Małżeństwo na skraju rozpadu

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

Post autor: JolantaElżbieta »

Pablo pisze: 26 wrz 2019, 16:48 Faktycznie jestem tu nowy i pisałem ze swojej perspektywy. I chyba się nie dopasuję. Nie jestem Jezusem.
Pozostań sobą, nie dopasowuj się - idź za Jezusem :-) On Cię poprowadzi, jeśłi będziesz chciał oczywiście :-)
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

Post autor: s zona »

Pablo pisze: 26 wrz 2019, 16:48 Faktycznie jestem tu nowy i pisałem ze swojej perspektywy. I chyba się nie dopasuję. Nie jestem Jezusem.
Pablo :)
nikt z nas tutaj nie jest doskonaly , wszyscy sie czegos uczymy .. o naszych brakach , wspolmalzonkach .. Ale przede wszystkim mozna tutaj sie przejrzec ,jak w lustrze w innych postach .
Mnie to bardzo pomoglo , chociaz nie mialam odwagii na swoj osobisty watek , bo za bardzo skomplikowana historia , zeby bez szczegolow dalo sie opowiedziec ..

Pablo, ale Ty prosze zostan , jesli tylko czas Ci pozwala :) to takie remedium od Pana Boga na te nasze ciezsze dolki w malzenstwie ...
Westchne za Ciebie w modliwtwie :)

ps nie uwierzysz , jak to Forum zmienia :D
Pantop , jesli to czytasz to pozwolisz ,ze zapodam Cie ,jako przyklad :lol:
Pozytywny :P
teodora
Posty: 118
Rejestracja: 10 wrz 2019, 21:55
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

Post autor: teodora »

Na ten moment postanawiam pracować nad sobą, zmienić siebie. Niestety mój mąż raczej nigdy spokojnie nie mówi co go boli, czym go ranię. Jest to zazwyczaj przytaczane jako argument w kłótni - w tonie oskarżenia zazwyczaj w bardzo niemiły sposob lub jako kontargument kiedy ja mówię o czymś co mnie boli.. Na zasadzie "a ty robisz to..."
Jest też stuprocentowym cholerykiem, nie przebiera w słowach.

Jedynie na wspólnej terapii naprawdę udało nam się rozpracowac problemy.

Teraz jest bardzo ciężko bo mamy bardzo duże problemy finansowe i okazuje się że jedynym wrogiem męża jestem ja..wszystko robię źle, do niczego się nie nadaję. Nawet zdrady nie żałuje, bo pozwoliła ku odkryć, że ze mną nie jest tak szczęśliwy jak mógłby być gdzieś indziej.

Mam wrażenie że jest całkiem innym człowiekiem niż kilka miesięcy temu - egoistą skoncentrowanym tylko ma sobie.

Próbuję z morza oskarżeń wyciągnąć co go boli i zmieniać to dla siebie, mąż nie jest zainteresowany moją zmianą, nie odpowiadam mu więc 'nara'

Jeżeli próbuje z nim rozmawiać - odrzuca mnie. A dla mnie to trudne bo jestem DDR, i po bardzo traumatycznych przeżyciach w dzieciństwie.

Próbuje się skupić na codzienności, ale to strasznie trudne, bo jestem już praktycznie sama z malutkim bardzo absorbujacymi dziećmi.

Rodzi się rozgoryczenie, żal i pogarda do niego, że zostawia mnie samą z dziećmi, zrzuca na mnie swoje żale,nie dając prawa do obrony

Najgorsze jest to ze już całkowicie straciłam do niego szacunek. Trudno w takiej sytuacji myśleć o budowaniu.a jednocześnie tęsknię za tym człowiekiem jakim kiedyś był.
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

Post autor: Małgorzata Małgosia »

