wyprowadzić z końcem stycznia. Do mieszkania swojego kolegi. Był tak od Was odizolowany, niedostępny, milczący, że Młody bardzo cierpiał i zaczął przejawiać podobne zachowania, jak tata.

Tymczasem okazuje się, że były jakieś rozmowy w sprawie mieszkania, a teraz nawet chęć przejęcia całości i puszczenia Ciebie wolno... Jednocześnie zdążył "zaczarować" Młodego....

MaryM, nie zrozum mnie źle, to nie zarzut pod Twoim adresem. My tu na forum nie musimy zdawać relacji z każdego dnia, a kryzys, mimo wszystko, ma swoją dynamikę, o czym sama przekonuję się na własnej skórze i takie zwroty akcji są w sumie na porządku dziennym.

Mimo wszystko mam wrażenie, że Twój małżonek potwornie się miota. A im bardziej się miota, tym jest gorzej... I bij zabij, nie da tego po sobie poznać, a raczej doprowadzi Cię do ostateczności....

Jesteś mi bliska ze swoją historią, bo nasi mężowie wykazują podobne zachowania.

Niestety, mam pustkę w głowie i co do Twojej, i co do mojej sytuacji :(

Trzymaj się i pisz! Mnie to forum pomaga.
MaryM
Posty: 240
Rejestracja: 18 gru 2019, 17:21
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Niewierzący maż chce rozwodu

Post autor: MaryM »

Nino, ta dynamika zaskoczyła mnie dziś. Rozmowy z młodym odbyły się wczoraj. Rozmawiał zdawkowo z synami wciąż z nami mieszkając. Moje neutralne nastawienie musiało stworzyć grunt do porozumienia. Od wczoraj są nierozłączni, zaczęło się od wybierania prezentu - wymarzonego telefonu...Podobno mąż nadal planuje wyprowadzkę ale widocznie zmienił plan co do wspólnego dorobku....dawniej w złości na moje pytanie „co teraz” rzucił o wyprowadzce, ze to na teraz a może docelowo sprzedamy mieszkanie. Wyglada na to , ze akcja nabiera tempa pod wpływem dobrych rad z weekendu. Prawnika? Kowalskiej? Czuję się jakbym dostała obuchem w łeb. Nie będę grać młodszym synem - starszy jest zniesmaczony ale planuje studia w innym mieście za jakiś czas i jego temat nie dotyczy. Mam sporo niechęci do męża po rozmowach z psychologiem a teraz doszło to... gra dzieckiem, nie mogę uwierzyć, ze młody tak pozytywnie zareagował. Mój mąż nie boi się rozwodu ze swojej winy, Zatem nie boi się potencjalnych alimentow na mnie za utratę poziomu życia...za rok podobno sąd uwzględni zdanie młodszego syna, z kim wolałby mieszkać... a młody będzie chciał zostać na swoim podwórku, z kolegami od piaskownicy... Nino ja i moi synowie prawdopodobnie będziemy ofiarami manipulacji. I może nawet wprowadzenia kowalskiej na gotowe za jakiś czas... gdy wszystko się ułoży po myśli męża
MaryM
Posty: 240
Rejestracja: 18 gru 2019, 17:21
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Niewierzący maż chce rozwodu

Post autor: MaryM »

Dodam tylko, ze ze mną mąż nie rozmawiał o mieszkaniu od pierwszej rozmowy. Wprowadza w swoje wstępne plany tylko Młodego
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Niewierzący maż chce rozwodu

Post autor: Ruta »

