ile można wytrzymać...?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: ozeasz »

Witaj "ojciec i mąż" , ja tak za s żoną zapytam a czemu taka kolejność ,czy ona z czegoś wynika?


Rozumiem że to dla Ciebie trudny czas ja miałem podobnie przez lata ,praktycznie od początku małżeństwa ,nie z taką częstotliwością od początku , tak dopiero było kiedy żona mnie zdradzała i jakiś czas przed .

Więc czy stąd Twój nick ,bo teraz zapewne realizujesz się jako ojciec w sposób który ma wpływ na widzenie siebie?

Ja myślę że w większości przypadków przemoc , zarówna ta fizyczna jak i ta słowna -werbalna bierze się z bezradności wobec czegoś , co jest problemem i przeszkodą do życia w pokoju i miłości .

Sam byłem przemocowcem i doświadczyłem przemocy .

Moja przemoc wyrażała się w sytuacjach gdy czułem się atakowany , kiedy czułem się wykorzystywany ,a więc jest pochodną gniewu na pewną niesprawiedliwość .

Moje sposoby radzenia z tym brały się z nieświadomości i braku refleksji oraz pewnych schematów panujących w domu rodzinnym.

Poza tym nakładały się na to bieżące emocje ,problemy ,osamotnienie -brak porozumienia ,wyjaśniania ,rozmowy z żoną , brak poczucia bycia kochanym ,wartości oraz własne upadki i wiążący się z tym egoizm ,egocentryzm .

Tyle moge rozpoznać , ja bym w Twoim przypadku skorzystał z porady terapeuty ,a jeśli to możliwe wziął w tym udział z żoną .


Jeśli jest tak jak piszesz , że jesteś mimo tych wybuchów złości spokojny , to może spróbuj dotrzeć do źródła tego gniewu i złości żony ,jestem prawie przekonany że Jej reakcja nie bierze się z przemyślanego zachowania mającego na celu Cię zranić ,ale jest wynikiem własnej bezradności i nieumiejętności radzenia sobie w takich sytuacjach ,braku dialogu.


Ja powiem jeszcze za Pustelnikiem ,po jakimś czasie reagowałem ciszą ,a później wychodzeniem z domu w sytuacjach wybuchów żony ,ale później zauważyłem że to może być odbierane jako karanie i zamknięcie na Jej problem i jeszcze podkręcenie poczucia bezradności do którego może dodaje poczucie odrzucenia, izolacji ?

Czy Wy w ogóle rozmawiacie ze sobą ?

Innym sposobem w tych rozmowach była dyskusja z żoną pod koniec wspólnego mieszkania ze sobą, żona juz tylko komunikowała w taki sposób by mnie zranić i dowalić , a więc wtedy kiedy byłem jak zbity pies ,nie wpadło mi do głowy ,tym bardziej że z emocjonalnością zawsze miałem problem (Ty jak piszesz jestes spokojny) , żeby w tych sytuacjach pozwolić żonie wywalić ból , który w Niej może to powodować , żeby ponad sobą jakby postawić wtedy szczególnie wysłuchanie z nastawieniem na to, co w tle ,co przebija się z tych słów ,postawy ....czy będziesz miał siły na to i cierpliwość ..nie wiem .

Jednak weź pod uwagę , na ile zależy Ci na żonie i dzieciach , na małżeństwie i rodzinie i ile ewentualnie możesz poświęcić aby uzdrowić wasze relacje ,bo może się okazać że żona w swojej bezradności rzeczywiście swoje kroki skieruje do sądu lub znajdzie jakiegoś pocieszyciela który będzie w swojej neutralności nieobciążony tymi winami które adekwatnie czy nie żona Ci przypisuje ?

Ja i żona jesteśmy DDA ,może jeszcze jakieś inne DDD i z perspektywy czasu powiem, że brakło mi cierpliwości ,spokoju, otwarcia na druga stronę , wysłuchania w sytuacjach o jakich piszesz , co doprowadziło do dzisiejszej separacji w której jestesmy .

