Smutek pisze: ↑30 gru 2018, 18:24
Nie mogę tego ogarnąć...W sumie jestem już rok w kryzysie. Teraz też czekam na pozew, choć jeszcze tli się nadzieja, że może jednak nie...
Ze strony mojego męża kiedy mieszkaliśmy razem jakiekolwiek przejawy człowieczeństwa w stosunku do mnie to była czysta manipulacja i nie był aż tak "miły".
Jednak złożyć pozew, a potem "okazywać" serce, jednocześnie nie zmieniając zdania, mimo że przed oczami mam cierpienie drugiego człowieka wywołane moim działaniem... to jak dłubanie nożem w otwartej ranie i posypywanie jej solą.
I pojawia się pytanie - czy my powinniśmy przyjąć te "wyrzuty sumienia" podyktowane nie wiadomo czym, czy podszyte manipulacją, czy innymi motywami ...
Przecież ktoś wyrządza nam krzywdę, a my ...tulimy się do oprawcy?
Absolutnie nikogo tu nie krytykuję, sama dawałam się wkręcić w podobny schemat i pamiętam, że podejście ks. Dziewieckiego uważałam wtedy za "zbyt ostre" czy nawet wręcz bezduszne.
A teraz? Zastanawiam się czy ja w ogóle byłam w pełni zmysłów, że na to wszystko pozwalałam.
Tak, rozumiem różne podejście do problemu, emocje towarzyszące sytuacji, rozpacz, która mąci umysł, próby ratowania za wszelką cenę, to że ktoś "tak ma" na dany moment...
Tylko ciągle się zastanawiam...Czy bardziej pomogłam czy zaszkodziłam swoim chwytaniem się wyrachowanych przejawów dobroci...
Pewnie już się nie dowiem, ale serce pęka jak się czyta takie rzeczy.
Pijawko przytulam.