"NIE" dla kryzysu

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Jusia
Posty: 3
Rejestracja: 15 cze 2019, 23:38
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

"NIE" dla kryzysu

Post autor: Jusia »

Witajcie,

Wspólnota Sychar obiła mi się o uszy już jakiś czas temu, ale wtedy myślałam, że jest to społeczność zarezerwowana dla ludzi tylko w trakcie lub po rozwodzie. Oj jak bardzo się myliłam, oj jak bardzo się z tego cieszę :)

Pomimo, że moje małżeństwo nie tkwi jeszcze w głębokim kryzysie, jak niektórych z Was, to mam nadzieję, że zechcecie wysłuchać mojej historii i napisać co o tym wszystkim sądzicie. Chcę się w końcu "wygadać", bo nie mam komu... Wstydzę się tego, że nam się nie układa, wstydzę się tego co robi mój mąż...

Jesteśmy razem od 12 lat, a po ślubie 5 lat, rodzicami jesteśmy od 1,5 roku. Przez ten długi okres przed ślubem chyba nie udało mi się dostatecznie poznać męża lub po prostu miałam jakieś klepki na oczach.

Problem numer 1 wypłynął zaraz po ślubie. Zawsze wiedziałam, że rodzice (szczególnie mama) są dla Niego ważni, że bardzo się o nich troszczy i im pomaga. Imponowało mi to, że ma do nich szacunek. Pomyślałam wtedy, że przełoży to na naszą, właśnie dopiero co założoną nową rodzinę, ale już w pierwszym dniu dał mi odczuć, ze moja osoba, moje potrzeby będą na DRUGIM miejscu. Czułam się bardzo źle w tym wszystkim, ale stwierdziłam, że jest to do przeżycia, nie ma związków idealnych. Nie sądziłam, że pojawi się problem nr 2.

Odkryłam to mniej więcej rok po ślubie. Przypadkiem włączyłam historię przeglądarki internetowej. Okazało się, że mąż w pracy, niemal codziennie przesiaduje na czacie erotycznym, a od czasu do czasu odwiedza strony pornograficzne. Powiedziałam mu wtedy, że mi się to nie podoba, że nie chcę aby flirtował z innymi kobietami. Jak się domyślacie obietnicy nie dotrzymał, za to zaczął kłamać, że tego nie robi. Były z mojej strony prośby i groźby. Zachowywał się jakby nie obchodziły go moje uczucia. Przechwyciłam kilka jego rozmów z kobietami. Kreuje się tam na osobę zupełnie inna niż jest. Mniej więcej od 1,5 roku znam jego nick. Kiedy mam czas, sama się tam loguję żeby z nim pisać, żeby nie flirtował z obcymi. Do dziś sprawdzam codziennie historie. On oczywiście niczego się nie domyśla. Teraz temat pornografii bardzo się rozwinął. Widzę że szuka coraz większych doznań. Na razie nie ma żadnej realnej kowalskiej. Co nie zmienia faktu że czuję się zdradzona. Jak mam gorszy dzień to naprawdę wkurzam się na niego o bzdury. Ale to tylko upust mojej skrywanej frustracji.

Od mniej więcej 2 lat doszedł problem nr 3. Unikanie zbliżeń. Do momentu jak staraliśmy się o dziecko było okej. Jak zaszłam w ciążę niemal sex przestał istnieć. Tłumaczył to tym, że boi się o dziecko itd. Ale później kiedy już właściwie wróciłam do swojej kondycji po porodzie wcale nic się nie zmieniło. Zbliżenia co 1- 2-3 miesiące. Tak jest do dziś. Nie ma z jego strony żadnej czułości w moim kierunku. Nie patrzy mi w oczy. Nie patrzy na mnie. Sam nie inicjuje zbliżeń. Odrzuca moje "zaloty".

Myślę, że brak komunikacji między nami mogę śmiało nazwać problemem nr 4 w naszym małżeństwie. Nie wiem jak do niego dotrzeć. Nasze rozmowy wyglądają mniej więcej tak, że on rozłożony na kanapie z pilotem w ręku i skacze między kanałami, a ja prowadzę swój monolog. A później mi mówi że przecież rozmawialiśmy, a ja jak zwykle się czepiam. Nie potrafię do niego dotrzeć. Czuję jakbym uderzała w jakąś skorupę w która się schował. Proponowałam mu żebyśmy poszli na jakieś rekolekcje lub terapię, że skoro nie umiemy się porozumieć, to może ktoś nam w tym pomoże. Ale on uważa że nie ma takiej potrzeby.

Naprawdę była bym może w stanie żyć w takim związku. Uśmiechać się do wszystkich i udawać że jest okej. Ale mamy dziecko. Nie chcę córce na starcie zniszczyć życia (ddd). Chcę żeby widziała miłość między swoimi rodzicami. Czasem mam takie myśli, że on może nigdy mnie nie kochał. Ze związał się że mną dla wygody, dla dobra swoich rodziców, którzy mają pomoc również z mojej strony.

Wiem, że nie zasługuję na takie traktowanie. Cały czas staram się być jak najlepszą żona, dbać o niego, o dom, teraz o dziecko. A on nie docenia mojej pracy, którą wykonuję codziennie w domu. Gardzi obiadem, gardzi tym że jest posprzątane, że śpi w czystej pościeli itd. Jest mu to obojętne -to jego słowa.

