Wątek Ukasza

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

krople rosy

Re: Wątek Ukasza

Post autor: krople rosy »

Ukasz pisze: 10 sty 2019, 13:50 Czasem to wsparcie dostaję, czasem nie. Gdy ona je oferuje - ja przyjmuję z wdzięcznością. Gdy ona prosi o pomoc - staram się odpowiedzieć pozytywnie, choć w granicach rozsądku. Czasem, choć z tym uważam i próbuję rzadko, raz na kilka miesięcy, proponuję jakąś formę zbliżenia: pójście do kina, masaż stóp, posiedzenie tuż obok siebie na kanapie. Nie.
Powiedzcie, czy widzicie w tych zaproszeniach jakąś przesadę, brzemię, które może być nie do udźwignięcia?
Jak dla mnie za mało (a może nawet całkowity brak) spontaniczności, pójścia na całosć w nieznane (nawet jesli może boleć) i próby wejścia w swiat i dylematy drugiej strony. Wszystko musi być nazwane, wypunktowane, wtłoczone w Twoje zasady, i pod jakąś wyczekiwaną, wewnętrzną perespektywą , której bardzo pragniesz i jej wyczekujesz.
Czytając Cię mam wrażenie że wasze małżeństwo ma wyglądać jak handel wymienny : Ty mi dasz całusa, a ja wymasuję Ci stopy.
Ja Ci łazienkę, Ty mi (nam) windę.

Post renty z dn. 08 stycznia : 22; 59 uważam za genialny . Warto go czytać wracając nie jeden raz.
Myślę też, że pisząc o brzemieniu którego być może nie mogła udźwignąć twoja żona, niekoniecznie Rencie chodzi o kwestie materialne i organizacyjne.
Ukasz pisze: 10 sty 2019, 13:50 A z drugiej strony, jeśli się pogubiłem i oczekuję za dużo, ponad jej możliwości, to na czym mogłoby polegać moje wejście do jej łodzi?
Dlaczego nie zapytasz żony? czego się obawiasz?
Na ile znasz swoją małzonkę?
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Monti »

Mając podobne doświadczenia do Ukasza, mam takie wrażenie, że te wszystkie nasze starania o zachowanie choćby namiastki jakiejkolwiek relacji małżeńskiej to jest – jak to określił Jonasz bodajże w moim wątku, używając metafory biblijnej – rzucanie pereł przed wieprze. Nas w tym momencie zadowala choćby dobre słowo małżonki, podczas gdy nieraz więcej życzliwości można się spodziewać od kogoś obcego.
Ja mam ostatnio takie doświadczenie, że zacząłem dochodzić do siebie dopiero niedawno, gdy porzuciłem jakiekolwiek próby „naprawiania” swoimi siłami małżeństwa i pogodziłem się z tym, że może już nie będzie między nami lepiej. Do tego doszły jeszcze problemy zawodowe, dzięki którym mam mniej czasu na myślenie o swoim małżeństwie.
Nie oznacza to, że nie chcę naprawy naszej relacji. Po prostu na tym etapie jestem bezsilny wobec postawy żony i trzeba to przyjąć do wiadomości. Nie oczekuję od niej wsparcia ani niczego innego. Dzięki temu nie będę rozczarowany, a może kiedyś dam się miło zaskoczyć. Nasze rozmowy sprowadzają się do ustaleń odnośnie dziecka i spłaty kredytu.
Nie uważam też, by w przypadku Ukasza separacja miała coś pogorszyć. Będzie to potwierdzenie tego, co istnieje już od kilku lat, a przy okazji zabezpieczy Ukasza finansowo na przyszłość przed ewentualnymi konsekwencjami konsumpcyjnego stylu życia żony.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Jagodzianka

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Jagodzianka »

Ukaszu, nie wydałabym na windę w domu, który formalnie nie jest mój nawet w połowie.

Kiedy tak podczytuję Twój wątek, to dość jasno klaruje mi się obraz sytuacji, w której jedna osoba z jakiegoś powodu (z jakiego, to nie wiadomo) zrezygnowała z budowania relacji z drugą. Ta druga chce powrotu do relacji i... stawia warunki. Dla mnie raczej oczywiste jest to, że nie ma to szans na powodzenie - bo skoro ta osoba pierwsza nie chciała już budować relacji nawet bez żadnych warunków, to tym bardziej nielogiczne by było, gdyby chciała ją budować ot tak - nie wiadomo z jakiego powodu (bo jeśli jest daleko od Boga, to argument o nierozerwalności małżeństwa odpada) - DODATKOWO - spełniając jakieś warunki.

W Twojej propozycji na Wasze wspólne życie - brakuje mi wizji tej drugiej strony. Bo na razie to jest taki, że niby dajesz jej wolność, ale nie dajesz. Niby może podejmować decyzje - ale tylko w obrębie np. 2-3 wyborów. Kiedy czytam Twoje deklaracje, zapewnienia, plany, scenariusze, opcje itd. odczuwam (jako tylko czytelniczka zauważmy) presję. Ogromną. I to może być to brzemię, o jakim pisze Renta. Brzemię jakiegoś poczucia, że "coś muszę". Warunki, które przedstawiłeś, np. spędzanie wspólne urlopu czy wspólnie jakiś jeden dzień w miesiącu - nakłada jakiś dziwny obowiązek, niż szczerą chęć na wspólne bycie razem. No tak po ludzku również mnie byłoby trudno zaakceptować, że mam taki "plan" na resztę życia. A może chciałabym spędzić 5 dni w miesiącu z mężem, ale np. urlop osobno? Od tych warunków można odstąpić, ale... za obopólną zgodą, co od razu skazuje możliwości negocjacyjne do zera. Bo wystarczy, że się nie zgodzisz na oddzielny urlop i w zasadzie warunki są propozycją nie do odrzucenia. No brakuje tej wolności. I Twojej i Twojej żony. Różnica polega na tym, że Ty tę wolność sobie sam zabierasz, ograniczając swoje życie do planowania i układania relacji z innymi. Umowy, układy, punkty...


