acine pisze: ↑13 maja 2019, 9:33
Umiejetnosc wczuwania sie w drugiego to jest "chec" a nie mozliowosc- my nigdy jako ludzie tego nie osiagnelismy, nie wiemy co siedzi w drugim czlowieku a majac relfeksje, ze moze "siedzi" to a moze tamto a moze jeszcze co innego, mozemy zrozumiec, ze istenieje niemal nieskonczona mozliowsc co moze "siedziec" w tym w ktorego chcemy sie "wczuc".Czesto jakas czesc kobiet ( ale dziala to tez w druga strone ) ma pretnensje do mezczyn ze do nich trzeba prosto jasny komunikat bo nie rozumieja znakow ktore im wysylaja,
Wielokrotnie przez ostatnie 4 lata mąż dał mi dowód, że
nie chce mnie zrozumieć. Moje jasne komunikaty, o tym co mnie boli lub wręcz przeraża, zostały wyśmiane: ,,kłamiesz, nie udawaj wrażliwej, nic nie musisz mówić, ja i tak cię znam itp''. Przypisuje mi najniższe pobudki. Natomiast wiele bym dała by zrozumieć męża, by poznać do czego ten brak empatii jest mu potrzebny, jaką ranę, którą możliwe, że sam sobie zadał, chce przez to zalepić. Moje próby zrozumienia go ucina: ,,nie próbuj mnie przesłuchiwać, nie uda ci się wejść w moje myśli''. Zabieram się zapewne do tego nieumiejętnie. Studiuję ,,Porozumienie bez przemocy'', ale nie udaje mi się opanować i zastosować w praktyce zawartych w nich rad.
Chciałabym wiedzieć czy jestem w stanie mu pomóc, czy raczej bezpieczniej jest od niego uciec. Z pewnością nie opuszczę go jeżeli nie będę mieć pewności, że nic nie da się zrobić. Ponieważ ufam, że Bóg jest nieskończony w swojej mocy, pewnie to się nigdy nie stanie. Dziś mąż zapytał mnie czy nie mam ochoty się wyprowadzić (z drwiną w głosie, nie obawą). Powiedziałam, że musiałby się bardziej postarać, mocniej dopiec, aby tak się stało.
Czuję jednak, że balansuję na granicy swojej wytrzymałości.