Wina czy odpowiedzialność - i w jakich proporcjach?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13376
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Wina czy odpowiedzialność - i w jakich proporcjach?

Post autor: Nirwanna »

Lustro, odpowiedzialność tak, uznałam. Co więcej, na bieżąco opiekuję tegoż konsekwencje. Winę w jakiejś mierze również uznałam i za to przeprosiłam męża 11 lat temu.
Winę jednak widzę jako świadome i dobrowolne raniące postępowanie. Więc w całokształcie mojej odpowiedzialności (100%) widzę swojej winy jakieś plus minus 10%.
Ale to ja. Każdy sobie potrzebuje sam zdefiniować i obliczyć.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Wina czy odpowiedzialność - i w jakich proporcjach?

Post autor: lustro »

Nirwanna pisze: 08 gru 2019, 13:41 Lustro, odpowiedzialność tak, uznałam. Co więcej, na bieżąco opiekuję tegoż konsekwencje. Winę w jakiejś mierze również uznałam i za to przeprosiłam męża 11 lat temu.
Winę jednak widzę jako świadome i dobrowolne raniące postępowanie. Więc w całokształcie mojej odpowiedzialności (100%) widzę swojej winy jakieś plus minus 10%.
Ale to ja. Każdy sobie potrzebuje sam zdefiniować i obliczyć.

I nie daje Ci to nic a nic do myślenia?
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13376
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Wina czy odpowiedzialność - i w jakich proporcjach?

Post autor: Nirwanna »

Jeśli zmierzasz do prostego równania, że wzięcie na siebie 100% winy zarzucanej mi przez męża zaowcowałoby jego powrotem, to jest to zbyt duże uproszczenie, bo czynników i wtedy i obecnie jest dużo więcej.

Relacje międzyludzkie, w tym związki małżeńskie, w tym działająca w nich łaska sakramentu małżeństwa, oraz równolegle wymiary winy, odpowiedzialności, wpływu, krzywdy i zadośćuczynienia za nią - są równaniami z wieloma niewiadomymi. Nie na wszystkie mamy wpływ. Ja, Ty, mój mąż, Twój mąż.

Chcesz udowadniać swoją wizję winy i odpowiedzialności - ok, m.in. po to jest ten wątek.

Ja jednak wolę te rozkminki prowadzić w rozmowach ze Stwórcą.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Wina czy odpowiedzialność - i w jakich proporcjach?

Post autor: lustro »

Nirwanna pisze: 08 gru 2019, 14:35 Jeśli zmierzasz do prostego równania, że wzięcie na siebie 100% winy zarzucanej mi przez męża zaowcowałoby jego powrotem, to jest to zbyt duże uproszczenie, bo czynników i wtedy i obecnie jest dużo więcej.

Relacje międzyludzkie, w tym związki małżeńskie, w tym działająca w nich łaska sakramentu małżeństwa, oraz równolegle wymiary winy, odpowiedzialności, wpływu, krzywdy i zadośćuczynienia za nią - są równaniami z wieloma niewiadomymi. Nie na wszystkie mamy wpływ. Ja, Ty, mój mąż, Twój mąż.

Chcesz udowadniać swoją wizję winy i odpowiedzialności - ok, m.in. po to jest ten wątek.

Ja jednak wolę te rozkminki prowadzić w rozmowach ze Stwórcą.
Ależ jak najbardziej prowadź te "rozkminy" ze Stworcą.
Pytanie, czy potrafisz zobaczyc w tym tak naprawdę siebie,, sama z siebie.
Te 10% mocno przeczą tej umiejętności.

Nie Nirwanna, nie mam najmniejszej potrzeby cokolwie komukolwiek udowadniac.
Ja dzielę się obserwacjami.

I tak - postawa Marcin83 daje szansę na naprawe.
To pewnie widzi, czuje...jego żona. Jezeli pokazuje jej to tak, jak pokazał to tu nam.
Sa tu tez osoby uparcie trwające w postawie - nie jestem winny/winna. Bo nie dzialalem swiadomie, bo nie slyszalem, bo...cos tam.
W takiej postawie brak refleksji, a co za tym idzie - brak podstaw do wiary, ze cos sie zmieni.
Więc po co wracać do miejsca, z ktorego sie ucieklo?


Jest taka anegdota
Wikary przygotowywal dzieci do 1 Komunii.
Przyjechał na wizytacje biskup i poszedl na lekcje religii u wikarego.
Zapytal dzieci - co to jest malzenstwo?
Zapadla cisza. Zgłaszał sie tylko jeden pilny uczeń, wiec biskup wskazal na niego.
-malzenstwo to miejsce kary doczesnej za grzechy popelnione po chrzcie świętym - wyrecytowal chlopczyk.
A wikary przerażony, teatralnym szeptem zawolal
-pomyliles z czyśccem...

