Echo Słowa

Pomogła Ci jakaś modlitwa? Któryś ze Świętych jest Ci szczególnie bliski?...

Moderator: Moderatorzy

Pantop
Posty: 3167
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Echo Słowa

Post autor: Pantop »

renta11 pisze:Jeszcze jedno. Miłując "bardziej" a nie "inaczej", czy nie nakładasz na żonę brzemienia, którego ona nie może udźwignąć? To syndrom kochania za bardzo, co musi być toksyczne dla relacji. Może ona od tego właśnie ucieka?
Ucieka?
Do klubu pełnego facetów?
W czasie gdy jej mąż leży i kwiczy??

Masz rację rento11 w tym, że poprzez takie akcje robi się toksycznie.
Gdziekolwiek by się jednak nie udała zabiera wszystkie te toksyczne opary ze sobą.
Jeśli się cofniesz do punktów Ukasza to stwierdzisz, że brzemię które ,,nakłada,, na żonę jest lekkie.
Tym lżejsze im więcej pychy zamieni na zdrowy rozsądek (nawet nie pokorę).
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

W pierwszym odruchu chciałem Ci przyznać rację. Po co porównywać? Zaraz potem przyszły jednak wątpliwości. Najpierw pytanie Jezusa skierowane do Piotra (J 21, 15): Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci? Potem porządek: Bóg, ja sam, współmałżonek, dzieci, rodzina pierwotna. I jeszcze taka luźna myśl o tych osobach prowadzących podwójne życie, które i żonie (mężowi) i kochance (kochankowi) mówią, że ich kochają, tylko inaczej. Nie. To jednak nie to. Żonę mam kochać inaczej, ale też bardziej bardziej, niż któregokolwiek innego człowieka. Z żadnym innym Bóg mnie nie połączył sakramentem miłości.
I tak jak Bóg jest ponad wszystko i mam go kochać bardziej niż żonę, tak żonę bardziej niż inne kobiety (a mężczyzn tym bardziej), swoje dzieci bardziej niż cudze. I tak dalej. Jak to pogodzić ze sprawiedliwością wobec nich, jak to robić w wolności, tak, żeby i one dzięki temu czuły się bardziej wolne, a nie zniewolone, to inna sprawa. Nie wiem, czy to umiem. Może masz rację, że tu jest jakiś mój kardynalny błąd. W zachłannym oczekiwaniu. W niemym krzyku, że ja cię kocham tak bardzo, to ty powinnaś tak samo. Nie chcę przekazywać takiego komunikatu, ale to nie znaczy, że on nie wybrzmiewa. To już rozważania do innego wątku.
renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Echo Słowa

Post autor: renta11 »

