Jak żyć po rozwodzie?

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

PP2011
Posty: 2
Rejestracja: 18 lis 2018, 20:58
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Jak żyć po rozwodzie?

Post autor: PP2011 »

Parę dni temu sąd orzekł rozwiązanie małżeństwa bez orzekania o winie. Żona złożyła pozew o rozwód w 2017 roku we wrześniu. Pierwsza rozprawa odbyła się w grudniu 2017 roku, ja napisałem w odpowiedzi na rozwód, że się nie zgadzam bo Kocham swoją żonę i że przyrzekałem miłość wierność i uczciwość małżeńską, bo jesteśmy małżeństwem sakramentalnym. Pierwsza rozprawa została zakończona i wyznaczono nowy termin ze względu na brak dowodów przedstawionych przez żonę.

Wracając trochę wcześniej, Żona wyprowadziła się do innego mieszkania w styczniu 2017 roku. Przeżyłem to ale byłem pochłonięty pracą w tamtym okresie, notabene pracą która mnie wyniszczała ale to był okres że prowadziłem duży projekt i on jednocześnie zgrał się z tym wydarzeniem. Po wyprowadzce spotykaliśmy się częściej lub rzadziej, a ja popełniałem cały czas błędy lub bałem się podjąć decyzji o stanięciu w prawdzie i podjęciu kroków czy ratujemy małżeństwo czy nie ratujemy, zostawiłem sprawy bez żadnej decyzji a małżeństwo dogorywało – tak to widzę z obecnej perspektywy, wtedy byłem za głupi i za bardzo niedojrzały aby wziąć sprawy w swoje ręce. Zawodziłem, Żona też nie ratowała, nie nalegała, nie pomagała, myślała że ja się domyślę co ona chcę abym zrobił, w pamięci mam jedno lub dwa wydarzenia o których w tamtym czasie z nią rozmawiałem. Kolega zaprosił mnie na obronę doktoratu, na takie nieoficjalne spotkanie w małym gronie. W tym dniu zjedliśmy razem obiad z Żoną i zapytałem się żony czy nie poszła by ze mną, ona mówi że nie żebym szedł sam, a ja się pytam czy iść czy może zostaniemy razem a ona mówi że idź że to Twój kolega, no i poszedłem. Potem po jakimś czasie podczas naszych rozmów czy kłótni dowiaduje się od niej że poszedłem na to spotkanie a ona znowu była na drugim miejscu i że ją zawiodłem. Kolejny raz umówiliśmy się do kina, był to czas jak nie mieszkaliśmy razem, przyszła najpierw do mnie do mieszkania miała torbę na ramieniu a ja nie wiedziałem co w niej jest, a potem poszliśmy do kina, po kinie zaczęliśmy trochę rozmawiać a później odprowadziłem ją do autobusu na przystanek i pojechała do domu. Znowu po jakimś czasie dowiaduje się od niej podczas rozmowy albo kłótni, że ona wtedy w tamtym dniu miała torbę z kosmetykami i ubraniem że chciała abym ją zaprosił do mnie aby została na noc, na niedziele. Ja się kompletnie nie domyśliłem tego że ona tego chce, naprawdę i też nie zaproponowałem, wiem, to był kolejny mój błąd. Takie błahe sprawy pokazują że żadna ze stron nie potrafiła wyrazić swoich oczekiwań co do drugiej osoby. Takie błahe rzeczy oddalały nas od siebie. Ostanie nasze wspólne wyjazdy na wakacje też nie były udane. Polecieliśmy kiedyś razem do Egiptu. Pech chciał że dostaliśmy miejsca w samolocie przy oknie awaryjnym gdzie było bardzo zimno. Ja się przeziębiłem i w Egipcie się leczyłem z choroby. Wakacje się nie udały. Wyjazd do Portugalii również, ja pojechałem z nastawieniem aby jak najwięcej pozwiedzać, zorganizowałem nasz wspólny czas na różnych wyjazdach, Żona chciała jedynie pobyć ze mną , ale ja wtedy tego nie wiedziałem a Ona mi tego nigdy nie powiedziała, teraz z perspektywy czasu to widzę. Kolejny i kolejny wyjazd nie był udany.