Czy malzenstwo musi byc koniecznie czysccem na ziemi, bo Sakrament?
I czy aby napewno takich malzenstw, jak krzyż pod Golgotą, chce dla nas Stworca?
Skoro można coś jednak zmienić w sobie i w małżeństwie...?
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13376
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Wina czy odpowiedzialność - i w jakich proporcjach?

Post autor: Nirwanna »

lustro pisze: 08 gru 2019, 15:01 Ależ jak najbardziej prowadź te "rozkminy" ze Stworcą.
Pytanie, czy potrafisz zobaczyc w tym tak naprawdę siebie,, sama z siebie.
Te 10% mocno przeczą tej umiejętności.
Dziękuję, tak robię.
Na ten moment jest te 10%. Dla Ciebie one przeczą.
Ja z kolei wolę sobie oglądać siebie codziennie w relacjach, i jeśli w nich częściej niż wcześniej mam: pokój, radość, cierpliwość, uprzejmość, itd., to wiem, że droga jest właściwa, i na ten moment właściwie rozróżniłam swój wpływ i swoją odpowiedzialność od nie swojego wpływu i nie swojej odpowiedzialności - zgodnie z modlitwą o Pogodę Ducha.
Natomiast jeśli zauważam, że kogoś skrzywdziłam czy krzywdzę, to na przyszłość staram się tego nie robić i na bieżąco staram się komunikować swoje granice, a na bieżąco zadośćuczyniam; dzięki temu nie mam do tego kogoś urazy i nie noszę w sobie złości (czy do kogoś, czy do wielu kogosiów).
Tak mam ja i tak widzę moją odpowiedzialność za siebie.
Tobie pozwolę pozostać przy swoim zdaniu o mnie.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Wina czy odpowiedzialność - i w jakich proporcjach?

Post autor: lustro »

Nirwanna pisze: 08 gru 2019, 15:19
lustro pisze: 08 gru 2019, 15:01 Ależ jak najbardziej prowadź te "rozkminy" ze Stworcą.
Pytanie, czy potrafisz zobaczyc w tym tak naprawdę siebie,, sama z siebie.
Te 10% mocno przeczą tej umiejętności.
Dziękuję, tak robię.
Na ten moment jest te 10%. Dla Ciebie one przeczą.
Ja z kolei wolę sobie oglądać siebie codziennie w relacjach, i jeśli w nich częściej niż wcześniej mam: pokój, radość, cierpliwość, uprzejmość, itd., to wiem, że droga jest właściwa, i na ten moment właściwie rozróżniłam swój wpływ i swoją odpowiedzialność od nie swojego wpływu i nie swojej odpowiedzialności - zgodnie z modlitwą o Pogodę Ducha.
Natomiast jeśli zauważam, że kogoś skrzywdziłam czy krzywdzę, to na przyszłość staram się tego nie robić i na bieżąco staram się komunikować swoje granice, a na bieżąco zadośćuczyniam; dzięki temu nie mam do tego kogoś urazy i nie noszę w sobie złości (czy do kogoś, czy do wielu kogosiów).
Tak mam ja i tak widzę moją odpowiedzialność za siebie.
Tobie pozwolę pozostać przy swoim zdaniu o mnie.
Tak, pozostane przy swoim zdaniu o Tobie.
I obie wiemy, ze mam do tego mocne podstawy.

To mile miec o sobie tak dobre zdanie.
Tylko, ze tu nie bylo mowy o relacjach towarzyslich a raczej malzenskich. I odpowiedzialnosci za ich aktualny brak.
Prawda?
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13376
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Wina czy odpowiedzialność - i w jakich proporcjach?

Post autor: Nirwanna »

lustro pisze: 08 gru 2019, 15:52 Tylko, ze tu nie bylo mowy o relacjach towarzyslich a raczej malzenskich. I odpowiedzialnosci za ich aktualny brak.
Prawda?
Prawda. I powtórzę - biorę na siebie codziennie własne winy i własną odpowiedzialność, również za to co się zadziało w małżeństwie.
W relacjach obecnych naprawiam to, czym co do istoty rzeczy zawaliłam w małżeńskich. Żeby była jasność - wciąż mam co naprawiać.
Natomiast nie biorę na siebie win cudzych i cudzej odpowiedzialności co do działalności w realu czy generowanej w sobie (przeze mnie samą czy przez kogoś) poczucia winy. Mogę i robię to w wymiarze duchowym - modląc się i błogosławiąc.
Nie jest to łatwe, dlatego lepiej mi wychodzi rozgraniczanie odpowiedzialności, gdy modlitwa o Pogodę Ducha jest moją modlitwą codzienną. Genialna w swej prostocie i w swych owocach.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Marcin83
Posty: 36
Rejestracja: 07 sie 2019, 8:35
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Wina czy odpowiedzialność - i w jakich proporcjach?