Zajrzyj do swojego wątku, tam Ci mocno dowaliłam. Sory
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/i_19/0901p/czyt.php3
1 J 4, 11-18
Umiłowani, jeśli Bóg tak nas umiłował, to i my winniśmy się wzajemnie miłować. Nikt nigdy Boga nie oglądał. Jeżeli miłujemy się wzajemnie, Bóg trwa w nas i miłość ku Niemu jest w nas doskonała. Poznajemy, że my trwamy w Nim, a On w nas, bo udzielił nam ze swego Ducha.
My także widzieliśmy i świadczymy, że Ojciec zesłał Syna jako Zbawiciela świata. Jeśli kto wyznaje, że Jezus jest Synem Bożym, to Bóg trwa w nim, a on w Bogu. My poznaliśmy i uwierzyliśmy miłości, jaką Bóg ma ku nam. Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim.
Przez to miłość osiąga w nas kres doskonałości, iż będziemy mieli pełną ufność w dzień sądu, ponieważ tak, jak On jest w niebie, i my jesteśmy na tym świecie. W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości.
Mk 6, 45-52
Kiedy Jezus nasycił pięć tysięcy mężczyzn, zaraz przynaglił swych uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, do Betsaidy, zanim sam odprawi tłum. Rozstawszy się więc z nimi, odszedł na górę, aby się modlić.
Wieczór zapadł, łódź była na środku jeziora, a On sam jeden na lądzie. Widząc, jak się trudzili przy wiosłowaniu, bo wiatr był im przeciwny, około czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze, i chciał ich minąć.
Oni zaś, gdy Go ujrzeli kroczącego po jeziorze, myśleli, że to zjawa, i zaczęli krzyczeć. Widzieli Go bowiem wszyscy i zatrwożyli się. Lecz On zaraz przemówił do nich: «Odwagi, to Ja jestem, nie bójcie się!» I wszedł do nich do łodzi, a wiatr się uciszył.
Wtedy oni tym bardziej zdumieli się w duszy, nie zrozumieli bowiem zajścia z chlebami, gdyż umysł ich był otępiały.
Dyskusja na temat tego, czy można kochać za bardzo (głównie, choć nie tylko z Rentą, posting.php?mode=reply&f=10&t=541) jest dla mnie pasjonująca. Dzisiejsze pierwsze czytanie to kopalnia argumentów, którymi mógłbym ciskać z moich szanownych adwersarzy. Spróbuję jednak inaczej – spojrzeć na jeden ustęp w liście, jeden szczegół w Ewangelii i na jedną cechę miłości.
Św. Jan wskazuje, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, kres doskonałości w miłości. Czyżbym ja miał możliwość dojść aż tam, do kresu, do doskonałości? Pokochać tak, jak kocha Bóg? W pewien sposób tak, ale dopiero tam, u kresu życia, gdy doświadczenie świata będzie już za mną. I ta doskonałość ma polegać na jednym – na ufności. Bo tak, jak Bóg jest w niebie, jest doskonałym bytem w doskonałym świecie, tak ja jestem niedoskonałym bytem w niedoskonałym świecie. Tę prawdę o odmiennej sytuacji mojej i Boga, o różnicy między niebem a ziemią, Jezus polecił nam przypominać sobie i powtarzać w modlitwie. I to na samym jej wstępie: Ojcze nasz, który jesteś w niebie... Dalej prosimy o działanie Jego woli „jako w niebie, tak i na ziemi.” Bóg wie, że tak jak On jest w niebie, i my jesteśmy na tym świecie. Jesteśmy zanurzeniu w niedoskonałości i doskonałość możemy osiągnąć jedynie przez ufną miłość. Przez akceptację własnej ułomności. Uświadomieniu sobie, że On kocha nas bezgranicznie takimi, jakimi jesteśmy. Że nie ma powodu do żadnego lęku, gdy staniemy przed Nim – bo On jest samą miłością. Doskonałość, kres doskonałości polega więc na tym, żeby w Jego miłości ufnie się zanurzyć pozostając w prawdzie, widząc swoją grzeszność i małość, akceptując to, ufając, że właśnie takimi chce nas przyjąć, że On poza tą ufnością, poza zaufaniem do Jego miłości - żadnej innej doskonałości od nas nie oczekuje. Chce tylko tego, żebyśmy przestali się lękać Jego bezgranicznej miłości, żebyśmy w niej poczuli się bezpiecznie, żebyśmy jej uwierzyli, pozwolili się przeniknąć.
A jak Jezus uczył apostołów tej miłości bez lęku, opowiada św. Marek w swojej ewangelii.
Umysł uczniów był otępiały, nie zrozumieli cudu z chlebami. Jezus nie gromadzi ich wokół siebie na modlitwę, lecz zostaje sam na sam z Ojcem, a ich wyprawia na drugi brzeg. Chce ich wyrwać z otępienia w inny sposób. W środku nocy i zarazem w środku tej przeprawy następuje niezwykła scena.
Widząc, jak się trudzili przy wiosłowaniu, bo wiatr był im przeciwny, około czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze, i chciał ich minąć. Jezus widzi trud i lęk swoich uczniów i właśnie dlatego idzie do nich – po czym chce ich minąć! Dopiero ich przerażony krzyk sprawia, że zmienia plany. Wchodzi do łodzi i ucisza burzę. Jednak szedł do nich właśnie po to, żeby ich minąć. Żeby w swoim trudzie i lęku zobaczyli, jak kroczy obok i idzie naprzód. Żeby dotarli w tej nocy i burzy do drugiego brzegu sami, mimo zmęczenia i lęku. Sami, ale z Jego pomocą – widząc, że On jest obok i że On jest Panem tego żywiołu. Że przyszedł do nich w najtrudniejszym momencie. Jego widok miał ich napełnić ufnością i nadzieją. On przecież zawsze jest obok, nawet jeśli nie ma Go w łodzi. On panuje nad żywiołami, nawet jeżeli one srożą się w przerażający sposób. On się o mnie troszczy, nawet jeżeli na długo tracę Go z oczu. Aby przejść takie trudne doświadczenie człowiek nie potrzebuje trzymania przez Jezusa za rękę – czasem, jak apostołowie, potrzebuje, ale może i powinien dążyć ku większej dojrzałości – tylko ma Go ufnie kochać. Kochać tak, żeby zawsze wierzyć w Jego obecność tuż obok, w Jego moc, w Jego miłość. Życie tu na ziemi jest po to, żeby się tego nauczyć. Tej ufności. Wyzbyć się lęku, że może Jezusa nie ma. Że może nie panuje nad żywiołem wokół mnie. Że może jestem Mu obojętny. Że może cała moja wiara to tylko zjawa. Wszystkie te lęki mają ustąpić ufnej miłości. To może się dokonać tylko w czasie takiej burzy, tylko w nocy, tylko w zmęczeniu. W kryzysie. Tylko w moim ograniczeniu, w świadomości grzechów, słabości aż po bezsilność. Tylko tam, gdzie obecność Boga dostępna jest jedynie przez akt wiary i miłości. Tylko tu na ziemi, nie w niebie. Droga do kresu doskonałości jest otwarta tylko tu, gdzie wszystko jest niedoskonałe, ze mną i moją miłością na czele.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/i_19/1001p/czyt.php3
1 J 4, 11-18
Najmilsi:
My miłujemy Boga, ponieważ Bóg sam pierwszy nas umiłował. Jeśliby ktoś mówił: «Miłuję Boga», a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi. Takie zaś mamy od Niego przykazanie, aby ten, kto miłuje Boga, miłował też i brata swego.
Każdy, kto wierzy, że Jezus jest Mesjaszem, z Boga się narodził; i każdy miłujący Tego, który dał życie, miłuje również tego, który życie od Niego otrzymał. Po tym poznajemy, że miłujemy dzieci Boże, gdy miłujemy Boga i wypełniamy Jego przykazania, albowiem miłość względem Boga polega na spełnianiu Jego przykazań, a przykazania Jego nie są ciężkie. Wszystko bowiem, co z Boga zrodzone, zwycięża świat; tym właśnie zwycięstwem, które zwyciężyło świat, jest nasza wiara.
Łk 4, 14-22a
Jezus powrócił mocą Ducha do Galilei, a wieść o Nim rozeszła się po całej okolicy. On zaś nauczał w ich synagogach, wysławiany przez wszystkich.
Przyszedł również do Nazaretu, gdzie się wychował. W dzień szabatu udał się swoim zwyczajem do synagogi i powstał, aby czytać.
Podano Mu księgę proroka Izajasza. Rozwinąwszy księgę, znalazł miejsce, gdzie było napisane: «Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski Pana».
Zwinąwszy księgę, oddał słudze i usiadł; a oczy wszystkich w synagodze były w Niego utkwione.
Począł więc mówić do nich: «Dziś spełniły się te słowa Pisma, które słyszeliście». A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym łaski słowom, które płynęły z ust Jego.
Gorąco zachęcam do zajrzenia do pełnego tekstu Ewangelii według św. Łukasza, aby zobaczyć kontekst tego czytania. Rzadko wycięcie ustępu do tego stopnia zmienia jego wymowę, jak w tym przypadku. Z jednej strony jest tajemnicze sformułowanie o powrocie mocą Ducha. Z drugiej sielankowe zakończenie sceny w synagodze. A ewangelista pokazuje właśnie przez odpowiednie umieszczenie opisywanego obrazu jego sens. Warto przypomnieć, że nie jest to opis historycznych wypadków. Wynika to nie tylko z porównania z innymi ewangeliami, przede wszystkim tą według św. Mateusza (w Biblii tysiąclecia przypisy odsyłają do odpowiednich miejsc, http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=319), ale także z samego przekazu Łukaszowego. Autor biblijny ukazuje jako początek publicznej działalności Jezusa samo nauczanie, w jednocześnie wspomina o cudach dokonanych wcześniej w Kafarnaum (Łk 4, 23). Nie chodzi to bowiem o faktyczną kolejność zdarzeń, lecz o ich sens. W tym przypadku o to, jaki jest początek działań, jak się do nich przygotować i na co należy być gotowym.
Wizyta w Nazarecie jest bezpośrednią kontynuacją kuszenia Jezusa na pustyni. Pełen Ducha Świętego, powrócił Jezus znad Jordanu i przebywał w Duchu [Świętym] na pustyni czterdzieści dni, gdzie był kuszony przez diabła (Łk 4, 1-2). Prowadzony wciąż mocą tego Ducha Jezus wyszedł z pustyni i udał się do ludzi. Najpierw obdarza ich swoim Słowem: głosi Dobrą Nowinę. Mówi, że w tym Słowie ona już się spełnia, że ono jest światłem i uwolnieniem. To Słowo jest wygłoszone mocą Ducha, jest owocem postu i odrzucenia diabelskiej pokusy, by użyć moce tegoż Słowa do własnych celów.
Równie istotna jest odpowiedź słuchaczy. Ich zdumienie, choć może wyrażało zachwyt, było przede wszystkim niedowierzaniem, powątpiewaniem. A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z ust Jego. I mówili: «Czy nie jest to syn Józefa? (Łk 4, 22) A gdy usłyszeli od Jezusa gorzką prawdę o swojej postawie, porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić (Łk 4, 29). Został odtrącony na samym wstępie i przez swoich, przez tych, z którymi spędził dzieciństwo i młodość. Przez tych, którym wydawało się, że znają Go najlepiej.
Kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi. Miłość nie może rosnąć bez konfrontacji ze mną samym, moimi słabościami, i z drugą osobą. Najpierw jest moja decyzja daru z siebie: rezygnuję z tego, żeby siebie samego, moje życie, wykorzystać dla własnej przyjemności. Uznaję ja za dar Boży, który mam przekazać drugiemu człowiekowi. Podejmuję to działanie i spotykam się z odrzuceniem, ze słabością drugiego człowieka. To dla mnie wezwanie, by dar ponowić, ponawiać go nieustannie. Tak buduje się miłość. W widzeniu – ale bardzo szczególnym widzeniu, pisałem o tym w komentarzu do czytań z 3 stycznia. Chodzi i widzenie w sensie spotkania i to bardzo bliskiego. A św. Jan używa tego czasownika przede wszystkim w kontekście oglądania Boga twarzą w twarz, takim oglądaniu, że stajemy się do Niego podobni. Chodzi o doświadczanie drugiego człowieka, zetknięcie się z nim, zderzenie z jego innością, odrębnością i słabością. Przezwyciężenie siebie w tym spotkaniu. Tak przygotuję się na spotkanie z Panem. Pojmę w jakiejś cząstce, jak wielkim darem jest Jego miłość do mnie.
renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Echo Słowa