6 lat naszego małżeństwa, upływało a my oddalaliśmy się od siebie. Próbowaliśmy aby Żona zaszła w ciąże, ale 2 krotnie poroniła, ja nie wiedziałem jak jej pomóc w tamtym czasie, dawałem jej rady, próbowałem ją pocieszać bo taki jest facet, Ona chciała tylko żebym był przy niej i ją wysłuchał i zrozumiał. Kompletnie wtedy nie wiedziałem, ze tak bardzo różnią się między sobą kobieta i mężczyzna. Cały czas próbowałem radzić a trzeba było być przy niej. A ja chodziłem na zajęcia siatkówki, spotkania z kolegami, na piwo, byłem zmęczony po pracy bo ciężko pracowałem i nie miałem sił wieczorami. Ważne były dla mnie sprawy nieważne z perspektywy małżeństwa.

W końcu w czerwcu 2017 roku, Żona powiedziała że chce rozwodu, dla mnie to był grom
z jasnego nieba, wiedziałem że jest kiepsko ale cały czas myślałem że będzie jeszcze dobrze – jakże się myliłem. Właśnie „myślałem” a powinienem działać. Na nic zdały się moje prośby, błagania, płacze, obietnice, Żona postanowiła i stało się, złożyła we wrześniu pozew. Byłem załamany, nie mogłem spać, jeść, może przesadzam ale też i oddychać z trudem mogłem, to była taka sytuacja jakby ktoś coś mi wyrywał z wnętrza, jakby coś się zmieniało nieodwracalnie i naprawdę się zmieniło. Pierwszy miesiąc był okropny, zawieszenie w czasie i przestrzeni, akurat zbiegło się ze zmianą pracy i okresem gdzie tej pracy nie miałem, to okazało się zbawienne bo ciągle myślałem o tej sytuacji. Właśnie brak zajęcia spowodował, że moja przemiana nastąpiła tak szybko.
Po miesiącu bycia wrakiem człowieka, poszedłem w niedzielę do spowiedzi, było mi tak bardzo ciężko, poszedłem do spowiedzi po kilku latach niechodzenia, ten brak spowiedzi praktycznie przez całe małżeństwo miał kolosalny wpływ na obecną sytuację. Od momentu ślubu w 2011 roku do momentu oznajmienia o rozwodzie w 2017 roku byłem tylko 1 raz u spowiedzi, w 2016 roku jak zmarła mama Żony. Ta spowiedź okazała się zbawienna. „Trafiłem” na księdza który, powiedział mi o Wspólnocie Sychar. Zacząłem szukać informacji o wspólnocie, przeglądać forum i czytać namiętnie to forum szukając ratunku. Po drodze przeczytałem mnóstwo książek takich jak Warto naprawić małżeństwo Jacka Pulikowskiego, 5 języków miłości, książki o. Augustyna Pelanowskiego - Życie udane czy udawane i wiele innych. Dojrzewałem w moment. Zacząłem spotykać się z Żoną, ona postanowiła wyremontować swoje mieszkanie, zacząłem jej pomagać w drobnych pracach wykończeniowych, bo od wszystkiego miała ekipę, ale w drobnych sprawach jej pomagałem, pomagałem jej w wybieraniu zmywarki, okapu kuchennego, łóżka i wielu innych drobnych rzeczy, jeździłem z nią po sklepach, pomagałem jej również w jej pracy, bo jej praca jest pokrewna z moją, pomagałem jej głównie merytorycznie. Słuchałem jej, doradzałem, rozmawialiśmy normalnie o sprawach codziennych, o sobie zapomniałem. Całe małżeństwo myślałem tylko o sobie, teraz przeszedłem intensywny kurs dojrzewania, stałem się jakby innym człowiekiem. Jednocześnie chodziłem regularnie do spowiedzi, raz w miesiącu i Komunii Świętej. Przed 1 rozprawą odmówiłem Nowennę Pompejańską w intencji ratowania naszego małżeństwa, po 1 rozprawie odmówiłem drugą Nowennę Pompejańską w intencji nawrócenia mojej żony.

