Wątek Ukasza

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: renta11 »

Ukasz pisze: 14 lip 2019, 0:13
renta11 pisze: 17 sie 2018, 9:14 Ukaszu
Ponieważ wyrażasz obawy co do odpowiedzialności za długi żony, wyjaśniam, co następuje.
"Przy ocenie odpowiedzialności małżonka dłużnika za zobowiązania zaciągnięte przez drugiego małżonka należy ustalić, czy zobowiązanie zostało zaciągnięte za jego zgodą (art. 41 § 1–2 k.r.o.). Odpowiedź pozytywna prowadzi do możliwości zaspokojenia się bez ograniczeń z majątku wspólnego, a negatywna do zaspokojenia się tylko z niektórych składników majątku wspólnego, w tym przede wszystkim z wynagrodzenia za pracę oraz z dochodów uzyskiwanych z prowadzonej działalności gospodarczej."
Żona zaciągała długi bez Twojej zgody, więc Twoja odpowiedzialność nie dotyczy całego majątku wspólnego, lecz głównie Twojego wynagrodzenia za pracę. Jest to Twoje zdaje się główne żródło utrzymania. Jedyne, co da Tobie bezpieczeństwo w tym temacie, to złożenie wniosku do sądu o rozdzielność majątkową (i tylko to) i to tylko z datą wsteczną. Bo tylko Sąd może orzec rozdzielność majątkową z datą wsteczną. Może to być data Waszego faktycznego rozejścia się (tego pierwszego) tym bardziej, że nadal razem nie mieszkacie, ani nie żyjecie. Jest to jedyne wyjście w tej sytuacji (oczywiście oprócz pokrycia długów żony). Czyli zabezpieczenie siebie i rodziny przed nieodpowiedzialnością żony.
Wszystkie inne działania finansowe będą manipulacją z Twojej strony mającą skłonić Twoją żonę do działań zgodnie z Twoimi założeniami. Wysłałam na priw długiego maila w tym temacie.
Okazuje się, że również to jedyne działanie jest manipulacją. Nawet jeśli nie jest warunkowe - wystąpię o rozdzielność, jeśli to lub tamto - tylko gdy po prostu to robię.
renta11 pisze: 13 lip 2019, 21:32 Znowu wyciągasz kij-rozdzielność, który to już raz?
Jeżeli liczyć wcześniejszy wniosek o separację, gdzie rozdzielność byłaby automatyczną konsekwencją, to drugi. Jeśli pominąć tamten krok, to pierwszy raz.
renta11 pisze: 13 lip 2019, 21:32 A może warto stanąć w prawdzie? I zmianę zacząć od siebie, zebrać zabawki, zaprzestać tej gry, po prostu.
Ciekaw jestem, co byłoby dla Ciebie stanięciem w prawdzie? Co takiego miałbym zrobić, żeby się do tej prawdy przybliżyć, a nie zrobiłem? Naprawdę byłby wdzięczny za konkretne przykłady. Podobnie z zaczynaniem zmiany od siebie - też z góry dziękuję za jakiś przykład takiego działania, pożądany, a nie podjęty.
Rozdzielność nie jest kijem, tylko uporządkowaniem spraw finansowych. Czas podjęcia tego kroku wynika z działań mojej żony, na które nie mam wpływu i za które nie chcę już odpowiadać.
Ukaszu