MaryM pisze: 28 sty 2020, 19:43 Jestem załamana... mój mąż podjął działania zmierzające do tego aby przejąć mieszkanie. Jego zarobki pozwolą mnie spłacić i kontynuować kredyt- moje niestety nie. Rozmawia z młodszym synem obiecując mu różne rzeczy, roztacza przed nim wizję, że zostaną razem w mieszkaniu, że będą robić męskie wypady, uprawiać sport. Czego nie robił kilkanaście lat. Przygotowuje grunt bo młody kocha swoje osiedle, tu ma przyjaciół i komfortowe warunki. Jakby tych nastu lat mojej samodzielnej pracy nie było... młody jest jak zaczarowany, ma obecnie pierwszy raz w życiu uwagę ojca, przebąkuje, że chciałby tu dalej mieszkać- wcześniej z mąż planowal sprzedaż i rozejście się w swoich kierunkach. Serce mi pęka. Może to małostkowość, może powinnam znaleźć swoje miejsce w życiu? Tylko jak odliczyć się od dziecka, które ma dopiero 12 lat?
Mary,
nie musisz pokornie zgadzać się na wszystko, co aktualnie planuje twój mąż, zwłaszcza gdy dotyczy to przyszłości twojej i dzieci. Szczególnie, że plany męża się jak widać zmieniają. Wiesz czego ty chcesz? Chęć ratowania małżeństwa nie oznacza, że nie należy reagować na to, co dzieje się na bieżąco, czy zaniedbywać kwestii praktycznych, zabezpieczenia siebie i dzieci. To jest sprawa z zakresu mądrego stawiania granic, tak aby nie pozwolić się skrzywdzić. Ani dzieci.