Post autor: Marcin83 »

Miałem pełną świadomość iż zostanę obsztorcowany za moje świeckie podejście do zagadnienia. Nie ukrywam że na dzień dzisiejszy moja relacja z Bogiem kuleje, może to dobry czas by i nad tym popracować... To forum jest prawdziwą skarbnicą wiedzy na temat kryzysu małżeńskiego, chłonę je od około 1,5 roku i bardzo wiele wniosło do mojego sposobu myślenia.
Co do mojej obecnej sytuacji, staramy się z żoną budować. Bardzo dużo rozmawiamy, chyba więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Problemem jest dla mnie jednak niedojrzała postawa żony względem tego co zaszło. Chciałbym przeprowadzić z nią jedną poważną rozmowę i uzyskać podstawowe informacje na temat tego romansu, na chwilę obecną nawet nie wiem kim był ten człowiek. Żona jednak twardo broni się i ucieka przed tym tematem jak diabeł od święconej wody. Pozostaje mi mieć nadzieję że z czasem się otworzy. Postanowiłem również wyjść z roli ofiary i przestać ją obwiniać, bo im bardziej to robiłem tym bardziej defensywne reakcje to wywoływało. Zamiast oczekiwanej przeze mnie skruchy było po jej stronie usilnie dążenie do podzielenia się winą w jak największym stopniu. Obecnie staram się w niej widzieć dobrego człowieka który totalnie się pogubił i zbłądził. Wydaje mi się, że to procentuje. Na chwilę obecną najbardziej martwi mnie to że żona bardzo mocno zaangażowała się emocjonalnie w tamten związek. Zastanawiam się czy po tym wszystkim będzie w stanie na nowo mnie pokochać. Pocieszam się że skoro ten człowiek definitywnie zniknął to uczucie do niego z czasem musi wyblaknąć, ale czy na pewno...?
jacek-sychar

Re: Wina czy odpowiedzialność - i w jakich proporcjach?

Post autor: jacek-sychar »

Od dwóch dni ciągle myślę, czy coś napisać w tym wątku, ale ostatnie wpisy Lustro (swoja drogą milo, że znowu tutaj piszesz :D ) przekonały mnie, że jednak muszę coś napisać.
lustro pisze: 08 gru 2019, 12:21 czy uznalas swoja winę w trwalym rozpadzie twojego malzenstwa jako przyczyne decyzji twojego meza?
Było do pytanie do Nirwanny, ale i ja postaram się na nie odpowiedzieć.

Otóż na początku kryzysu, gdy wyszło, że moja żona utrzymuje bardzo bliskie kontakty z jednym mężczyzną, obarczyłem się w 100% winą za to. Ale wraz z postępującym rozpadem naszego małżeństwa, następnie separacją a na koniec odzyskiwaniem przeze mnie równowagi psychicznej, zacząłem ponownie analizować moją przeszłość i to, jak działo się w moim małżeństwie. Pierwsze lata były bardzo szczęśliwe. Po kilku latach zaczęły się nam rodzić długo wyczekiwane dzieci. Więcej obowiązków, ale i dużo radości z tego. Potem zaczęło się nam lepiej powodzić. I od tego momentu rozpoczęły się kłopoty. Po drodze był jeszcze pożar domu, w którym mieszkaliśmy, pół roku bezdomności i wreszcie nowe mieszkanie.
Dlaczego jak zaczęło być lepiej, to zaczęło się dziać gorzej?
Żona jest DDA, DDD i DDRR, ale wtedy o tym nie wiedziałem. Nie znałem nawet takich definicji. Gdy było lepiej, to ona uznała, że teraz musi zacząć pomagać swoim bliskim. Prawie ciągle był ktoś z jej rodziny w naszym domu. A to jej siostrzeniec alkoholik, który codziennie wracał do domu pijany. A to siostrzenice i bratanice. Nie liczę już mamy żony, która co roku przyjeżdżała na pół roku. Czasami nie miałem już ja sił, żeby w tym domu funkcjonować. Czy miałem dosyć? Tak, chwilami miałem dosyć. Czy "rzuciło mnie to w objęcia kochanki"? Nie. Uważałem, że tutaj jest mój dom, tutaj są moje dzieci i moim obowiązkiem jest przy nich być. A może ja miałem lepiej, że tyle osób było w domu? Może i miałem lepiej, ale nie bardzo wiem co, bo i tak ja sam musiałem sobie prasować koszule i szykować jedzenie. Dla żony ważniejsze od rozmowy ze mną były rozmowy z koleżankami lub swoją rodziną. Wszystko przez taryfę telefoniczną "darmowe wieczory i weekendy". Żona wygadywała dwa dni w miesiącu (około 50 godzin). A kiedy ja byłem w domu? Właśnie wieczorami i w weekendy.