A ludzie nie lubią "musieć". Ty też nie chcesz się "zmusić" do życia np. po części w kompromisie z żoną. I oczywiście ja Twój plan, warunki itd. widzę jako obiektywnie szlachetne, dobre, Boże. Ale tak się składa, że Twoja żona jest wolną osobą i ona wcale tak uważać nie musi. Po pierwsze - ona Cię zna lepiej, niż my. Z jakichś powodów nie chce przyjąć tych warunków, nie podoba jej się Twoja wiza i z tej wizji uciekła.


Napisałeś:

Gdy ona prosi o pomoc - staram się odpowiedzieć pozytywnie, choć w granicach rozsądku. Czasem, choć z tym uważam i próbuję rzadko, raz na kilka miesięcy, proponuję jakąś formę zbliżenia: pójście do kina, masaż stóp, posiedzenie tuż obok siebie na kanapie. Nie.
Powiedzcie, czy widzicie w tych zaproszeniach jakąś przesadę, brzemię, które może być nie do udźwignięcia?


Spójrz. Pomagasz jej na tyle, na ile Ty uważasz za stosowne. Piszesz: w granicach rozsądku.
Proponujesz pójście do kina, masaż, posiedzenie na kanapie. Uważasz z tym. Słyszysz odpowiedź: nie.

Wiesz, gdzie ja widzę problem? Że brakuje tu pytań: żono, a czego Ty chcesz. Czego byś ode mnie chciała? Na co masz ochotę?
Założyłeś, że siedzenie obok siebie na kanapie to jest to, co żona może chcieć. Czy Ty w ogóle wiesz, czego żona chce, pragnie? Czy znasz jej oczekiwania? Może żonie takich pytań brakuje? Bo one świadczą o tym, że widzisz i szanujesz jej autonomię.

Może od tego trzeba było zacząć? Jeśli jej oczekiwania nie są do spełnienia przez Ciebie - to decyzja o separacji wydaje się być jedynym słusznym rozwiązaniem. Jeśli nie znasz tych oczekiwań i pragnień, to separacja wydaje się być wynikiem Twojego rozczarowania, że żona nie dostosowuje się do Twojej wizji i Twoich oczekiwań.

I tu widzę to brzemię.
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

krople rosy pisze: 10 sty 2019, 15:16 Dlaczego nie zapytasz żony? czego się obawiasz?
Niczego się tu nie obawiam. Pytam, tylko od kilku lat nie dostaję odpowiedzi albo słyszę, żebym dał jej spokój i że ona nic ode mnie nie chce.
Jagodzianka pisze: 10 sty 2019, 21:44 Wiesz, gdzie ja widzę problem? Że brakuje tu pytań: żono, a czego Ty chcesz. Czego byś ode mnie chciała? Na co masz ochotę?
Jak wyżej: pytań nie brakowało, brakowało tylko odpowiedzi.
Jagodzianka pisze: 10 sty 2019, 21:44 Ukaszu, nie wydałabym na windę w domu, który formalnie nie jest mój nawet w połowie.
A ja bym wydał, tym bardziej, jeśli sam stawiałbym taki warunek wspólnego życia.
Tak się składa, że ja teraz nie mógłbym, nawet gdybym chciał, przekazać jej współwłasności domu ze względu na koszty. Będę mógł to zrobić bez podatku za około czterech lat. I zrobiłbym, jeśli dotrwalibyśmy do tego czasu razem. To oczywiście tylko moja deklaracja, ale poparta dotychczasowym postępowaniem. Gdy tylko była możliwość podarowania jej połowy działki, od razu to zrobiłem, choć już wtedy układało się między nami bardzo źle. Nie oglądałem się na to, że ona nie chciała mnie obdarowywać połową swojej własności. Podsumowując: jeżeli rzeczywiście brak windy i pozew były przeszkodami przed układaniem wspólnego życia, to taka inwestycja otwierała przed nią i odbudowę małżeństwa i dawała zapewnienie, że za kilka lat dom będzie jej współwłasnością.
Jagodzianka pisze: 10 sty 2019, 21:44 Kiedy tak podczytuję Twój wątek, to dość jasno klaruje mi się obraz sytuacji, w której jedna osoba z jakiegoś powodu (z jakiego, to nie wiadomo) zrezygnowała z budowania relacji z drugą. Ta druga chce powrotu do relacji i... stawia warunki. Dla mnie raczej oczywiste jest to, że nie ma to szans na powodzenie - bo skoro ta osoba pierwsza nie chciała już budować relacji nawet bez żadnych warunków, to tym bardziej nielogiczne by było, gdyby chciała ją budować ot tak - nie wiadomo z jakiego powodu (bo jeśli jest daleko od Boga, to argument o nierozerwalności małżeństwa odpada) - DODATKOWO - spełniając jakieś warunki.
Dokładnie tak. Chcę relacji, ale małżeńskich, a nie dowolnych, i pod warunkiem, że ona też ich będzie chciała. A byle jakich i na odczepnego nie chcę. Wolę separację.
Jagodzianka pisze: 10 sty 2019, 21:44 niby dajesz jej wolność, ale nie dajesz. Niby może podejmować decyzje - ale tylko w obrębie np. 2-3 wyborów.
Nie. To była moja propozycja. Prosiłem, żeby ona wysunęła swoją. Jakikolwiek pomysł na to, żebyśmy mieli szansę odbić się od dna. Nie.
Jagodzianka pisze: 10 sty 2019, 21:44 Warunki, które przedstawiłeś, np. spędzanie wspólne urlopu czy wspólnie jakiś jeden dzień w miesiącu - nakłada jakiś dziwny obowiązek, niż szczerą chęć na wspólne bycie razem. No tak po ludzku również mnie byłoby trudno zaakceptować, że mam taki "plan" na resztę życia. A może chciałabym spędzić 5 dni w miesiącu z mężem, ale np. urlop osobno?
Świetnie. Zachęcałem, żeby o moich propozycjach przynajmniej porozmawiać, może je jakoś zmienić. Nie.
Więcej: po mojej wyprowadzce stwierdziła, że przecież niedziele spędzaliśmy razem. Polegało to na tym, że w niedziele nie pracowała, tylko przed południem szła na swoje zajęcia sportowe, a po południu i na cały wieczór na kolejne, z kolegami z klubu. Zwykle wpadała na obiad, ale nie zawsze.
Odpowiedziałem wtedy, że jeżeli rzeczywiście jest gotowa spędzać ze mną niedziele, to rezygnuję ze wszystkich pozostałych warunków. Zignorowała to.
Poza tym mówiłem, że moje propozycje to rodzaj diety na czas terapii, na pewien czas, żeby nasza miłość mogła złapać oddech, a nie na zawsze.
Jagodzianka pisze: 10 sty 2019, 21:44 Od tych warunków można odstąpić, ale... za obopólną zgodą, co od razu skazuje możliwości negocjacyjne do zera.