To nie musiało tak wyglądać ,a ma w tym wielki udział mój egoizm ,Twoja żona z jakiś powodów ,prawdopodobnie cierpi i nie radzi sobie z tym ,albo radzi wyżywając się na Tobie ,więc z pomocą najlepiej terapii,terapeuty , może kapłana spróbuj znaleźć źródło i sposób zachowania w takich sytuacjach .


Pozdrawiam serdecznie , niech Was Pan strzeże i prowadzi.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Jonasz

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: Jonasz »

s zona pisze: 07 sty 2019, 12:12 Ale takie zamkniecie sie zony nie jest dobre
S.zono a co ma zrobić debil i głąb - przepraszam ojciec-i-mąż.?
Jak myślisz czy takie komunikaty plus straszenie rozwodem blokują czy też zachęcają do okazywania miłości?
Zwróć uwagę, że że nick autora jest ojciec i mąż w tej kolejności.
Przypadek?

Drogi autorze pytasz w tytule ile można wytrzymać.
Ze swego doświadczenia powiem Ci jedno - można i więcej ale po co.
Trwanie w takiej sytuacji szkodzi przede wszystkim Tobie.
I o siebie trzeba zadbać.
Pozwalanie i trwanie w - jak sam to określiłeś -toksycznym związku nie służy ani Tobie, ani dzieciom ani tym bardziej Twojemu małżeństwu.
I nie ma co liczyć że Twoje trwanie w tej sytuacji zmieni żonę, nie ma co liczyć na Pana Boga bo jak piszesz żona zerwała z Panem Bogiem.
Zmianę możesz zacząć od siebie.
Zmienić myślenie.
Jonasz

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: Jonasz »

Monti pisze: 07 sty 2019, 13:09 Kiedy próbowałem naprawiać swoje małżeństwo, ustaliłem z żoną, że raz na jakiś czas wyjdziemy gdzieś tylko we dwoje. Kilka razy rzeczywiście to się udało; jedne wyjścia były bardziej przyjemne, inne mniej. W moim przypadku nie przyniosło to, niestety, oczekiwanego rezultatu, ale generalnie chyba sam pomysł nie jest zły (o ile macie kogoś, z kim możecie zostawić dzieci i żona będzie czymś takim zainteresowana).
Podobne doświadczenia.
Nie wiem czy to reguła, ale coraz bliżej dochodzę do przekonania, że takie rozwiązanie jest bez sensu.
Kiedy współmałżonek zaczyna okazywać pogardę i tak naprawdę nienawidzić a nie kochać i okazywać to na każdy możliwy sposób.
Przy dzieciach i jeszcze wplątując w to rodziców/teściów - no szkoda że nie pradziadków jeszcze.
Wyjścia wycieczka za granicę remont mieszkania i tysiące innych rzeczy.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13316
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: Nirwanna »

Panowie, na starym forum można znaleźć wątek użytkowniczki o nicku Sonera.
Po porodzie jej mąż też miał ostre jazdy bez trzymanki, dość szybko trafiła na forum, miejmy nadzieję, że wciąż są razem.
W jej przypadku wśród sugestii przyjrzenia się źródłom problemu padły badania hormonalne, chodziło nie tylko o hormony stricte damskie, ale też np. hormony tarczycy. Nadczynność tarczycy potrafi zamienić normalną kobietę w furię ziejącą ogniem.
Bardzo warto przyjrzeć się tematowi też od tej strony.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: s zona »

tata999 pisze: 07 sty 2019, 13:08 Pojawiły się sugestie odpoczynku. Dodam od siebie, że zwykle trudniej zajmować się dziećmi poza domem, więc większy odpoczynek byłby, gdyby ktoś inny zaopiekował się wówczas dziecmi, np. dziadkowie, ciocie, wujkowie.

