Aquarius pisze: ↑29 lis 2019, 17:16
Marylka ostrzegasz przed postawa " ja zawinilem ale...." Ok rozumiem to ale co tak naprawdę w zamian? Mea culpa mea Maxima culpa?
Wiesz, mam jasny cel. Naprawa rodziny.
Ale czy tędy droga? Nie jestem pewny.
Nie chciałbym też abyś odebrała moje wypowiedzi jako "moja racja jest bardziej mojsza niż twoja" pytam i polemizuje bo chce zrozumieć.
Aquarius
Ja pisze Ci o swoich doświadczeniach
Moj mąż kiedy już wiedzial że wszystko stracil i odchodze i bede wnioskowala o rozwod poprosil o rozmowę
Wsiadl do mojego samochodu i poprosil żebym go wysluchała
Opowiadal o sobie. O zdradzie - bo u nas to bylo głównym powodem. O swoim nałogu-pornografia/masturbacje. O wszystkim. Wiele rzeczy już wiedziałam ale byly też nowości
Nie potrafię już tak slowo w słowo nie przytocze ale na koniec to bylo cos w tym stylu
" wiem że czesto czulas sie samotna nie wspieralem cie i nie pomagalem. Myslalem żeby tylko zostac sam żeby miec spokoj i usiaśc przed kompem. Nie rozmawialem z toba bo bylo mi wstyd i nie potrafie rozmawiac. Wiem że to ja nawalilem. Widzialem jak plakalaś a nie umialem podejsć
Poszedlem na terapie i wiele zrozumialem. Ucze sie rozmawiac ale to wszystko potrzebuje czasu"
Generalnie prosil o CZAS
Wiesz dlaczego jestem w Twoim wątku?
Ja nie mam zludzen że mąż tak sam z siebie to wszystko powiedzial. On też mial swoja grupe wsparcia i ktos mu doradzał. Nie wierze żeby tak sam z siebie takich słów używal
Wtedy ktos jemu a ostatecznie nam pomógł
Może teraz moj post Ci sie przyda?
On poprosil wtedy żebym nie przekreślala tego wszystkiego. Żebym dala nam CZAS.
Bo on musi sie wiele nauczyć
I takie zdanie ktore zapamietam na zawsze - zobaczysz, że jestem cos wart
Wtedy powiedzialam mu że jego 5 minut sie dawno skonczyło - bo tyle mu dalam na rozmowę
Ale to dało mi do myslenia
Ja wtedy nie wierzylam w jego przemiane i faktycznie - musiało uplynac 2 lata żebym potrafiła
I on wlasnie nic nie mowil - że go blokowalam czy prowokowalam do róźnych czynow chociaż wczesniej w kłotniach tak - to przeze mnie było. Tak mowił
Zresztą - zraniona kobieta widzi tylko swoja rane bo ona krwawi. I jak jeszcze "dowalisz" jej uświadamiajac jej udzial w tej "ranie" - to nie masz szans. Bo to jest rozdrapywanie broczacej krwia rany.
Ja tak mialam.
I żadne argumenty nie trafilyby a jeszcze bardziej zaognily sytuacje
Może potem...jak najwieksze emocje opadną warto wrocic do tematu. Ale nie jak jest sytuacja - wszystko albo nic.
Bo na przyklad jakby mi powiedzial że odmowilam wspołżycia i dlatego poszedł - to moj udzial wydawal sie bzdurą w konfrontacji z jego zdradą. I jeszcze rozwścieczy to bardziej że takie bzdurne argumenty wyciaga
Dlatego tak bronie tego podejscia - mów tylko o swoich przeżyciach i w swoim imieniu
- bo u nas to zadziałało.
Ktos tu przestrzega przed faktem żeby zbytnio sie nie odslaniac bo może to byc użyte przeciwko w sadzie. Ja takich doswiadczeń nie mam. Malo tego - ten najcieższy kaliber ewentualny do sadu to już wczesniej znałam. I mysle że żona i tak bez Twojego wyznania zna Twoje przewinienia
Tak z innej beczki - ja zawsze powtarzam że kluczem do serca kobiety sa dzieci
I u mnie tak bylo.
Maż przychodzil do dzieci i najpierw zdobyl ich serca. A bylo mu cieżko bo one wiedzialy o zdradzie i widzialy moje cierpienie.
Natomiast zbliżyl sie do nich. Dzwonil odrabial lekcje, gral w gry i jak slyszalam smiech to lagodnialam
Do mnie nie mogl podejsc bo nie bylam w stanie spokojnie z nim rozmawiac i nie chcialam go widzieć
Pisze o tym,, bo Ty masz cztery klucze...
Pozdrawiam