Teodoro, doskonale wiem co przeżywasz. Ja jestem również w trakcie kryzysu, który (na razie tylko tyle widzę) moim zdaniem zaczął się jakoś z końcem zeszłego roku, jednak był to jeden z wielu trudniejszych momentów jakie mieliśmy po drodze.
Dopiero na początku wakacji mąż nagle zmienił się o 180 stopni i po raz pierwszy powiedział, że już mnie nie kocha. Wcześniej mówił, że czasami mnie nienawidzi, ale jednocześnie kocha, bo przysięgał. Teraz kiedy przestał czuć do mnie uczucie (a jest przy tym obsesyjnie religijny) wymyślił, że nasze małżeństwo jest nieważne i on doprowadzi do stwierdzenia nieważności w sądzie kościelnym. I na początek złożył pozew o rozwód. Wszystko rozegrało się błyskawicznie w ciągu 2 tygodni: wcześniej kochał i byl mężem, a potem "pstryk" i przestał nim być.
Zaczął w tym czasie dręczyć mnie psychicznie, a ja po poważnej operacji nie miałam jak się bronić. Tak samo przestałam szanować go za to co mi robił. Nie mogłam się w ogóle za niego modlić, aż trafiłam na Sychar :)
W wychodzeniu ze stanu wspominania męża jako dobrego człowieka (bo mamy żyć teraźniejszością, a nie przeszłością. Trzymanie się faktów leczy) i rozczulania się jak to kiedyś dobrze było, bardzo pomogło mi rozważenie etapów procesu przebaczania. Jest tutaj w głównych tematach tak jak lista Zerty.
Bardzo Ci polecam zastanowienie się nad swoimi uczuciami, na jakim etapie jesteś.
Pamiętam w modlitwie, zaraz Koronka.
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
Pestka
Posty: 37
Rejestracja: 25 wrz 2019, 17:10
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

Post autor: Pestka »

Droga Teodoro!

Wiem co przeżywasz bo też jestem na takiej emocjonalnej huśtawce i nie wiem co robić. Mój mąż deklaruje odejście i ma wyprowadzić się za kilka dni bo ma już mieszkanie ale robił już tak dwa razy. Czuję, że teraz jest na serio.
Kiedy dowiedziałam się o jego emocjonalnej zdradzie (twierdzi, że fizycznie mnie nie zdradził) dałam mu szansę mimo, że dzieci a szczególnie nastoletni syn nie był zadowolony z mojej decyzji. Nie wykorzystał jej mało tego od 2 miesięcy mamy piekło. Ja nie umiem przestać o tym myśleć (razem z nią pracuje) a on uważa, że ciągle do tego wracam. To ja zawsze zaczynam rozmowę ale nic konstruktywnego z tego nie wynika. Usłyszałam, że nie chce już ze mną być a wyprowadza się dla naszego dobra.
Nawet nie zawalczył o nas. To ja umówiłam nas na terapię a on oświadczył mi, że już mnie nie kocha.

Najlepsze w takiej sytuacji jest zadbanie o siebie i dzieci. Ja sama jeszcze tego nie potrafię ale się staram. Nie wiem jak walczyć o kogoś kto tego nie chce. Chyba dać mu odejść mimo, że to tak bardzo boli. Ja zostałam zraniona po raz kolejny i nie chcę już dać mu kolejnej szansy bo on jej nie chce.Najbardziej boli, że nie zawalczył tylko odchodzi. Przeżyliśmy razem 23 lata i to wszystko przestało się liczyć. Ty Teodoro masz mniejszy staż więc może i uczucia jeszcze żywsze. Kieruj się swoją intuicją.

Jestem z Tobą w modlitwie
teodora
Posty: 118
Rejestracja: 10 wrz 2019, 21:55
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

Post autor: teodora »