Osobiscie myslalam o wspolnym wyjsciu bez dzieci , bo wyjazd z malymi to raczej dla dobrze funkcjonujacej rodziny ..

Ale na teraz moze na ten przyslowiowy basen wyjdziecie razem ,zeby odreagowac ,wstapic na jakas kolacje .. ev ze sniadaniem .. nie wiem ,na jakim jestes/cie etapie rozkladu relacji ...nwm ,moze jakies spotkanie zony z przyjaciolka/przyjaciolkami na zewnatrz .. takie zamykanie sie nie rozwija... i moze byc dolujace ...
Sugerowalam ,ze zona moze i ma do tego prawo ,zeby czuc sie zmeczona .. stad " odzyla " gdy wrocila do pracy ...

Byc moze ,jak sugeruje to Nirvanna , to " tylko hormony "... to mozna to jakos " ogarnac" - mam nadzieje ,ze znow nie zaszkodze tym slowem nikomu :oops: ... prosta kobieta jestem ,nie znam sie na psychologii ....

Uwazam , ze te ostatnie rady Jagodzianki i Montiego warto zastowac ,jak najszybciej :)zeby sie nie zapetlac dalej ...
Jagodzianka pisze: 07 sty 2019, 8:12

Może znajdziesz godzinę, dwie na spotkanie z jakimś mediatorem, terapeutą par i skonsultujesz swoją sytuację? Może dostaniesz jakieś wskazówki, jak nakłonić żonę do terapii, jak z nią rozmawiać, jak samemu się chronić przed agresją?

Będę pamiętać o Tobie w modlitwie - dużo siły życzę!
Monti pisze: 07 sty 2019, 13:09
Z pewnością przydałaby się Wam terapia małżeńska, ale skoro żona obecnie nie jest tym zainteresowana, spróbuj może sam skorzystać z jakichś konsultacji psychologicznych.
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: ozeasz »

Nirwanna pisze: 07 sty 2019, 14:32 Panowie, na starym forum można znaleźć wątek użytkowniczki o nicku Sonera.
Po porodzie jej mąż też miał ostre jazdy bez trzymanki, dość szybko trafiła na forum, miejmy nadzieję, że wciąż są razem.
W jej przypadku wśród sugestii przyjrzenia się źródłom problemu padły badania hormonalne, chodziło nie tylko o hormony stricte damskie, ale też np. hormony tarczycy. Nadczynność tarczycy potrafi zamienić normalną kobietę w furię ziejącą ogniem.
Bardzo warto przyjrzeć się tematowi też od tej strony.
Ja chyba genetycznie po mamie mam już blisko do niedoczynności tarczycy ,a ta charakteryzuje się m.in.stanami zmęczenia i depresji ...
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13316
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: Nirwanna »

Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Blondi
Posty: 75
Rejestracja: 02 paź 2018, 9:34
Płeć: Kobieta

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: Blondi »

Ja chyba genetycznie po mamie mam już blisko do niedoczynności tarczycy ,a ta charakteryzuje się m.in.stanami zmęczenia i depresji ...
Ozeaszu ja też cierpię na niedoczynność tarczycy, ale odkąd przyjmuję leki to moja jakość życia znacznie się poprawiła. Leczenie rozpoczęłam, jak nie mogłam zajść w pierwszą ciążę. Dobrze dobrana dawka i w przeciągu 2 m-cy zaszłam w ciążę. Zgodzę się z przedmówcami, że warto sprawdzić tarczycę, bo zarówno niedoczynność jak i nadczynność mogą mieć ogromny wpływ na funkcjonowanie. Po ciąży hormony szaleją, ja z własnego doświadczenia wiem, że warto udać się do dobrego endokrynologa.
happybean

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: happybean »