Post autor: renta11 »

Człowiek ma jakieś swoje ograniczenia w przyjmowaniu, rozwijaniu nie tylko duchowości. Gdzieś wyczytałam, że człowiek może przyjąć jakieś 5 % ponad swoje ograniczenia (pewnie to jakaś śmieszna ciekawostka). Problem w tym, jak przekazać komuś (człowiekowi) coś co nie jest przez niego do ogarnięcia? Z tym głównie zmagał się Bóg, jak nauczać w taki sposób, aby być zrozumianym, przy przyjęciu ograniczoności odbiorców. To, że stał się człowiekiem, więc doświadczył jakoś tego ograniczenia, a przynajmniej rozumiał je. I w tym czytaniu jest to widoczne. Bóg chciał się pokazać, być zauważonym, może wyznaczyć kierunek, rozszerzyć możliwości poznawcze uczniów, spowodować rozwój ich duchowości. Ale uczniowie się wystraszyli, bo Go nie rozpoznali.”. Nie pierwszy raz i nie ostatni zresztą. Wręcz „ich umysł był otępiały Więc co zrobił Bóg? Dostosował się do odbiorcy, do uczniów. Też pewnie enty raz. Pokazał się, wszedł w relację, pozwolił się dotknąć, wyciszył żywioły. Dla mnie zastanawiające jest w ewangelii, ile razy Jezus znowu brał uczniów na połów, każdorazowo wprowadzając nowe doświadczenia, umożliwiając ich poznawczy rozwój. Anielska cierpliwość do odbiorców/uczniów.
Dlaczego do tego nawiązuję?
Bo rozwijam tą myśl z kochaniem za bardzo. Zdecydowanie widzę tu problem także po Twojej stronie. Ale skoro miłość ta ma być aż doskonała (chociaż ja skłaniam się ku pragmatycznemu stwierdzeniu wystarczająco dobra), jak wskazuje pierwsza część powyższego czytania. a Ty idziesz drogą ku świętości to … może warto by w tej sytuacji pomyśleć o ograniczoności poznawczej odbiorcy, czyli Twojej żony? Bardzo widzę się rozwijasz w swojej duchowości i to jest piękne, także naturalne, bo związane z drugą bardzie świadomą i uduchowioną częścią życia człowieka. Ale w związku z tym dysonans między Waszymi możliwościami poznawczymi może, ale nie musi, się zwiększać. Twoja świadoma miłość, pięknie jeśli wypływająca z miłości Boga, może być niestety bez zrozumienia odbierana przez żonę. I tutaj można zahaczać o przysłowiowe „rzucanie pereł przed wieprze”. Więc jak chociaż okazywać, dawać zewnętrzny wyraz miłości, aby nie przekraczać tych przysłowiowych 5 % wartości poznawczej żony? Aby rozwijać, a nie niszczyć czy ograniczać tej możliwości poznawczej? Jezus widział na wsroś duszę człowieka, więc mógł dostosować swoje działania do indywidualnych możliwości każdego odbiorcy. Gorzej pewnie z grupą odbiorców. A jednak stale i tak musiał wracać, znowu brać na połów, znowu zaczynać od podstaw. Może to jakiś kierunek dla Ciebie? 
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

Odpowiadam Rencie w swoim wątku viewtopic.php?f=10&t=541&start=555
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/i_19/1101/czyt.php3
1 J 5, 5-13
Najmilsi:
Któż zwycięża świat, jeśli nie ten, kto wierzy, że Jezus jest Synem Bożym?
Jezus Chrystus jest Tym, który przyszedł przez wodę i krew, i Ducha, nie tylko w wodzie, lecz w wodzie i we krwi. Duch daje świadectwo, bo Duch jest prawdą.
Trzej bowiem dają świadectwo: Duch, woda i krew, a ci trzej w jedno się łączą. Jeśli przyjmujemy świadectwo ludzi – to świadectwo Boże więcej znaczy, ponieważ jest to świadectwo Boga, które dał o swoim Synu. Kto wierzy w Syna Bożego, ten ma w sobie świadectwo Boga; kto nie wierzy Bogu, uczynił Go kłamcą, bo nie uwierzył świadectwu, jakie Bóg dał o swoim Synu.
A świadectwo jest takie: że Bóg dał nam życie wieczne, a to życie jest w Jego Synu. Ten, kto ma Syna, ma życie, a kto nie ma Syna Bożego, nie ma też i życia.
O tym napisałem do was, którzy wierzycie w imię Syna Bożego, abyście wiedzieli, że macie życie wieczne.
Łk 5, 12-16
Gdy Jezus przebywał w jednym z miast, zjawił się człowiek cały pokryty trądem. Gdy ujrzał Jezusa, upadł na twarz i prosił Go: «Panie, jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić».
Jezus wyciągnął rękę i dotknął go, mówiąc: «Chcę, bądź oczyszczony». I natychmiast trąd z niego ustąpił.
A On mu przykazał, żeby nikomu nie mówił: «Ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż ofiarę za swe oczyszczenie, jak przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich».
Lecz tym szerzej rozchodziła się Jego sława, a liczne tłumy zbierały się, aby Go słuchać i uzyskać uzdrowienie z ich niedomagań. On jednak usuwał się na pustkowie i tam się modlił.