Małgorzata D. pisze: 27 wrz 2019, 14:57 W wychodzeniu ze stanu wspominania męża jako dobrego człowieka (bo mamy żyć teraźniejszością, a nie przeszłością. Trzymanie się faktów leczy) i rozczulania się jak to kiedyś dobrze było, bardzo pomogło mi rozważenie etapów procesu przebaczania. Jest tutaj w głównych tematach tak jak lista Zerty.
Bardzo Ci polecam zastanowienie się nad swoimi uczuciami, na jakim etapie jesteś.
Pamiętam w modlitwie, zaraz Koronka.
Małgorzata D, dziękuję za to co napisałaś. Mąż właśnie przyjechał, po 2 tygodniach nieobecności, odebrałam go z przystanku i naszly mnie wspomnienia, zapytał o coś, zobaczył że jestem wzruszona i juz skończyło się jakiekolwiek porozumienie. Jest okropnie niemiły, uszczypliwy,calkowocie się ode mnie odciął. Zresztą jeśli tylko coś wg niego powiem nie tak, to od razu daje do zrozumienia, że swoim zachowaniem przypieczętowuję tą decyzję o opuszczeniu mnie.
To mnie całkowicie wtrąca z równowagi, bo od razu myślę że gdybym zachowała się inaczej...to może zmieniłby zdanie... Nie wiem czy powiedzieć mu ze powinien też szanować moje uczucia, że te a sytuacja jest dla mnie trudna, czy po prostu całkowicie się odciąć. Choć wtedy wiem że on całkowicie się w sobie zaweźmie,dodatkowo na przekór.
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

Post autor: Małgorzata Małgosia »

teodora pisze: 28 wrz 2019, 17:23
Małgorzata D. pisze: 27 wrz 2019, 14:57 W wychodzeniu ze stanu wspominania męża jako dobrego człowieka (bo mamy żyć teraźniejszością, a nie przeszłością. Trzymanie się faktów leczy) i rozczulania się jak to kiedyś dobrze było, bardzo pomogło mi rozważenie etapów procesu przebaczania. Jest tutaj w głównych tematach tak jak lista Zerty.
Bardzo Ci polecam zastanowienie się nad swoimi uczuciami, na jakim etapie jesteś.
Pamiętam w modlitwie, zaraz Koronka.
Małgorzata D, dziękuję za to co napisałaś. Mąż właśnie przyjechał, po 2 tygodniach nieobecności, odebrałam go z przystanku i naszly mnie wspomnienia, zapytał o coś, zobaczył że jestem wzruszona i juz skończyło się jakiekolwiek porozumienie. Jest okropnie niemiły, uszczypliwy,calkowocie się ode mnie odciął. Zresztą jeśli tylko coś wg niego powiem nie tak, to od razu daje do zrozumienia, że swoim zachowaniem przypieczętowuję tą decyzję o opuszczeniu mnie.
To mnie całkowicie wtrąca z równowagi, bo od razu myślę że gdybym zachowała się inaczej...to może zmieniłby zdanie... Nie wiem czy powiedzieć mu ze powinien też szanować moje uczucia, że te a sytuacja jest dla mnie trudna, czy po prostu całkowicie się odciąć. Choć wtedy wiem że on całkowicie się w sobie zaweźmie,dodatkowo na przekór.
Dokładnie tak samo jak mój mąż. Zawzięty. Ranił mnie okropnie, ja na to odpowiadałam coś tam z taką rezygnacją, a on to komentował: no tak, to tylko potwierdza moją decyzję.
A niby ją przecież podjął! Jak powiedział ks. Marek Dziewiecki na konferencji udostępnionej na sycharowskim YouTube, człowieka w kryzysie nie jesteś w stanie przekonać, że kochasz. Im bardziej będziesz przekonywać, tym bardziej nie będzie w to wierzył.
Zaufaj Bogu i pozwól mu na to, żeby całkowicie się zawziął. To jest jak rzucenie się w przepaść z zamkniętymi oczami. Ja codziennie modlę się o odwagę i już powoli skaczę :)
Dla mnie to jest prawdziwa próba mojej wiary.
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
teodora
Posty: 118
Rejestracja: 10 wrz 2019, 21:55
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

Post autor: teodora »

Pestko, mnie też to najbardziej boli. Ja jestem z tych ci się starają, walczą, a mój mąż? Nic. Skreslil wszystko. Dodatkowo naprawdę zero empatii, zimny lód, lekceważenie i arogancja.

U mnie ostra nauka stawiania granic. Po to żeby ochronić siebie i dzieci. I to jest naprawdę skok na głęboką wodę, bo mój mąż ogólnie bardzo nie toleruje kiedy coś idzie nie po jego myśli.

