Wiktor odepchnął się od konsoli sterującej i wraz z fotelem na kółkach odjechał w kierunku kuchni.
Na kuchence postawił patelnię i polewając ją strużką oleju, wziął się raźno do krojenia cebuli w drobniuśkie kosteczki. Materializująca się wizja jajeczniczki z czterech jaj napędzała mu i tak już dobry nastrój.
Pracował od siedmiu godzin rad że udało mu się zakończyć wszelkie procedury inicjujące.
Pozostało czekać na ładunek.
Zmniejszył stopień podgrzewania patelni i wbił kolejno cztery jajka, każdorazowo wyrzucając skorupki do utylizatora.
Dodał trzy szczypty soli kamiennej, lekko posypał maźglatą jeszcze masę pieprzem.
Zakręcił masą trzy razy łyżką potem sięgnął po chrupkie pieczywo i masełko.
Na stoliku dymił kubek zbożowej kawki z mleczkiem.
Jajeczniczka była gotowa.
Wyłączył zasilenie pod patelnią i posypawszy wiórkami żółtego sera żóltobiałą masę, przykrył ją szklaną pokrywką.
W tej samej chwili uzyskał połączenie z centrum.
Nie bez żalu zostawił gotowy posiłek.
Podszedł do sekcji komunikacyjnej i odebrał połączenie:
- Projekt delta5, Wiktor wita bazę.
- Tu baza, doktor Romski, witaj Wiktorze - odezwał się głos z monitora połączeń.
- Hej,hej, hej! - Co tam dobrego u was słychać?
- Mamy opóźnienie około 48 godzin - poinformował doktor
- W porządku, czekam już tylko na ładunek, wszystko przygotowane.
- Poziom? - dopytał doktor
- 92% gotowości - potwierdził Wiktor
- Perfekcyjnie! - entuzjazm doktora wyszedł poza informację - Czekaj zatem na ładunek i.. powodzenia!
Wiktor żachnął się. Chciał jeszcze o coś spytać ale odpuścił. Nie miało to zresztą związku z zadaniem.
- Czekam na ładunek. Bez odbioru.
Monitor połączenia mignął i przeszedł w stan czuwania.
Wiktor patrzył na niego bezmyślnie jeszcze kilkanaście sekund, po czym otrząsnął się i wrócił do cieplutkiej jeszcze jajecznicy.
(tu bi kentynju
)
Stefan i Hela wstali wcześniej, bo około czwartej nad ranem. Stefan dokładnie rozplanował plan wycieczki i przygotował atrakcję, o której ni Hela ni dzieciaki nie śniły.
Po spakowaniu uprzednio przygotowanego prowiantu do czterech małych plecaczków, obudzili dzieci. Trochę marudziły, ale jak tylko poczuły zapach jajecznicy na podgrzybkach zebranych po wczorajszym przyjeździe - na wyścigi wyskoczyły z łóżek i pognały do łazienki. Stefek przybił żółwika Helci i zapodali dymiące danie swym pociechom na stoliczek w jadalni.
- Piękny domek wynająłeś mój najmilszy - rzekła miękkim głosem Hela wtulając się w ramię męża.
- Sie wie - odparł Stefan tonem maczo - i oboje gruchnęli śmiechem.
Dzieci przytuptały do stoliczka i łapczywie rozpoczęły proces spożywania smakowitości.
Rodzice napawali uszy dłuuugą ciszą - najlepszą zapłatą kucharza.
Wyruszyli jeszcze o piątej, kiedy panował mrok.
Zgodnie z przewidywaniem jacka-sychara wybrali trasę przez Karkoszczonkę - krótszą, za to na piechotę - ambitnie.
- Kochany mężulku - zagadnęła Hela - a ile to godzin będziemy iść?
- Ludzie idą pięć
- A my?
- A my siedem ukochana.
- Tylko siedem??
- Tylko siedem - potwierdził Stefek i odwróciwszy głowę uśmiechnął się szelmowsko.
(także tu bi kentynju
)
Obudziłem się kiedy było jeszcze ciemno.
Targany treścią przerwanego śnienia a później wyrzutami, skierowałem się na mini toaletę.
Przytwierdzony do drewnianego krzyża w przedpokoju Chrystus miał niewyraźny wyraz twarzy.
Wiedząc o tym z góry, przemknąłem chyłkiem ledwie muskając wzrokiem podstawę pionowej belki.
No! Co było to było - czas wejść w niedzielne światło!
Najsampierw jajeczniczka
Ups - zagapiłem się i będzie bez pieczywa - a tak lubię..
Na cebulce i z ćwiartką serka pleśniowego co mi się ostał.
Tym razem bacznie obserwując cebulkę, pokroiłem pleśniowy na w miarę cieniutkie plastry i wbiłem trzy jaja.
Pomknąłem lotem błyskawicy do kompa i wybrałem hit na dziś:
https://youtu.be/2aJ2Vh_e2dQ
..koniecznie trzeba jeszcze napisać komentarz odwiedzającym.
Ale.. moja jajecznica!!!