Ależ się ożywił mój wątek! Tyle osób chce mi pomóc i to z takim zaangażowaniem! Dziękuję!
Nikt mnie nie uraził, nie czuję się zraniony, wręcz przeciwnie, czuję na sobie zatroskane spojrzenia. A że forumowicze nie znają realiów mojego małżeństwa - to przecież normalne.
JolantaElżbieta pisze: ↑11 sty 2019, 9:28
Dobrzy ludzie mogą robić złe rzeczy a źli ludzie mogą robić dobre.
rak pisze: ↑10 sty 2019, 23:46
A może po prostu żonie na ten moment się nie chce i wpólne wizje odrzucają ją - tutaj możliwe, że niewiele możesz zrobić.
Otóż to. To nie musi być ani tak, że ja byłem zły i ona dlatego się ode mnie odsunęła, ani tak, że to ona jest zła i dlatego nie chce. Po prostu teraz tak ma. I już. Ja to akceptuję. Jak jej się zmieni, to ja jestem gotów na budowanie od nowa. Jak nie - to trudno, będziemy osobno.
Były błędy po mojej stronie, większe i mniejsze. Część teraz widzę, części pewnie nie, może zobaczę z czasem. Może uda mi się to poprawić, a może nie dam rady. Szukam przyczyn, ale idę dalej. Nie mówię sobie, że nie ruszę się z miejsca, dopóki nie dowiem się, co spaprałem i tego nie naprawię. Bo co zrobiłem, to się nie odstanie. Bo może przyczyna nie była jednak po mojej stronie. Albo była, ale nie będę w stanie jej dostrzec.
rak pisze: ↑10 sty 2019, 23:46
Próbujesz i z mojej strony chwała Ci za to, ale moim zdaniem trudno Ci prawdziwie odpuścić i zostawić ją samą sobie.
Nie wiem, czy da się to idealnie wyważyć. Jak odpuszczę za bardzo to będzie wyglądało, że mi nie zależy. Jak się będę za bardzo starał, to poczuje się naciskana i osaczona. To miałem na myśli pisząc, że uważam z propozycjami bliskości. Nikt mi tu nie wskaże punktu równowagi. Nawet moja żona nie byłaby tego w stanie zrobić, bo samych siebie też znamy słabo. Tu zostaje mi rozsądek, intuicja, modlitwa. I akceptacja tego, że będę popełniał błędy.
krople rosy pisze: ↑11 sty 2019, 8:56
Ukasz pisze: ↑
10 sty 2019, 23:17
Już to raz wspominałem: na jej pytanie co mógłbym zrobić dla niej odpowiedziałem, że jeśli chciałaby ze mną radykalnie zmienić życie, choćby jechać opiekować się trędowatymi w Afryce, to jestem gotów. Pod warunkiem, że robilibyśmy coś dobrego, a nie złego, bo kraść nie pójdę nawet razem z nią.
A gdyby trzeba było bo to uratowałoby jej życie? albo zycie dzieci?
To wtedy nie byłoby to złe. Przykład stał się nieadekwatny.
krople rosy pisze: ↑11 sty 2019, 8:56
Co odpowiedziała żona na takie Twoje słowa?
Że dziękuje - z sarkazmem. Odebrała to jako oskarżenie, że ona chce kraść.
krople rosy pisze: ↑11 sty 2019, 8:56
Pisałam Ci już niedawno i to powtórzę: czytając Ciebie, zadając Ci pytania (na które piszesz że jesteś otwarty) , trudno się do czegoś doczepić (mi osobiscie) gdyż odpwoiedzi są zawsze nienaganne.
Wyglada na to, ze jesteś idealnym człowiekiem.
A jeśli rzeczywiście najważniejsze sprawy mam jako tako poukładane, bo czerpię z nauki Kościoła, miałem dobrą formację z każdej strony, mam swoje lata, otaczają mnie mądrzy ludzie i dają dobre rady - to co? To znaczy tyle, że dużo dostałem i mam dawać jeszcze więcej, ale z ideałem nie ma to nic wspólnego. I nie znaczy, że sama świadomość zasad przekłada się na ich perfekcyjną realizację. I nie daje żadnej gwarancji, że małżeństwo będzie udane. Bo druga osoba jest wolna i może wybrać inaczej.
Może zresztą nie padło jeszcze właściwe pytanie albo oboje stoimy na identycznych, ale fałszywych stanowiskach.
krople rosy pisze: ↑11 sty 2019, 8:56
Drugie moje wrażenie po tej Twojej odpwoiedzi jest takie, że nie ma w Waszej rozmowie miejsca na głos żony. Miejsce jest tylko na bycie bezbłędnym, nieskazitelnym, czyniącym tylko dobro.
s zona pisze: ↑11 sty 2019, 11:41
Wydaje mi sie ,ze kreujac sie na malzonka niemal doskonalego , utrudniamy zycie mezowi / zonie .. ciezko sie zyje z kims - kto jest lub czuje sie - niemal " metrem w Sèvres " ...