W tym czasie zrozumiałem bardzo wiele, zrozumiałem, ze chciałem aby Żona była taką jak ja chcę, mało liczyło się to co ona chce. To nas niszczyło, niszczyła mnie również praca, której już nie lubiłem a trwałem tam, trwałem o dwa lata za późno w tej pracy. To jest kolejny mój błąd jaki popełniłem. Mało jej okazywałem ciepła, bo sam nie miałem go w sobie, nie adorowałem jej, wymagałem dużo od niej i dużo też od siebie.
Przez ten rok naprawdę się zmieniłem, zacząłem dostrzegać w niej kobietę, taką jaką jest naprawdę, zacząłem jej sprawiać przyjemności takie jak dawanie kwiatów, zapraszanie jej na wspólne obiady, wyjścia do kina, wyjścia na rower, rolki, wspólne wyjścia na zakupy. Nawet raz ją namówiłem na wspólne wyjścia do Kościoła, na koncert w czasie adwentu po mszy świętej. Od momentu oznajmienia o rozwodzie nigdy już razem nie byliśmy na Mszy Świętej wspólnie. Żona sama nie chodzi teraz do kościoła. Dodam że Żona nie ma nikogo, ja też nie mam nikogo.

Cały czas podtrzymywałem, zdanie i jej to powiedziałem, że nie zgadzam się na rozwód bo ją kocham. Teraz widzę, że za mało było w tym czasie głębokich rozmów, skupiłem się na dawaniu siebie, na służeniu jej i pomaganiu jej praktycznie w każdej sytuacji. Żona przyjmowała mą pomoc. Żona nie chodziła do Kościoła, ja przez 1,5 roku ani jednej mszy niedzielnej nie opuściłem. Cały czas kroczę tą drogą, zacząłem czytać Pismo Święte regularnie, prawie codziennie, chodziłem na spotkania Sychar, ale w pewnym momencie przestałem bo uwierzyłem że nic się już nie dzieję, za bardzo skupiłem się na bycia z żoną niż na ratowaniu naszego małżeństwa, czy to kolejny błąd? Chyba tak. W październiku 2018 roku zacząłem chodzić na Rekolekcję Odnowy w Duchu Świętym, teraz jestem w trakcie tych rekolekcji. Cały czas żyłem nadzieją, że nie dojdzie do rozwodu, cały czas trzymałem się zdania, że nie zgadzam się na rozwód.

Jakieś dwa tygodnie przed rozwodem rozmawialiśmy bardzo szczerze z żoną, mówiłem jej że ją kocham i że nie może żądać ode mnie rozwodu bo to jest sprzeczne z moją obietnicą. Widziałem po niej że bardzo to negatywnie przeżywa, im bliżej do rozprawy tym gorzej. Cierpiała, ja również. W czasie rekolekcji była mowa o Duchu Świętym, zacząłem więc Ducha Świętego prosić o pomoc, aby przyszedł i mi powiedział co robić. Dwa dni Przed rozprawą pojawił się film Ojca Adama Szustaka „Może trzeba odejść” i cytat z Biblii: „Pan będzie czuwał nad Twoim wyjściem i powrotem”. Dzień przed rozprawą doszło do mnie, że na siłę nic nie zmienię, że jak się nie zgodzę to będziemy siebie niszczyć w sądzie. Zgodziłem się, było bardzo bardzo ciężko wypowiedzieć słowo „tak” przez chwilę nie mogłem w sądzie wypowiedzieć ani słowa, nigdy w życiu nie przeżyłem tak ekstremalnej sytuacji a potem się rozpłakałem, bo w tym momencie pozwoliłem mojej Żonie odejść. Chcę powiedzieć, że ja nie chcę szukać sobie innej kobiety, nie po to zgodziłem się na rozwód. Nie chciałem abyśmy więcej cierpieli. Sąd jest bezduszną instytucją w której liczą się suche fakty. Teraz jest mi ogromnie ciężko, pochłaniam się moim obowiązkom i widzę, że one mi nie pomagają, nie mogę uwierzyć że to się stało. Co mam robić? Kompletnie nie wiem, straciłem nadzieję że nasze małżeństwo jeszcze naprawimy, myślę że to już koniec. Do rozprawy jeszcze wierzyłem, nawet zapytałem się Żony to dlaczego tak chętnie moją pomoc przyjmowała, to powiedziała że może rzeczywiście niepotrzebnie, ze darzy mnie braterską miłością ale to nie wystarcza jej w trwaniu w małżeństwie. W odpowiedzi na pozew napisała że ma nadzieje że jeszcze założymy rodziny z innymi partnerami i będziemy szczęśliwi. Chciałbym do Żony zadzwonić, spotkać się z nią, porozmawiać, chciałbym jej pomagać kosztem siebie, chciałbym ją widywać. Czy to nie jest znowu ważne co ja chcę? Czy jeszcze uda się naprawić to małżeństwo? Czy mam żyć samotnie do Końca życia? Nie rezygnuję z Boga, Kościoła, przyjmuję Komunię Świętą. Jest mi bardzo źle.
GosiaH
Posty: 1062
Rejestracja: 12 gru 2016, 20:35
Płeć: Kobieta

