Jest kiepsko i zaczynam tracić już jakąkolwiek nadzieję. Jestem wyczerpana psychicznie, zwłaszcza po ostatnich dniach. W weekend nagle zobaczyłam zmianę w jego zachowaniu - zaczął się usmiechać do mnie, przytulać, mówić w miły sposób i pomyślałam, że zaczyna się dziać coś dobrego. Nawet wrócił do sypialni. Nie poruszał co prawda tematu naszej sytuacji, naszego małżeństwa, ale pomyślałam, że potrzebuje czasu na tę rozmowę, więc sama też nie naciskałam. Czułam się szczęśliwa całe dwa dni.
Wczoraj znowu było tak, jak wcześniej: lodowaty ton głosu, kamienna twarz, dziwne pretensje o pierdoły... W koncu go zapytałam skąd nagle taka zmiana w jego zachowaniu - powiedział, że chciał spróbować dać mi to, czego potrzebuję, że owszem - bylo miło, ale zbyt wiele go to kosztowało. Że wszystkie gesty, które wykonał (przytulanie, uśmiech etc.) nie byly spontaniczne, tylko dokladnie przemyślane.
Powiedział także, że analizował naszą sytuację na wszelkie możliwe sposoby i nie widzi możliwości, żebyśmy żyli razem. Zaproponowałam mu terapię małżeńską, odpowiedział, że absolutnie nie, bo wie, ze i tak to nic nie da. Że czytał bardzo dużo na ten temat i wie, że to nie pomoże. Że jest już za późno na cokolwiek
Po raz kolejny zaczął mówić o rozwodzie.
Na dodatek zauważyłam, że czesto z kimś pisze na telefonie. Obawiam się, że tamten romans się jednak nie zakończył i on już układa sobie życie z tamtą.
Moja nadzieja umiera.
Mam tylko Mamę. Nie chcę jej tym obciążać, bo wiem, jak bardzo by to przeżywała i się zamartwiała. A jego rodzice mnie wspierają, powiedzieli mi, że zawsze będę mogła na nich liczyć i że mnie nie zostawią..lena50 pisze: ↑13 gru 2017, 0:31 Skoro Jego rodzice wiedzą,dlaczego i Twoi wiedzieć nie mają.....miałabyś przynajmniej jakieś wsparcie.
Forum i owszem pomocne bardzo,ale to wciąż tylko pomoc wirtualna.
Na Twoim miejscu nie liczyłabym za bardzo na wsparcie teściów...to jego rodzice i cokolwiek by się nie działo to on dla nich najważniejszy będzie.