Szkoda ,ze Twojej zony tu nie ma, mialabym ochote spytac ,jakie zranienie jeszcze w niej tkwi
Miejsce na głos żony jest, tylko chwilowo pozostaje puste. I ja bardzo, bardzo nad tym boleję. Tylko nie jestem pewien, czy sama jej obecność tu by wystarczyła. Te zranienia są często głęboko ukryte. Wydaje mi się nawet, że ona sama nie potrafi ich nazwać.
Jeżeli byłoby miejsce tylko dla doskonałości, to nie byłoby go dla mnie. Przyznawałem się do tego wielokrotnie: byłem uzależniony od pornografii i masturbacji. Jestem koszmarnie roztargniony. Nie potrafię zadbać o swój wygląd. Mam skłonności narcystyczne. Byłem totalnie uzależniony emocjonalnie od żony, uległy, sam pracowałem na jej pogardę. Część z tych wad Bóg już zabrał, innych nie potrafię Mu oddać. Przyjdą nowe, dostrzegę dotąd niezauważone. Czy to wystarczy, żeby obalić tezę o tym, że akceptuję jedynie doskonałość? Wskażcie mi jeden przykład, w którym oczekuję od żony doskonałości.
Ostatni rok dał mi wzrost duchowy. Jestem przekonany, że nauczyłem się bardziej kochać. Przed wszystkim bardziej wyrozumiale, z akceptacją odmienności, ułomności i wolności drugiej osoby. Wiem, że nie musi odpowiedzieć na moje zaproszenie.
krople rosy pisze: ↑11 sty 2019, 8:56
Bo to, co Ty widzisz jako złe żona może odbierać inaczej albo nie być do czegoś pzrekonaną.
Tak jest z pewnością. Nie tylko między mną a moją żoną, ale w każdej relacji. Dlatego w każdej niezbędny jest dialog. Same różnice stanowisk nie są żadną przyczyną kryzysu ani jego przejawem. Problem tkwi w zablokowanej komunikacji. A ja nie mam pojęcia, jak ją odblokować.
Jagodzianka pisze: ↑11 sty 2019, 0:17
Oczywiście, że trzeba uzgadniać życie z małżonkiem. Ale u Ciebie uzgadnianie wygląda tak: Uzgodnijmy coś. Albo wybierasz moją propozycję, albo do widzenia.
Nie. U mnie to wygląda tak: jest potrzeba uzgodnienia. Taka jest moja propozycja. Możemy ją przyjąć, skorygować, zastąpić Twoją propozycją. Odpowiedź: nie będę z Tobą nic uzgadniać. Nie wtrącaj się do mojego życia. Ja ci powiem, gdzie i jak Cię do niego dopuszczę.
Jagodzianka pisze: ↑11 sty 2019, 0:17
W Twojej sprawie najbardziej uderza mnie fakt, że Ciebie nie interesują przyczyny tej sytuacji. Ale sposób, w jaki reagujesz na kryzys - to warunkowanie, planowanie, przeprowadzki, wyprowadzki, remonty, pozwy, sprzeczne sygnały może wskazywać, że tu tkwi problem.
To nieprawda, że nie interesują mnie przyczyny.
Moje stanowisko jest stałe i jednoznaczne: chcę relacji małżeńskich, nie będę kumplem czy współlokatorem. Pozew był i jest jeden, nie zmienił się. Jest konsekwencją tego, że żona odrzuciła wszystkie propozycje odbudowy relacji. Gdy żona miała kłopoty zdrowotne, wróciłem, bo w tej sytuacji moje miejsce było przy niej. Bez żadnych warunków i bez oczekiwania na jej prośby o pomoc. Odpowiadam za dom, zgodziłem się pomóc synowi zgodnie z jego pomysłem. Życie się toczy, inni ludzie podejmują decyzje i ja staję przed wyborem, jak moją miłość wyrazić w nowej sytuacji. Robię to najlepiej, jak umiem, pewnie ułomnie.
s zona pisze: ↑11 sty 2019, 11:41Ps a z ta nieszczesna winda
To wyjaśnię, bo winda chyba już tu obrosła legendą.
Gdy mój syn zaproponował, żebyśmy oddali mu nasze dotychczasowe mieszkanie, a sami przenieśli się na strych, wspólnie z żoną wymyśliliśmy windę. I uznaliśmy, że zrobimy ją później, już po przeprowadzce, bo to inwestycja przydatna, ale nie niezbędna, i trzeba najpierw na nią odłożyć. Żona później zmieniła zdanie, że mam jej to zrobić zaraz i jest to warunek przeprowadzki, ale ja spokojnie realizuję wcześniejsze, wspólne ustalenia. Zbuduję tę windę, jak na nią zaoszczędzę. Będzie potrzebna też moim rodzicom, którzy mają się sprowadzić z powrotem do domu i zajmują pierwsze piętro.