Kiedyś go zapytałam, czy uważa że nasze małżeństwo przechodzi kryzys. Usłyszałam, że tak nie uważa. Ja myślę że stoimy na krawędzi. Ale ja nie chcę dopuścić do kryzysu. Nie wiem jaka jest definicja kryzysu, ale dla mnie jest on wtedy kiedy małżonkowie czują się nieszczęśliwi. Nie wiem co mam robić, żeby poprawić nasze relacje. Mam wrażenie, że ja cały czas łatam to wszystko. Ale powoli zaczynam pękać. To trwa już zbyt długo.

Mój mąż jest bardzo pracowitym człowiekiem, czasem mam wrażenie że aż za bardzo. Chodzimy co niedzielę na Mszę Święta, mówi że modli się za nas. Tkwi w tym jakąś sprzeczność z tym co robi. To samo w sytuacji jego wrażliwości na cierpienie innych ludzi czy zwierząt - przysłowiowej muchy nie zabije, a to że jego żona jest nieszczęśliwa jest mu obojętne. On doskonale wie co zrobić żeby mi dokuczyć- pokazać że jestem mu nie potrzebna, że sam też potrafi o siebie zadbać, ugotować, posprzątać, uprasować itd.

Nie wiem już co mam robić, już nie mam siły walczyć o choćby minute uwagi że strony męża. Czuję tylko obojętność z jego strony. Nie chcę dopuścić do większego kryzysu. Nie chcę żeby pojawiła się kowalska. Nie chcę nigdy usłyszeć już z jego ust słowa rozwód. Mam być bierna? Nie reagować? Udawać że wszystko jest dobrze? Nie dawać już się ponosić emocjom? Postawić na łagodność charakteru? Czy podjąć jakieś radykalne kroki?
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: "NIE" dla kryzysu

Post autor: Nirwanna »

Witaj, Jusia u nas na forum :-)
Na pewno sama zauważyłaś, że z problemy 2 wynikają logicznie 3 i 4, więc warto potraktować to jako całość.
Czy czytałaś już forum? Jest tu sporo wątków, wypowiedzi, dotyczących kwestii podobnych kryzysów, podobnych przyczyn. Zachęcam do zagłębienia się również w forum archiwalne. Oraz do odwiedzenia jednego z naszych Ognisk: www.sychar.org/ogniska
Nie wiem już co mam robić, już nie mam siły walczyć o choćby minute uwagi że strony męża. Czuję tylko obojętność z jego strony. Nie chcę dopuścić do większego kryzysu. Nie chcę żeby pojawiła się kowalska. Nie chcę nigdy usłyszeć już z jego ust słowa rozwód. Mam być bierna? Nie reagować? Udawać że wszystko jest dobrze? Nie dawać już się ponosić emocjom? Postawić na łagodność charakteru? Czy podjąć jakieś radykalne kroki?
Doświadczeniem wielu z nas jest proces: kryzys - zbliżenie się do Boga - coraz bliższa z Nim relacja - wynikająca z tego dodatkowa siła duchowa, Boże wsparcie, ogarnięcie emocjonalne, mądrość życiowa polegająca na stawianiu granic cierpieniu zbędnemu neurotycznemu, przy cierpliwym znoszeniu cierpienia, którego nie da się uniknąć.

Dlatego na forum i w Sycharze staramy się nie udzielać rad, a pokazywać, że to Bóg ma radę na wszystko. Gdy jesteś z Nim w bliskiej relacji, czerpiesz ze Źródła rad to co dla ciebie najlepsze, również najlepsze wyjścia z trudnych sytuacji. Ze świadomością, że Najlepszy Ojciec często wykorzystuje ludzkie narzędzia do zaopiekowania się swoimi dziećmi :-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Inga_hp
Posty: 18
Rejestracja: 10 lip 2019, 13:24
Płeć: Kobieta

Re: "NIE" dla kryzysu

Post autor: Inga_hp »

Jusia pisze: 12 lip 2019, 22:12 Witajcie,

Wspólnota Sychar obiła mi się o uszy już jakiś czas temu, ale wtedy myślałam, że jest to społeczność zarezerwowana dla ludzi tylko w trakcie lub po rozwodzie. Oj jak bardzo się myliłam, oj jak bardzo się z tego cieszę :)

Pomimo, że moje małżeństwo nie tkwi jeszcze w głębokim kryzysie, jak niektórych z Was, to mam nadzieję, że zechcecie wysłuchać mojej historii i napisać co o tym wszystkim sądzicie. Chcę się w końcu "wygadać", bo nie mam komu... Wstydzę się tego, że nam się nie układa, wstydzę się tego co robi mój mąż...

Jesteśmy razem od 12 lat, a po ślubie 5 lat, rodzicami jesteśmy od 1,5 roku. Przez ten długi okres przed ślubem chyba nie udało mi się dostatecznie poznać męża lub po prostu miałam jakieś klepki na oczach.