To straszne, że pojawiłaby się potrzeba uzgadniania czegoś z mężem. Przecież wspólne życie i miłość w małżeństwie polega na tym, że nic nie trzeba uzgadniać i zakładamy z góry permanentną złą wolę współmałżonka.
Jagodzianka pisze: 10 sty 2019, 21:44 Ty też nie chcesz się "zmusić" do życia np. po części w kompromisie z żoną.
Ciekawe, jaki kompromis masz na myśli. Nie wiem, jaki jest aktualny pomysł żony na bycie razem, chyba żaden, ale wiem, jak według niej mają wyglądać relacje finansowe. Moje dochody są wspólne, a jej - jej. Jej majątek odrębny ma być jej, a to, co ja dostałem lub odziedziczyłem - wspólne. Rzeczywiście nie chcę się do tego zmusić. I nie dlatego, że mi żal majątku i koniecznie chcę coś uszczknąć od niej. Zgoda na tak nieuczciwe warunki nie pomogłaby nam odbudować relacji, tylko byłaby na tej drodze jeszcze jedną przeszkodą.
Jagodzianka pisze: 10 sty 2019, 21:44 Spójrz. Pomagasz jej na tyle, na ile Ty uważasz za stosowne. Piszesz: w granicach rozsądku.
Tak. Rozsądek jest wskazany nawet w pomaganiu żonie. Powinienem pomagać poza granicami rozsądku?
krople rosy pisze: 10 sty 2019, 15:16 Jak dla mnie za mało (a może nawet całkowity brak) spontaniczności, pójścia na całosć w nieznane (nawet jesli może boleć) i próby wejścia w swiat i dylematy drugiej strony.
Nie. Dokładnie odwrotnie. Była i jest jednoznaczna wola pójścia na całość i wejścia w świat drugiej strony. Tylko odpowiedź jest taka, że ona najwyżej na 1%, a w jej świat mam się nie wtrącać.
Gdy przeniosła swoje centrum życia do klubu, przez trzy lata prosiłem, żeby mnie też tam wprowadziła, choćby częściowo. Wreszcie usłyszałem, że jeśli spróbuję się zbliżyć do jej przyjaciół, to mnie rzuci.
Już to raz wspominałem: na jej pytanie co mógłbym zrobić dla niej odpowiedziałem, że jeśli chciałaby ze mną radykalnie zmienić życie, choćby jechać opiekować się trędowatymi w Afryce, to jestem gotów. Pod warunkiem, że robilibyśmy coś dobrego, a nie złego, bo kraść nie pójdę nawet razem z nią.
Z tych trzech przykładów propozycji ciepłego gestu dwa były absolutnie spontaniczne. Tylko w przypadku masażu stóp wybrałem taki czas, miejsce i formę, żeby mieć szansę na akceptację.
krople rosy pisze: 10 sty 2019, 15:16 Czytając Cię mam wrażenie że wasze małżeństwo ma wyglądać jak handel wymienny : Ty mi dasz całusa, a ja wymasuję Ci stopy.
Ja Ci łazienkę, Ty mi (nam) windę.
Nie. Oferowałem tę bliskość na moment beż żadnego handlu i bez żadnych warunków. Odwrotnie: dam Ci tyle, ile będziesz chciała ode mnie wziąć.
Z tą windą było zupełnie inaczej. To była próba odpowiedzi jej językiem, właśnie dostosowania się do niej. Poza tym wypływała z konkretnych realiów. Na łazienkę wydałem niemal wszystkie oszczędności, zbierałem na to przez ostatnie dwa lata. Ona w tym czasie, zarabiając więcej, nie łożyła na dom nic. A chciała mieć tę windę szybko, już teraz. To proszę bardzo, może to robić od razu.

