Dziś niedługa historyjka ale za to z trzecim dnem.
Pewien pan w czerwonym płaszczyku z kijkiem w dłoni i grupą kamratów, czule pożegnawszy się pierwej ze swą małżonką, udał się na spacer.
Tak szli i szli aż spotkali inną grupę, która też chciała zażyć trochę oddechu z dala od rodzinnych włości.
Kiedy się spotkali to bardzo się ucieszyli.
By przełamać pierwsze lody zaczęli się przekomarzać na temat wykonywanych u siebie zawodów.
I tak jeden pochwalił się że jest garncarzem, drugi rzeźbiarzem a trzeci kowalem.
Natenczas pan w czerwonym płaszczu zapytał swych kamratów czym oni się zajmują.
Ze swadą odrzekli że są złotnikami (jacek sychar jako chemik wam to potwierdzi w razie co). I to złotnikami co się zowie bo potrójnymi. Aha - no i że znają się na swym fachu jak nikt inny w tej krainie.
Zapadła chwila ciszy tu i ówdzie przepleciona cieniutką acz jaskrawą nitką konsternacji.
Jednak pan w czerwonym płaszczyku z kijkiem w dłoni nie pozwolił jej trwać nad potrzebę i..
..i dalej poszli już RAZEM:
https://youtu.be/aNa3Co83_gk
ps wymogu bezwzględnego nie ma - ale owa scenka zyskuje na przekazie, gdy ogląda się ją na volume 50+