Problem numer 1 wypłynął zaraz po ślubie. Zawsze wiedziałam, że rodzice (szczególnie mama) są dla Niego ważni, że bardzo się o nich troszczy i im pomaga. Imponowało mi to, że ma do nich szacunek. Pomyślałam wtedy, że przełoży to na naszą, właśnie dopiero co założoną nową rodzinę, ale już w pierwszym dniu dał mi odczuć, ze moja osoba, moje potrzeby będą na DRUGIM miejscu. Czułam się bardzo źle w tym wszystkim, ale stwierdziłam, że jest to do przeżycia, nie ma związków idealnych. Nie sądziłam, że pojawi się problem nr 2.

Odkryłam to mniej więcej rok po ślubie. Przypadkiem włączyłam historię przeglądarki internetowej. Okazało się, że mąż w pracy, niemal codziennie przesiaduje na czacie erotycznym, a od czasu do czasu odwiedza strony pornograficzne. Powiedziałam mu wtedy, że mi się to nie podoba, że nie chcę aby flirtował z innymi kobietami. Jak się domyślacie obietnicy nie dotrzymał, za to zaczął kłamać, że tego nie robi. Były z mojej strony prośby i groźby. Zachowywał się jakby nie obchodziły go moje uczucia. Przechwyciłam kilka jego rozmów z kobietami. Kreuje się tam na osobę zupełnie inna niż jest. Mniej więcej od 1,5 roku znam jego nick. Kiedy mam czas, sama się tam loguję żeby z nim pisać, żeby nie flirtował z obcymi. Do dziś sprawdzam codziennie historie. On oczywiście niczego się nie domyśla. Teraz temat pornografii bardzo się rozwinął. Widzę że szuka coraz większych doznań. Na razie nie ma żadnej realnej kowalskiej. Co nie zmienia faktu że czuję się zdradzona. Jak mam gorszy dzień to naprawdę wkurzam się na niego o bzdury. Ale to tylko upust mojej skrywanej frustracji.

Od mniej więcej 2 lat doszedł problem nr 3. Unikanie zbliżeń. Do momentu jak staraliśmy się o dziecko było okej. Jak zaszłam w ciążę niemal sex przestał istnieć. Tłumaczył to tym, że boi się o dziecko itd. Ale później kiedy już właściwie wróciłam do swojej kondycji po porodzie wcale nic się nie zmieniło. Zbliżenia co 1- 2-3 miesiące. Tak jest do dziś. Nie ma z jego strony żadnej czułości w moim kierunku. Nie patrzy mi w oczy. Nie patrzy na mnie. Sam nie inicjuje zbliżeń. Odrzuca moje "zaloty".

Myślę, że brak komunikacji między nami mogę śmiało nazwać problemem nr 4 w naszym małżeństwie. Nie wiem jak do niego dotrzeć. Nasze rozmowy wyglądają mniej więcej tak, że on rozłożony na kanapie z pilotem w ręku i skacze między kanałami, a ja prowadzę swój monolog. A później mi mówi że przecież rozmawialiśmy, a ja jak zwykle się czepiam. Nie potrafię do niego dotrzeć. Czuję jakbym uderzała w jakąś skorupę w która się schował. Proponowałam mu żebyśmy poszli na jakieś rekolekcje lub terapię, że skoro nie umiemy się porozumieć, to może ktoś nam w tym pomoże. Ale on uważa że nie ma takiej potrzeby.

Naprawdę była bym może w stanie żyć w takim związku. Uśmiechać się do wszystkich i udawać że jest okej. Ale mamy dziecko. Nie chcę córce na starcie zniszczyć życia (ddd). Chcę żeby widziała miłość między swoimi rodzicami. Czasem mam takie myśli, że on może nigdy mnie nie kochał. Ze związał się że mną dla wygody, dla dobra swoich rodziców, którzy mają pomoc również z mojej strony.

Wiem, że nie zasługuję na takie traktowanie. Cały czas staram się być jak najlepszą żona, dbać o niego, o dom, teraz o dziecko. A on nie docenia mojej pracy, którą wykonuję codziennie w domu. Gardzi obiadem, gardzi tym że jest posprzątane, że śpi w czystej pościeli itd. Jest mu to obojętne -to jego słowa.

Kiedyś go zapytałam, czy uważa że nasze małżeństwo przechodzi kryzys. Usłyszałam, że tak nie uważa. Ja myślę że stoimy na krawędzi. Ale ja nie chcę dopuścić do kryzysu. Nie wiem jaka jest definicja kryzysu, ale dla mnie jest on wtedy kiedy małżonkowie czują się nieszczęśliwi. Nie wiem co mam robić, żeby poprawić nasze relacje. Mam wrażenie, że ja cały czas łatam to wszystko. Ale powoli zaczynam pękać. To trwa już zbyt długo.

Mój mąż jest bardzo pracowitym człowiekiem, czasem mam wrażenie że aż za bardzo. Chodzimy co niedzielę na Mszę Święta, mówi że modli się za nas. Tkwi w tym jakąś sprzeczność z tym co robi. To samo w sytuacji jego wrażliwości na cierpienie innych ludzi czy zwierząt - przysłowiowej muchy nie zabije, a to że jego żona jest nieszczęśliwa jest mu obojętne. On doskonale wie co zrobić żeby mi dokuczyć- pokazać że jestem mu nie potrzebna, że sam też potrafi o siebie zadbać, ugotować, posprzątać, uprasować itd.