Dlaczego więc żona zdecydowała się na poszukanie kochanka? Bo w ten sposób dowartościowywała się. Ona pielęgniarka, zawsze marząca o lekarzu (jej pierwsza miłość to lekarz), a tutaj nagle spojrzał na nią prawdziwy lekarz. W dodatku profesor. Czy więc ja, inżynier i wtedy tylko docent, mogłem z nim konkurować? Po drugie ten facet jest sporo od niej starszy. Tym samym załatwiła sobie za jednym razem kompensatę ojca, które faktycznie nigdy nie miała.

Co jest więc moja winą?
To, że wybrałem sobie zły zawód i że jestem za młody? :o

A teraz jeszcze o tym, co mi żona zarzuciła. Ona zarzuciła mi tylko to, że myślała, że ja jej nie kocham. Dlatego zawsze pamiętałem o jej świętach, o roczniki ślubu? Czy ktoś, kto nie kocha, spałby przez kilka dni w samochodzie na nie rozkładających się fotelach, bo na wakacjach (oczywiście u jej rodziny), nie mieliśmy gdzie spać? Oczywiście ja mogłem pójść spać do szwagierki, ale tylko ja, bo ona wtedy gniewała się z moja żoną. Ale wolałem zostać z żoną. Odchorowałem to potem, bo po powrocie do domu złapała mnie rwa kulszowa. To może nie pokazywałem żonie, że ją kocham. Pewnie dlatego chodziłem z żoną "za rączkę".

Przy rozwodzie, zarzuciła mi też, że powodem jej odejścia była moja mama, która wtrącała się do naszego małżeństwa. W momencie jej odejścia moja mama nie żyła już 11 lat! Po drugie od wielu lat ciężko chorowała i praktycznie nie przyjeżdżała do nas, a na pewnie nie w ostatnich latach swojego życia, bo te praktycznie spędziła w szpitalach. A ponieważ mieszkaliśmy od siebie prawie 200 km, to i my nie za często tam jeździliśmy, a jeżeli tak, to tylko na krótkie odwiedziny (np. święta).

Jeżeli więc, taki byłem zły, że żona "musiała" odejść, to dlaczego teraz naszym wspólnym znajomym rozpowiada, jaki to ja jestem wspaniały facet?

No i na koniec. Jeżeli ta byłem taki wredny, że żona musiała odejść, to dlaczego ja teraz nie musiałem sobie kogoś znaleźć. Czy zdrada nie jest wystarczającą winą?

Wybacz Lustro, ale ciągle wmawiasz tutaj na forum, że zdradzony jest winny.
Więc powtarzam to, co już wcześniej Ty cytowałaś.
Tak, czuje się winy tego, że wybrałem niewłaściwą osobę. Że nie mając doświadczenia (ale jak miałem je mieć w wieku 25 lat) i wiedzy (czy o tym się wtedy mówiło?) wybrałem osobę, która miała w sobie tyle zranień, a ja nie wiedziałem, jak z tym postępować. Ale nawet gdybym wiedział, jak postępować z taką osobą, to i tak nie ma pewności, że żona by nie odeszła.

Krótko przed zdradą żony byliśmy na weselu, na którym się świetnie bawiliśmy i ludzie nie mogli się nadziwić, że my jesteśmy ponad 20 po ślubie. Przypuszczali, że jesteśmy świeżo po ślubie, bo tak się zachowywaliśmy. Jak ja wtedy mogłem przypuszczać, że żona czuje się niekochana?

Jeżeli więc teraz ktoś spyta się mnie, jaka jest moja wina w odejściu żony, to odpowiem, że najwyżej taka, że byłem uczciwy i dobro rodziny było dla mnie najważniejsze.
krople rosy

Re: Wina czy odpowiedzialność - i w jakich proporcjach?