Re: Jak żyć po rozwodzie?

Post autor: GosiaH »

Witaj PP2011 na forum.

Napisałeś, że czytasz nas od jakiegoś czasu, korzystasz z polecanych lektur, starasz się pracować nad sobą.
Napisałeś dużo o miłości do żony.
I napisałeś też o tym, jak twoja droga przemiany postawy wobec żony raczej nie pomogła ...

Czy ty aby nie potrzebujesz pomocy kogoś, kto poznając twoją historię z bliska, ze szczegółami (tego forum nie zapewni i dla własnej ochrony i twojej rodziny, pamiętaj, net nie jest anonimowy) mógłby jakoś pomóc bardziej?
Ja wierzę, że jak zapraszamy Pana Jezusa do pomocy, to wszystko idzie w dobrym kierunku.

Czy ty rozważałeś spokojną rozmowę z żoną o tym, co was tak podzieliło ?
Macie ją już za sobą ?
Może warto ?

Pomodlę się za was
"Nie mów ludziom o Bogu kiedy nie pytają, żyj tak, by pytać zaczęli" św. Jan Vianney
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak żyć po rozwodzie?

Post autor: Pavel »

Witaj PP2011,
Ja nieco inaczej odebrałem ten szustakowy filmik. Mowa była tam o odejściu, gdy coś jest dla nas niszczące, szkodliwe i na ten moment nie da się nic zrobić. Po mojemu sytuacja taka jaką opisałeś nie zawiera się w tym zbiorze, Ojciec Szustak wyraźnie też zaznaczył, że nie oznacza to odchodzenie z małżeństwa z powodu problemów które nie są bezpośrednim zagrożeniem dla naszego zdrowia/życia. A i tu wyraźnie mówił o separacji.

Twoja decyzja, Twoje konsekwencje.
Teraz będzie „tylko” trudniej, co nie oznacza, że niemozliwe. Dla Boga nie ma bowiem niemożliwego.

Z Twego opisu wynika, że brakowało Wam przede wszystkim (poza Bogiem w Waszym życiu) wiedzy i świadomości podstaw, kulała komunikacja. To samo dotyczyło i mego małżeństwa przed kryzysem. Da się to nareperować o ile chce się wkroczyć na drogę pracy nad sobą.

Szukając analogii w podanych przez Ciebie przykładach przychodzi mi do głowy, że Twoja żona mogła uznać, że w rzeczywistości wcale tak mocno Ci nie zależało, skoro tak łatwo się poddałeś wbrew początkowym deklaracjom, mogła też oczekiwać walki o nią. To by się dla mnie pokrywało z oczekiwaniami kobiety myślącej, że mężczyzna się domyśli.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Ukasz

Re: Jak żyć po rozwodzie?

Post autor: Ukasz »