Rozdzielność majątkowa w Twoim przypadku, tak samo jak separacja, to oczywiście dobre kroki, bo sankcjonujące rzeczywistość. To jasne i klarowne, i chyba poza sporem między nami.
Ale tutaj istotna jest motywacja. Bo mnie się wydaje, że Ty za pomocą różnych dostępnych tobie działań działań (właśnie kija i marchewki) chcesz osiągnąć zupełnie inny cel aniżeli ten, do którego te środki zostały ustanowione. Chcesz zmusić własną żonę do zmian emocjonalnych, a mianowicie, aby "pokochała" Ciebie. A w minimalnym zakresie, aby dawała tego zewnętrzny wyraz. A tutaj nie te środki, nie te sposoby, nie ta droga, nie ta motywacja.
Dlatego wycofałeś sprawę o separację, i tak samo wycofasz wniosek o rozdzielność, jak tylko żona da Ci jakąś tam marchewkę. Bo Wy oboje ciągle gracie, zamiast po prostu żyć. Ty nie chcesz widzieć wielu rzeczy, bo inaczej musiałbyś, Ty a nie nikt inny, podjąć decyzję o opuszczeniu kurtyny. A przecież to do małżeństwa powołał Cię Bóg. Really? Więc jaki ma sens to Twoje doświadczenie?
Sorki, ale prawdziwej miłości ja tutaj nie widzę. Zarówno Ty, jak i Twoja żona gracie tylko na siebie. To znaczy Ty na siebie, i ona na siebie. I należałoby się zastanowić, czy tak nie było zawsze?
A efekt kołdry wskazuje tylko na uzależnienie, i to nawet nie od Twojej żony, a raczej od instytucji małżeństwa.
A co by się stało gdybyś odstawił małżeństwo na bok, przestał przywiązywać do tego taką wagę?
Co wtedy ukazałoby się Twoim oczom?
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: ozeasz »

Ukaszu, co myślisz o tych słowach (pytaniach) Św.Pawła w kontekście Waszej małżeńskiej sytuacji (niekoniecznie na forum) ?
Już samo to jest godne potępienia, że w ogóle zdarzają się wśród was sądowe sprawy. Czemuż nie znosicie raczej niesprawiedliwości? Czemuż nie ponosicie raczej szkody? [...]1 Kor 6,7
Pozdrawiam.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Rento,
nie do końca wiem, skąd czerpiesz wiedzę na temat mojej motywacji. W każdym razie spróbuję ująć ją w słowa.
Występuję o rozdzielność majątkową dlatego, że ona faktycznie jest. Zrezygnowałem z niej wycofując wniosek o separację, bo dostrzegłem w tym nadzieję na zmianę sytuacji. Wielomiesięczne ignorowanie przez moją żoną nawet jej własnych zobowiązań, podjętych własnej inicjatywy, w połączeniu z deklaracją zaplanowanej skrajnej rozrzutności za kolejne kilka miesięcy świadczy moim zdaniem o braku perspektyw na zmianę w tym względzie. Nie mam na co czekać.
Nie przewiduję - nie potrafię przewidzieć - jak to się odbije na naszych relacjach. Nie robię więc tego dla osiągnięcia jakiegoś celu w tym względzie. Biorę jedynie pod uwagę możliwe konsekwencje, włącznie z zerwaniem tychże relacji.
Inną, w moim odczuciu mniej prawdopodobną konsekwencją może być proste uświadomienie żonie, że się tego zerwania nie boję. Że nie będę chodzić wokół niej na palcach i akceptować wszystkiego, żeby nie narazić się na jej reakcję. Jest to jakiś wyraz mojej wolności.
Jeżeli okazałoby się, że jednak żona nie zareaguje odejściem, to nasze relacje przynajmniej w tym względzie będą zdrowsze, nie będą oparte na fikcji i fałszu.
renta11 pisze: 14 lip 2019, 10:25 Bo Wy oboje ciągle gracie, zamiast po prostu żyć. Ty nie chcesz widzieć wielu rzeczy, bo inaczej musiałbyś, Ty a nie nikt inny, podjąć decyzję o opuszczeniu kurtyny. A przecież to do małżeństwa powołał Cię Bóg. Really? Więc jaki ma sens to Twoje doświadczenie?
Sorki, ale prawdziwej miłości ja tutaj nie widzę. Zarówno Ty, jak i Twoja żona gracie tylko na siebie. To znaczy Ty na siebie, i ona na siebie. I należałoby się zastanowić, czy tak nie było zawsze?
A efekt kołdry wskazuje tylko na uzależnienie, i to nawet nie od Twojej żony, a raczej od instytucji małżeństwa.
A co by się stało gdybyś odstawił małżeństwo na bok, przestał przywiązywać do tego taką wagę?
Co wtedy ukazałoby się Twoim oczom?
Na tę część Twojego postu, Rento, nie potrafię odpowiedzieć, bo jest dla mnie zupełnie niezrozumiały. Zastanawiam się, czy ten brak zrozumienia między nami nie wynika z tego, że ja staram się odbudować moje relacje z żoną czerpiąc z charyzmatu sakramentu - a Ty chyba nie masz takiego doświadczenia, prawda?
Poprzednio zachęcałaś mnie do stanięcia w prawdzie i zaczęcia zmiany od siebie. Pytałem, co konkretnie przez to rozumiesz: co powinienem Twoim zdaniem zrobić, a nie zrobiłem lub nie robię. Mogłabyś na nie odpowiedzieć? może wtedy ja będę w stanie zrozumieć kolejną serię Twoich pytań.
ozeasz pisze: 14 lip 2019, 12:49 Ukaszu, co myślisz o tych słowach (pytaniach) Św.Pawła w kontekście Waszej małżeńskiej sytuacji (niekoniecznie na forum) ?
Już samo to jest godne potępienia, że w ogóle zdarzają się wśród was sądowe sprawy. Czemuż nie znosicie raczej niesprawiedliwości? Czemuż nie ponosicie raczej szkody? [...]1 Kor 6,7
Pozdrawiam.
Ozeaszu - jestem przekonany, że nie rozumiem tego ustępu. Że za mało wiem o tym, czym był proces sądowy w tamtej kulturze. Nie wiem, czy św. Paweł sugerował całkowite oderwanie się od państwa i jego wymiaru sprawiedliwości, czy też miał na myśli jakieś konkretne dziedziny czy rodzaje spraw. Czy nie był to wyraz zanegowania tego konkretnego państwa, czyli cesarstwa rzymskiego, które dla niego było okupacją opartą na skrajnie odmiennym systemie wartości.
Wedle mojej wiedzy Kościół nie stoi obecnie na stanowisku, że katolicy nie powinni prowadzić spornych spraw sądowych, i że zaleca korzystanie z drogi sądowej w wielu sytuacjach, w tym w przypadku przemocy ekonomicznej w rodzinie. Nie twierdzę, że jestem ofiarą takiej przemocy, ale widzę tu pewne podobieństwo do mojej sytuacji.
W odniesieniu do mojej konkretnej sytuacji: chcę, żebyśmy wraz z żoną złożyli jeden zgodny wniosek, a nie procesowali się przed sądem. Aby ją do tego skłonić, a tym samym uniknąć sporu sądowego, oferuję rezygnację z roszczeń odpowiadających sumie moich wynagrodzeń z kilku miesięcy.
Ewuryca