To na co chciałabym cię uczulić, to że mąż w amoku rozwodowym (nie ważne czym spowodowanym, kowalską, kryzysem wieku średniego, uzależnieniem czy ułańską fantazją) niekoniecznie będzie kierować się interesem rodziny, dzieci, a tym bardziej Twoim. Uświadomiłam to sobie dość późno. Sądziłam przez długi czas, że nie sprzeciwiając się, nie występując w obronie siebie i dziecka, także w sferze finansów, okazuję serce i tworzę szansę na naprawę relacji. Oczy otworzyły mi się najbardziej, gdy słuchałam konferencji Księdza Dziewieckiego. Taką postawę mąż może traktować jako naiwność i tym bardziej czuć się uprawniony do tego, aby na różne sposoby zachowywać się nie w porządku. Niestety w moim i mojego męża przypadku okazało się to prawdą w 100 procentach. Im bardziej byłam pokorna tym bardziej mąż zachowywał się nie w porządku. Pozwalałam się też okłamywać, mąż mówił jedno, a planował zupełnie co innego. Słyszałam, żebym dała mu czas, aby stanął na nogi, to potem zacznie płacić alimenty i głupia w to wierzyłam. Mąż przychodził sobie w nowych ciuszkach i opowiadał o wyjazdach, ja zastanawiałam się z czego jeszcze zrezygnować, żeby starczyło na potrzeby dla dziecka. Słyszałam, że mąż nie wie, co dalej, a tymczasem w sądzie leżał już złożony pozew o rozwód. I tak mogłabym pisać i pisać.
W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że ja też w tym wszystkim jestem, że nie muszę się godzić na wszystko i w każdej sprawie czekać na decyzje męża - bo mogę podejmować swoje. Ja byłam w tym beznadziejna, stawianie granic to była ostatnia rzecz jaką potrafiłam zrobić w relacji z mężem. Złożyło się na to wiele rzeczy. Słowo współuzależnienie tłumaczy wszystko, ale też nic. Nie umiałam stawiać granic mężowi, bo wcześniej nie było radykalnej potrzeby, aby je stawiac. A może inaczej - mąż w wielu sprawach liczył się ze mną i z dzieckiem, kierował się miłością do nas, nie dzialal przeciwko nam. Granice były potrzebne w zakresie uzależnienia męża, no ale ja ten problem wypieralam jak tylko moglam... Na pewno dużą składową takiej mojej postawy stał się z czasem strach. Uzasadniony. W ostatnich dwóch latach związku nauczyłam sie, że za swoje zdanie, które nie odpowiada mojemu mężowi, sprzeciw, czy nawet pytanie, ponoszę niezbyt miłe konsekwencje. Awantura, wybuch wściekłości, napięcie, wyżycie się na dziecku, bardzo raniące słowa, zdemolowanie czegoś w domu. Kompletnie nie umiałam w takich sytuacjach się bronić. To była też kwestia, że mąż nigdy wcześniej się tak wobec mnie nie zachowywał. Za każdym takim zachowaniem czułam się zdezorientowana, nie rozumiałam co się dzieje. Tłumaczyłam też męża, może ma trudny okres, stres, depresję? Do głowy mi wtedy nie przyszło, że generalnie chodzi o to, żebym się zamknęła, odczepiła i nie przeszkadzała - najpierw w odurzaniu się, potem gdy jednak zaczęłam się w końcu sprzeciwiać - w przygotowywaniu się do odejścia, a potem w realizacji nowych wspaniałych planów. Ja tkwiłam jeszcze w planach naprawy relacji i rozważaniach co się właściwie dzieje, jak pomóc mężowi, z którym w moich oczach było coraz gorzej - a mąż na zimno szykował się do odejścia, omawiał rozwód ze swoją mamą i z tego co niestety do mnie dotarło umawiał się na randki i starał się poderwać każdą kobietę, która wydała się choć trochę dostępna. Także nasze wspólne znajome. Równocześnie opowiadając mi o swojej depresji i myślach samobójczych, żeby skołować mnie już do reszty.
Piszę o tym, bo w takiej Twojej pokornej przestraszonej postawie widzę trochę z samej siebie - a było to tak niedawno, że wciąż swój taki stan dobrze pamiętam. Twój mąż coś tam sobie planuje i się do tego przymierza, a ty już rozważasz jak zniesiesz rozłąkę z dzieckiem i zaczynasz się bać. To nie jest krytyka. Mój mąż zapowiadał, że zabierze dziecko na weekend (bo jego mama domagała się przywiezienia jej wnuka), a ja zastanawiałam się, jak poradzę sobie że strachem o dziecko, bo może on będzie prowadził nietrzeźwy i jak uspokoję dziecko po powrocie, jeśli tata będzie dla niego niemiły i wybuchowy. Naprawdę późno odkryłam, że mogę się po prostu nie zgodzić do czasu aż mąż będzie trzeźwy i stabilny...
Paradoksalnie odkąd stawiam granice, wiem czego chcę, czego nie chcę i na co się nie zgadzam - przestałam się spotykać z agresją męża. Bo agresji też już nie chcę - i przestałam się na nią godzić.
Myślę, że warto przyjrzeć się sobie, czego się boję, gdzie mylę miłość z naiwnością, gdzie są momenty w których powinnam się bronić, czy boję się postawić granicę, nie zgodzić się na coś, zaproponować swoje rozwiązanie, postawić warunek - czy coś mi za to że strony męża grozi? Zranienie? Awantura? Jak mogę do tego nie dopuścić?
MaryM
Posty: 240
Rejestracja: 18 gru 2019, 17:21
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Niewierzący maż chce rozwodu

Post autor: MaryM »

Ruto dziękuję za wpis... dał mi do myślenia. W sensie prawnym mąż na pewni doprowadzi do podziału majątku na pół. Ugodą lub sądownie. Jeśli sąd zasądzi spłatę mnie w określonym terminie to mąż mnie spłaci i tyle. On będzie miał zdolność kredytową a ja nie... Wiem, ze sama nie podołam spłacie męża i kredytowi... jedyna opcja to taka, która nie wchodzi w grę- że wytoczę powództwo o rozwód z wyłącznej winy męża (nurzając nas w szlamie) ijeszcze ryzykując orzeczenie współwiny (no. Dzięki kreatywnym zeznaniom jego rodziny). Moje zarobki są poniżej średniej i nie zorganizuje kasy na wykupienie męża i on doskonale o tym wie. A młody ma 12 wiosen i to już nie jest maluch, o którego mogę kruszyć kopie w sądzie. Młody jest skołowany i tez szuka dla siebie najdogodniejszej opcji w tej koszmarnej sytuacji... gdy dostał od ojca sygnał, ze jest szansa na to, że może dużo się nie zmieni organizacyjnie, ze będzie wspólny czas i elektroniczne zabawki to syn się uchwycił tego udawanego bezpieczeństwa. Zawsze tego ojca chciał więcej. A teraz po długotrwałej izolacji taty łapie się na lep.
MaryM
Posty: 240
Rejestracja: 18 gru 2019, 17:21
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Niewierzący maż chce rozwodu