PP2011 pisze: 25 lis 2018, 16:06 Jakieś dwa tygodnie przed rozwodem rozmawialiśmy bardzo szczerze z żoną, mówiłem jej że ją kocham i że nie może żądać ode mnie rozwodu bo to jest sprzeczne z moją obietnicą. Widziałem po niej że bardzo to negatywnie przeżywa, im bliżej do rozprawy tym gorzej. Cierpiała, ja również. W czasie rekolekcji była mowa o Duchu Świętym, zacząłem więc Ducha Świętego prosić o pomoc, aby przyszedł i mi powiedział co robić. Dwa dni Przed rozprawą pojawił się film Ojca Adama Szustaka „Może trzeba odejść” i cytat z Biblii: „Pan będzie czuwał nad Twoim wyjściem i powrotem”. Dzień przed rozprawą doszło do mnie, że na siłę nic nie zmienię, że jak się nie zgodzę to będziemy siebie niszczyć w sądzie. Zgodziłem się, było bardzo bardzo ciężko wypowiedzieć słowo „tak” przez chwilę nie mogłem w sądzie wypowiedzieć ani słowa, nigdy w życiu nie przeżyłem tak ekstremalnej sytuacji a potem się rozpłakałem, bo w tym momencie pozwoliłem mojej Żonie odejść.
Zgodziłeś się na rozwód. Co Ci to dało?
W sumie zgadzałeś się po kolei na wszystko, aż pozwoliłeś wymóc na sobie deklarację, że już jej nie kochasz. Jak teraz wyglądasz w jej oczach?
Wiem, że jest Ci bardzo źle, a ja jeszcze Ci dowalam, ale te pytania są ważne. Coś mi się kołacze w głowie, że w ciągu tygodnia od orzeczenia można jeszcze odwołać zgodę...
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak żyć po rozwodzie?

Post autor: Nirwanna »

Ukasz pisze: 25 lis 2018, 20:58 Coś mi się kołacze w głowie, że w ciągu tygodnia od orzeczenia można jeszcze odwołać zgodę...
Mi się coś podobnego kołacze.
I bardzo zgadzam się z tym, co napisał Pavel.
Sporo drogi do dojrzewania jeszcze przed Tobą, obyś nigdy nie odstąpił od Boga na niej.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Ukasz

Re: Jak żyć po rozwodzie?

Post autor: Ukasz »

Sprawdziłem: jeśli w ciągu 7 dni od ogłoszenia wyroku strona złoży prośbę o pisemne uzasadnienie wyroku, to może następnie wystąpić o apelację i w niej cofnąć zgodę na rozwód.
http://www.archiwum.kryzys.org/viewtopic.php?t=11221
I to samo tu:
http://sychar.org/promocja/broszura/bro ... ar-www.pdf s. 66-67, świadectwo Krzysztofa.
Tak naprawdę nie jest istotne to, co postanowił sąd, lecz co zrobiłeś i robisz Ty. Z tym będziesz żył, to jest Twoja odpowiedzialność. Nie jest wykluczone, że dla Twojej żony też Twoja postawa jest istotniejsza niż wyrok sądu. Już kilka razy chciała, żebyś o nią zawalczył, a Ty tego nie dostrzegłeś. Czy tym razem znów nie chodziło o to samo, tylko w znacznie większej skali i w sytuacji, która powinna być dal Ciebie oczywista?
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Jak żyć po rozwodzie?

Post autor: s zona »

Pavel pisze: 25 lis 2018, 17:23

Szukając analogii w podanych przez Ciebie przykładach przychodzi mi do głowy, że Twoja żona mogła uznać, że w rzeczywistości wcale tak mocno Ci nie zależało, skoro tak łatwo się poddałeś wbrew początkowym deklaracjom, mogła też oczekiwać walki o nią. To by się dla mnie pokrywało z oczekiwaniami kobiety myślącej, że mężczyzna się domyśli.
Witaj ,
zgadzam sie z tym ,co pisze Pavel ,bardzo to mnie dotyka ..
Mnie osobiscie maz " zaimponowal" gdy na moje 10 str wniosku o separacje odpowiedzial ,ze sie nie zgadza i chce nadal byc mezem ...
A moze zona Twoja chciala Cie w ten sposob pobudzic do dzialania - jakkolwiek to brzmi - ale nieraz dopiero kubel zimnej wody na glowe zadziala ..I teraz jest rozczarowana Twoja postawa..a Ty sam tez nie jestes szczesliwy ze zgody ,wbrew sobie ...
Wiec moze warto zaryzykowac ...
Ukasz pisze: 25 lis 2018, 20:58
Coś mi się kołacze w głowie, że w ciągu tygodnia od orzeczenia można jeszcze odwołać zgodę...

Moze warto zawalczyc jeszcze o Was ?
Pomodle sie o prowadzenie Ducha sw i madre decyzje :)

ps moze tez warto poczytac ,jak " dzialaja kobiety " ;) Gundor kiedys swietnie to obrazowal ...
https://www.youtube.com/results?search_ ... G++KOBIETY
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Jak żyć po rozwodzie?