Chyba Pantop kiedyś napisał, że ja tu prawię kazania. A to miały być refleksje z czytania Słowa. Pewnie wszyscy wiedzą, że homilia tym różni się od kazania, że dotyczy czytań z tej mszy świętej, a w kazaniu można podjąć dowolny temat. Ja nie mogę i nie potrafię pisać ani kazań, ani homilii. Mogę dzielić się tym, jak teksty biblijne rezonują we mnie, jak odbijają się w zwierciadle moich doświadczeń, emocji, grzechów. Moje pisanie oddaje więc także, a może nawet przede wszystkim, kawałek mnie. Jeśli coś mnie danego dnia nurtuje, to ślad tego właśnie zagadnienia znajdę w czytaniach. To trochę dziecinne, ale ma swój sens, dopóki zachowa się umiar.
Teraz w moim wątku (viewtopic.php?f=10&t=541&start=600) toczy się ożywiona dyskusja na temat mojej postawy wobec żony. Czy kocham za bardzo czy może za mało, czy chcę znać rzyczyny kryzysu, czy dobrze rozpoznaję swoje emocje. To wszystko są ważne sprawy i będę się nad tym zastanawiał. Może to coś da, a może nie. Na razie najbardziej konkretną, potężną i namacalną pomoc dostałem z innej strony. Nie z roztrząsania tematu, lecz wprost od Chrystusa. W Jego Ciele i Krwi.
Jak dotąd, a to już ósmy rok kryzysu, w moim małżeństwie udało się naprawić tylko jedno. Ja znów pokochałem moją żonę. A stało się to tak. Gdy Pan uwolnił mnie z moich zniewoleń, a ja mieszkając sam odnalazłem spokój i zadowolenie z życia, zniknęła nawet dręcząca mnie od początku kryzysu bezsenność, poczułem się prawie dobrze. Prawie, bo zdawałem sobie sprawę, że to dobre samopoczucie bierze się między innymi z obojętności względem żony. Powiedziałem kierownikowi duchowemu, że w zasadzie wszystko jest świetnie, ale ja nie realizuję swojego powołania. A on poradził mi tak: jeśli chcesz odnowić charyzmat sakramentu małżeństwa, sięgnij do fundamentu wszystkich sakramentów. Do eucharystii. Posłuchałem i efekty przyszły szybko, przekroczyły moje oczekiwania. To było jednocześnie cudowne doświadczenie spotkania z Jezusem. Postanowiłem iść dalej tą drogą.
Nie rozumiem połączonej symboliki wody, krwi i Ducha z listu św. Jana. Dociera do mnie z tego tekstu tylko bardzo prosta prawda: przede wszystkim Jezus. On jest źródłem życia i to tego prawdziwego, które nie przemija. Tylko w Nim mam życie, tylko z Niego mogę je czerpać. Kto nie ma Syna Bożego, nie ma też i życia. A On może dać mi życie. Wystarczy, że przyjdę do Niego, i powiem: Panie, jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić, możesz zdjąć ze mnie trąd i pokryć mnie życiem.
Do Jezusa przyszedł człowiek cały pokryty trądem. We mnie trąd, śmiertelna choroba pozbawiająca czucia, pokrył całą duszę. Pokrył to, ce we mnie mocą Bożą było jednym ciałem z żoną. To było nieczułe i martwe, wciąż obumierało bardziej. Taki stanąłem przed Nim i powiedziałem: Panie, jeśli zechcesz... A On przyszedł do mnie w Swoim Ciele i Krwi i powiedział: Chcę, bądź oczyszczony. I ten trąd ze mnie ustąpił.
Zostałem uzdrowiony i napojony życiem, ale wciąż potrzebuję uzdrowienia i wciąż łaknę tego życia. Już wiem, gdzie bije źródło i chcę się do niego zbliżyć jak najbardziej. Zacząłem służyć do mszy. Jestem w trakcie kursu lektorskiego. Chcę pójść dalej, w kierunku szafarza. To jest teraz dla mnie główna, najważniejsza droga, także w moim kryzysie małżeńskim. Nie chcę zaniedbać innych, ale żadna inna nie jest równie istotna. I nie jest ani tak, że posługuję się Bogiem, żeby zbliżyć się do żony, ani tak, że posługuję się żoną, żeby zbliżyć się do Boga. To jest po prostu ta sama droga.
Piszę o tym z dwóch powodów.
Po pierwsze, może jestem w błędzie. Spotkałem się z taką opinią, że skoro jest w moim małżeństwie potężny kryzys, to na pewno ja jestem również za niego odpowiedzialny. Że jest to również moja wina, mój grzech. Nie powinienem się w tym stanie pchać do ołtarza. Nie jestem tego godny i jeszcze będę budzić zgorszenie.
Na razie mnie to nie przekonuje. Na pewno nie jestem godny nawet przyjmować Ciała Pańskiego, powtarzam to w czasie każdej mszy świętej tuż przed przyjęciem Go. On o tym wie najlepiej i mnie zaprasza. Moją odpowiedzialność za kryzys będę poznawał jeszcze długo, będę jakoś naprawiał swoje błędy, może nawet kiedyś z łaską Bożą odbudujemy nasze relacje. Jezus nie czeka ze Swym zaproszeniem, aż to wszystko się stanie. Ja raczej słyszę inny głos: to się nie stanie, jeśli nie podjedziesz bliżej.
I to jest właśnie druga przyczyna, dla której to piszę. Nie odkrywam nic nowego, ale powtarzam raz jeszcze i głośno: jeśli chcesz, żeby Twoje małżeństwo się odrodziło, zbliż się do Chrystusa, przede wszystkim eucharystycznego. To jest fundament wszystkich sakramentów, źródło prawdziwego życia i prawdziwej miłości. Przyjdź do Niego swoją drogą, ale jak najbliżej. Pierwsza rada, jaką dał mi mój kierownik duchowy, była bardzo prosta: przylgnij do Chrystusa. Jedną z takich dróg może być służba przy ołtarzu. To może być ministrantura, to może być posługa lektora, a nawet szafarza – a może i diakona stałego? To są wszystko drogi otwarte dla nas, małżonków. Również - a może szczególnie - dla małżonków dotkniętych kryzysem?
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Echo Słowa

Post autor: Monti »

Ukaszu, piszesz, że masz kierownika duchowego. Wydaje mi się to w kryzysie bardzo cenne. Ja na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy już kilku księżom tłumaczyłem moją zawiłą sytuację małżeńską, będąc pewnie uznanym za nieodpowiedzialnego gościa, któremu nie zależy na rodzinie. Siłą rzeczy, na spowiedzi przedstawiamy się od złej strony, więc wychodziłem z założenia, że to nie czas i miejsce na mówienie o moich wysiłkach dotyczących ratowania małżeństwa, a tym bardziej o grzechach żony. Dlatego zastanawiam się nad poproszeniem któregoś z księży o stałe spowiednictwo.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Echo Słowa

Post autor: s zona »

Ukaszu ,
sluchajac O Pio pomyslalam o Twoch watpliwosciach ,
pewnie znasz ,ale moze komus innemu pomoze rozwiac duchowe rozterki ...