Trudno się z tym pogodzić, jestem młodą, ładną kobietą. Mam wrażenie że życie znarnowalam :( nie chcę być sama!
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

Post autor: Małgorzata Małgosia »

teodora pisze: 28 wrz 2019, 19:56 Pestko, mnie też to najbardziej boli. Ja jestem z tych ci się starają, walczą, a mój mąż? Nic. Skreslil wszystko. Dodatkowo naprawdę zero empatii, zimny lód, lekceważenie i arogancja.

U mnie ostra nauka stawiania granic. Po to żeby ochronić siebie i dzieci. I to jest naprawdę skok na głęboką wodę, bo mój mąż ogólnie bardzo nie toleruje kiedy coś idzie nie po jego myśli.

Trudno się z tym pogodzić, jestem młodą, ładną kobietą. Mam wrażenie że życie znarnowalam :( nie chcę być sama!
Dzisiaj szczególnie będę modlić się za Ciebie Teodoro. Zobacz, widzisz prawdę: jesteś młodą, ładną kobietą. Mądrą też skoro tutaj jesteś :)
Odważną, bo walczysz o to w co wierzysz, chcesz być wierną Bogu.
To jest cudowne i zachwyć się tym. Nie patrz na siebie oczami męża w kryzysie, tylko oczami Boga, który właśnie tak Cię widzi jak napisałaś!
Dasz radę sama, bo masz wszystkie cechy potrzebne do tego, żeby sobie poradzić: umiesz walczyć.

Ja tak samo myślałam na początku: co ja zrobiłam, wyszłam za mąż po 10 miesiącach znajomości za człowieka kompletnie innego niż ja. Całe życie z nim to jak walka na ringu, jak ścieranie się z ogromnym ciężkim głazem opornym na cokolwiek.
Nie mogliśmy mieć dzieci (chociaż nie było niczego, żadnej konkretnej przyczyny dlaczego). Przy staraniach o poczęcie mieliśmy wspólne zadania (w klinice naprotechnologicznej), np. wspólnej obserwacji objawów, zapisywania itd. Nie mówię juz o współżyciu w konkretnym czasie, gdy w karcie przykleja się "bobasy". To wszystko szło z nim tak opornie, nie chciał, złościł się, uciekał.
Adopcja również nie wyszła z jego powodu, chociaż sam na nią naciskał. Zwodził mnie wyobrażeniami, ja się tego kurczowo trzymałam i łudziłam, a on teraz mi mówi, że małżeństwo jest nieważne, bo ja nie chcę mieć dzieci! I jego zdaniem dlatego, że jestem pełna lęku i boję się porodu.... Z uśmiechem teraz mówię, że on ma naprawdę wielką wiarę w moc mojego umysłu :lol:

I tak jak wcześniej wyrzucałam sobie, że jestem niepełnowartościową kobietą, bo nie mogę mieć dzieci (a przynajmniej pół roku trzeba stosować się dokładnie do wszystkich zasad o jakich mowa w metodzie napro, zaś u nas udawało się maksymalnie 2 miesiące z rzędu, a potem znowu on uciekał), tak samo i teraz, że coś jest ze mną nie tak, że mąż uważa mnie za totalne zero.

I wiesz? Obudziłam się z tego. M.in. dzięki temu forum, ale przede wszystkim dzięki modlitwie, całkowitemu zwróceniu się do Boga.
Nie chcę już przeglądać się w oczach męża, bo to jest teraz krzywe zwierciadło.
Chcę patrzeć na siebie oczami Boga, który zachwyca się swoim stworzeniem.

Nie bój się samotności, bo czy z takim człowiekiem u boku jaki jest teraz, nie jestes już od dawna samotna? I radzisz sobie. A tak naprawdę nigdy samotna nie jesteś. Bóg jest, cierpi razem z Tobą i cieszy się razem z Tobą. On czuje to samo co Ty czujesz.