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ewuryca »

renta11 pisze: 14 lip 2019, 10:25
Ukasz pisze: 14 lip 2019, 0:13
renta11 pisze: 17 sie 2018, 9:14 Ukaszu
Ponieważ wyrażasz obawy co do odpowiedzialności za długi żony, wyjaśniam, co następuje.
"Przy ocenie odpowiedzialności małżonka dłużnika za zobowiązania zaciągnięte przez drugiego małżonka należy ustalić, czy zobowiązanie zostało zaciągnięte za jego zgodą (art. 41 § 1–2 k.r.o.). Odpowiedź pozytywna prowadzi do możliwości zaspokojenia się bez ograniczeń z majątku wspólnego, a negatywna do zaspokojenia się tylko z niektórych składników majątku wspólnego, w tym przede wszystkim z wynagrodzenia za pracę oraz z dochodów uzyskiwanych z prowadzonej działalności gospodarczej."
Żona zaciągała długi bez Twojej zgody, więc Twoja odpowiedzialność nie dotyczy całego majątku wspólnego, lecz głównie Twojego wynagrodzenia za pracę. Jest to Twoje zdaje się główne żródło utrzymania. Jedyne, co da Tobie bezpieczeństwo w tym temacie, to złożenie wniosku do sądu o rozdzielność majątkową (i tylko to) i to tylko z datą wsteczną. Bo tylko Sąd może orzec rozdzielność majątkową z datą wsteczną. Może to być data Waszego faktycznego rozejścia się (tego pierwszego) tym bardziej, że nadal razem nie mieszkacie, ani nie żyjecie. Jest to jedyne wyjście w tej sytuacji (oczywiście oprócz pokrycia długów żony). Czyli zabezpieczenie siebie i rodziny przed nieodpowiedzialnością żony.
Wszystkie inne działania finansowe będą manipulacją z Twojej strony mającą skłonić Twoją żonę do działań zgodnie z Twoimi założeniami. Wysłałam na priw długiego maila w tym temacie.
Okazuje się, że również to jedyne działanie jest manipulacją. Nawet jeśli nie jest warunkowe - wystąpię o rozdzielność, jeśli to lub tamto - tylko gdy po prostu to robię.
renta11 pisze: 13 lip 2019, 21:32 Znowu wyciągasz kij-rozdzielność, który to już raz?
Jeżeli liczyć wcześniejszy wniosek o separację, gdzie rozdzielność byłaby automatyczną konsekwencją, to drugi. Jeśli pominąć tamten krok, to pierwszy raz.
renta11 pisze: 13 lip 2019, 21:32 A może warto stanąć w prawdzie? I zmianę zacząć od siebie, zebrać zabawki, zaprzestać tej gry, po prostu.
Ciekaw jestem, co byłoby dla Ciebie stanięciem w prawdzie? Co takiego miałbym zrobić, żeby się do tej prawdy przybliżyć, a nie zrobiłem? Naprawdę byłby wdzięczny za konkretne przykłady. Podobnie z zaczynaniem zmiany od siebie - też z góry dziękuję za jakiś przykład takiego działania, pożądany, a nie podjęty.
Rozdzielność nie jest kijem, tylko uporządkowaniem spraw finansowych. Czas podjęcia tego kroku wynika z działań mojej żony, na które nie mam wpływu i za które nie chcę już odpowiadać.
Ukaszu