Słowa o których warto pamiętać do końca życia
https://www.youtube.com/watch?v=XTB6QU2dYpA

ps Montii ,mnie kierownik b pomog....przez ponad 10 lat ...teraz od 3 lat sie motam ...
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

Kierownika duchowego mam dopiero od kilku, bodajże trzech lat. Natomiast stałego spowiednika mam od czasu liceum, a od 30 lat jest to ten sam kapłan. Chyba zwykle kierownik i spowiednik to ta sama osoba, u mnie jest inaczej. Obaj księża dobrze się znają i uważają ten układ za dobry. Można więc szukać niezależnie jednego i drugiego albo prosić jedną osobę o obie formy wsparcia.
https://brewiarz.pl/i_19/1201p/czyt.php3
Ps 149, 1b-2. 3-4. 5-6a i 9b
Śpiewajcie Panu pieśń nową, *
głoście Jego chwałę w zgromadzeniu świętych.
Niech się Izrael cieszy swoim Stwórcą, *
a synowie Syjonu radują swym Królem.
Niech imię Jego czczą tańcem, *
niech grają Mu na bębnie i cytrze.
Bo Pan swój lud miłuje, *
pokornych wieńczy zwycięstwem.
Niech święci cieszą się w chwale, *
niech się weselą przy uczcie niebieskiej.
Chwała Boża niech będzie w ich ustach; *
to jest chwałą wszystkich Jego świętych.
J 3, 22-30
Jezus i uczniowie Jego udali się do ziemi judzkiej. Tam z nimi przebywał i udzielał chrztu. Także i Jan był w Ainon, w pobliżu Salim, i udzielał chrztu, ponieważ było tam wiele wody. I przychodzili tam ludzie, i przyjmowali chrzest. Nie wtrącono bowiem jeszcze Jana do więzienia.
Potem powstał spór między uczniami Jana a pewnym Żydem w sprawie oczyszczenia. Przyszli więc do Jana i powiedzieli do niego: «Nauczycielu, oto Ten, który był z tobą po drugiej stronie Jordanu i o którym ty wydałeś świadectwo, teraz udziela chrztu i wszyscy idą do Niego».
Na to Jan odrzekł: «Człowiek nie może otrzymać niczego, co by mu nie było dane z nieba. Wy sami jesteście mi świadkami, że powiedziałem: „Ja nie jestem Mesjaszem, ale zostałem przed Nim posłany”. Ten, kto ma oblubienicę, jest oblubieńcem; a przyjaciel oblubieńca, który stoi i słucha go, doznaje najwyższej radości na głos oblubieńca. Ta zaś moja radość doszła do szczytu. Trzeba, by On wzrastał, a ja żebym się umniejszał».

Tylko Bóg jest prawdziwym życiem i prawdziwą miłością. Człowiek nie może otrzymać niczego wartościowego, życia ani miłości, jeśli to nie będzie mu dane z nieba, z jedynego Źródła. To On jest prawdziwym oblubieńcem, a my, Kościół, Jego oblubienicą. Życie na ziemi to uczta weselna tej pary. Cieszymy się, doznajemy najwyższej radości, bo stoimy tu, gdzie się to dokonuje, i słyszymy Jego głos. Jeśli zacznę patrzeć na siebie, roztrząsać moje prywatne wesele, kiedy ono będzie i czy się uda, to sam pozbawię się udziału w prawdziwej uczcie weselnej. To ona daje radość. Radość z uwielbieniem. Chwała Boża ma być w moich ustach – w nich, nie na nich. Ona ma być we mnie, ma się ze mnie wylewać, ja mam się nią karmić. To z nią nierozerwalnie związana jest radość, taka, że człowiek potrzebuje całego ciała, tańca, żeby ją wyrazić, potrzebuje instrumentów, żeby wyśpiewać to, co go przepełnia.
Ten stan radości wydaje się bardzo odległy na dnie kryzysu. Bóg związał mnie z moją żoną, żebym w naszej miłości chwalił Go, doświadczał, w Nim się radował. Ta droga zdaje się być w tej chwili zamknięta. Jego bliskości dotykam teraz gdzie indziej. Może jednak właśnie po to, żebym ją odkrył ponownie i tutaj? Przecież również wcześniej moja miłość i radość były o tyle prawdziwe, o ile płynęły od Niego. A było tam więcej mnie, niż Jego. Teraz On odsłania to przede mną i mówi: czas, żebyś ty się umniejszał, a Ja wzrastał. Zachęca mnie, żebym w mojej miłości - także tej do żony – umniejszał się, żeby On mógł wzrastać. Jeżeli Mu na to pozwolę, to moja radość sięgnie szczytu. Wtedy głos Oblubieńca dotrze do mnie pełniej, mniej zagłuszony moimi chciejstwami, i będę w stanie włączyć się w weselną ucztę Chrystusa i Kościoła.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