Naprawdę chętnie korzystam z krytycznych głosów, proszę o nie i dziękuję za nie. Wasze dwa posty, KR i Jagodzianko, są jednak tak totalnie oderwane od realiów mojego małżeństwa, że nie widzę punktu zaczepienia.
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: rak »

Nie wiem Ukaszu,

też tak czytając Ciebie ja zgadzam się z wieloma rzeczami, które piszesz, z argumentacją niektórych trudno by było się nawet nie zgadzać ;)

Może brakuje spontaniczności? Jesteś dla żony zbyt przewidywalny i ją to odrzuca?

A może po prostu żonie na ten moment się nie chce i wpólne wizje odrzucają ją - tutaj możliwe, że niewiele możesz zrobić.
Próbujesz i z mojej strony chwała Ci za to, ale moim zdaniem trudno Ci prawdziwie odpuścić i zostawić ją samą sobie. Separacja może was do tego trochę przymusić, ale czy na pewno. Mam pewne wątpliwości.
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
Jagodzianka

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Jagodzianka »

Ukasz pisze: 10 sty 2019, 23:17
Jagodzianka pisze: 10 sty 2019, 21:44 Od tych warunków można odstąpić, ale... za obopólną zgodą, co od razu skazuje możliwości negocjacyjne do zera.

To straszne, że pojawiłaby się potrzeba uzgadniania czegoś z mężem. Przecież wspólne życie i miłość w małżeństwie polega na tym, że nic nie trzeba uzgadniać i zakładamy z góry permanentną złą wolę współmałżonka.

Przecież ja odpowiadam na to, co piszesz - skoro napisałeś, że jeśli warunki urlopów, wspólnego czasu jedna osoba chciałaby zmienić, to może to zrobić za OBOPÓLNĄ zgodą, to nie ma tutaj pola do negocjacji i właśnie nie ma żadnego uzgadniania!

Przypominam, że chodzi o URLOP. O czas spędzany razem, czyli nie o jakiś nie wiem - kredyt i coś, co przynosi konsekwencje prawne czy finansowe. Tylko o coś, co jest ulotne, związane z emocjami, nastrojem, potrzebami. Jak sobie wyobrażasz taki warunek? Żona mówi, że chce wyjechać na urlop sama, Ty się na to nie zgadzasz - podaję przykład. Co w tej sytuacji? Konkret.

1. Przywiązujesz ją do kaloryfera.
2. Śledzisz ją i jedziesz za nią, wynajmujesz pokój obok niej, obserwujesz ją, siadasz obok niej na plaży.
3. Porywasz ją i wieziesz na wspólny urlop.

Oczywiście, że trzeba uzgadniać życie z małżonkiem. Ale u Ciebie uzgadnianie wygląda tak: Uzgodnijmy coś. Albo wybierasz moją propozycję, albo do widzenia. Wszędzie wszystko obwarowane warunkami. Przeprowadzka, ale winda. Coś - albo separacja. Coś albo coś.

Tobie się wydaje, że to jakiś wybór?

Przecież w małżeństwie chyba chodzi o to, by CHCIEĆ być ze sobą. Co daje takie zmuszane, wymuszanie wspólnego czasu.
Pominąłeś moją sugestię, że Twojej żonie może nie podobać się siedzenie obok siebie na kanapie. Skoro więc od tego ucieka - czemu ma to być dla niej coś, co ją do Ciebie przyciągnie na nowo?

W Twojej sprawie najbardziej uderza mnie fakt, że Ciebie nie interesują przyczyny tej sytuacji. Ale sposób, w jaki reagujesz na kryzys - to warunkowanie, planowanie, przeprowadzki, wyprowadzki, remonty, pozwy, sprzeczne sygnały może wskazywać, że tu tkwi problem.

Mnie też się wydawało, że mój mąż ma wszystko, co potrzebne do wspólnego życia. A jednak nie chce ze mną być.

Na ustalanie warunków jest czas wtedy, kiedy jest WOLA OBOJGA, aby ze sobą być. Stawiając warunki, oczekując, kreując sytuacje nie ma szans, by żona sama zechciała do Ciebie wrócić. Raczej utwierdza się w przekonaniu, że dalej takiego życia nie zniesie.

Twoje perturbacje z przeprowadzkami, windami, remontami - przypomina mi - wybacz, proszę, nie gniewaj się - zaganianie zwierzątka do pułapki. No tak to widzę.

Mówisz, że nasze słowa - moje i KR są tak oderwane od Twojego małżeństwa.

No pewnie - wiadomo, że sam najlepiej wiesz, jak wygląda Twoje małżeństwo. Ale czy problem nie leży także w tym, że liczy się dla Ciebie tylko Twoja wizja małżeństwa, tylko Twoja strona, tylko Twoje spojrzenie i brak dystansu do tego, powoduje, że dużo starań, wysiłków idzie na marne, bo brak tam Twojej żony.

Sytuacja jaka jest teraz w Twoim małżeństwie jest EFEKTEM. I wg mnie - podkreślam - wg mnie: Zastanawiać się trzeba nad przyczynami, dopiero wtedy można realnie rozwiązać istniejące problemy.

Nie wystarczy moim zdaniem machanie przed żoną zasadami, przysięgami i jedyną słuszną opcją małżeństwa. I samym małżeństwem jako celem życiowym. Bo żona NA DZISIAJ nie jest w ogóle zainteresowana małżeństwem z Tobą.

Po prostu warto chyba zacząć od zera, od początku. A nie od końca.