Blondi pisze: 08 sty 2019, 7:54
Ja chyba genetycznie po mamie mam już blisko do niedoczynności tarczycy ,a ta charakteryzuje się m.in.stanami zmęczenia i depresji ...
Ozeaszu ja też cierpię na niedoczynność tarczycy, ale odkąd przyjmuję leki to moja jakość życia znacznie się poprawiła. Leczenie rozpoczęłam, jak nie mogłam zajść w pierwszą ciążę. Dobrze dobrana dawka i w przeciągu 2 m-cy zaszłam w ciążę. Zgodzę się z przedmówcami, że warto sprawdzić tarczycę, bo zarówno niedoczynność jak i nadczynność mogą mieć ogromny wpływ na funkcjonowanie. Po ciąży hormony szaleją, ja z własnego doświadczenia wiem, że warto udać się do dobrego endokrynologa.
Moze i szaleja i mozna byc drazliwym ale to chyba jednak duza roznica pomiedzy byciem nerwowym a obrazaniem i ponizaniem meza.
Na to drugie niestety on sam sobie pozwolil nie stawiajac wyraznej granicy zonie na te zachowania zaslaniajac sie dziecmi.
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: s zona »

Nirwanna pisze: 08 sty 2019, 6:55 Wątek Sonery jest tu: http://archiwum.kryzys.org/archiwum2009 ... 02&start=0
Ciesze sie ,ze Nirvanna odkopala ten watek Sonery , a Blondi pospieszyla z pomoca z pomoca odnosnie leczenia u enokrynologa :D
Dzieki Bogu , ze mamy to forum .. mnie zdarza sie czesto tu " wymadrzac "ale tez ciagle szukam .. i widze swoje klopoty w innych
postach ...
happybean pisze: 08 sty 2019, 11:15
Blondi pisze: 08 sty 2019, 7:54
Ja chyba genetycznie po mamie mam już blisko do niedoczynności tarczycy ,a ta charakteryzuje się m.in.stanami zmęczenia i depresji ...
Ozeaszu ja też cierpię na niedoczynność tarczycy, ale odkąd przyjmuję leki to moja jakość życia znacznie się poprawiła. Leczenie rozpoczęłam, jak nie mogłam zajść w pierwszą ciążę. Dobrze dobrana dawka i w przeciągu 2 m-cy zaszłam w ciążę. Zgodzę się z przedmówcami, że warto sprawdzić tarczycę, bo zarówno niedoczynność jak i nadczynność mogą mieć ogromny wpływ na funkcjonowanie. Po ciąży hormony szaleją, ja z własnego doświadczenia wiem, że warto udać się do dobrego endokrynologa.
Moze i szaleja i mozna byc drazliwym ale to chyba jednak duza roznica pomiedzy byciem nerwowym a obrazaniem i ponizaniem meza.
Na to drugie niestety on sam sobie pozwolil nie stawiajac wyraznej granicy zonie na te zachowania zaslaniajac sie dziecmi.
Happybean , nwm ,czy potrafisz sobie wyobrazic ,jak kobieta majaca male dzieci a byc moze tez rozlegulowane hormony potrafi byc zmeczona .. jesli nie spisz kilka nocy z rzedu ,bo wstajesz w nocy do dzieci ,bo blizniaki 10 ms placza w jednym czasie ,wiec sie budza ,jedza w jednym czasie , siusiaja tez razem a Ty jestes w ciazy z nastepnym dzieckiem .. a i pieluszki od calej trojki sa tetrowe i automat sie zepsul ,ale Frania dziala ;) .. a i masz do ogarniecia domek z ogrodkiem i mase innych rzeczy ...