Być może w lokalnej kaplicy w czasie w mszy w udziałem dzieci będę tymże najmłodszym opowiadał Słowo Boże z danej niedzieli. Przesłałem więc rektorowi kaplicy przykład, jak bym to robił dzisiaj. Oczywiście takie spotkanie z maluchami musi być trochę dialogowane, bardziej elastyczne i nie zawsze da się zrealizować wcześniejsze założenia. Tym niemniej trzeba je mieć. Zamiast zwykłych rozważań wklejam tym razem, poza samymi czytaniami, ten tekst.
https://brewiarz.pl/i_19/1301/czyt.php3
Iz 40, 1-5. 9-11
«Pocieszajcie, pocieszajcie mój lud!» – mówi wasz Bóg. «Przemawiajcie do serca Jeruzalem i wołajcie do niego, że czas jego służby się skończył, że nieprawość jego odpokutowana, bo odebrało z ręki Pana karę w dwójnasób za wszystkie grzechy».
Głos się rozlega: «Drogę Panu przygotujcie na pustyni, wyrównajcie na pustkowiu gościniec dla naszego Boga! Niech się podniosą wszystkie doliny, a wszystkie góry i pagórki obniżą; równiną niechaj się staną urwiska, a strome zbocza niziną. Wtedy się chwała Pańska objawi, razem ją każdy człowiek zobaczy, bo usta Pańskie to powiedziały».
Wstąp na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny na Syjonie! Podnieś mocno twój głos, zwiastunko dobrej nowiny w Jeruzalem! Podnieś głos, nie bój się! Powiedz miastom judzkim: «Oto wasz Bóg! Oto Pan Bóg przychodzi z mocą i ramię Jego dzierży władzę. Oto Jego nagroda z Nim idzie i przed Nim Jego zapłata. Podobnie jak pasterz pasie On swą trzodę, gromadzi ją swoim ramieniem, jagnięta nosi na swej piersi, owce karmiące prowadzi łagodnie».
Ps 104 (103), 1-2a. 3b-4. 24-25. 27-28. 29b-30
Błogosław, duszo moja, Pana, *
Boże mój, Panie, Ty jesteś bardzo wielki!
Odziany w majestat i piękno, *
światłem okryty jak płaszczem.
Chmury są Twoim rydwanem, *
przechadzasz się na skrzydłach wiatru.
Wichry używasz za swych posłów, *
sługami Twoimi ogień i płomienie.
Jak liczne są dzieła Twoje, Panie! †
Ty wszystko mądrze uczyniłeś, *
ziemia jest pełna Twoich stworzeń.
Oto jest morze, ogromne i szerokie, †
a w nim żyjątek bez liku, *
zwierząt wielkich i małych.
Wszystko to czeka na Ciebie, *
byś dał im pokarm we właściwym czasie.
Gdy im dajesz, zbierają, *
gdy otwierasz swą rękę, sycą się Twym dobrem.
Kiedy odbierasz im oddech, marnieją *
i w proch się obracają.
Stwarzasz je, napełniając swym Duchem, *
i odnawiasz oblicze ziemi.
Tt 2, 11-14; 3, 4-7
Ukazała się łaska Boga, która niesie zbawienie wszystkim ludziom i poucza nas, abyśmy wyrzekłszy się bezbożności i żądz światowych, rozumnie i sprawiedliwie, i pobożnie żyli na tym świecie, oczekując błogosławionej nadziei i objawienia się chwały wielkiego Boga i Zbawiciela naszego, Jezusa Chrystusa, który wydał samego siebie za nas, aby odkupić nas od wszelkiej nieprawości i oczyścić lud wybrany sobie na własność, gorliwy w spełnianiu dobrych uczynków.
Gdy ukazała się dobroć i miłość Zbawiciela naszego, Boga, do ludzi, nie ze względu na sprawiedliwe uczynki, jakie spełniliśmy, lecz z miłosierdzia swego zbawił nas przez obmycie odradzające i odnawiające w Duchu Świętym, którego wylał na nas obficie przez Jezusa Chrystusa, Zbawiciela naszego, abyśmy usprawiedliwieni Jego łaską, stali się w nadziei dziedzicami życia wiecznego.
Łk 3, 15-16. 21-22
Gdy lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w sercach co do Jana, czy nie jest Mesjaszem, on tak przemówił do wszystkich: «Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On będzie was chrzcił Duchem Świętym i ogniem».
Kiedy cały lud przystępował do chrztu, Jezus także przyjął chrzest. A gdy się modlił, otworzyło się niebo i Duch Święty zstąpił nad Niego, w postaci cielesnej niby gołębica, a z nieba odezwał się głos: «Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie».

Niedziela Chrztu Pańskiego – pamiątka chrztu Pana Jezusa, święto sakramentów
Czym jest sakrament? Darem Pana Boga. Gdy człowiek z wiarą wykona znak nakazany przez Boga, Duch Święty przychodzi i tego człowieka przemienia; wszczepia w niego ten dar, aby człowiek stał się lepszy.
Czy macie jakieś marzenia? Coś, co bardzo chcielibyście mieć, a nie macie?
[odpowiedzi dzieci]
A chcielibyście mieć jakieś cechy, coś, co nie jest przedmiotem, który może się zepsuć albo który można stracić, ale coś, co by było częścią Was samych? Coś, dzięki czemu Wy dzieci byłybyście inne – silniejsze, piękniejsze, mądrzejsze? Czy są takie dary, które chcielibyście otrzymać, a nie macie?
[odpowiedzi dzieci]
A teraz wyobraźcie sobie, że tu nad Wami jest wielka niebieska kula, w której wnętrzu jest ukryte spełnienie wszystkich tych pragnień. Kula, w której mieszka sam Bóg. Teraz chcemy mieć coś z tej kuli. Co należy zrobić?
Gdy ukazała się dobroć i miłość Zbawiciela naszego, Boga, do ludzi, nie ze względu na sprawiedliwe uczynki, jakie spełniliśmy, lecz z miłosierdzia swego zbawił nas przez obmycie odradzające i odnawiające w Duchu Świętym, którego wylał na nas obficie przez Jezusa Chrystusa, Zbawiciela naszego, abyśmy usprawiedliwieni Jego łaską, stali się w nadziei dziedzicami życia wiecznego.
Czy można sobie zasłużyć na to, żeby tak się stało? Nie. Czy możemy sobie sami wziąć? Nie, ona jest zamknięta i nie da się jej otworzyć w zewnątrz. Ona tylko sama może się otworzyć, uchylić, i wtedy na człowieka wylewa się łaska, wsiąka w niego i go przemienia. Jak sprawić, żeby się otworzyła?
[odpowiedzi dzieci]
Błogosław, duszo moja, Pana, *
Boże mój, Panie, Ty jesteś bardzo wielki!