Post autor: krople rosy »

lustro pisze: 08 gru 2019, 15:52 To mile miec o sobie tak dobre zdanie.
A jakie Ty masz o sobie zdanie Lustro po tym co zrobiłaś?
I czy oraz jaki widzisz swój udział w kryzysie małżeńskim w Twoim życiu?
Bardzo mnie dziwi to Twoje rozliczanie innych z ich win i udziałów.
Pomaga Ci to jakoś?
Ukojenie
Posty: 98
Rejestracja: 17 sty 2019, 16:05
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wina czy odpowiedzialność - i w jakich proporcjach?

Post autor: Ukojenie »

Lustro- osoba zdradzająca?
Mocno przekonuje o winie po stronie zdradzonych.
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Wina czy odpowiedzialność - i w jakich proporcjach?

Post autor: lustro »

Ukojenie pisze: 08 gru 2019, 17:21 Lustro- osoba zdradzająca?
Mocno przekonuje o winie po stronie zdradzonych.

Droga Ukojenie
A czy nie jest tu tak, ze zdradzeni na tym forum mocno trwaja w przekonaniu i przelonuja innych, o winie po stronie zdradzajacych?
jacek-sychar

Re: Wina czy odpowiedzialność - i w jakich proporcjach?

Post autor: jacek-sychar »

lustro pisze: 08 gru 2019, 18:14 A czy nie jest tu tak, ze zdradzeni na tym forum mocno trwaja w przekonaniu i przelonuja innych, o winie po stronie zdradzajacych?
A to trzeba przekonywać? :o
To wszyscy o tym nie wiedzą? :lol:
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Wina czy odpowiedzialność - i w jakich proporcjach?

Post autor: lustro »

white chocolate pisze: 08 gru 2019, 17:06
lustro pisze: 08 gru 2019, 15:52 To mile miec o sobie tak dobre zdanie.
A jakie Ty masz o sobie zdanie Lustro po tym co zrobiłaś?
I czy oraz jaki widzisz swój udział w kryzysie małżeńskim w Twoim życiu?
Bardzo mnie dziwi to Twoje rozliczanie innych z ich win i udziałów.
Pomaga Ci to jakoś?
Droga white choccolate

Nikogo nie rozliczam
Dzielę się, tak jak inni, swoimi obserwacjami i wnioskami. Zadaję pytania.
Mam wrazenie, ze mocno Cie to poruszylo, skoro probujesz pseudopsychoanalizy typu - pomaga Ci to jakos?

Zgodnie z modlitwa o Pogode Ducha
Przejmuje mnie los tych, którym moge jakos pomoc. I dlatego piszę. I sa ospby, ktorym tym pomagam.
Nie wzrusza mnie w miejscu, w ktorym nie moge nic zrobic. Widac moje slowa nie są dla tych osob i trudno.

Jakie mam zdanie o sobie?
Mieszane. Ciagle się ucze i zmieniam. Zmienia, mnie, mam nadzieje, ze na lepsze, miłość.
Tak, widzę swoj udzial w kryzysie. I pisalam o tym juz.
krople rosy

Re: Wina czy odpowiedzialność - i w jakich proporcjach?

Post autor: krople rosy »

lustro pisze: 08 gru 2019, 18:43 Mam wrazenie, ze mocno Cie to poruszylo, skoro probujesz pseudopsychoanalizy typu - pomaga Ci to jakos?
No widzisz.... a ja pseudopsychoanalizy widzę raczej w Twoich postach szczególnie tych ostatnich.
I dziwnie oceniasz pisanie postów na tym forum : inni wg Ciebie prowadzą pseudopsychoanalizy Ty natomiast dzielisz się swoimi obserwacjami i pomagasz.
Droga Lustro. Każdy z nas dzieli się swoimi obserwacjami i spostrzeżeniami.
I super. Ja dzielę się tym że odnoszę wrażenie że bardzo Ci zależy na tym by zdradzani wzięli na siebie winę za zdradę współmałżonka.
I usilnie to imputujesz.
Uważam takie ukierunkowanie za błędne.
I ci którzy tu przyszli i szukają pomocy w większości nastawieni są na konstruktywna krytykę. Sztuka i uczciwość polega na tym by przy okazji pomocy nie wkładać na ich plecy nie swoich ciężarów.
Powtórzę to co napisałam wcześniej : niech każdy weźmie odpowiedzialność za swoje czyny i wybory.
Niech nie skupia się na zbytnim grzebaniu i urządzaniu w czyichś sumieniach.
ODPOWIEDZ