Post autor: s zona »

Widze ,ze Ukasz juz to sprawdzil i mozna , swietnie .. teraz wszystko w Twoich rekach .
Bozej Odwagii :D

A to moja ulubiona modlitwa do Ducha sw

Duchu Święty, natchnij mnie.
Miłości Boża, pochłoń mnie.
Po prawdziwej drodze prowadź mnie.
Maryjo, Matko moja, spójrz na mnie.
Z Jezusem błogosław mi.
Od wszelkiego zła,
Od wszelkiego złudzenia,
Od wszelkiego niebezpieczeństwa,
zachowaj mnie!

Amen.

http://skarbykosciola.pl/xix-wiek/maria ... hnij-mnie/
PP2011
Posty: 2
Rejestracja: 18 lis 2018, 20:58
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak żyć po rozwodzie?

Post autor: PP2011 »

Dziękuje wszystkim za odpowiedzi.

Ja naprawdę walczyłem o żonę, tak jak umiałem. Tak siedzę i siedzę i nie wiem co więcej odpisać. Wiem, moje starania nie pomogły, wiem zgodziłem się na rozwód i będę musiał z tym żyć, nie chcę użalać się nad sobą ale jestem bezsilny. Oddałem to wszystko Panu Jezusowi bo sam nie wiem co robić.
Ukasz

Re: Jak żyć po rozwodzie?

Post autor: Ukasz »

Powtórzę Ci to, co przeczytasz tu dziesiątkach innych wątków: buduj siebie. Może Twoja żona kiedyś to zobaczy i będzie chciała wrócić. A może tak się nie stanie i będziesz z tego miał "tylko" lepszego siebie i dzięki temu pełniejsze życie.
A od siebie, raczej wbrew dominującej tu opinii, dodam jeszcze jedno: kochaj wciąż swoją żonę, pielęgnuj swoją miłość do niej. Nie łudząc się szybkim powrotem, godząc się z tym, że może nigdy nie wrócić.
twardy
Posty: 1889
Rejestracja: 11 gru 2016, 17:36
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak żyć po rozwodzie?

Post autor: twardy »

Ukasz pisze: 06 gru 2018, 18:56 A od siebie, raczej wbrew dominującej tu opinii, dodam jeszcze jedno: kochaj wciąż swoją żonę, pielęgnuj swoją miłość do niej. Nie łudząc się szybkim powrotem, godząc się z tym, że może nigdy nie wrócić.
Podpisuję się pod tym, ale czy dominująca opinia na forum jest inna? Hmm...nie jestem pewien.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak żyć po rozwodzie?

Post autor: Pavel »

twardy pisze: 06 gru 2018, 19:01
Ukasz pisze: 06 gru 2018, 18:56 A od siebie, raczej wbrew dominującej tu opinii, dodam jeszcze jedno: kochaj wciąż swoją żonę, pielęgnuj swoją miłość do niej. Nie łudząc się szybkim powrotem, godząc się z tym, że może nigdy nie wrócić.
Podpisuję się pod tym, ale czy dominująca opinia na forum jest inna? Hmm...nie jestem pewien.
Również to polecam, i podobnie jak twardy nie zauważyłem, by stało to w opozycji do tego co czytam zazwyczaj na forum.
Jednocześnie - sposoby okazywania tej miłości, jak słusznie mówił ks. Dziewiecki powinny/mogą być zależne również od postawy współmałżonka ;)
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Ukasz

Re: Jak żyć po rozwodzie?

Post autor: Ukasz »

No dobrze. Choć ja też nie byłem pewien ("raczej"), to i tak może ująłem to za mocno: o ile pierwsza wskazówka jest akceptowana i powtarzana powszechnie, ta druga częściej budzi wątpliwości. A jeśli to Wy macie rację, Twardy i Pavel, to jeszcze lepiej.
CzysteŚwiatło
Posty: 120
Rejestracja: 22 wrz 2018, 13:53
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Jak żyć po rozwodzie?