Trzeba prosić, żeby to się stało. Prosić z wiarą, że to się stanie. Że Bóg, który mieszka w tej kuli, jest dobry, kocha nas i chce nas obdarzyć.
Ukazała się łaska Boga, która niesie zbawienie wszystkim ludziom i poucza nas, abyśmy wyrzekłszy się bezbożności i żądz światowych, rozumnie i sprawiedliwie, i pobożnie żyli na tym świecie
Trzeba prosić o dobre rzeczy. W tej kuli mieszka Bóg, który jest samym dobrem, nic złego nie może stamtąd wyjść.
Głos się rozlega: «Drogę Panu przygotujcie na pustyni, wyrównajcie na pustkowiu gościniec dla naszego Boga! Niech się podniosą wszystkie doliny, a wszystkie góry i pagórki obniżą; równiną niechaj się staną urwiska, a strome zbocza niziną.».
Trzeba się przygotować, żebyśmy byli zdolni do przyjęcia daru. Zanim poprosimy o książkę, warto nauczyć się czytać. Zanim poprosimy o posiłek, warto mieć talerz i czyste ręce. Zanim poprosimy o psa, warto przygotować mu budę, miskę i coś do niej, postanowić, że się będzie chodzić z Nim na spacer.
Jezus także przyjął chrzest. A gdy się modlił, otworzyło się niebo i Duch Święty zstąpił nad Niego, w postaci cielesnej niby gołębica, a z nieba odezwał się głos: «Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie».
Trzeba wreszcie uczynić znak, jaki Bóg nam przekazał przez naukę Kościoła. Jak się otwierało w bajce Sezam? Sezamie otwórz się. Jak się otwiera sejf? Trzeba wybrać odpowiedni numer lub mieć do niego klucz. Jak się otwiera pokój brata albo siostry? Trzeba zapukać, poczekać na odpowiedź, a potem nacisnąć na klamkę.
Jak wyglądał chrzest Jezusa? Zanurzył się w wodzie, a gdy wychodził, zstąpił na Niego Duch Święty. I odtąd nauczał z mocą. Miał taką moc Ducha Świętego, że potrafił przemieniać wodę w wino, uciszyć wzburzone morze, rozmnażać chleb, uzdrawiać chorych, wskrzeszać zmarłych. Miał siłę do takiego kochania Swego Ojca i nas, że dobrowolnie wydał się na mękę i śmierć, żeby nas zbawić.
Można to wszystko robić samemu, ale można też prosić z wiarą o dar dla kogoś innego. Tak, jak przy chrzcie: to rodzice proszą Kościół z wiarą o chrzest dla swojego dziecka, a kapłan, który jest szafarzem tego sakramentu, także z wiarą dokonuje znak: skrapia dziecko wodą i mówi jego imię: ja Ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. I wtedy Duch Święty przychodzi do tego dziecka i na zawsze je przemienia. Czyni z niego mieszkanie dla Siebie, dom, gdzie odtąd Duch Święty już zawsze będzie mógł przychodzić ze swoimi darami.
Co to znaczy chrzest? Zanurzenie. Chodzi o oczyszczenie. Znakiem jest woda, która obmywa człowieka, i Słowo Boże. W każdym sakramencie ważne jest Słowo.
Wyobraźcie sobie, że ktoś wraca do domu spocony i brudny. Gdzie idzie? Do łazienki. Stamtąd wychodzi czysty, pachnący, ładnie ubrany. Do chrztu przystępuje człowiek zabrudzony grzechem, a wychodzi czysty. Jak posprzątany dom, do którego można zaprosić bardzo ważnego gościa: Ducha Świętego.
[dodatek, jeśli jest na to czas:]
Cały świat istnieje tylko dzięki temu, że ta niebieska kula wciąż się otwiera:
Jak liczne są dzieła Twoje, Panie! †
Ty wszystko mądrze uczyniłeś, *
ziemia jest pełna Twoich stworzeń.
Oto jest morze, ogromne i szerokie, †
a w nim żyjątek bez liku, *
zwierząt wielkich i małych.
Wszystko to czeka na Ciebie, *
byś dał im pokarm we właściwym czasie.
Stwarzasz je, napełniając swym Duchem, *
i odnawiasz oblicze ziemi.

Życie Boże w nas także wciąż potrzebuje odnowienia i ono się dokonuje przez sakramenty.
renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Echo Słowa

Post autor: renta11 »

Ukasz pisze: 12 sty 2019, 17:39
Ten stan radości wydaje się bardzo odległy na dnie kryzysu. Bóg związał mnie z moją żoną, żebym w naszej miłości chwalił Go, doświadczał, w Nim się radował. Ta droga zdaje się być w tej chwili zamknięta. Jego bliskości dotykam teraz gdzie indziej.
A gdzie, możesz to rozwinąć, by to był nie tylko autobus?
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

renta11 pisze: 14 sty 2019, 8:55
Ukasz pisze: 12 sty 2019, 17:39
Ten stan radości wydaje się bardzo odległy na dnie kryzysu. Bóg związał mnie z moją żoną, żebym w naszej miłości chwalił Go, doświadczał, w Nim się radował. Ta droga zdaje się być w tej chwili zamknięta. Jego bliskości dotykam teraz gdzie indziej.
A gdzie, możesz to rozwinąć, by to był nie tylko autobus?
Dwa posty wyżej, w rozważaniach z 11 stycznia. Nie podaję linku, bo to ta sama strona. Jego bliskości dotykam przede wszystkim w eucharystii i w Słowie Bożym. Ale też w relacjach z innymi ludźmi, z synami, z rodzicami, z przyjaciółmi, ze znajomymi i nieznajomymi. Bardzo silnie w pięknie przyrody. W moim własnym wysiłku, w sporcie (choć to mam akurat zakazane na najbliższe trzy miesiące).
Jest dla mnie jedna najważniejsza osoba i zarazem sprawa: Jezus. To On jest moim "autobusem" do którego prowadzą drzwi - sakramenty. O Nim piszę zawsze, o małżeństwie jedynie często. I tylko o tym, jak On je widzi i czego On oczekuje w nim ode mnie.
https://brewiarz.pl/i_19/1401p/czyt.php3
Hbr 1, 1-6
Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców naszych przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna. Jego to ustanowił dziedzicem wszystkich rzeczy, przez Niego też stworzył wszechświat.
Ten Syn, który jest odblaskiem Jego chwały i odbiciem Jego istoty, podtrzymuje wszystko słowem swej potęgi, a dokonawszy oczyszczenia z grzechów, zasiadł po prawicy Majestatu na wysokościach. On o tyle stał się większy od aniołów, o ile odziedziczył dostojniejsze od nich imię.
Do którego bowiem z aniołów powiedział Bóg kiedykolwiek: «Ty jesteś moim Synem, Ja Cię dziś zrodziłem»? I znowu: «Ja będę Mu Ojcem, a On będzie Mi Synem»? A skoro ponownie wprowadzi Pierworodnego na świat, powie: «Niech Mu oddają pokłon wszyscy aniołowie Boży».
Mk 1, 14-20
Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: «Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!»
Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. I rzekł do niech Jezus: «Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi». A natychmiast, porzuciwszy sieci, poszli za Nim.
Idąc nieco dalej, ujrzał Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego, Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. Zaraz ich powołał, a oni, zostawiwszy ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi, poszli za Nim.

Wczoraj nie miałem już siły napisać nic poza tymi rozważaniami dla dzieci. Nie miałem pojęcia, jak bardzo one prowadzą do czytań kolejnego dnia.
Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię! Ta Ewangelia została streszczona na początku Listu do Hebrajczyków: Bóg w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna, który podtrzymuje wszystko słowem swej potęgi. To się dokonało, czas się wypełnił. Żyjemy w pełni czasu. Ta pełnia nie jest w niczym mniejsza, bardziej ułomna niż wtedy. Słowo Jego potęgi, Duch Święty, działa z pełną mocą, królestwo Boże jest blisko, na wyciągnięcie ręki. Możemy sięgnąć po nie, po tę potęgę, aby ona podtrzymywała nas i wszystko to w nas, co pochodzi od Niego.
Sposobem na to sięganie są przede wszystkim sakramenty. A tym, co nam daje w pierwszym rzędzie, jest nasze powołanie. A szczególnie powołanie dokonane sakramentem.
Jezus powołuje apostołów. Swoim Słowem wskazuje im drogę, a oni nią idą. Będą potem na niej wielokrotnie upadać, a On będzie ich podtrzymywać i podnosić słowem Swej potęgi. Jego moc sprawi, że to ziarno zasiane na początku będzie stale rosło, aż przyniesie owoc niezwykły, ich świętość i fundament Kościoła.
On jest blisko mnie i wszystko to, co zasiał we mnie, chce podtrzymywać słowem Swej potęgi. Nie tak, żeby wegetowało i ledwie się tliło, tylko żeby rosło, żeby było Jego mocą we mnie. Również moją miłość do żony, którą uświęcił i odcisnął na dnie serca mocą sakramentu.
Ukasz

