Pantop pisze: ↑16 paź 2019, 9:50
Relacje Ty - ona stały się nagle (przed aktem) wspaniałe?? Nastąpiły optymalne warunki dla Twych języków miłości?? Żona pragnęła bliskości, pełnej otwartości i czułości???
Po mojemu - niezależnie od gotowości w/w aspektów - jeden zadziałał w 100%.
Gotowość na seks.
Nie chcę w to wchodzić głębiej, bo to jednak wciąż sfera intymna i to nie tylko moja. W każdym razie seks przyszedł wtedy rzeczywiście jako dalszy plan. Wcześniej było ponowne, kilkumiesięczne mieszkanie razem. Stopniowo przychodziły drobne gesty. Spaliśmy w jednym łóżku. Potem był wyjazd, podczas którego w dość ekstremalnych warunkach, a zarazem w niesamowitej, przepięknej scenerii dzikich gór spędziliśmy naprawdę razem cały tydzień, a jej stosunek do mnie się zmieniał. Nie na idealny, ale na wyraźnie cieplejszy. A ostatnim sygnałem była po prostu czułość, a nie zaproszenie do współżycia. Odczytałem to jako szczerą chęć zbliżenia osób, a nie samych ciał. Wiem, że pewnie z jej strony było w tym też trochę wyrachowania, może nawet sporo, ale ile - nie chcę i nie bardzo mogę teraz oceniać.
Pantop pisze: ↑16 paź 2019, 9:50
Dobrze pamiętać o tym, że wokół Ciebie może być kobieta, która z radością wyjdzie na przeciw Twym językom miłości, a także sumiennie spełni rolę pocieszycielki.
Zagalopowałem się?
,,Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł.,,
Przecież właśnie o tym pisałem. I nie tylko jako o pewnym zagrożeniu, ale zaistniałym fakcie. Siedzą we mnie mocno pragnienia, które w obecnej sytuacji nie prowadzą do dobrego. To jest dla mnie ważna informacja - między innymi taka, żebym nie czuł się pewny. I wcale się tak nie czuję. Czuję narastającą pokusę. Objawem tego są między innymi sny. Rzadko je pamiętam po przebudzeniu, ale ostatnio dwa razy był to obraz mojej zdrady. Nie fizycznej, tylko emocjonalnej. Wcześniej tego nie było. Nie czuję się odpowiedzialny za to, co mi się śni, ale zlekceważenie takich sygnałów byłoby głupotą.
Ostatnie dni były i są dla mnie bardzo trudne. Ulotnił się gniew i złość. Dociera natomiast jej ból. Słuszny czy niesłuszny, jeśli w ogóle można to tak rozpatrywać, ale silny. Może nawet ja nie jestem mu winien, tylko ona sama, ale to nie zmienia faktu, że cierpi. I ja to widzę. I czuję.
Na to nakładają się wątpliwości, czy na pewno dobrą drogę wybrałem. A może złą? Zmarnowałem szansę nie tylko na jakąś stopniową szansę na naprawienie relacji, ale przede wszystkim zwiodłem jako człowiek, jako uczeń Chrystusa, omamiony jakimiś moimi wyobrażeniami krzywdzę zamiast czynić dobro. I to krzywdzę najbliższą osobę, którą miałem przed krzywdą chronić. Nie twierdzę że tak jest, mam nadzieję, że nie, nie zmieniam stanowiska, ale ta niepewność tkwi we mnie bardzo mocno. Nie chcę jej tłumić - bo może to przebija się głos sumienia?