Mąż zostawił mnie po operacji kręgosłupa kiedy autentycznie przerażało mnie jak ja sobie poradzę: nie umyję się sama, bo nie wejdę do wanny, czajnika nie podniosę, lodówki nie jestem w stanie otworzyć, nie ubiorę się sama (byłam cała usztywniona, nadal nie mogę się schylać). Nie wyobrażałam sobie tego.
I okazało się ilu mam przyjaciół, jak Pan Bóg przez ludzi troszczy się o mnie. A to ktoś przyniósł mi zupę, a to drugie danie, a to ktoś przyszedł posprzątać, potowarzyszyć mi na powolnym spacerze.
Okazało się, że zupełnie nie jestem samotna.
A Ty masz jeszcze dzieci, to jest dopiero radość!

Modlę się o nadzieję i pokój serca dla Ciebie!
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
SzarośćDnia
Posty: 19
Rejestracja: 27 sie 2019, 21:37
Płeć: Kobieta

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

Post autor: SzarośćDnia »

teodora pisze: 28 wrz 2019, 19:56 Trudno się z tym pogodzić, jestem młodą, ładną kobietą. Mam wrażenie że życie znarnowalam :( nie chcę być sama!
Jakbym czytała siebie.. w trakcie naszego kryzysu to jest jedna z rzeczy, których mój mąż mi nie odebrał - poczucia własnej wartości. Też jestem jeszcze młoda, ładna i wykształcona. Mam obawy podobne do Twoich. Też byłam samotna w małżeństwie. I wiesz co? Do tej pory świetnie sobie z tym radzilam, dlaczego nagle miałoby być inaczej? Przecież Bóg jest po naszej stronie. Poczucie zmarnowania życia jest...choć już w coraz mniejszym stopniu. Mam świadomość, że poświęciłam mu swoje najlepsze lata, ale z drugiej strony... wszystko jest po coś. Nigdy nie byłam tak blisko Boga jak jestem teraz. Nigdy nie miałam tak wielu przyjaciół - urlopu mi nie starczy, żeby przyjąć te wszystkie zaproszenia 😉

Mój mąż totalnie odleciał. Kochanka w ciąży. Pół roku kłamstwa. Ciągle powtarza mi, że to on jest beznadziejny i nie poradził sobie z zyciem, a ja jestem cudowną osobą. Ale w kochance się zakochał i dla nas nie widzi szans. Wyrządził mi ogromną krzywdę, a ja mimo to czekam aż się otrząśnie z tego koszmaru. Zniszczył życie wielu osobom, z sobą samym na czele. Nie wierze, że żyjąc w tak potwornym grzechu można być prawdziwie szczęśliwym. Powoli to do niego dociera. Oczywiście w Boga już nie wierzy i "nie takie przysięgi ludzie łamią".

Trzymaj się i dbaj o siebie. Trudne to, ale wierzę, że sobie poradzimy. Ja wiem o wyczynach mojego męża od miesiąca i już stoję na nogach - czasem mniej, czasem bardziej stabilnie. Kończę odmawiać nowennę pompejańską. Daje mi dużo nadziei i spokoju. Masz moją modlitwę.
teodora
Posty: 118
Rejestracja: 10 wrz 2019, 21:55
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

Post autor: teodora »

To prawda, już jestem sama od kilku miesięcy, a emocjonalnego wsparcia nie mam od...lat.
Wiem że oboje przyczynilismy się do kryzysu, ale trudno znieść taką podłość.

Wiem że stanę na nogi, wiem, że ta sytuacja na pewno przybliży mnie jeszcze do Boga, uzdrowi. Trudno tylko mieć wiarę, że mąż się zmieni,nawróci. Wiem jaki potrafi być zatwardziały. Mam z domu przykład ojca, który całe lata tkwi w swoich złudzeniach i jest przekonany, że tylko on ma rację.