Jeszcze raz przepraszam, jeśli Cię uraziłam. Nie mam nic złego na myśli i żal mi Ciebie, tak po ludzku.
krople rosy

Re: Wątek Ukasza

Post autor: krople rosy »

Ukasz pisze: 10 sty 2019, 23:17 Niczego się tu nie obawiam. Pytam, tylko od kilku lat nie dostaję odpowiedzi albo słyszę, żebym dał jej spokój i że ona nic ode mnie nie chce.
Dla mnie to niepojęte.
Ukasz pisze: 10 sty 2019, 23:17 Już to raz wspominałem: na jej pytanie co mógłbym zrobić dla niej odpowiedziałem, że jeśli chciałaby ze mną radykalnie zmienić życie, choćby jechać opiekować się trędowatymi w Afryce, to jestem gotów. Pod warunkiem, że robilibyśmy coś dobrego, a nie złego, bo kraść nie pójdę nawet razem z nią.
A gdyby trzeba było bo to uratowałoby jej życie? albo zycie dzieci?
Co odpowiedziała żona na takie Twoje słowa?

Pisałam Ci już niedawno i to powtórzę: czytając Ciebie, zadając Ci pytania (na które piszesz że jesteś otwarty) , trudno się do czegoś doczepić (mi osobiscie) gdyż odpwoiedzi są zawsze nienaganne.
Wyglada na to, ze jesteś idealnym człowiekiem.

Drugie moje wrażenie po tej Twojej odpwoiedzi jest takie, że nie ma w Waszej rozmowie miejsca na głos żony. Miejsce jest tylko na bycie bezbłędnym, nieskazitelnym, czyniącym tylko dobro.
Bo to, co Ty widzisz jako złe żona może odbierać inaczej albo nie być do czegoś pzrekonaną.
Jesteś gotów jej nieba przychylić.....a ona uciekła w niedoskonały świat i w towarzystwo do którego nie masz dostępu i ktorego nie możesz zmienić ani ulepszyć.
Tam czuje że nikt jej do niczego nie zmusza, może tam jest sobą.
Albo Twoja żona była zła od początku (czyli miała w nosie wszelkie konwenanse , zasady, wartości) albo zdrada, ucieczka, obojetność na Ciebie są tylko skutkiem Waszego życia.

Tego się nie rozwiaze na forum.
JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: JolantaElżbieta »

Świat nie jest czarno-białý. Dobrzy ludzie mogą robić złe rzeczy a źli ludzie mogą robić dobre. A podleganie ciągłej ocenie nawet przez kochającego męża może człowieka zabijać albo sprawić, że ucieka.
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: s zona »

Ukaszu ,
jesli pozwolisz to napisze kilka slow szczerze .. Moze bardziej o sobie ,ale chyba jest kilka punktow stycznych ...

Wydaje mi sie ,ze kreujac sie na malzonka niemal doskonalego , utrudniamy zycie mezowi / zonie .. ciezko sie zyje z kims - kto jest lub czuje sie - niemal " metrem w Sèvres " ...

Mnie osobiscie kolejne operacje upuscily troche powietrza ,ze wszystko moge zaplanowac ,ogarnac ,ze jesli sie postaram ,to da rade .. Widocznie to bylo mi potrzebne ...

Szkoda ,ze Twojej zony tu nie ma, mialabym ochote spytac ,jakie zranienie jeszcze w niej tkwi ,ze woli zrezygnowac z bycia z Toba , nawet kosztem dzieci/dzialajac wbrew nim .. i to dla mnie jest niepojete ..

Ps a z ta nieszczesna winda ,osobiscie uwazam ,ze to nie jest taki zly pomysl .. Jesli mamy okazje ogladac swiat z pozycji horyzontalnej ,to wiele sie zmienia .. Twoja zona po operacji barku ,tez mysli pewnie inaczej .. mlodsi nie bedziemy ,a jesli to mieszkanie na strychu jest na starosc ....to w wieku ok 80 lat wchodzenie na 2 pietro - bez windy - z zakupami to juz wyczynowosc .. chyba ,ze dysponujesz pomoca domoca
Jesst jeszcze tansza opcja windy ,tzw fotel , do zainstalowania na poreczy schodow .. bez specjalnych nakladow ...
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Ależ się ożywił mój wątek! Tyle osób chce mi pomóc i to z takim zaangażowaniem! Dziękuję!
Nikt mnie nie uraził, nie czuję się zraniony, wręcz przeciwnie, czuję na sobie zatroskane spojrzenia. A że forumowicze nie znają realiów mojego małżeństwa - to przecież normalne.
JolantaElżbieta pisze: 11 sty 2019, 9:28 Dobrzy ludzie mogą robić złe rzeczy a źli ludzie mogą robić dobre.
rak pisze: 10 sty 2019, 23:46 A może po prostu żonie na ten moment się nie chce i wpólne wizje odrzucają ją - tutaj możliwe, że niewiele możesz zrobić.
Otóż to. To nie musi być ani tak, że ja byłem zły i ona dlatego się ode mnie odsunęła, ani tak, że to ona jest zła i dlatego nie chce. Po prostu teraz tak ma. I już. Ja to akceptuję. Jak jej się zmieni, to ja jestem gotów na budowanie od nowa. Jak nie - to trudno, będziemy osobno.
Były błędy po mojej stronie, większe i mniejsze. Część teraz widzę, części pewnie nie, może zobaczę z czasem. Może uda mi się to poprawić, a może nie dam rady. Szukam przyczyn, ale idę dalej. Nie mówię sobie, że nie ruszę się z miejsca, dopóki nie dowiem się, co spaprałem i tego nie naprawię. Bo co zrobiłem, to się nie odstanie. Bo może przyczyna nie była jednak po mojej stronie. Albo była, ale nie będę w stanie jej dostrzec.
rak pisze: 10 sty 2019, 23:46 Próbujesz i z mojej strony chwała Ci za to, ale moim zdaniem trudno Ci prawdziwie odpuścić i zostawić ją samą sobie.
Nie wiem, czy da się to idealnie wyważyć. Jak odpuszczę za bardzo to będzie wyglądało, że mi nie zależy. Jak się będę za bardzo starał, to poczuje się naciskana i osaczona. To miałem na myśli pisząc, że uważam z propozycjami bliskości. Nikt mi tu nie wskaże punktu równowagi. Nawet moja żona nie byłaby tego w stanie zrobić, bo samych siebie też znamy słabo. Tu zostaje mi rozsądek, intuicja, modlitwa. I akceptacja tego, że będę popełniał błędy.
krople rosy pisze: 11 sty 2019, 8:56 Ukasz pisze: ↑
10 sty 2019, 23:17
Już to raz wspominałem: na jej pytanie co mógłbym zrobić dla niej odpowiedziałem, że jeśli chciałaby ze mną radykalnie zmienić życie, choćby jechać opiekować się trędowatymi w Afryce, to jestem gotów. Pod warunkiem, że robilibyśmy coś dobrego, a nie złego, bo kraść nie pójdę nawet razem z nią.