Rozdzielność majątkowa w Twoim przypadku, tak samo jak separacja, to oczywiście dobre kroki, bo sankcjonujące rzeczywistość. To jasne i klarowne, i chyba poza sporem między nami.
Ale tutaj istotna jest motywacja. Bo mnie się wydaje, że Ty za pomocą różnych dostępnych tobie działań działań (właśnie kija i marchewki) chcesz osiągnąć zupełnie inny cel aniżeli ten, do którego te środki zostały ustanowione. Chcesz zmusić własną żonę do zmian emocjonalnych, a mianowicie, aby "pokochała" Ciebie. A w minimalnym zakresie, aby dawała tego zewnętrzny wyraz. A tutaj nie te środki, nie te sposoby, nie ta droga, nie ta motywacja.
Dlatego wycofałeś sprawę o separację, i tak samo wycofasz wniosek o rozdzielność, jak tylko żona da Ci jakąś tam marchewkę. Bo Wy oboje ciągle gracie, zamiast po prostu żyć. Ty nie chcesz widzieć wielu rzeczy, bo inaczej musiałbyś, Ty a nie nikt inny, podjąć decyzję o opuszczeniu kurtyny. A przecież to do małżeństwa powołał Cię Bóg. Really? Więc jaki ma sens to Twoje doświadczenie?
Sorki, ale prawdziwej miłości ja tutaj nie widzę. Zarówno Ty, jak i Twoja żona gracie tylko na siebie. To znaczy Ty na siebie, i ona na siebie. I należałoby się zastanowić, czy tak nie było zawsze?
A efekt kołdry wskazuje tylko na uzależnienie, i to nawet nie od Twojej żony, a raczej od instytucji małżeństwa.
A co by się stało gdybyś odstawił małżeństwo na bok, przestał przywiązywać do tego taką wagę?
Co wtedy ukazałoby się Twoim oczom?
Renato a jak nie być uzależnionym od instytucji małżeństwa jesli się w nim jest? Przecież w większości osób na tym forum każdy tkwi w tym kiepskim układzie ze względu na sakrament małżeństwa właśnie.
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Poinformowałem o żonę emailem, że złożę jeden ze wspomnianych wcześniej wniosków o rozdzielność majątkową z datą wsteczną: bez roszczeń, jeśli ona go poprze, oraz z roszczeniami, jeśli będę go składać sam. W tym drugim przypadku wynajmę dobrego prawnika. Na odpowiedź czekam do końca sierpnia. Jak dotąd nie dostałem żadnej odpowiedzi - żona nie dała znać po sobie, że go w ogóle dostała.
Spędziliśmy kilka dniu urlopu u naszego starszego syna. Niby razem, w tym wiele godzin tylko we dwoje w samochodzie, ale zarazem oddzielnie. Oddaliliśmy się od siebie jeszcze bardziej. Tenże syn właśnie rozpoczął przygotowania do przeprowadzki do naszego domu. Dziś był tu z żoną i jej rodzeństwem, które mam im pomagać w pracach remontowych. Mierzyli, rozmawiali, planowali. Ja sprawdzałem, czy nie ma tam jakiś moich rzeczy, a znalezione zabrałem. Natomiast rzeczy żony jest bardzo dużo. Obiecała im, że do końca lipca opróżni to mieszkanie ze swoich rzeczy i tego nie zrobiła. Teraz tę deklarację powtórzyła i zarazem chciała, żeby to on nosił cały ten dobytek. Gdy odmówił, podobną prośbę usłyszał młodszy syn i on się zgodził. Ja nie zostałem zaszczycony takim zaproszeniem.
W sumie całym swoim zachowaniem żona mówi mi – tak ja je przynajmniej rozumiem – że nasze relacje pozostaną na obecnym poziomie i mam nie łudzić się żadną zmianą. Jej życie to jej sprawa i nie będzie tolerowała wtrącania się do niego. Urlop, czas wolny w tygodniu, relacje z innymi mężczyznami, jej dochody i wydatki, jej plany, uczucia, marzenia – to jej wyłączna sprawa i nic mi do tego. Jeżeli jakąś cząstkę tego będzie miała ochotę mi udostępnić, to to zrobi, mam się tym ucieszyć i uznać to za wystarczające. Nie ma potrzeby uzgadniania ze mną czegokolwiek.
Ilustracją naszych obecnych relacji może być zwykłe śniadanie. Przygotowuję je i ona siada do stołu, gdy już jest gotowe. Rozmawiamy. Jak zje, to po prostu wstaje bez słowa. W towarzystwie, czyli wobec innych osób, nigdy nie pozwala sobie na taki brak kultury, a w każdym razie ja nie pamiętam takiego przypadku. Podobnie to wygląda przy innych okazjach, także tych bardziej intymnych. Zadaję sobie pytanie, czy w takim razie nie powinniśmy siadać razem do stołu? Mam zacząć jeść sam i nie oglądając się na nią? Nakrywać tylko dla siebie? Urządzić to tak, żeby jeść, jak jej już nie ma? To są jedne z niewielu chwili, kiedy w ogóle możemy porozmawiać, więc nie rezygnuję. Biorę wszystko, co mi teraz daje i pokazuję, że chcę więcej. Sam daję tyle, ile teraz jestem w stanie: czasu, uwagi, czułości itd. Nie chcę żadnego stanu pośredniego, stopniowego wycofywania się. Komunikuję jej swoją postawę, w tym niezadowolenie i gotowość do zerwania tego układu, ale – poza kwestią majątkową – nie przypominam moich warunków i nie wyznaczam terminów.
Za kilka dni płyniemy razem na spływ. Namiot dla dwojga, wspólne gotowanie w plenerze, razem na małej łódce. Do tego ja kieruję całą imprezą: ponad dwadzieścia osób, w większości dzieci, obcy kraj, dzika rzeka i żadnej infrastruktury. To na tym etapie prawdopodobnie nasza ostatnia szansa. Dopóki widziałem w jej zachowaniu jakieś otwarcie na zmianę, póki dopatrywałem się tu nadziei na poprawę, czułem się dobrze mimo całej mizerii naszej relacji. Teraz jest inaczej. Obojętność i pogarda bolą. Uczucia, jeszcze nie dawno bardzo żywe, gasną jak ognisko w ulewnym deszczu. To nie jest stan, w jakim chcę trwać, on nie służy ani mi, ani jej, ani tym bardziej nam i naszej miłości.
Jakaja
Posty: 26
Rejestracja: 21 sie 2019, 17:21
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Jakaja »