Dziękuję za modlitwę! To się naprawdę czuje. Czuję że nie jestem sama, a ten weekend jest wielką próbą.
Pamiętam też o Was w modlitwie. Zaraz idę na Mszę.
jacek-sychar

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

Post autor: jacek-sychar »

teodora pisze: 29 wrz 2019, 16:15 Trudno tylko mieć wiarę, że mąż się zmieni,nawróci.
A gdybyś przestała żyć tylko wiarą (i automatycznie nadzieją), że mąż się nawróci i zaczęła żyć tylko swoim życie?
Na początku może wydaje się to niemożliwe, ale po pewnym czasie okazuje się, że jest to możliwe. A nawet takie życie jest całkiem radosne. :D
JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

Post autor: JolantaElżbieta »

jacek-sychar pisze: 29 wrz 2019, 20:37
teodora pisze: 29 wrz 2019, 16:15 Trudno tylko mieć wiarę, że mąż się zmieni,nawróci.
A gdybyś przestała żyć tylko wiarą (i automatycznie nadzieją), że mąż się nawróci i zaczęła żyć tylko swoim życie?
Na początku może wydaje się to niemożliwe, ale po pewnym czasie okazuje się, że jest to możliwe. A nawet takie życie jest całkiem radosne. :D
Powiedziałabym, że nawet lepsze niż życie nadzieją, że mąż się zmieni i nawróci:-)
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

Post autor: tata999 »

JolantaElżbieta pisze: 29 wrz 2019, 21:16
jacek-sychar pisze: 29 wrz 2019, 20:37
teodora pisze: 29 wrz 2019, 16:15 Trudno tylko mieć wiarę, że mąż się zmieni,nawróci.
A gdybyś przestała żyć tylko wiarą (i automatycznie nadzieją), że mąż się nawróci i zaczęła żyć tylko swoim życie?
Na początku może wydaje się to niemożliwe, ale po pewnym czasie okazuje się, że jest to możliwe. A nawet takie życie jest całkiem radosne. :D
Powiedziałabym, że nawet lepsze niż życie nadzieją, że mąż się zmieni i nawróci:-)
Po prostu bardziej rzeczywiste. Rzadko kiedy zdarzają się powroty. Dużo ludzi żyje innymi zasadami, atrakcjami itp. Warto dostrzegać rzeczywistość jaką jest, być jak najbliżej prawdy. Jednym ze skutków jakie u siebie zauważyłem jest to, że rozczarowania są jakby bardziej kontrolowalne, mniej nieprzewidywalne i mniej emocjonalne, dzięki realnemu spojrzeniu. Są też inne korzyści.

Z wiarą na powrót (nawrócenie) zdrajcy/zdrajczyni jest trochę tak, jak z wiarą w wygraną w totolotka. Można co losowanie się smucić i to z czasem coraz bardziej. Czy to miałoby sens? Moim zdaniem nie.
teodora
Posty: 118
Rejestracja: 10 wrz 2019, 21:55
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

Post autor: teodora »

Tak, podjęłam tą decyzję, żeby skupić się na swoim życiu. Myślę że to taki proces jest.
Bywają między mną i mężem lepsze momenty, rozmowy i wtedy rodzi się nadzieja, że on tez coś chce zmienić. Kiedy jednak zaczynają się trudniejsze rozmowy - o pieniądzach, spłacie długów, lub tak jak ostatnio kiedy zobaczył że walczę ze łzami, to widzę że coraz bardziej utwierdza się w swojej decyzji.

Zresztą wszystko mu się tak 'dobrze' układa, nawet kolega udostępnia mu swoje wolne mieszkanie, żeby sobie mieszkał. Widzę że kusi go takie 'kawalerskie' życie.

On pochodzi z wierzacej rodziny, miał jednak 'burzliwą' młodość - narkotyki, alkohol, zawalona edukacja. Poznałam go już po bardzo radykalnym nawróceniu, po którym wręcz cała rodzina na nowo przylgnela do Boga. Ale ostatnio od dłuższego czasu przestał dbać o relację z Bogiem, stopniowo pieniądze zaczęły być na pierwszym miejscu. Ja też przeszłam przez duży kryzys wiary, jakis czas temu - u mnie zaskutkował wzrostem wiary, u męża - odejsciem. Dla niego fakt że miałam kryzys i wracam do Boga został nazwany hipokryzją.
ODPOWIEDZ