Post autor: MaryM »

Szalone tempo... byłam dziś na wieczornej mszy, zapłakana. Tak mi utkwiły słowa z całego przesłania do nowenny Ty się tym zajmij Jezu, dotyczące tego, że to Chrystus wybierze ścieżkę. Modliłam się, błagałam o cud, o o uratowanie małżeństwa. Wracając myślałam sobie, że nie umiem do końca zawierzyć, że boję się innej ścieżki ale przyjmę wszystko. W ciągu 15 minut mój mąż, niesamowicie spokojnie i konkretnie podjął pierwszą od tygodni rozmowę o tym, że wkrótce nieodwolalnie się wyprowadza i w przeciągu paru miesięcy zdecydujemy co z mieszkaniem. Powiedziałam, że to zawsze jest jego dom, że nie zdejmę obrączki, że zawsze będzie moim mężem. Ze staram się zrozumieć decyzję, że przepraszam z serca za to, co złe było po mojej stronie i że akceptuję jego wybór. Ze zawsze będzie miłe widziany odwiedzając dzieci. Na to nic nie powiedział. Poprosił, abym się nie obwiniała, bo to mi nie pomaga, że wie, jak mi ciężko. Że o nas zadba- cokolwiek to znaczy. Ze jego odejście jest ostateczne.Tego się kompletnie nie spodziewałam. Niechęć do niego, którą czułam od rozmowy z psycholożką gdzieś się zapodziała i znowu poczułam ten okropny ból w sercu i miłość. Było łatwiej z tą wcześniejszą niechęcią. Teraz czuję się tragicznie, siedzę w łazience i płaczę, płaczę po cichu.Zły mi podpowiada, że Bóg nie uratuje mojego małżeństwa, że mam tak szybko swoją odpowiedź. Odpędzam te myśl i powtarzam sobie, ze mój Bog jest wszechmocny. Mam od tygodnia taka huśtawkę emocji, że nawet modlitwa mało mnie wycisza. Proszę o modlitwę bo dla mnie to wyglada jak koniec nadziei. Moja teściowie wspierają syna, bo lepiej teraz niż za pare lat....Przecież sobie jeszcze z KIMŚ życie ułożycie, powiedzieli mi dzisiaj, ze on to od nich usłyszał.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Niewierzący maż chce rozwodu

Post autor: Nino »

Mary!!!!! Dziś i jutro i pojutrze masz moją modlitwę! I mszę świętą w niedzielę, z komunią.
Mary, a jednak są w nim ludzkie odruchy. A jednak SAM ZDOBYŁ SIĘ na rozmowę i to nie była awantura.
A jednak przyznał, ŻE WIE, JAK CI CIĘŻKO.
I że ZADBA O WAS, cokolwiek, by to nie znaczyło... ( ja tylko mogłam POMARZYĆ o takich deklaracjach męża, jak porzucał....)

Mary, i co to właściwie oznacza, że wkrótce się wyprowadzi??? Przecież miał się wyprowadzić z końcem miesiąca???

MaryM, nie zachęcam Cię do rozbudzania nadziei, ale Boga to Ty już nie puszczaj!

MaryM, ja słyszałam takie słowa od męża, że głowa mała, a mimo wszystko schodziliśmy się i potem słyszałam, że kocha...

MaryM, jesteś cudowna. Bardzo dzielnie przetrwałaś ten koszmarny styczeń. Nie poddawaj się. Powiedziałaś jasno swoje. Wystarczy. Nie odpowiedział, ok. Ale równie dobrze mógł Cię wyszydzić, wyśmiać, zaprzeczyć gwałtownie temu co mówisz. A on przemilczał. Niech teraz przetrawi. Rób dalej swoje. Wypłacz się w tej łazience, a jutro nowy dzień!!!

