Post
autor: Małgorzata Małgosia » 09 paź 2019, 9:04
Moja przyjaciółka zakochała się w koledze z pracy. Na szczęście mieszka w Pradze, ona w Polsce. Młodszy od niej, wtedy dopiero co po ślubie. Ona matka i żona naprawdę fantastycznego faceta, który mimo iluś tam lat stażu małżeńskiego jest szaleńczo w niej zakochany.
Zakochanie przerodziło się w obsesję. Facet wcale nie był zakochany, po prostu schlebiało mu jej uwielbienie (przy czym moja przyjaciółka jest bardzo atrakcyjną kobietą). Rozmawiali bardzo dużo, również w domu, mąz to wszystko widział, cierpiał, rozmawiał z nią, ale mówił, że nigdy nie przestanie jej kochać. A ona wierzyła, że tak jest i jednocześnie nie potrafiła oderwać się od tej miłości.
Widziała jak krzywdzi męża, jak on cierpi widząc jej płacz z tęsknoty za tamtym. Ale nie potrafiła wyrwać z serca tego uczucia. Sama podjęła decyzję, że potrzebuje terapii. Chciala uwolnić się od tej miłości, bo rozum jej to mówił, ale serce stawiało totalny opór.
Gdyby ten gość powiedział jedno słowo: odchodzę od żony, bądźmy razem, ona bez wahania zostawiłaby męża i małe dziecko i poleciałaby za nim.
Przerażało ją to.
Terapia zaczęła się ok.pół roku po wybuchu miłości i trwała rok. Teraz mijają już 3 lata i dopiero pomału dochodzi do siebie.
Przez pewien czas brała leki, bo miała depresję.
Ona jest DDA.
Piszę to, żeby powiedzieć, że jeżeli człowiek nie zechce zmierzyć się ze swoimi problemami, które pchają go w takie związki/relacje, jeżeli nie zrozumie, że dzieje się tak, bo życie sprawia mu ból, a ten ból można przepracować na terapii, to trudno jest, a może wręcz niemożliwe, powiedzieć: stop. Od dzisiaj jestem inny, znowu kocham żonę/męża.
Moja przyjaciółka jest naprawdę dobrym człowiekiem, świadomym siebie, jej mąż jest jej najlepszym przyjacielem i z nikim nie czuje się tak dobrze jak z nim. A mimo to stało się.
Jako osoba świadoma wiedziała, że to co się stało nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek winą męża, chociaż gdyby była mniej świadoma siebie z pewnością znalazłaby mnóstwo powodów, tak jak robi to każdy zdradzacz.
Oni mają szczęście, bo ona zrozumiała bardzo szybko, że problem jest w niej.
A podsumowując: wierzę, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych i tutaj jest miejsce na modlitwę z wiarą. Mi bardzo pomaga modlitwa egzorcyzmem małżeńskim. Mocno wierzę w moc sakramentu małżeństwa, że jako małżonkowie dysponujemy potężną siłą. Modlę się z niezachwianą wiarą w miłosierdzie Boże. I Tobie polecam.
Druga sprawa: wychodzenie z silnego zakochania inną osobą może trwać bardzo długo. Bez terapii pewnie dłużej. Nie mogę napisać: zatem módl się i cierp czekając cierpliwie. To byłoby głupie, bo nie wiem jak wygląda Wasza codzienność i w niej jeszcze dzieci.
U mojej przyjaciółki było tak, że ona bardzo się starała, ale ciągle była nieobecna, smutna, zapłakana. Wypieki na twarzy i błyszczące oczy były tylko wtedy, gdy z nim rozmawiała lub korespondowała. Mąż to widział i cierpiał, ale nie obrażał się i tylko wymagał, żeby się ograniczała. Ona przepraszała. On ją cały czas hołubił, często nawet pocieszał. Dla mnie kosmos, a on jest naprawdę wyjątkowym człowiekiem. Przy tym wszystkim inwestował też w siebie, ćwiczył, spotykał ze znajomymi. Całym sobą wierzył, że ten kryzys minął. Bo ona pracowała nad sobą.
Więc jego trwanie było uzależnione od jej nastawienia na pracę nad sobą.
Przetrwali, a teraz dopiero przyszedł dla nich czas na terapię małżeńską, przepracowanie tego co przez te 3 lata się wydarzyło.
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.