Nie wiem już co mam robić, już nie mam siły walczyć o choćby minute uwagi że strony męża. Czuję tylko obojętność z jego strony. Nie chcę dopuścić do większego kryzysu. Nie chcę żeby pojawiła się kowalska. Nie chcę nigdy usłyszeć już z jego ust słowa rozwód. Mam być bierna? Nie reagować? Udawać że wszystko jest dobrze? Nie dawać już się ponosić emocjom? Postawić na łagodność charakteru? Czy podjąć jakieś radykalne kroki?
Ja na pornografię postawiłam kategorycznie NIE i dzięki Panu Bogu nie ma tego u nas od ponad pół roku, a mąż był uzależniony od wielu lat.
Pornografia w małżeństwie jest zdradą i tak należy ja traktować łacznie z wyrzuceniem z łóżka, a nawet wyprowadziki do czasu aż mąż nie podejmie wszelkih kroków do zerwania z nałogiem, łącznie z udaniem sie na terapię.
acine
Posty: 127
Rejestracja: 26 lip 2018, 23:35
Płeć: Mężczyzna

Re: "NIE" dla kryzysu

Post autor: acine »

Jusio, witaj u nas. Tak, Twoj maz jest uzalezniony od swoich wyobrazen i marzen stworzonych przez poronogafie prawdopodobnie i moze nie tylko od tego- jak spora grupa facetow, jak duza? nie bylo badan wiadrygodnych do tej pory nawet na najlepszych amerykanckich osrodkach uniwersyteckich. Nie chce tu podadawc naukowcow zajmujacych sie tym tematem gdzyz doktryna katolicka obecnie ostro nazwijmy to kontestuje badania do tej pory robione wiec sam nie wiem co o nich myslec. Na dwoja babka wrozy jak to sie mowi. Co robic w Twoim wypadku? mowic mu ze ma problem z uzaleznieniem nazwijmy to od seksu i milosci bo to sa zazebiajace sie pojecia. Modle sie o madrosc duchowa naszych kaplanow i specow od tych spraw.
Inna
Posty: 332
Rejestracja: 23 lip 2017, 21:47
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: "NIE" dla kryzysu

Post autor: Inna »

Jusia pisze: 12 lip 2019, 22:12

Odkryłam to mniej więcej rok po ślubie. Przypadkiem włączyłam historię przeglądarki internetowej. Okazało się, że mąż w pracy, niemal codziennie przesiaduje na czacie erotycznym, a od czasu do czasu odwiedza strony pornograficzne. Powiedziałam mu wtedy, że mi się to nie podoba, że nie chcę aby flirtował z innymi kobietami. Jak się domyślacie obietnicy nie dotrzymał, za to zaczął kłamać, że tego nie robi. Były z mojej strony prośby i groźby. Zachowywał się jakby nie obchodziły go moje uczucia. Przechwyciłam kilka jego rozmów z kobietami. Kreuje się tam na osobę zupełnie inna niż jest. Mniej więcej od 1,5 roku znam jego nick. Kiedy mam czas, sama się tam loguję żeby z nim pisać, żeby nie flirtował z obcymi. Do dziś sprawdzam codziennie historie. On oczywiście niczego się nie domyśla. Teraz temat pornografii bardzo się rozwinął. Widzę że szuka coraz większych doznań. Na razie nie ma żadnej realnej kowalskiej. Co nie zmienia faktu że czuję się zdradzona. Jak mam gorszy dzień to naprawdę wkurzam się na niego o bzdury. Ale to tylko upust mojej skrywanej frustracji.

Witaj Jusia
Nie napiszę co masz zrobić.
Nikt tego nie zrobi.
Podkreśliłam parę zdań, bo wydaje mi się, że masz problem ze stawianiem granic.
Nie to znaczy nie.
A ty powiedziałaś, ze nie podoba ci się to, po czym sama zaczęłaś robić to co twoj mąż.
Ja cię rozumiem.
Ja wiele lat tkwiłam w takim układzie, że w środku wszystko krzyczało "nie", ale na zewnątrz mówiłam "tak"
Dopiero postawienie wyraźnej granicy, uwolniło mnie od wewnętrznego poczucia niezgody.

Dobrze trafiłaś
Poczytaj tu trochę, a odpowiedzi same do ciebie przyjdą.
"Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia"
(Flp 3,14)
Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: "NIE" dla kryzysu

Post autor: Angela »

Witaj, Jusia
Zmartwię Cię, mąż raczej nic nie zmieni, bo mu w tym układzie najwidoczniej bardzo wygodnie.
Wytrącenie go z tej wygody niestety pociągnie chwilowe pogorszenie i Twojej sytuacji. Czasem warto odważyć się aby przez jakiś czas było gorzej a potem znacznie lepiej.
Sama musisz rozważyć ile możesz znieść w każdej z tych sytuacji: trwania w tym co teraz lub zawirowań życiowych przy radykalnych środkach.
Przez radykalne środki rozumiem żądanie pójścia na terapię pod groźbą czasowej separacji. I to nie może być tylko straszenie. Nie stawia się granic, w których jest się niekonsekwentnym, z których się łatwo wycofuje, których nie ma się zamiaru lub możliwości wypełnić.
Tobie też przydałaby się terapia dla współuzależnionych. Takie śledzenie męża na portalach nie jest obojętne dla Twojej psychiki.
Ewuryca