A gdyby trzeba było bo to uratowałoby jej życie? albo zycie dzieci?
To wtedy nie byłoby to złe. Przykład stał się nieadekwatny.
krople rosy pisze: 11 sty 2019, 8:56 Co odpowiedziała żona na takie Twoje słowa?
Że dziękuje - z sarkazmem. Odebrała to jako oskarżenie, że ona chce kraść.
krople rosy pisze: 11 sty 2019, 8:56 Pisałam Ci już niedawno i to powtórzę: czytając Ciebie, zadając Ci pytania (na które piszesz że jesteś otwarty) , trudno się do czegoś doczepić (mi osobiscie) gdyż odpwoiedzi są zawsze nienaganne.
Wyglada na to, ze jesteś idealnym człowiekiem.
A jeśli rzeczywiście najważniejsze sprawy mam jako tako poukładane, bo czerpię z nauki Kościoła, miałem dobrą formację z każdej strony, mam swoje lata, otaczają mnie mądrzy ludzie i dają dobre rady - to co? To znaczy tyle, że dużo dostałem i mam dawać jeszcze więcej, ale z ideałem nie ma to nic wspólnego. I nie znaczy, że sama świadomość zasad przekłada się na ich perfekcyjną realizację. I nie daje żadnej gwarancji, że małżeństwo będzie udane. Bo druga osoba jest wolna i może wybrać inaczej.
Może zresztą nie padło jeszcze właściwe pytanie albo oboje stoimy na identycznych, ale fałszywych stanowiskach.
krople rosy pisze: 11 sty 2019, 8:56 Drugie moje wrażenie po tej Twojej odpwoiedzi jest takie, że nie ma w Waszej rozmowie miejsca na głos żony. Miejsce jest tylko na bycie bezbłędnym, nieskazitelnym, czyniącym tylko dobro.
s zona pisze: 11 sty 2019, 11:41 Wydaje mi sie ,ze kreujac sie na malzonka niemal doskonalego , utrudniamy zycie mezowi / zonie .. ciezko sie zyje z kims - kto jest lub czuje sie - niemal " metrem w Sèvres " ...
Szkoda ,ze Twojej zony tu nie ma, mialabym ochote spytac ,jakie zranienie jeszcze w niej tkwi
Miejsce na głos żony jest, tylko chwilowo pozostaje puste. I ja bardzo, bardzo nad tym boleję. Tylko nie jestem pewien, czy sama jej obecność tu by wystarczyła. Te zranienia są często głęboko ukryte. Wydaje mi się nawet, że ona sama nie potrafi ich nazwać.
Jeżeli byłoby miejsce tylko dla doskonałości, to nie byłoby go dla mnie. Przyznawałem się do tego wielokrotnie: byłem uzależniony od pornografii i masturbacji. Jestem koszmarnie roztargniony. Nie potrafię zadbać o swój wygląd. Mam skłonności narcystyczne. Byłem totalnie uzależniony emocjonalnie od żony, uległy, sam pracowałem na jej pogardę. Część z tych wad Bóg już zabrał, innych nie potrafię Mu oddać. Przyjdą nowe, dostrzegę dotąd niezauważone. Czy to wystarczy, żeby obalić tezę o tym, że akceptuję jedynie doskonałość? Wskażcie mi jeden przykład, w którym oczekuję od żony doskonałości.
Ostatni rok dał mi wzrost duchowy. Jestem przekonany, że nauczyłem się bardziej kochać. Przed wszystkim bardziej wyrozumiale, z akceptacją odmienności, ułomności i wolności drugiej osoby. Wiem, że nie musi odpowiedzieć na moje zaproszenie.
krople rosy pisze: 11 sty 2019, 8:56 Bo to, co Ty widzisz jako złe żona może odbierać inaczej albo nie być do czegoś pzrekonaną.
Tak jest z pewnością. Nie tylko między mną a moją żoną, ale w każdej relacji. Dlatego w każdej niezbędny jest dialog. Same różnice stanowisk nie są żadną przyczyną kryzysu ani jego przejawem. Problem tkwi w zablokowanej komunikacji. A ja nie mam pojęcia, jak ją odblokować.
Jagodzianka pisze: 11 sty 2019, 0:17 Oczywiście, że trzeba uzgadniać życie z małżonkiem. Ale u Ciebie uzgadnianie wygląda tak: Uzgodnijmy coś. Albo wybierasz moją propozycję, albo do widzenia.
Nie. U mnie to wygląda tak: jest potrzeba uzgodnienia. Taka jest moja propozycja. Możemy ją przyjąć, skorygować, zastąpić Twoją propozycją. Odpowiedź: nie będę z Tobą nic uzgadniać. Nie wtrącaj się do mojego życia. Ja ci powiem, gdzie i jak Cię do niego dopuszczę.
Jagodzianka pisze: 11 sty 2019, 0:17 W Twojej sprawie najbardziej uderza mnie fakt, że Ciebie nie interesują przyczyny tej sytuacji. Ale sposób, w jaki reagujesz na kryzys - to warunkowanie, planowanie, przeprowadzki, wyprowadzki, remonty, pozwy, sprzeczne sygnały może wskazywać, że tu tkwi problem.
To nieprawda, że nie interesują mnie przyczyny.
Moje stanowisko jest stałe i jednoznaczne: chcę relacji małżeńskich, nie będę kumplem czy współlokatorem. Pozew był i jest jeden, nie zmienił się. Jest konsekwencją tego, że żona odrzuciła wszystkie propozycje odbudowy relacji. Gdy żona miała kłopoty zdrowotne, wróciłem, bo w tej sytuacji moje miejsce było przy niej. Bez żadnych warunków i bez oczekiwania na jej prośby o pomoc. Odpowiadam za dom, zgodziłem się pomóc synowi zgodnie z jego pomysłem. Życie się toczy, inni ludzie podejmują decyzje i ja staję przed wyborem, jak moją miłość wyrazić w nowej sytuacji. Robię to najlepiej, jak umiem, pewnie ułomnie.
s zona pisze: 11 sty 2019, 11:41Ps a z ta nieszczesna winda
To wyjaśnię, bo winda chyba już tu obrosła legendą.
Gdy mój syn zaproponował, żebyśmy oddali mu nasze dotychczasowe mieszkanie, a sami przenieśli się na strych, wspólnie z żoną wymyśliliśmy windę. I uznaliśmy, że zrobimy ją później, już po przeprowadzce, bo to inwestycja przydatna, ale nie niezbędna, i trzeba najpierw na nią odłożyć. Żona później zmieniła zdanie, że mam jej to zrobić zaraz i jest to warunek przeprowadzki, ale ja spokojnie realizuję wcześniejsze, wspólne ustalenia. Zbuduję tę windę, jak na nią zaoszczędzę. Będzie potrzebna też moim rodzicom, którzy mają się sprowadzić z powrotem do domu i zajmują pierwsze piętro.
Jonasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Jonasz »