Prześledziłam cały wątek, wszystkie 70 stron :). Jako, że mam problem z uzależnieniem męża od pornografii, zastanowiło mnie, że Twoja żona nie reagowała na Twoje uzależnienie przez 20 lat, mówiła, że ją to nie obchodzi.
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Jakaja - dziękuję za cierpliwość w lekturze.
Nie reagowała przez niemal 30 lat na uzależnienie, ale raczej od masturbacji. Pornografia doszła względnie niedawno, kilka lat temu. Wtedy moja żona wypowiadała się już o jednym i drugim raczej pozytywnie - jako ogólnym zjawisku, normalnym i jej zdaniem moralnie obojętnym lub wręcz pozytywnym.
Jednocześnie to nie było tak, że ja sobie po prostu regularnie pozwalałem na takie zachowanie. To był jeden wielki ciąg następujących po sobie upadków, wstawania z nich, krótszego lub dłuższego trwania w czystości, i ponownego upadku. Nieraz walka o kolejną minutę, kwadrans, godzinę, szczególnie w bezsenne noce. Czasem o kolejny dzień, tydzień, wyjątkowo miesiąc. Często relatywizowałem swoją winę, ale nigdy jej nie zaprzeczyłem i nigdy nie pogodziłem się z tym grzechem. I siedziałem w tym popapraniu przez całe moje dorosłe życie i nawet znacznie dłużej. Siedziałem w tym, zanim dowiedziałem się, co to jest seks i jak się rozmnaża nasz szacowny gatunek. I siedziałbym dotąd, gdyby Bóg mnie po prostu pewnego dnia nie uzdrowił i jednym dotknięciem nie uczynił czystym i wolnym. Sam nigdy nie potrafiłem się z tego wydobyć, a tuż przed uzdrowieniem tkwiłem mocniej niż kiedykolwiek.