Osobiscie jestem przeciwna wulgaryznom ,slowa tez moga ranic ,ale sadze ,ze tutaj bardzo wskazana jest pomoc zonie Autora ..
Moze byc tak , ze nie ma na to wiekszego wplywu ,a skutki ponosza oboje ..
Szkoda zniszczyc malzenstwo , moze dobry endokrynolog pomoglby by od zaraz ..
happybean

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: happybean »


Happybean , nwm ,czy potrafisz sobie wyobrazic ,jak kobieta majaca male dzieci a byc moze tez rozlegulowane hormony potrafi byc zmeczona .. jesli nie spisz kilka nocy z rzedu ,bo wstajesz w nocy do dzieci ,bo blizniaki 10 ms placza w jednym czasie ,wiec sie budza ,jedza w jednym czasie , siusiaja tez razem a Ty jestes w ciazy z nastepnym dzieckiem .. a i pieluszki od calej trojki sa tetrowe i automat sie zepsul ,ale Frania dziala ;) .. a i masz do ogarniecia domek z ogrodkiem i mase innych rzeczy ...

Osobiscie jestem przeciwna wulgaryznom ,slowa tez moga ranic ,ale sadze ,ze tutaj bardzo wskazana jest pomoc zonie Autora ..
Moze byc tak , ze nie ma na to wiekszego wplywu ,a skutki ponosza oboje ..
Szkoda zniszczyc malzenstwo , moze dobry endokrynolog pomoglby by od zaraz ..
Piszesz jak bysmy byli jakimis bezwolnymi zwierzatkami i nicnie potrafili zrobić.
Normana zona wtedy poprosi meza o pomoca nie spowoduje taka sytacje ze bedzie musial opuscic dom dla swietetego spokoju.
Wszedzie tylko slychac ze chlopy zle a kibiety czesto swoim zachowaniem doprowadzaja mezczyzn do tego ze odchodzai wtedy za rozpad nie jest winien mezczyzna ale rowniez zona ktora brakiem szacunku i pomiataniem meza w ramiona kochanki go wepchnela.
U autora problem pewnie jest taki ze zona juz przed pojaewieniem aie dzieci meza nie szanowal i miala za "pierdole" lub cos gorszego co po pojawieniu sie dzieci sie spotengowalo a on nie umial postawic temu granicy ani teraz ani wczesniej.
Lawendowa
Posty: 7662
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: Lawendowa »

happybean pisze: 08 sty 2019, 13:56
s zona pisze: 07 sty 2019, 15:32 .. jesli nie spisz kilka nocy z rzedu ,bo wstajesz w nocy do dzieci ,bo blizniaki 10 ms placza w jednym czasie ,wiec sie budza ,jedza w jednym czasie , siusiaja tez razem a Ty jestes w ciazy z nastepnym dzieckiem .. a i pieluszki od calej trojki sa tetrowe i automat sie zepsul ,ale Frania dziala ;) .. a i masz do ogarniecia domek z ogrodkiem i mase innych rzeczy ...

Osobiscie jestem przeciwna wulgaryznom ,slowa tez moga ranic ,ale sadze ,ze tutaj bardzo wskazana jest pomoc zonie Autora ..
Moze byc tak , ze nie ma na to wiekszego wplywu ,a skutki ponosza oboje ..
Szkoda zniszczyc malzenstwo , moze dobry endokrynolog pomoglby by od zaraz ..
Piszesz jak bysmy byli jakimis bezwolnymi zwierzatkami i nicnie potrafili zrobić.
Normana zona wtedy poprosi meza o pomoca nie spowoduje taka sytacje ze bedzie musial opuscic dom dla swietetego spokoju.
Wszedzie tylko slychac ze chlopy zle a kibiety czesto swoim zachowaniem doprowadzaja mezczyzn do tego ze odchodzai wtedy za rozpad nie jest winien mezczyzna ale rowniez zona ktora brakiem szacunku i pomiataniem meza w ramiona kochanki go wepchnela.
happybean, a kto wtedy tę liczną rodzinę utrzyma, jak mąż będzie cały czas pomagał żonie? To nie jest takie proste w realnym życiu.
U autora problem pewnie jest taki ze zona juz przed pojaewieniem aie dzieci meza nie szanowal i miala za "pierdole" lub cos gorszego co po pojawieniu sie dzieci sie spotengowalo a on nie umial postawic temu granicy ani teraz ani wczesniej.
Skąd takie insynuacje? Pisał zupełnie inaczej, że wcześniej była miłość i szczęście.

