Witajcie moi drodzy,
spieszę Wam donieść, że intencji przez wstawiennictwo św. Ojca Pio jest coraz więcej, tak, że nie jest Ksiądz w stanie wyczytywać wszystkich intencji. Oczywiście wszystkie Wasze intencje, które dotychczas powierzyłam, są omadlane - codziennie i w każdy piątek podczas Mszy św., a także każdego 23 miesiąca. Ponieważ było bardzo dużo intencji za dusze w czyściu cierpiące, została na to wydzielona osobna księga intencyjna za zmarłych. Ksiądz bardzo zaleca, aby powierzać tam zmarłe osoby z rodzin, miejsc pracy, sąsiedztwa, itp.. które mamy w w sercach ale
z imienia prosząc przez wstawiennictwo stygmatyka o łaskę nieba. Jeśli chcecie, to możecie sami wysyłać na maila treść intencji na adres:
intencjepio@wp.pl lub przeze mnie (wtedy mogę je wpisywać w księgę wyłożoną w Kościele. Intencje przesłane mailem są wydrukowywane i wklejane do księgi. Bardzo polecam modlitwę za dusze czyśćcowe waszych najbliższych. Nawet nie wiecie, jak bardzo modlitwa ta jest skuteczna i miła Bogu, a dusze czyśćciowe gdy trafią do nieba wstawiają się za nami. Można także nadal przesyłać treści intencji za żywych rozmaite. Modlitwa za zmarłych w Gdańskim Kościele Kapucynów będzie trwać przez wszystkie piątki września!!!!
Jak bardzo skuteczna jest modlitwa (także przez wstawiennictwo Ojca Pio) to dam własne świadectwo. Crazy córeczka lubi odwalać numery Tatusiowi w Dzień Ojca. W końcu mówią na mnie "kawał czorta"
Od początku. W środę rano w pracy wleciał do mojego pokoju ptaszek. Usiadł i popatrzył, po czym postanowił odlecieć, ale niestety walnął się dwa razy dzióbkiem w szybę
, za trzecim razem udało mu się odlecieć na wolność. Wiedziałam, że to jakiś znak, ale nie wiedziałam jaki
. Za godzinę zadzwonił telefon, że mój Tata miał wylew w nocy i jest w szpitalu w Elblągu w stanie krytycznym (nawet samodzielnie nie oddycha) i jeśli chcę się z Nim zobaczyć to tylko dziś, najlepiej zaraz. Powiedziano mi, że jeśli do czwartku przeżyje (w co sami wątpią), to zrobią procedurę dwukrotnego badania orzekającego śmierć mózgu i odłączą aparaturę. Rozczytałam owego "ptaszka" jako znak, że to Anioł Stróż Taty wysłał go do mnie, abym się za Tatę wstawiała, bo Jego dusza chce odejść, zakończyć ziemską wędrówkę, ale nie może, gdyż potrzebuje modlitwy, mojej modlitwy. Pojechałam zaraz do Taty, poprosiłam na szybko kapelana szpitalnego, który udzielił Tacie sakramentu pojednania i namaszczenia chorych i pożegnałam się z Tatą, cały czas mówiłam Koronkę. Jednocześnie powierzyłam Bratu modlącemu się w intencjach Ojca Pio mojego Tatę, co ja będę sama Ewangelicznego "paralityka" niosła, potrzeba wsparcia. Wracając zdążyłam na Mszę św., którą odprawiał ten właśnie bliski ksiądz (opiekun grupy za wstawiennictwem Ojca Pio), który powierzył wraz ze mną mojego tatę prosząc o dobrą śmierć. Msza św. wyszła tak sama, nie umawialiśmy się - po prostu ów ksiądz miał odprawiać wieczorem, a ja zdążyłam wrócić na ten czas. Czyli zgodnie z tytułem tego wątku uczyniliśmy właśnie to:
zanieśliśmy paralityka i to dosłownie (czyli mojego Tatę, był sparaliżowany całkowicie po tym wylewie) na Mszę św.
Efekty powierzenia i o tym, jak Bóg odpowiedział na modlitwę (znacznie hojniej niż prosiliśmy, to w Jego stylu, bo ma rozmach w hojności
):
Lekarze w czwartek wycofali się z badania orzekającego śmierć mózgu, gdyż u mojego Taty pojawiły się pojedyńcze samodzielne oddechy. Stan krytyczny bez zmian, bez rokować, nie leczony, tylko podtrzymywany przy życiu. Nadszedł piątek, a jednocześnie uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa. Lekarze zdecydowali, że zrobią badanie, którego zaniechali w czwartek (było to w planach Bożych). Pierwsze badanie rano stwierdziło śmierć mózgu. Drugie miało być przeprowadzone o 17-stej i potem o 18 miano odłączyć aparaturę. O godzinie 18-stej miała być odprawiana Msza św. za dusze czyśćcowe przez wstawiennictwo św. Ojca Pio
Postanowiłam nie wybierać się do Taty, tylko iść na tę Eucharystię i Jego zanieść w sposób szczególny wraz z wszystkimi intencjami. Jest godzina 15. Mówię Koronkę do Miłosierdzia Bożego, za Tatę oczywiście. Kończę Koronkę, dzwoni telefon ze szpitala: Tata zasnął na wieczność o godz. 15:05, czyli w momencie kiedy odmawiałam Koronkę, w piątek, w taką uroczystość Serca Pana Jezusa, w godzinę Jego śmierci na Krzyżu i w godzinę Miłosierdzia. To się nazywa nie dobra śmierć, ale najlepsza, śmierć dusz wybranych. Tak sobie to Pan Bóg zaplanował i nic nie było w stanie tych Jego planów pomieszać, nawet lekarze odstąpili od badań czwartkowych, bo Wolą Bożą było powołać Go do Niebo w piątek w tej szczególnej godzinie. I jeszcze ta wczorajsza Msza św. w intencji dusz czyśćcowych, która była bardzo uroczysta. Dla mnie to nie jest smutne wydarzenie, wręcz przeciwnie, chociaż może wydawać się to komuś dziwne. Jestem jakby oswojona ze śmiercią. Tzn. jest smutek, ale wraz z radością, bo przecież to życie doczesne jest tylko drogą, której celem jest życie wieczne, a mój Tatuś dotarł do tego celu, którego zawsze pragnął. Przy tej okazji chcę dać świadectwo tego, że to wydarzenie jest dowodem tego, że spełniła się obietnica Pana Jezusa dla tych, którzy odprawiają Pierwsze Piątki Miesiąca. Mój Tata odprawiał. Ja również i to nie jeden raz (właściwie stale odprawiam), więc na taką piękną śmierć liczę. Teraz odprawiam pierwsze piątki w intencji męża, załatwię Go na cacy
Polecam.
Napisałam, aby dać dwa świadectwa i Was zachęcić do dwóch rzeczy:
1.do powierzania dusz waszych zmarłych (
z imienia!!! nie tylko z nazwiska przez wstawiennictwo św. Ojca Pio
2.oraz do Nabożeństwa Pierwszych Piątków Miesiąca.
Mój kolega ofiarował Pierwsze Piątki za swoich niewierzących kuzynów, którzy się już nawrócili.
Pozdrawiam i zachęcam do powierzania intencji. Jak widzicie jesteśmy wyjątkowo skuteczną grupą wstawienniczą.