Żona nie pojechała na wspólną wyprawę. W noc przed wyjazdem wróciła z zakrapianej imprezy z chorą ręką. Tak naprawdę nie mam nawet pewności, czy ta kontuzja nie jest symulacją i szopką. Nie będę tego sprawdzać. Po moim powrocie była jeszcze bardziej zamknięta niż zwykle. W domu ślady po kolejnej imprezie. Nie próbuje zachowywać nawet żadnych pozorów. Ostentacyjnie mi pokazuje, że jestem dla niej nikim. Odmawia rozmowy. Jutro usłyszy, że się rozstajemy. Przygotowałem się już od strony technicznej i prawnej. Psychicznie i duchowo też czuję się gotów na ten krok, a życie to niedługo zweryfikuje. Czuję zarazem ból i ulgę.
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: s zona »

Ukaszu ,
przykro mi , ze u Was poszlo w tym kierunku .. a moze to dno jest Wam potrzebne , zeby sie odbic w dobra strone ...
Pomodle sie .
Jonasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Jonasz »

Ukasz pisze: 27 sie 2019, 23:31 Żona nie pojechała na wspólną wyprawę. W noc przed wyjazdem wróciła z zakrapianej imprezy z chorą ręką. Tak naprawdę nie mam nawet pewności, czy ta kontuzja nie jest symulacją i szopką. Nie będę tego sprawdzać.
I słusznie. Nie ma co dociekać.
Mam nadzieję, że chociaż w części wyprawa się mimo wszystko udała. Pogoda dopisała.
Zastanawiałem się przez chwilę, jak ja będąc w Twoim przypadku odpowiedziałbym na pytanie współtowarzyszy czemu Twojej zony nie ma bo miała być.
Ukasz pisze: 27 sie 2019, 23:31 Psychicznie i duchowo też czuję się gotów na ten krok, a życie to niedługo zweryfikuje. Czuję zarazem ból i ulgę.
Ukasz a przez przypadek nie jest tak, że w dalszym ciągu żona manipuluje w pewnym stopniu Twoimi uczuciami, prowadzi jakaś gierkę przewidując Twoją reakcje? Z góry wiedząc jaka ona będzie ?
Sorry ale jakoś tak mi się coś widzi przez mgłę.
Pomyśl proszę o takiej ewentualności.
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Triste »

Ukaszu nie wiem co powiedzieć.
Ja także przeczytałam cały Twój wątek. Myślami byłam z Tobą i jestem.
Masz moją modlitwę i trzymam kciuki, bo myślę sobie że jeszcze wszystko może się inaczej potoczyć niż sobie zakładamy.
Może czasami ten wstrząs jest potrzeby, może to słowo - odchodzę, może to stwierdzenie: rozstajemy się.
Może rzeczywiście człowiek dopiero kiedy coś straci, doceni co miał ?
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Monti »

Ukaszu, a co dokładnie ma oznaczać to rozstanie? Separację i w pełni oddzielne zamieszkanie?
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Jonasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Jonasz »