Podpowiedź s zony i Nirvanny z endokrynologiem uważam, że jest bardzo dobra. Żona autora wątku może na terapię nie chcieć iść, ale endo jest taki neutralny (nie stygmatyzuje). Dobry endokrynolog będzie umiał powiedzieć czy problem jest z hormonami, tarczycą itd. czy zupełnie gdzie indziej. Może to być też jakaś forma depresji poporodowej, a te mają tendencję do nasilania się po kolejnych ciążach.
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
sasanka
Posty: 201
Rejestracja: 09 sie 2017, 23:08
Płeć: Kobieta

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: sasanka »

Bardzo żal mi Twojej żony. Nadmiar obowiązków i samotność w tym wszystkim przytłoczyła ją . Widać tu jej bezsilność i wołanie o pomoc. Tak to wołanie o pomoc ! Stąd pomysł o rozwodzie , obrażanie , widać , że żona traci nad sobą kontrolę.
Bardzo rzeczowo odpowiedziała zaraz na Twój post Jagodzianka i zastanów się nad tym.No i niektórzy też mieli podobne sugestie.
Ja też miałam trójkę dzieci i też byłam zdana tylko na siebie, bo mąż pracował , czasami daleko od domu . Mieszkaliśmy z dala od rodziny i jeszcze w dodatku poważnie zachorowałam. I musiałam to wszystko udźwignąć sama. Dzisiaj jak sobie to przypomnę to widzę , jaki to był koszmar.
Awatar użytkownika
karo17
Posty: 266
Rejestracja: 02 maja 2018, 17:47
Płeć: Mężczyzna

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: karo17 »

Zastanawiające jest to że kłopoty zaczęły być po pierwszym dziecku, a zaraz potem pojawiają się kolejne dzieci i zdziwienie że kłopotów przybyło...
„Awantury o nic” czy na pewno o nic?
I klasyczne: To nie ja mam problem tylko druga strona ze sobą i powinna się leczyć...
Jak wyglądało zajmowanie się dziećmi w Twoim wykonaniu? Jak już śpią wszyscy to zrobisz coś w domu żeby nie było na głowie żony?
Dawno temu już tu pisałem, że czasy się zmieniły i to bardzo. Żony też mają jakieś aspiracje, często zawodowe. A nastawienie że mąż pracuje a żona ma siedzieć z gromadką dzieci w domu, wszystko ma być posprzątane, ugotowane, a i ma witać męża z uśmiechem w drzwiach a wieczorem seks, to można między bajki włożyć w tych czasach.
Ja bym się zastanowił, co Ty jako mąż możesz zrobić, jak się zmienić żeby było dobrze w małżeństwie i obeszło się bez rozwodu, niż wyliczać na jak wiele terapii ma chodzić żona, bo to ona ma problem oczywiście...
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: tata999 »

Czegoś żona potrzebuje. Czy sama wie czego?

Inna rzecz, o której może warto wspomnieć to błąd atrybucji. Zdarza się, że osoba przypisuje innym winę za zewnętrzne okoliczności, które są od niej niezależne. Dla przykładu: zmiana życia po narodzinach dzieci może być oceniona jako wina innej osoby podczas gdy to narodziny dzieci i opieka nad nimi zmienia życie, stawia nowe wymagania itd. Niekoniecznie druga osoba staje się inna, zaczyna nastreczac trudności, robi problemy itp. Może też daje z siebie wszystko i trzeba pogodzić się z tym, że inaczej się żyje, inne rozrywki, inny wypoczynek (inny niż np. studencki) , inny (większy) trud itd. Nie wszystkiemu małżonka i małżonek są winni nawzajem.
ODPOWIEDZ