Re: "NIE" dla kryzysu

Post autor: Ewuryca »

Jusia myśle, że musisz postawić sobie pytanie czego chcesz i na co jesteś gotowa. W momencie kiedy zaczniesz stawiać się mężowi, albo skonfrontujesz go pewnie pęknie ta bańka w której teraz funkcjonujecie i nie da się przewidzieć co się wydarzy. Zgadzam się, że nieustanne kontrolowanie jego czatu może doprowadzić cię do wspóluzależnienia. Tak było u mnie, kontrolowałam męża picie, i wszystko zaczęło się wokół tego obracać aż w końcu trafiłam do psychologa. Zastanów się też do czego to ma prowadzić, jeżeli wiesz, że cię okłamuje i masz dowody to co chcesz z nimi zrobić? Udać, że o niczym nie wiesz, żyć tak ileś następnych lat aż wybuchniesz? a jeśli mu powiesz to też weź pod uwagę, co chcesz wyegzekwować i jak. Myśle ze wasz brak zbliżeń tez ma drugie dno, i ciężko doszukiwać się, że to normalne. U mnie po dwóch latach kiedy nie jestem już z mężem ale ze sobą rozmawiamy okazało się ze powodem braku zbliżeń było: nr 1 - kowalska, nr 2 - przestałam być dla niego pociągająca (nie byłam zaniedbana, po prostu on chciał pikanterii - wiec tu moje zaniedbanie).
Jusia
Posty: 3
Rejestracja: 15 cze 2019, 23:38
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: "NIE" dla kryzysu

Post autor: Jusia »

Dziękuję Wam serdecznie za odpowiedzi.
Inna - masz rację, uświadomiłaś mi to, że mam problem ze stawianiem granic. Teraz żałuję, że w tamtym okresie nie byłam stanowcza, bo teraz, jak zauważyła Nirwana, nierozwiązany problem 2 zrodził rodził kolejne problemy - 3 i 4. Sama już odpowiedziałam sobie na pytanie czy postępować radykalnie czy być bierną.
Inga_hp problem u mojego męża jest już chyba na takim etapie, że on już wspólnego łoża już nie potrzebuje. Niedawno powiedział mi, wprost, że nie lubi okazywać mi czułości w taki sposób w jaki ja oczekuję, w jaki sprawia mi to przyjemność. A mi nie sprawia przyjemności okazywanie czułości tak jak robią to aktorzy w filmach - rozumiecie mnie? I nie chodzi o to, że nie było nam kiedyś dobrze ze sobą, bo było naprawdę bardzo dobrze. On ma teraz wypaczony obraz bliskości- ja to wiem. Ale nie wiem jak ja mam mu to wytłumaczyć.
Acine- nie rozumiem co masz na myśli - uzależnienie od seksu i miłości. Jest u niego uzależnienie ale od pornografii i czatów - na których również wymienia się zdjęciami - i nie są to zdjęcia paszportowe - wiecie co mam na myśli :( Chyba, że to są wymiennie pojęcia: pornografia, sex, miłość, czat...
Angela - wiem, że jemu jest wygodnie w tym układzie - ja jestem od ogarniania spraw bieżących, od tego żeby kreować pozytywny wizerunek naszego małżeństwa, żeby tylko dawać z siebie. A on właściwie nic dawać nie musi, jak chce to da, a jak nie, to weźmie sobie gdzieś indziej, gdzie nie będzie się musiał wysilać na czułe gesty, grę wstępną itd.
Największy problem w tym, że on nie widzi w tym co robi niczego złego. Twierdzi, że porno skoro jest to jest dla ludzi, że każdy mężczyzna ogląda. Chcę zrobić radykalny krok - ale powiedzcie, czy u kogoś z Was podziałało zmuszenie współmałżonka do terapii? Czy takie przymuszanie coś daje? Czy to z własnej woli ten uzależniony musi chcieć się leczyć, żeby z tego wyjść?
Ewuryca - przemyślałam Twój post - u mnie niestety też wszystko kręci się wokół tego - kiedy rano otwieram oczy to zastanawiam się, czy mąż spał w sypialni, czy w salonie (czasem nie przychodzi do łóżka tylko zostaje na kanapie - z własnej woli - twierdzi, że sobie zasnął, a prawda jest taka, że czatował), a może w nocy zszedł do salonu i siedział na czacie. Później kiedy on jest w pracy to zastanawiam się czy już flirtuje, czy już się tam nakręca i później wysyła fotki. Kiedy wraca z pracy zastanawiam się co tu zrobić, żeby dorwać telefon i sprawdzić historię przeglądarki, kiedy wieczorem idę z dzieckiem na górę utulić do snu to zastanawiam się, czy tam na dole on już klepie na czacie.... Zaczynam chyba mieć większy z tym problem, niż on sam, bo ja codziennie to przeżywam, a u niego zdarza się, że są dni bez tego.
Jeszcze sprawa drugiego dna, o którym wspominasz.... Na pewno przestałam być dla niego atrakcyjna - choć ja tak o sobie nie myślę - wiem to bo już nie patrzy na mnie, ani w moje oczy, mija się ze mną. Co do pikanterii - wiem, że to co było dawniej satysfakcjonowało go. Teraz nie robi na nim to większego wrażenia. On chciał by czegoś co jest sprzeczne z -nazwijmy to - czystym aktem małżeńskim. Mam się na to godzić? Mam grzeszyć dla satysfakcji męża i spełnianiu jego wynaturzonych pragnień? Powiem więcej, biłam się z myślami kilka tygodni, w końcu zdradziłam Boga i pozwoliłam na coś przez co straciłam Stan Łaski Uświęcającej - pomyślałam wtedy - skoro ma być lepiej między nami kiedy to zrobimy i poprawi to nasze relacje, to mimo grzechu, zróbmy to. I wiecie co? Nic się nie poprawiło. Powiem więcej, on wcale nie był usatysfakcjonowany tym, ani nie sprawiło mu to tak wielkiej przyjemności jaką po tym oczekiwał. Widziałam w nim tylko frustracje. A ja co? Przepraszałam Boga za to, że przez ten moment mój maż stał się dla mnie ważniejszy niż ON. Nawet wyznałam to księdzu na spowiedzi, ale chyba mnie nie zrozumiał.
nałóg
Posty: 3318
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: "NIE" dla kryzysu