Moja teściowa nasz głęboki kryzys skwitowała jednym zdaniem: To się rozwiećta!

Z Bogiem!
MaryM
Posty: 240
Rejestracja: 18 gru 2019, 17:21
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Niewierzący maż chce rozwodu

Post autor: MaryM »

Nino pisze: 30 sty 2020, 22:19 Mary!!!!! Dziś i jutro i pojutrze masz moją modlitwę! I mszę świętą w niedzielę, z komunią.
Mary, a jednak są w nim ludzkie odruchy. A jednak SAM ZDOBYŁ SIĘ na rozmowę i to nie była awantura.
A jednak przyznał, ŻE WIE, JAK CI CIĘŻKO.
I że ZADBA O WAS, cokolwiek, by to nie znaczyło... ( ja tylko mogłam POMARZYĆ o takich deklaracjach męża, jak porzucał....)

Mary, i co to właściwie oznacza, że wkrótce się wyprowadzi??? Przecież miał się wyprowadzić z końcem miesiąca???

MaryM, nie zachęcam Cię do rozbudzania nadziei, ale Boga to Ty już nie puszczaj!

MaryM, ja słyszałam takie słowa od męża, że głowa mała, a mimo wszystko schodziliśmy się i potem słyszałam, że kocha...

MaryM, jesteś cudowna. Bardzo dzielnie przetrwałaś ten koszmarny styczeń. Nie poddawaj się. Powiedziałaś jasno swoje. Wystarczy. Nie odpowiedział, ok. Ale równie dobrze mógł Cię wyszydzić, wyśmiać, zaprzeczyć gwałtownie temu co mówisz. A on przemilczał. Niech teraz przetrawi. Rób dalej swoje. Wypłacz się w tej łazience, a jutro nowy dzień!!!

Moja teściowa nasz głęboki kryzys skwitowała jednym zdaniem: To się rozwiećta!

Z Bogiem!
Kochana Nino, z serca Ci dziękuję. Mieszkanie jeszcze nie jest wolne - dostał wiadomość, że będzie w ciągu 2-3 tygodni i czeka jak na szpilkach na ten dzień. Wiec to przedłużające się mieszkanie razem to czynnik niezależny od męża. Mąż był dziwnie spokojny, nie okazał żadnej emocji mówiąc to wszystko. Nie podniósł na mnie wzroku znad laptopa. Potraktował mnie dziś jak (już )nieszkodliwą acz wciąż kłopotliwą wariatkę. Jego oczy były takie puste, głos taki spokojny, słowa wyważone. To jeszcze gorsze niż stalowe spojrzenie. Ja dla niego umarłam jako kobieta i żona. A on nigdy jeszcze nie zmienił zdania w żadnej kwestii- nie przypominam sobie żadnej takiej sytuacji. Maz się tym szczyci-że stoi twardo na raz obranej drodze-tyle, ile go znam, wiem, że to totalny koniec. Raz tak rozmawiał z jedną osoba z otoczenia, z którą miał konflikt. Ta osoba- przyjaciel od lat- próbowała się potem porozumieć, przeprosić ale mąż nigdy nie odnowił relacji. A kłótnia była z winy obydwu... bez Was tutaj byłoby mi jeszcze ciężej- a tak ulga,ze ktoś rozumie. Bo teściowie już zakończyli nasze małżeństwo- nie lubią stresu, niewiadomej - Nino na pewno rzekli to samo: „rozwiedźta się”. Nie myśle o nieodkrytej kowalskiej, bo to nawet może nie dla niej to rozstanie. Ono jest dla męża, który oczyści teren i spokojnie, metodycznie, na zimno podejmie decyzje o formule życia z nią. 😭😭😭
teodora
Posty: 118
Rejestracja: 10 wrz 2019, 21:55
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Niewierzący maż chce rozwodu

Post autor: teodora »

