To prawda, nie rozumiesz.
Tobie sie wydaje, że ja chce siebie usprawiedliwiać.
Siebie i nie tylko siebie.
Nie rozumiesz po co sie tu pojawiam i pisze rzexzy wywolujace takie reakcje jak twoja.
Niepopularne, niemile widziane.
To ja Ci cos pokaże
white chocolate pisze: ↑09 gru 2019, 15:37
I jesli ten małżonek mimo wszystko ostał się w wierności,
wziął na klatę swoje winy i pozwolił wrócić zdradzajacemu budując z nim dalej małżeńskie szczęście to
to jest postawa godna podkreslenia i dowartościowania.
To twoje wlasne słowa. I to prawda.
Pisze tu, bo chciala bym, zeby ci, którzy moga, potrafia, którzy maja jeszcze na to sposobność, odzyskali swoje malzenstwa i wspolmalzonkow.
Zeby kazde sakramentalne malzenstwo mialo taką szansę nie tylko w motto, ale naprawde.
Nam sie udalo... Bo mój maz oderwal się od gloszonych teorii twardej milosci itp, a zaczal działać sercem. Bo uznal swoje winy, przeprosil i umial sam powiedziec za co.
Bo przebaczyl po prostu.
Nie domagal sie zadośćuczynienia.
ZROZUMIAL.
I nie pytajcie - a co ty lustro? Przeprosilas? Zadoscuczynilas? Padlas na kolana?
BO TO BEZ ZNACZENIA
Bo tak na prawde sa to pytania o to, co dostaniecie w zamian. Jak się ma zachowac wasz wspolmalzonek.
A powinno pasc pytanie - co JA moge zrobic, zeby moglo sie nam udać.
Nie potrafie tego inaczej napisac.
Jasniej.
Traktowanie mnie jak wroga jest bezsensowne
Ja swoje malzenstwo uratowalam, mam.
Dziele sie z wami moze trudnym przepisem na szansę, ale on u nas zadzialal.
Ja nie muszę tu pisac i wystawiac się na nieustajace ataki, pomowienia, obrazanienie... Mnie to nie jest potrzebne.
Pisze tu, bo chciala bym nie byc jednym z nielicznych wyjatkow - porzucajacego i zdradzajacego, ktory wrocil.
Jednym z nielicznych wyjatkow malzenstw uratowanych.
To od kazdego z was zalezy ile szansy sobie i waszemu malzensrwu dacie.