Post autor: nałóg »

To raczej klasyczne popapranie związane z porno.Jak czat erotyczny to i porno,a jak te dwa to i onanizm.Jak onanizm pod porno to i brak zainteresowania Tobą i pożyciem.Ty mu w tym pomagasz czatując z nim i podkręcając jego wynaturzenie popędu jakim jest seksualność.Myślę że warto abyś poczytała posty „ Marylki” bo jej doświadczenia są b.podobne do Twoich.Uzależnienie od pornografi jest nałogowym regulowaniem emocji i nałogiem jak każdy inny, tylko tu jest od obrazu i czynności a np. alkoholizm, narkomania,lekomania od substancji.Wiesz co to jest „ twarda miłość”? Wiesz czym są granice w relacjach? To że kochasz męża nie znaczy że daje mi to prawo do krzywdzenia Ciebie,a Ciebie nie zmusza do pomagania mu w onanizowaniu się poprzez podkręcanie go erotycznie na czacie.Chyba że Ci to odpowiada....... lecz i tak to jest destrukcyjne i popaprane.PD
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: "NIE" dla kryzysu

Post autor: marylka »

Jusia - czytam Cie i czuje to wszystko bo to kiedys bylo i moje życie.
Prawda jest tka że maż Twoj jest chory.
Jego głowa jest chora.
On w tej chorobie mysli i dziala tylko przez pryzmat żądzy.
Ciebie uprzedmiotowil - zreszta każda kobieta jest dla niego przedmiotem.
Dlatego nie ma do Ciebie uczuc bagatelizuje problem i jedyne o czym marzy to żebys dala mu spokoj. Żeby mogl sie sam zaspokajac.
Nie przynosi mu satysfakcji wspołżycie z Toba bo nauczyl sie sam zaspokajac. I tylko on siebie potrafi fajnie zaspokoić. Jego Twoja satysfakcja nie interesuje.
Pytasz czy komus sie udalo zmusic do terapii?
Mi sie udalo.
Ale dopiero jak odeszlam sam poszedl. Wczesniej przez dwa lata prosilam blagalam i uprzedmiotowialam sie podobnie jak Ty.
W koncu wysiadlam.
Powiedziałam mu - wygrałeś. Jestes wolny. Ty i Twoje....nazwijmy panienki bo moderacja i tak nie przepusci - wygraly. Nie zobaczysz już mnie i dzieci.

Twoj maż potrzebuje terapii ale widze że o tym wiesz. Ostatni on sam to przyzna. Posłuchaj ks. Dziewieckiego. Mi bardzo ten kapłan pomógł w podjeciu decyzji o odejsciu.

Pomogl mi też czat. Też z nim czatowalam. Też nie wiedzial że to ja. Chcialam sie dowiedziec czy sie ze mna spotka. Czy jest w stanie zdradzic żone. Był.
Dlatego odeszlam. Najpierw rzucilam mu obraczka w twarz podziekowalam za wspólny czas i odjechalam.
Potem wariowalam z nienawisci bolu i samotnosci. A potem......Bog mi podeslal sychar 12 krokow i moje życie pomalu stawalo sie piekne!
I jest takie do dzis!
W miedzyczasie moj maż wział sie za siebie. Dwa lata zajeła nam praca nad wybaczeniem i pojednaniem. Dzis jestesmy razem ale maż caly czas jest w terapii
Jusia - twarda miłosc jest mega trudna.
I rożne finaly ma.
Ja zakladalam że może nie wrocic. Że moźe inna babe znaleźć. Ale chcialam życ w prawdzie. Mialam dosc krycia go i myslenia od rana do wieczora z kim jest i co robi.
Nie taka jest rola żony. I wolalam byc sama niż dusic sie przy nim.
I wiesz...mimo że odeszlm i bylo mi przeraźliwie smutno...poczulam ulgę...że ten caly pornosyf zostawiam za soba
Powiedzialam że nie chce już slyszec słowa seksoholik że to koniec.
Zabralam mu cos o czym nie do konca wiedzialam - poczucie bycia "normalnym" - praca dom żona dzieci - ta cala otoczka ktora sobie stworzyl żeby świat widział, że jest porzadnym człowiekiem. Jego reputacja mocno ucierpiała. No i ego jego. Nie jest taki figo fago za jakiego sie sam mial