Re: Echo Słowa

Post autor: Ukasz »

https://brewiarz.pl/i_19/1501p/czyt.php3
Hbr 2, 5-12
Nie aniołom Bóg poddał przyszły świat, o którym mówimy. Ktoś to gdzieś potwierdził uroczyście, mówiąc:
«Czym jest człowiek, że pamiętasz o nim, albo syn człowieczy, że się troszczysz o niego; mało co mniejszym uczyniłeś go od aniołów, chwałą i czcią go uwieńczyłeś. Wszystko poddałeś pod jego stopy».
Ponieważ zaś poddał Mu wszystko, nic nie zostawił, co by nie było Mu poddane. Teraz wszakże nie widzimy jeszcze, aby wszystko było Mu poddane. Widzimy natomiast Jezusa, który mało co od aniołów był mniejszy, chwałą i czcią uwieńczonego za mękę śmierci, iż z łaski Bożej zaznał śmierci za każdego człowieka.
Przystało bowiem Temu, dla którego wszystko i przez którego wszystko istnieje, który wielu synów do chwały doprowadza, aby przewodnika ich zbawienia udoskonalił przez cierpienia. Tak bowiem Ten, który uświęca, jak ci, którzy mają być uświęceni, od Jednego wszyscy pochodzą. Z tej to przyczyny nie wstydzi się nazywać ich braćmi swymi, mówiąc: «Oznajmię imię Twoje braciom moim, pośrodku zgromadzenia będę Cię wychwalał».
Ps 8 (podaję tekst całego psalmu, w liturgii są śpiewane wersy 2 i 5-9)
O Panie, nasz Boże,
jak przedziwne Twe imię po wszystkiej ziemi!
Tyś swój majestat wyniósł nad niebiosa.
Sprawiłeś, że [nawet] usta dzieci i niemowląt oddają
Ci chwałę, na przekór Twym przeciwnikom,
aby poskromić nieprzyjaciela i wroga.

Gdy patrzę na Twe niebo, dzieło Twych palców,
księżyc i gwiazdy, któreś Ty utwierdził:
czym jest człowiek, że o nim pamiętasz,
i czym - syn człowieczy, że nim się zajmujesz?

Uczyniłeś go niewiele mniejszym od istot
niebieskich, chwałą i czcią go uwieńczyłeś.
Obdarzyłeś go władzą nad dziełami rąk Twoich;
złożyłeś wszystko pod jego stopy:
owce i bydło wszelakie,
a nadto i polne stada,
ptactwo powietrzne oraz ryby morskie,
wszystko, co szlaki mórz przemierza.

O Panie, nasz Panie,
jak przedziwne Twe imię po wszystkiej ziemi!

Mk 1, 21-28
W Kafarnaum Jezus w szabat wszedł do synagogi i nauczał. Zdumiewali się Jego nauką: uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie.
Był właśnie w ich synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego. Zaczął on wołać: «Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boga».
Lecz Jezus rozkazał mu surowo: «Milcz i wyjdź z niego!» Wtedy duch nieczysty zaczął nim miotać i z głośnym krzykiem wyszedł z niego.
A wszyscy się zdumieli, tak że jeden drugiego pytał: «Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą. Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są Mu posłuszne». I wnet rozeszła się wieść o Nim wszędzie po całej okolicznej krainie galilejskiej.
Mój ulubiony psalm to właśnie ósmy. Uwielbiam patrzeć w rozgwieżdżone niebo. Gdy patrzę na Twe niebo, dzieło Twych palców, księżyc i gwiazdy, któreś Ty utwierdził: czym jest człowiek, że o nim pamiętasz, i czym - syn człowieczy, że nim się zajmujesz? Kim jestem przed Tobą, wiekuisty Boże, stwórco wszechświata, że mnie pokochałeś? Że jestem dla Ciebie tą ukochaną, wybraną osobą? Że położyłeś przede cały ten świat, tak ogromny, niezwykły i piękny? Że wszystko złożyłeś pod moje stopy? Ten psalm powstał tak dawno temu, a oddaje moje myśli lepiej, niż sam bym potrafił to zrobić, w nim odnajduję siebie.
Autor natchniony pisze jednoznacznie, że słowa psalmu odnoszą się do Chrystusa. Tu Jemu jest wszystko poddane, to pod Jego stopy Bóg Ojciec złożył świat.
Teraz wszakże nie widzimy jeszcze, aby wszystko było Mu poddane. Doświadczamy zła i cierpienia. Doświadczamy odrzucenia, pogardy, porzucenia, samotności, bólu, który przeszywa na wskroś, przenika do cna i trwa. Doświadczamy tego wszystkiego... z łaski Bożej. Nie chcemy tego. Widzimy natomiast Jezusa chwałą i czcią uwieńczonego za mękę śmierci, iż z łaski Bożej zaznał śmierci za każdego człowieka. Z łaski Bożej zaznał męki śmierci! Bóg, dla którego wszystko i przez którego wszystko istnieje, tak właśnie został uwieńczony czcią i chwałą. Ten, który sam uświęca. Ten, który prowadzi do chwały, który jest naszym przewodnikiem w drodze do zbawienia, który jest Zbawicielem i samym zbawieniem. On prowadzi nas za sobą. Daje nam cząstkę siebie, pozwala nam w przedziwny sposób być Sobą. Ten, dla którego wszystko i przez którego wszystko istnieje, który podtrzymuje wszystko słowem swej potęgi, który napełnia wszystko swym Duchem i odnawia oblicze ziemi, który nawet duchom nieczystym rozkazuje i są Mu posłuszne – On zaprasza nas do współudziału w tej tajemnicy. Obecności Jego i Jego mocy w świecie, w którym jeszcze nie widać, aby wszystko było Mu poddane. Poddaje wszystko pod nasze stopy, rozściela przed nami świat. Ten, który uświęca, dzieli się z tymi, którzy mają być uświęceni, tą władzą, tą mocą przemieniania świata, uświęcania go, wypędzania ducha nieczystego, pokonywania zła, czynienia tego świata lepszym.
Psalm ósmy mówi o Chrystusie i mówi o mnie. Pomaga mi w zdziwieniu, w dotknięciu tajemnicy. Przybliża nawet nie do zrozumienia, lecz do dotknięcia tajemnicy Jego obecności w świecie, który jest Mu poddany i w którym jeszcze nie widać, aby wszystko było Mu poddane, czego boleśnie doświadczam. I właśnie wtedy wzywa mnie, żebym położył się na ziemi twarzą do nieba, poczuł nierówność tej ziemi i zapach trawy, żebym zobaczył, żebym dostrzegł nad sobą ogrom nieba i Jego niepojętej miłości. Żebym Go wielbił w tym cudownym, ułomnym świecie, ja, Jego cudowne i ułomne dzieło, Jego brat.
Zablokowany