s zona pisze: 11 sty 2019, 11:41 Ukaszu ,
jesli pozwolisz to napisze kilka slow szczerze .. Moze bardziej o sobie ,ale chyba jest kilka punktow stycznych ...

Wydaje mi sie ,ze kreujac sie na malzonka niemal doskonalego , utrudniamy zycie mezowi / zonie .. ciezko sie zyje z kims - kto jest lub czuje sie - niemal " metrem w Sèvres "
S.żono czyżbyś miała na myśli takie "niebezpieczeństwo":

https://www.deon.pl/religia/duchowosc-i ... ajacy.html
Jonasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Jonasz »

Ukasz pisze: 11 sty 2019, 12:24 To nieprawda, że nie interesują mnie przyczyny.
Ukasz mam wrażenie że Renta11 i Krople Rosy coś starają się podpowiedzieć.
Przy okazji i mnie.
Jeżeli pozwolisz to rozgoszczę się trochę w Twoim wątku - jakoś dobrze się czuję :) a nie chciałbym zakładać swojego osobnego.
PS. Jestem tym z którym rozmawiałeś przez telefon niedawno nawet zasugerowałeś spotkanie kiedy nadarzy się okazja pamiętasz?
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Jonaszu,
oczywiście pamiętam, choć Twoja zmiana nicka tego nie ułatwia. Czuj się w moim wątku jak u siebie.
Przeczytałem ten podlinkowany materiał nt. męskiej sprawiedliwości. U mnie to raczej nie to, ale niech zostanie w głowie.
Pustelnik

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Pustelnik »

Ukasz pisze: 11 sty 2019, 12:24 A /
Ależ się ożywił mój wątek! Tyle osób chce mi pomóc i to z takim zaangażowaniem! Dziękuję!
Nikt mnie nie uraził, nie czuję się zraniony, wręcz przeciwnie, czuję na sobie zatroskane spojrzenia. A że forumowicze nie znają realiów mojego małżeństwa - to przecież normalne.
(...)
B/
Przyznawałem się do tego wielokrotnie: byłem uzależniony od pornografii i masturbacji. Jestem koszmarnie roztargniony. Nie potrafię zadbać o swój wygląd. Mam skłonności narcystyczne. Byłem totalnie uzależniony emocjonalnie od żony, uległy, sam pracowałem na jej pogardę. Część z tych wad Bóg już zabrał, innych nie potrafię Mu oddać. Przyjdą nowe, dostrzegę dotąd niezauważone. Czy to wystarczy, żeby obalić tezę o tym, że akceptuję jedynie doskonałość? Wskażcie mi jeden przykład, w którym oczekuję od żony doskonałości.
(...)
C/
Ostatni rok dał mi wzrost duchowy. Jestem przekonany, że nauczyłem się bardziej kochać. Przed wszystkim bardziej wyrozumiale, z akceptacją odmienności, ułomności i wolności drugiej osoby. Wiem, że nie musi odpowiedzieć na moje zaproszenie.
Heyka , pasuje Ci to ożywienie ? :-)

Zacznę "od tyłu" bo będzie mi łatwiej.