MaryM te myśli, że mąż już się nie zmieni to podpowiada rozpacz-ona nie pochodzi od Boga. Ja też tak mam, a potem myślę, że przeciez zmienił, że zszedł z raz obranej drogi "miłości, wierności i uczciwości...", więc to jego "szczycenie się" to taki pusty balon🙂. Także nie daj się takim myślom. Ja też mam dziś dzień pełen rozpaczy. W nocy przychodzę z tym do Jezusa, leżę krzyżem i oddaje to wszystko. Zanoszę Cię razem ze sobą w modlitwie.
MaryM
Posty: 240
Rejestracja: 18 gru 2019, 17:21
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Niewierzący maż chce rozwodu

Post autor: MaryM »

teodora pisze: 31 sty 2020, 4:02 MaryM te myśli, że mąż już się nie zmieni to podpowiada rozpacz-ona nie pochodzi od Boga. Ja też tak mam, a potem myślę, że przecież zmienił, że zszedł z raz obranej drogi "miłości, wierności i uczciwości...", więc to jego "szczycenie się" to taki pusty balon🙂. Także nie daj się takim myślom. Ja też mam dziś dzień pełen rozpaczy. W nocy przychodzę z tym do Jezusa, leżę krzyżem i oddaje to wszystko. Zanoszę Cię razem ze sobą w modlitwie.
Dziękuje za modlitwę, ta świadomość mocno pomaga.
To prawda Teodoro... jako młody chłopak obrał drogę małżeństwa, ale od lat pokazywał mi brak akceptacji, uwagi, jakiejkolwiek troski. Nie bił, nie wyzywał, wulgaryzmy rzadko. Płacił rachunki, naprawiał sprzęty, robił zakupy. Jak robot. Ale autował mnie od lat poza nawias. Nie mamy nic wspólnego, każde wakacje umoczone w moich łzach na skutek odrzucenia, niechęci. Każdy weekend w domu- on grał, oglądał tv, zabierał talerz z jedzeniem do siebie - bo to jego relaks. Seks słaby, bo niepornograficzny. I moje dąsy o jego uzależnienie od pornografii. Do czego on ma wracać? Noc spędziłam leżąc krzyżem i modląc się już po prostu o opiekę nad nami. Jestem najbliżej Boga w swoim całym życiu, ale może jeszcze za mało....Tak, jakby mąż nadal był dla mnie bożkiem. Tylko jak to zmienić. Modlę się cały wolny czas. I mam świadomość, że w porównaniu do wielu z Was jestem nadal na początku drogi
Gaea
Posty: 68
Rejestracja: 28 sty 2020, 9:17
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Niewierzący maż chce rozwodu

Post autor: Gaea »

MaryM wiem, że to kiepskie pocieszenie ale każde nasze wakacje odkąd są dzieci też są przeze mnie przeplakane. W tym roku boje się nawet zapytać czy gdzieś pojedziemy a starsze dziecko już dopytuje o wakacje. Jemu zawsze coś noepasowalo nawet gdy starałam się dopiąć wszystko na ostatni guzik i tak było źle, bo za ciepło za zimno, za daleko, za blisko... Jedynie przy kimś bawił się dobrze, bo alkohol, impreza, a dzieci idźta się bawta...
Czytając Cię przypomniałam sobie, że musimy w pokorze żyć i mimo, że nie do końca rozumiemy dlaczego tak jest, dlaczego nas dotykają takie przykrości to zaufać Bogu. Czasem jak moje małe dzieci chcą coś nabroić i mówię im "nie wolno" a one patrzą na mnie zdziwione i nie rozumieją dlaczego im na coś nie pozwalam to odnoszę to do działania Boga. Coś mi (wydaje się) zabiera, na coś nie pozwala i ja tego nie rozumiem ale On Ojciec wie lepiej co dla mnie dobre i choć coś w mojej ocenie mi zabierze, to później da stokroć więcej.
Ściskam. Niech Cię Pan błogosławi i strzeże!
ODPOWIEDZ