Hahaha - a życie moje tak sie potoczylo że znam kilku seksoholikow i to całkiem fajni ludzie!
W terapii są.
Czesto opowiadaja jak czuli do siebie obrzydzenie że tak robili. Wiedzieli że to ohydne i...robili dalej.
Dopiero terapia wyrwala ich ze szponów nałogu.
Prosze jesli możesz wstap do wspolnoty s-anon. Bardzo potrzebne Ci bedzie wsparcie bo czeka Cie cieżka i tudna droga. Ale z Bogiem nie ma nic niemożliwego.
I jeszcze...nie zostawaj w 4 ścianach. Wyjdz do ludzi żeby Cie deprecha nie powalila.
Masz przecież dla kogo żyć!
Pozdrawiam
malinaa
Posty: 51
Rejestracja: 30 kwie 2019, 9:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: "NIE" dla kryzysu

Post autor: malinaa »

Kochana Jusiu,
doskonale Cię rozumiem. Mój mąż jest uzależniony od pornografii i masturbacji.
Do tego dochodzi też jego uzależnienie od gier komputerowych...

Jest lepiej, kiedy JA zmieniam podejście tj. wymagam od niego, aby chodził na terapię, ale też nie męczę go codziennie pytaniem "robiłeś to dzisiaj czy nie?". Staram się dać mu przestrzeń, dać przestrzeń samej sobie. Staram się rozwijać swoją relację z Bogiem, skupiam się na zmianie siebie na lepsze, na pracowaniu nad swoją kobiecością. Wtedy jestem coraz bardziej radosna i nie dołuję się tak, bo wiem, że to Bóg jest na 1 miejscu, nie mój mąż. Wcześniej zadręczałam się wizją przeszłości - że znów mu zaufam, a okaże się, że on dalej mnie okłamuje, a wtedy się rozstaniemy. Teraz staram się o tym nie myśleć, a cieszyć się z tu i teraz, budować silniejszą relację z mężem poprzez wyjazdy, wspólne zajęcia. Co będzie dalej, tego nie wiem. Wiem, że Bóg jest ze mną i co by nie było On mi pomoże.
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: "NIE" dla kryzysu

Post autor: ozeasz »

Mnie w odróżnieniu od poprzedników zastanawia fakt, ze przed ślubem byliście ze sobą 7 lat, jak dla mnie wystarczający czas by żyć w związku cudzołożnym, niesakramentalnym, nie wiem czy tak było, czy nie?
Jeśli tak, to według mnie mocno niesprawiedliwa ocena - nie fakt - że mąż chory, przekonanie -nie prawda.

KKK mówi wyraźnie jak to postrzega, a same świadectwa osób, ze mną włącznie, pokazują że niesie to poważne konsekwencje dla małżeństwa w przyszłości.

I tu dopatrywałbym się pierwotnej przyczyny waszego poważnego kryzysu, bo o dysfunkcjach które mają źródło w rodzinach pierwotnych chyba nic tu nie padło, do tego każdy z nas niesie swe własne grzechy, które również niosą konsekwencję w małżeństwie, już wspólną niestety.

Jeśli się nie mylę to funkcją tego forum jest nie ocena współmałżonka, a odnalezienie się w rzeczywistości kryzysu przez współmałżonka który się "obudził" i z tego powodu pojawił się na forum.

Jeśli jest inaczej moderacja mnie poprawi .

Rzeczą następną, choć w hierarchii podstawową i pierwszą wobec ww. jest pomoc, pomoc jednak nie przez przylepienie łatki współmałżonkowi którego tu nie ma, ale wsparcie, bycie "lustrem", danie możliwości przeglądnięcia się w mojej i innych historii i znów tylko temu tu obecnemu.

Trzecią rzeczą której nie można pominąć jest fakt, że mamy do czynienia z wersją jedyną i subiektywną rzeczywistości nam przedstawionej, a więc nie obiektywnej, nie jedynej prawdziwej, nie wyłącznej.

Więc Jusiu, w związku z powyższym chciałbym Cię serdecznie zaprosić do analizy swojej osoby, rozwoju opartego na literaturze tu proponowanej, tudzież na doświadczeniach uczestników tego forum, bardziej jeszcze zaprosić Cię do ogniska w którym znajdziesz wsparcie i myślę oparcie w Twojej sytuacji, aby mogła się dokonywać przemiana Twojej osoby ,metanoja .

Bo treścią tu funkcjonującą (na forum, we wspólnocie),myślę bardzo ważną, jest przekonanie że mamy wpływ fundamentalny na siebie,zmieniać możemy siebie ,a kiedy zmieniamy się my, a więc i nasza percepcja, zmienia się również nasze środowisko.