C/ WZROST NA PEWNO MASZ (OK). Na ile duchowy na ile inny, na tyle się nie znam , a i Ciebie znam tylko z forum ... . Lepiej aby ludzie z realu / wspólnota wiary to "objęli refleksją", jak Ci zależy "na ocenie", ale nie musi Ci zależeć ... Pracujesz niewiątpliwie dużo (przykładowo na forum), być może (?) ... za dużo ... .

B/ Gładko mówisz o swojej grzeszności i słabości. TO CO WIDZISZ, NIE WYPIERASZ (OK).

A/ "czuję na sobie zatroskane spojrzenia" :?: :roll: :?:
Czujesz emocje czy ... dopasowujesz ?
Na Twoim miejscu, przy niektórych komentarzach (tych dla mnie krytukujących, czy słusznie, czy niesłusznie to ... inny temat) utrudnil by mi się chwilowo oddech, "krew uderzyła" by mi do głowy, ciało by mie "stawiało w gotowości", ... .
Jakie to emocje to z kolei moje łatwiejsze lub trudniejsze ... skojarzenie lub dopasowanie (nie zawsze łatwe i ... nie zawsze konieczne).

Teraz jestem trochę "zwierzę emocjonalne", kiedyś taki nie byłem (przymrożenie/odcięcie w dziecinstwie) w dziexinstwie, a w depresji - byłem prawie calkiem "schowany do srodka", w ogóle nie widziałem swoich lęków, tylko zauważałem negatywne, zapętlające się myślenie.

Teza: może Twoja żona teraz odkryła/poczuła swoją emocjonalność i jest trochę "wampirkiem emocjonalnym" ? I gdzie indziej "się zaspakaja" ?

Czy w ramach rozwoju pracowałeś z / nad swoimi emocjami/doznaniami z ciała ?

Pogody Ducha !
Pantop
Posty: 3167
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Pantop »

I jak tu nie wielbić naszych pań za bezcenne wskazówki podane na tacy jak kawa na ławę.

?

No właśnie.


Spróbuję Ukaszu - jako mały facet - przekierować Twą atencję na bardziej przyziemny aspekt, który niedawno poruszyłeś, a który może okazać się kierunkiem w którym - po wielkiemu cichu - zmierza konsekwentnie Twoja połowica.
Ukasz pisze:Tak się składa, że ja teraz nie mógłbym, nawet gdybym chciał, przekazać jej współwłasności domu ze względu na koszty. Będę mógł to zrobić bez podatku za około czterech lat. I zrobiłbym, jeśli dotrwalibyśmy do tego czasu razem. To oczywiście tylko moja deklaracja, ale poparta dotychczasowym postępowaniem. Gdy tylko była możliwość podarowania jej połowy działki, od razu to zrobiłem, choć już wtedy układało się między nami bardzo źle. Nie oglądałem się na to, że ona nie chciała mnie obdarowywać połową swojej własności. Podsumowując: jeżeli rzeczywiście brak windy i pozew były przeszkodami przed układaniem wspólnego życia, to taka inwestycja otwierała przed nią i odbudowę małżeństwa i dawała zapewnienie, że za kilka lat dom będzie jej współwłasnością.
Teraz możesz wrócić do innych swych spostrzeżeń dotyczących relacji finansowych Ty-żona.

Z powyższego i innych opisów wynika, że Twa małżonka robi co chce, nie uznaje żadnych opcji naprawczych ale - ,,trwa przy Tobie,,.
Napisałem to w cudzysłowie ponieważ nawet Ty masz już tego dość i stwierdziłeś, że lepiej brak takiego trwania niż trwanie w nijakości.
Wracamy jednak do postawy żony.
DLACZEGO ona chce aby było jak jest?
Czyżby jej tzw trwanie przy Tobie związane było z upływającym czasem przybliżającym ją np do wejścia w prawne posiadanie jakiejś Twojej części majątku?
Ze swojego doświadczenia wiem, że jeśli Twa żona BYWA w Twoim domu - nocując np raz na miesiąc to tym sposobem nie można jej stamtąd wymeldować tylko dlatego, że właśnie tam bywa.
Podejrzewam także, że ma szerszy plan wyzucia Cię z połowy majątku - może nie w naturze ale w polskich złotych. Prawdopodobnie czeka dogodnego momentu, kiedy będziesz w stanie jej zaufać, podpisać stosowne dokumenta, zaznać raju powrotu tylko po to tylko by w niedługim czasie spotkać się z nią na sali sądowej celem rozwodu i... podziału majątku właśnie!

Bardzo bym chciał ale nie umiem dostrzec innego związku przyczynowo-skutkowego między jej postawą obojętności wobec Twej osoby i planów odbudowy relacji a jej trwaniu przy Tobie.
Pomijam tu ten drobny szczegół ( :P ) że nawet teraz, w tym nijakim układzie, wykorzystuje Cię finansowo.

Kiedyś napisałeś, że nie w smak jej była informacja o wniosku do sądu o separację.
Gdyby udało się równocześnie poprowadzić sprawę o rozdzielność majątkową (NIEZALEŻNIE OD EWENTUALNEGO DALSZEGO TRWANIA ZWIĄZKU) to Twoja piękna żona zmuszona byłaby odkryć swoje karty.

Niestety
Prawdopodobnie wtedy mógłbyś zaprosić ją do kina, posiedzieć na tapczanie, pomasować stópki, popatrzeć w oczki a kto wie - może nawet skraść ojcowskiego całusa na dobranoc??
Pułapki czyhają.
ODPOWIEDZ