Post autor: CzysteŚwiatło »

To ja może napiszę coś od siebie, tak kompletnie z czapy, z infantylnej perspektywy: Na prawdę bardzo rozumiem to, że nie miałeś siły walczyć w sądzie. Ja jeszcze nie zaczęłam walki, a już się zastanawiam, czy się nie zgodzić na rozwód. Wierzę, że nie jest Ci łatwo. No ale trudno stało się. Tylko, że skoro już przepadło, jesteście cywilnie obcymi ludźmi, a z jakiegoś powodu nie możesz złożyć odwołania, to tak właściwie co Ci szkodzi.... oświadczyć się? Bo jeśli Twoja żona nie chce za bardzo naprawiać, lub niespecjalnie to naprawianie wychodzi, to można by w pewien sposób zacząć zupełnie od nowa. Jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało.

A tak mniej infantylnie: ja codziennie rano i wieczorem powierzam mojego męża pod opiekę Matki Boskiej i proszę aby nad nim czuwała i zmieniała jego serce. Bardzo mi to pomaga, jeśli mam świadomość, że ma on taką dobrą opiekę wtedy, gdy ja nie mogę być obok ;)
"Panie, przepasz mnie i poprowadź gdzie ja nie chcę pójść"
Jagodzianka

Re: Jak żyć po rozwodzie?

Post autor: Jagodzianka »

Jak żyć po rozwodzie?

Jak najbliżej Chrystusa. Taką drogę wybrałam i polecam z całego serca.

Długo nie chciałam zgodzić się na rozwód, prawie dwa lata. Próbowałam wszystkiego, co można, starając się wyważyć środki, jakimi mogłam działać. Wszystkie ważne rozmowy między nami były najpierw omodlone, konsultowane z moim psychologiem - tak bardzo chciałam zrobić wszystko tak, jak trzeba. Uczciwie, aby nie zamieniło się to w jakąś formę presji, aby nie ranić, nie krzywdzić, nie zniechęcać. Pewnie taka moja postawa przedłużyła jedynie czas, jaki minął od decyzji męża o odejściu, a faktycznym dniem złożenia pozwu - ale zorientowałam się, że tak naprawdę mąż podjął tę decyzję ze 4-5 lat temu. Tak więc było to wszystko nieuniknione. Mąż na swój sposób próbował coś w sobie odbudować już te kilka lat temu (szkoda tylko, że mnie o tym nie uprzedził). Ale nie udało się, nie znalazł w sobie motywacji do bycia razem dalej (jest niewierzący, nie mamy dzieci). Dla mnie Sakrament Małżeństwa jest ważny, dla niego był tylko tradycyjnym obrzędem. Przyszedł dzień, kiedy trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy - po ludzku nie dało się już nic zrobić, niech mąż idzie wolno.

Rozprawa trwała 30 minut. Powiedziałam, że kocham męża. Ale musiałam też odpowiadać zgodnie z prawdą na inne pytania sędziego, które dobitnie świadczyły o tym, że tej więzi między nami już nie ma. Musiałam to przyznać sama przed sobą. Aby być razem, musielibyśmy budować wszystko od początku.

Przyznam, że bałam się słów sędziego, kiedy ogłaszał wyrok - a tymczasem czułam jedynie spokój. Wiem, że zgoda na rozwód nie jest na tym forum pochwalana - ja zresztą też nie pochwalam takiej zgody co do zasady. Jednak czułam, że akurat w przypadku mojego męża - upieranie się przy niezgodzie - odniosłoby przeciwny skutek. On pragnął wolności. W rezultacie nie byłoby czego później zbierać, bo rozwód i tak by otrzymał, a po drodze musiałyby może paść słowa, których nie dałoby się już cofnąć i które uniemożliwiłyby całkiem nasze pojednanie w przyszłości.

Chciałam, aby w sądzie wybrzmiały moje słowa o miłości do męża. I wybrzmiały. On powiedział, że nie kocha.

Po rozprawie sztywno się przytuliliśmy, mąż szepnął "dziękuję" i to wszystko.

Dla mnie nic się nie zmienia. Będę "żoną na odległość", bez męża u boku. Małżeństwo i męża zawierzyłam Bogu. Myślę, że jeśli wola Boga jest taka, byśmy byli razem, to będziemy. Dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych. W codziennej modlitwie wspominam męża, proszę Boga o jego nawrócenie i o to, abym wciąż widziała sens w trwaniu w wierności.
ODPOWIEDZ