Ukasz pisze: 04 sie 2019, 16:30 Poinformowałem o żonę emailem, że złożę jeden ze wspomnianych wcześniej wniosków o rozdzielność majątkową z datą wsteczną: bez roszczeń, jeśli ona go poprze, oraz z roszczeniami, jeśli będę go składać sam. W tym drugim przypadku wynajmę dobrego prawnika. Na odpowiedź czekam do końca sierpnia. Jak dotąd nie dostałem żadnej odpowiedzi - żona nie dała znać po sobie, że go w ogóle dostała.
Jest jeszcze druga możliwość godna zastanowienia i rozważenia.
Ten powiedzmy "cyrk" ze wspólną wyprawą to może być odpowiedz na właśnie to.
Generalnie myślę że dla kogoś kto do tej pory nakazywał i decydował przyjęcie faktu że mnie też coś obowiązuje jest niezwykle trudne i bolesne. Kosmos.
Może nie kojarzyć się z czymś dobrym tylko niewygodnym i trudnym - no skoro mnie służono no to nie pozwolę zrobić z siebie niewolnicy - ot ze skrajności w skrajność.
Podobnie jak chęć żeby ktoś się ode mnie odwiesił, przestał na mnie wisieć i w końcu dorosnąć bo nie mam zamiaru mieć kolejnego dziecka na głowie.
Wydaje mi się ze trzeba tak dobrać środki i metody, żeby zachęcały i mobilizowały, anie odstraszały czy wręcz blokowały.
Dodatkowo za miękkie - nieskuteczne i powodują frustrację, za twarde - nie przynoszą owoców.
No i czas, trzeba dużo czasu.No i współpraca z Panem Bogiem biorąc pod uwagę fakt, że to On jest Stwórca i absolutnie nie należy z Nim konkurować czy poprawiać.No i przede wszystkim Jemu nie przeszkadzać.
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

No i stało się. Powiedziałem żonie, że nie akceptuję dłużej tego układu. Żeby zabrała swoje rzeczy, których potrzebuje na co dzień, bo po moim powrocie z gór 6 września może mieć do nich utrudniony dostęp. Dotyczy to tylko mieszkania na strychu - z jej pokoiku na dole może korzystać bez ograniczeń. Może więc dalej mieszkać w tym domu, ale już nie w tym mieszkaniu. Tu ją chętnie zaproszę, jeśli będzie chciała spędzić czas ze mną. Tylko niech się upewni, że akurat ten czas mam.
Przypomniałem także prośbę sprzed ponad miesiąca, żeby ustosunkowała się do wniosku o rozdzielność majątkową: na obopólny wniosek bez roszczeń lub tylko z mojej strony, ale z roszczeniami. Wykluczyła jakąkolwiek rozdzielność. Jestem na jutro umówiony z prawnikiem.
Usłyszałem, że to jej dom i jej łóżko. Że jestem nienormalny. A ona usłyszała, że ją kocham i jeśli tylko będzie chciała żyć ze mną, to ja zawsze również będę tego chciał.
Poszła spać. Ja też się kładę. Ostatnia noc w jednym łóżku. Może kiedyś przyjdą jeszcze następne, przyszłości nie znam, ale pewien etap się kończy. Liczę się z tym, że nie będziemy już razem. Gdy to piszę, jeszcze raz wszystko się we mnie rozpada. Boli. Bardzo. I dobrze, że to boli.
Dziękuję, że jesteście.
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Triste »

Ukasz, jestem z Tobą.
Tak wirtualnie Cię przytulam. Tylko tyle mogę.
Jonasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Jonasz »

Ukasz pisze: 29 sie 2019, 0:28 Usłyszałem, że to jej dom i jej łóżko. Że jestem nienormalny.
Ukasz pisze: 29 sie 2019, 0:28 Gdy to piszę, jeszcze raz wszystko się we mnie rozpada. Boli. Bardzo. I dobrze, że to boli.
Ukaszu sorry ale nie moge pojąc .
Przecież jak idę do dentysty z bolącym zębe to krótki ból a potem ulga.
A jak się we mnie coś pózniej rozpada to chyba nie ten ząb albo zakażenie.
No chyba że mi rękę wyrwał a nie zęba. ;)
ODPOWIEDZ