I na tej drodze Niech Bóg Tobie, niech błogosławi Waszemu małżeństwu, niech stanie się jedynym źródłem Waszej miłości. Pozdrawiam serdecznie.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Jusia
Posty: 3
Rejestracja: 15 cze 2019, 23:38
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: "NIE" dla kryzysu

Post autor: Jusia »

Witajcie,
Ostatnie dni są dla mnie mega trudne, dla mojej głowy. Mam milion myśli, analizuje każde zdanie jakie tu przeczytałam w Waszych odpowiedziach na mój problem. Dotarło do mnie, że mimo iż wiedziałam, że to co się dzieje w moim małżeństwie jest nienormalne, to dopiero teraz widzę już ten poważny kryzys.

Zagłębiam się też w forum. Czytam właściwie po kolei... I tak sobie myslę... Boże jak Ci ludzie to wytrzymują? Jak oni potrafią przezwyciężyć te trudności? Boże pomóż i mnie...

Słuchajcie, już wiem co muszę zrobić. Ale mam taki ogrom wątpliwości. Nie jestem pewna czy mój mąż jest już na etapie "dna" w swoim nałogu żeby mógł się od niego odbić. Moja wątpliwość wynika z tego, że podczas tegorocznego Wielkiego Postu zaproponowałam mu żeby każde z nas sobie czegoś odmówiło na ten czas. To było na zasadzie rzucenia hasła... Ale podjął się... Ja go później nie wypytywalam o nic. Ale wiem że przestał czatowac i nie było porno. Wytrzymał 30 dni. Więc nie do końca, ale jednak 30 dni to sporo czasu dla uzależnionego... Też tak uważacie?
Boję się, że kiedy zarządam separacji, on się zgodzi i nie wróci już do mnie... Boję się, że skrzywdze dziecko brakiem ojca. Wiem, że z każdym rokiem córka będzie bardziej świadoma i że to ostatni dzwonek żebym podjęła radykalne kroki. Przez 4 lata nie potrafiłam zrobić nic konkretnego...
To samo dotyczy onanizmu... Wiem, że zrobił to kilka razy. Ale większość roku przystępuje do Komuni Św. Więc myślę, że tego nie ma. Czy w takim przypadku można nazwać go seksoholikiem?

Odnosząc się jeszcze do Waszych odpowiedzi...
Przyznaję, że nie wiem co to znaczy kochać twarda miłością. Zawsze byłam łagodna i taki mam charakter... Nie czytałam niczego o relacjach małżeńskich... Jedynie słuchałam kilku konferencji Pulikowskiego (do których też próbowałam namówić męża ale bezskutecznie). Wiem, że wiem zbyt mało...

Ja też próbowałam "podpuścić" męża na spotkanie z nieznajoma. Wyraża takie chęci, ale kreuje się tam na kogoś innego i myślę że te spotkania to tylko pisanie o nich dla pobudzenia fantazji.... Myślę że nie spotkał by się z nikim.

Przyznaję, że nie czekaliśmy do ślubu ze współżyciem. Powiem wiecej... To ja zainizjowalam to... Ale mam już to z Panem Bogiem "przegadane". I właściwie przez ostatnie 5 lat powtarzałam sobie: ile grzechów w narzeczeństwie, tyle krzyży w małżeństwie.
Ja nie chcę przypinać łatki mężowi. Wiadomo, że moje słowa to moja strona i mój odbiór problemu naszego małżeństwa. Ale nie przyszłam tu na forum po to, aby mnie klepać po ramieniu i mówić jaka ja jestem pokrzywdzona. Chcę rozwiązać nasz problem dla dobra całej rodziny. Dla dziecka i dla męża za którego zbawienie też jestem odpowiedzialna.

Proszę podpowiedzcie od jakiej lektury zacząć żeby poczuć siłę do poczynienia radykalnych kroków. Żeby cokolwiek zacząć działać muszę najpierw wzmocnić swoja głowę.
nałóg
Posty: 3318
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: "NIE" dla kryzysu

Post autor: nałóg »

Jusia pisze: 16 lip 2019, 13:53 Proszę podpowiedzcie od jakiej lektury zacząć żeby poczuć siłę do poczynienia radykalnych kroków. Żeby cokolwiek zacząć działać muszę najpierw wzmocnić swoja głowę.
tu zacytuję Marylkę:
marylka pisze: 15 lip 2019, 0:18 Prosze jesli możesz wstap do wspolnoty s-anon
A co "twardej miłości" to najkrócej; kochaj człowieka a nie toleruj jego "popaprania" czyli pornografii i onanizmu.
A z lektur to taka :"Miłość wymaga stanowczości" Dobsona
PD
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: "NIE" dla kryzysu

Post autor: ozeasz »

Ja czytam właśnie "Porozumienie bez przemocy" Rosenberga, jest pdf na necie, co prawda jest dużo literówek, ale można mieć od zaraz, a w trakcie lektury sobie zakupić.

Myślę że warto ,mimo że wiele treści znam od dawna, to sama koncepcja wiele zmienia w sposobie mojej percepcji, a może po prostu dojrzałem do niektórych treści?

Tak, czy tak zachęcam do lektury. Pozdrawiam.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
ODPOWIEDZ