tata999 pisze: ↑22 gru 2019, 13:46
marylka pisze: ↑22 gru 2019, 13:39
Droga Akacjo
Ja jeszcze raz poprosze Cię żebys poczyala fachowa literature o seksoholizmie.
Czy mogę prosić o podanie kilku najlepszych tytułów, proszę?
Pułapka porno Wendy i Larry Maltz i Pornoland. Jak skradziono naszą seksualność Gail Dines. Gdyby ktoś obawiał się zajrzeć do drugiej książki bo napisała ją feministka - książkę w Polsce wydali Jezuici. Te dwie książki na początek wystarczą.
Natomiast: pornografia prowadzi do ciężkiego uzależnienia, nie mniej destrukcyjnego niż uzależnienie od alkoholu czy narkotyków. Dlatego wszystkie rady od osób, które nie rozumieją, że autorka wątku ma uzależnionego męża mogą okazać się szkodliwe.
Co zrobić gdy mąż uzależnił się od pornografii? Po pierwsze przyjąć, że jest uzależniony. I że uzależnienie to nie ma nic wspólnego z żoną. Na to trzeba bardzo uważać, bo łatwo wpaść w pułapkę złego myślenia o sobie jako o kobiecie, o swojej atrakcyjności, seksualności. A to bardzo rani.
Po drugie jak najwięcej dowiedzieć się o tym nałogu, oraz o tym jak postępować właściwie z osobą uzależnioną, by chronić siebie, ale też nie pogłębiać ran osoby uzależnionej.
Poszukać fachowej pomocy.
Mąż niekoniecznie może dostrzegać swój problem, większość uzależnionych nie postrzega siebie jako uzależnionych, nawet gdy są już bardzo blisko dna.
Nie straszyłabym też żadnej kobiety tym, że jak mąż ogląda porno to zaraz zacznie zdradzać. Czasem tak się dzieje, a czasem nie. Zajmowanie się tym co może się stać, zamiast tym co się dzieje nie bardzo ma sens.
Co do decyzji o tym czy odsunąć się od męża oglądającego porno, też nie można rozstrzygnąć za kobietę, ani krytykować nikogo za podjęte decyzje. Ważne jest żeby taką decyzję podejmować w zgodzie ze sobą. Bo współżycie z mężem wbrew sobie może uczynić, a raczej na pewno uczyni bardzo poważne szkody - to rodzaj zgody na gwałt na sobie. Tego robić nie wolno. To droga do zniszczenia siebie i relacji małżeńskiej.
Z kolei odsunięcie się od męża wbrew sobie, tylko po to by dać jemu odczuć, że jest problem nie ma sensu, bo nie będzie skuteczne. Odsunięcie się emocjonalne i fizyczne od uzależnionej osoby jest jej na rękę. Zostawia więcej przestrzeni na nałóg i staje się pretekstem by dalej w nałogu być. Żona niedobra to się napiję, odurzę, obejrzę film...
Ponoszenie konsekwencji przez uzależnionego, nie chronienie go przed nimi i zostawienie go z nimi ma większy sens. Co zwykle i tak oznacza odsunięcie się. Ale z zupełnie innych przyczyn i z inną intencją niż ukaranie kogoś. To pozwala na dwie rzeczy, nie dać zniszczyć siebie i stworzyć szansę uzależnionemu na to, żeby zderzył się ze swoim problemem. To nie zawsze oznacza, że uzależniony się ocknie i pobiegnie na terapię. Czasem poszuka sobie innego systemu wsparcia. Tak zrobił mój mąż. Piszę o tym, bo wiele osób sądzi że postępując w określony sposób ocalą uzależnioną osobę. Działając mądrze siebie ocalą na pewno, uzależnionemu tylko stworzą szansę, której inaczej by nie miał. Warto zdawać sobie z tego sprawę, żeby nie czuć potem żalu do siebie, jeśli np. mąż odejdzie i stworzy sobie sprzyjające warunki do życia z nałogiem gdzieś indziej.
Dlatego jak sądzę wiele kobiet stara się nie podejmować radykalnych kroków, decyduje się żyć z uzależnionym mężem, pilnować swoich granic w relacji, nie dopuszczać do przemocy. Nie wiem czy to ma szansę zadziałać, znam dwie takie kobiety i obie bardzo cierpią.
Ja podjęłam trzy lata temu radykalne kroki, z odsunięciem się, postawieniem twardych granic, wymogiem terapii. Skończyło się na podjęciu terapii, która potem została przez męża zerwana. I gdybym była zdrowa, szła bym za tym radykalnym podejściem konsekwentnie dalej. Ale nie byłam i tkwiłam w destrukcji jeszcze rok. Teraz ja zdrowieję. Mąż nie. Nie żyjemy razem od roku, czeka nas sprawa rozwodowa ( ja na rozwód się nie zgadzam). Pomału staję się coraz mniej zależna emocjonalnie od męża.
Gdybym mogła cofnąć czas, zaczęłabym radykalne kroki wcześniej i byłabym w nich bardziej konsekwentna. Z każdym rokiem mąż wchodził coraz głębiej w uzależnienia, a nasza wieź była coraz slabsza, a mąż coraz więcej wsparcia w nałogu miał poza naszą rodziną. Więc skutki mojego odsunięcia się teraz dla niego są teraz mniej bolesne, więc i szansa na otrzeźwienie jest mniejsza.
Choć czasem nadal myślę, że lepiej by było gdybym postępowała właśnie odwrotnie i nie radykalnie i wtedy mój mąż dalej byłby z nami - ale to oszukiwanie siebie. Nawet gdyby był, byłoby to destrukcyjne dla nas wszystkich. Tak przynajmniej ja i dziecko mamy szansę na spokojne życie nie skoncentrowane wokół nałogu, a mąż w każdej chwili może do nas dołączyć. Gdy tylko będzie zdrowy.